Przez wieki Rzym dzięki legionom był militarną potęgą. Ale służba legionistów nie była lekka. Dosłownie. Jaki ekwipunek dźwigali ci nieustraszeni wojownicy?
Nazwa legion wywodzi się od łacińskiego słowa legare, co znaczy „zebrać się”, co niejako wskazuje na armię poborową. Bo też zostać rzymskim legionistą można było z poboru bądź na ochotnika. Wymagana była jedynie pełnoletność, czyli wiek co najmniej 20 lat (choć niekiedy czyniono wyjątki nawet dla 15-latków), oraz oczywiście odpowiednia sprawność fizyczna. Preferowani byli żołnierze o wzroście około 178 cm. Inna rzecz, że przeciętnie ludzie byli wtedy niżsi, co sprawiało, że do armii zazwyczaj trafiali mężczyźni mierzący niespełna 170 cm. Wszyscy świeżo upieczeni rekruci składali przysięgę – sacramentum, którą następnie każdego roku powtarzali.
Każdy żołnierz rzymski miał obowiązek wyekwipować się sam.( Zmieniało się to z w czasach później republiki i cesarstwa, gdy istniała armia zawodowa, najbiedniejsi żołnierze otrzymali podstawowy ekwipunek, odliczano im to później podczas wypłaty żołdu). Jego przydział zależał zatem od stopnia zamożności. W konnicy służyć mogli tylko najbogatsi. Pozostali trafiali do piechoty, ciężko- lub lekkozbrojnej. Na ogół nie mieszano rekrutów z doświadczonymi wojownikami. Raczej formowano z nich osobne oddziały. Liczebność legionów była różna, ale zazwyczaj mieściła się w przedziale od 4500 do 5500 żołnierzy. Każdy legion składał się z mniejszych jednostek: 10 kohort i 30 manipułów. Jeszcze mniejsze były centurie, będące podstawowymi jednostkami organizacyjnymi. Liczyły po 80 żołnierzy. Dwie centurie składały się na manipuł, a 6 – na kohortę liczącą 480 ludzi.
To właśnie dzięki legionistom Rzym przez stulecia był militarną potęgą, która zdołała podporządkować sobie dużą część znanego wówczas świata. Odkrycia starożytnych rzymskich obozów w całej Europie rzucają nowe światło na życie tych legendarnych żołnierzy.
Opancerzony
Niełatwo było zranić rzymskiego legionistę. Bo i chroniącego go żelaza miał na sobie niemało. Zacznijmy od pancerza. Jeszcze w latach wojen domowych najpopularniejszą „zbroją” rzymską była kolczuga, czyli lorica hamata. Miała ona zazwyczaj formę tuniki lub koszulki z naramiennikami ze skórzaną lub płócienną wyściółką. Później do użytku weszły pancerze folgowe, czyli lorica segmentata, które wykonywano z pasów stalowej blachy. Były kosztowniejsze, ale szybsze w produkcji.
Kolejny z pancerzy, łuskowy – lorica squamata – jak sama nazwa wskazuje, składał się z umieszczonych na skórze łusek z brązu lub żelaza o wymiarach średnio 2–2,5 na 1,5–2,5 cm. Taką formę ochrony stosowali np. centurioni czy chorąży. Dla najwyższego dowództwa zarezerwowane były pancerze torsowe, modelowane na umięśniony tors. Były bogato zdobione, ze słońcami, głowami Meduzy i złoceniami.
Ochronę głowy legionisty zapewniał hełm. Używane były różne ich rodzaje, chociażby „dżokejka” z daszkiem czy hełmy typu galijskiego oraz Montefortino. Oczywiście najbardziej okazałe nosili dowódcy. Ich okrągłe hełmy miały umieszczone na całej szerokości okazałe pióropusze.
Osłonięty
Ważnym elementem wyposażenia legionisty była też tarcza. Od Galów Rzymianie przejęli stosowanie długich tarcz typu scutum. Aczkolwiek zmodyfikowali je, aby lepiej chroniły trafieniami np. włóczniami oraz amortyzowały ciosy. Pierwotnie były one naprawdę duże – miały od 100 do nawet 120 cm wysokości i szerokość 75–80 cm. Z czasem je skrócono i wyprostowano górną i dolną krawędź.
Używane były również tarcze o wszystkich krawędziach prostych, o podobnych wymiarach jak scutum. Te akurat były dość praktyczne w kontekście formowania tzw. żółwia, czyli testudo. Ten szyk obronny polegał na utworzeniu z tarcz swoistego dachu, przypominającego pancerz tego zwierzęcia. Tarcza rzymskiego „szeregowca” ważyła około 10 kg. Te, które dzierżyli dowódcy, były zdecydowanie lżejsze, bo mniejsze. Inny był też ich kształt: były owalne lub wręcz okrągłe. I oczywiście bogato zdobione.
Czytaj też: Co robili rzymscy legioniści w czasie wolnym?
Uzbrojony po zęby
Najlepszą obroną jest atak. A rzymski legionista miał z czym ruszyć na wroga. Pierwszą z podstawowych broni był oszczep do miotania, czyli pilum. Do dyspozycji żołnierza były 2–3 oszczepy, różniące się wagą. W trakcie walki rzucano nimi z odległości ok. 32 metrów. Specyficzna konstrukcja pilum sprawiała, że był on zabójczą bronią. Od miejsca zamocowania grotu jego ostrze zwężało się bowiem od średnