Zostali zdradzeni przez własne państwo, bo mieli złe pochodzenie. Ich bliskich mordowano w obozach. Oni ocalali – i dostali szansę, by zemścić się na nazistach.
Wojny nie wygrywa się jedynie regularnymi oddziałami, ale również siłami specjalnymi. Rozumiała to Wielka Brytania, która na pewnym etapie musiała stawić czoło całej potędze nazistowskich Niemiec. Okazało się jednak, że komandosi brytyjscy to za mało. Konieczne było znalezienie jakiegoś rewolucyjnego, spektakularnego rozwiązania. I takie właśnie zaproponował Winstonowi Churchillowi nowy dowódca Special Service Brigade, lord Mountbatten. Według niego nowi komandosi powinni rekrutować się z podbitych przez Niemcy narodów.
Najtajniejsi z tajnych
Churchill zapalił się do tego pomysłu i 2 lipca 1942 roku powstała jednostka złożona z kompanii francuskiej, holenderskiej, belgijskiej, norweskiej, polskiej i jugosłowiańskiej. W jej skład miała wejść również tajemnicza Kompania X. Jej członkowie mieli rekrutować się z uchodźców z terenów Niemiec i Austrii. Zdecydowaną większość z nich stanowili młodzi Żydzi, którzy dostali się do Wielkiej Brytanii w ramach programu Kindertransport. Wielu z nich trafiło wcześniej do cieszącego się kiepską opinią Korpusu Pionierów, który nie mógł brać udziału w działaniach bojowych. Tak zaś w książce Kompania X scharakteryzowała ich Leah Garrett:
Kompania X miała być tajną siłą uderzeniową Wielkiej Brytanii w wojnie z Niemcami. Jej żołnierze mieli zabijać i brać do niewoli nazistów na polu walki. To jednak nie wszystko. Ich zadaniem było natychmiast przesłuchiwać pojmanych Niemców, jeszcze pod ogniem lub tuż po zakończeniu walki.
O tym, kim tak naprawdę są nowi rekruci, miał nie wiedzieć prawie nikt. Z początku w sprawę wtajemniczonych było zaledwie 6 osób. Kryteria przyjęcia były bardzo restrykcyjne. Kandydaci musieli charakteryzować się sprawnością i tężyzną fizyczną, a jednocześnie być na tyle zdeterminowani, by podejmować naprawdę ogromne ryzyko. Dla żydowskich uchodźców, których rodziców np. zamordowano w obozie koncentracyjnym, nie stanowiło to jednak problemu. Na spotkania rekrutacyjne zaproszono łącznie 350 młodych żołnierzy. Ostatecznie selekcję i podstawowe szkolenie przeszło zaledwie 87 z nich.
Wymazana tożsamość
Wszyscy komandosi z Kompanii X musieli przybrać całkowicie nową tożsamość. Było to nie lada wyzwanie: wyprzeć się siebie i całego swojego dotychczasowego życia. Idealnie obrazuje to rozmowa, przytoczona w książce Kompania X przez Leah Garrett:
– Jak się nazywasz, żołnierzu? – zapytał. Nieco stremowany bezpośrednim zwróceniem się do niego Tony podał swe prawdziwe nazwisko, Hans Fürth. – Nie – odparł kapitan. – Przy wyjściu z obozu szeregowy Fürth przestanie istnieć. Każdy z was ma sobie wymyślić nowe, brzmiące z brytyjska nazwisko i pasującą do niego historię. Macie kwadrans. Tylko nie nazwijcie się wszyscy Montgomery.
Z wyborem nowego nazwiska wiązały się czasem niezwykłe historie. Jeden z komandosów posłużył się pseudonimem, pod którym statystował w filmach. Inny zapożyczył je od lubianego nauczyciela. Jeszcze inny, nie mając pomysłu, „nazwał się” Anson – bo usłyszał przelatujący w pobliżu samolot Avro Anson. Niektórzy byli „proszeni” o wybranie innego nazwiska, ponieważ tego, na które się zdecydowali, nie byli nawet w stanie poprawnie po „brytyjsku” wymówić. Dochodziło nawet do kuriozalnych „kradzieży” personaliów, kiedy jakiś rekrut, słysząc w kolejce ciekawą propozycję innego przyszłego komandosa, podawał ją jako własną!
Z dnia na dzień musieli przestać istnieć
Dla rekrutów konieczność „pozbycia się” tożsamości była dramatem, ponieważ na tym etapie wojny wielu z nich utraciło już swoich bliskich, a część z nich – nawet bagaże z rodzinnymi pamiątkami. Ich nazwiska były ostatnią rzeczą, jaka łączyła ich z dawnym życiem. Dodatkowo co bardziej religijni z żydowskich komandosów musieli liczyć się z tym, że nie będą mogli obchodzić świątecznych dni. Zamiast tego będą w ich trakcie wykonywać misje bojowe oraz spożywać potrawy, które nie są koszerne.
Ci, którzy wciąż posiadali jakiekolwiek zdjęcia czy dokumenty zawierające ich prawdziwe nazwisko, mieli obowiązek oddać je komuś na przechowanie. Zabroniono im również pisania pamiętników. Wielu rekrutów z początku miało problem z zapamiętaniem swojego nowego „ja” i wymyślonej biografii. Dlatego nawet między sobą przyszli komandosi unikali rozmów o swoim wcześniejszym życiu, aby np. na torturach nie zdradzić niczego o swoich kompanach.
Czytaj też: Ratunek za wszelką cenę. Żydowskie dzieci ocalone przed eksterminacją z rąk Niemców
Jak wtopić się w tłum?
Jako że wszyscy rekruci mówili po angielsku z niemieckim akcentem, musieli na poczekaniu wymyślić sobie jakąś historię, która by to uzasadniała (np. o niemieckiej niani). Ale bywały też bardziej „kreatywne” pomysły. Jeden z przyszłych komandosów, kiedy podczas szkolenia został ulokowany u brytyjskiej rodziny, próbował wmawiać gospodarzom, że jego obcy akcent wynika z… licznych podróży jego ojca w interesach.
Na tamtym etapie rekruci ćwiczyli nowe podpisy i palili resztki pamiątek czy przedmioty religijne, które mogłyby ich zdradzić, a których nie odesłali znajomym. Zdarzało się, że w trakcie pobytu w kolejnych lokalizacjach byli demaskowani przez miejscowych. Nigdy nie pociągnęło to jednak za sobą poważnych konsekwencji, ponieważ generalnie młodzi żołnierze budzili sympatię ludności. Szczególnie ze względu na swoje tak różne od typowych wojaków maniery.
Tak hartowała się stal…
Część członków Kompanii X miała okazję zadebiutować przy okazji lądowania na plaży Białej pod Dieppe, ale operacja zakończyła się kompletną klęską. Ich dowódca, kapitan Bryan Hilton-Jones, postanowił wówczas, że będzie poddawać rekrutów jeszcze bardziej intensywnemu szkoleniu. Mieli być lepsi od wszystkich innych brytyjskich żołnierzy i wiedzieć o armii niemieckiej więcej niż sami Niemcy.
Pierwszym miejscem, do którego trafili, było Aberdovey w Walii. Szkolenie zaczęło się od wyczerpujących biegów po tamtejszych wzniesieniach i przeskakiwania wysokich na 1,5 metra przeszkód. Taki wysiłek u niejednego przyszłego komandosa wywołał wręcz torsje. A potem doszły do tego biegi z 20 kilogramami sprzętu. Dystans sięgał w pewnym momencie nawet 65 kilometrów. Horrorem była też wspinaczka na górę Snowdon (najwyższą górę Walii – przyp. red.), którą rekruci mieli poznać (…) niczym starego przyjaciela. Mimo to w trakcie tych morderczych szkoleń młodzi Żydzi robili wszystko, by zasłużyć na słowo pochwały od zwykle małomównego dowódcy. Niestraszne im było nawet przepłynięcie rzeki z całym ekwipunkiem. Zimą.
Kapitan Hilton-Jones oczekiwał od nich również solidarności z kompanami. Potrafił zbesztać tych, którzy zadowoleni z siebie jako pierwsi dobiegali do mety, podczas gdy inni padli po drodze: – Gdy mówię, że nie łamie się szyku, nie łamie się szyku. Jeśli ktoś zemdleje, po prostu niesiecie go dalej.
Czytaj też: Przedwojenny GROM. Mieliśmy swoich komandosów, kiedy Brytyjczykom jeszcze się o tym nie śniło
Agent 007 to przy nich amator
Niektóre z treningów przyszłych komandosów z Kompanii X były bardziej oryginalne niż inne. Na przykład uczono ich technik otwierania zamków, czyli zwyczajnego włamywania się! Mieli też osiągnąć mistrzostwo w sztuce kamuflażu. I osiągali! Kiedy zapraszano miejscowych chłopów na pole i pytano, czy kogoś widzą, ci doznawali ciężkiego szoku, gdy nagle tuż obok nich jak spod ziemi wyłaniali się ukryci żołnierze. Ćwiczono ich również w nocnym funkcjonowaniu, każąc im sypiać za dnia. Mieli nawet nauczyć się rozkładania i składania broni w ciemnościach.
Zdarzały się również „specjalne” wyzwania, np. włamanie się do odległej o 10 km bazy RAF-u, unikając zauważenia przez wartowników. Udało się to wszystkim. Ba, jeden z komandosów okazał się na tyle bezczelny, że ukradł z bazy czapkę! Potem – za karę – musiał ją tak samo niepostrzeżenie odnieść.
W 1944 roku dowódca zarządził dla swoich podkomendnych swoistą szkołę przetrwania. Otóż zostali zrzuceni z samolotów nad odległymi regionami Szkocji. Kompletnie bez jedzenia. Jak wspominał jeden z członków Kompanii X, mieli do dyspozycji jedynie trawę i ślimaki. Mieli spędzić w terenie tydzień. Następnie dostali 24 godziny, aby dotrzeć do Littlehampton. Kradzież pojazdów, jazda na gapę – wszystkie chwyty były dozwolone. Misji nie wypełnił tylko jeden żołnierz, który został aresztowany jako szpieg. Komandosi byli gotowi, by mścić się na nazistach.
Źródło:
Artykuł powstał na podstawie książki Leah Garrett Kompania X, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2024.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.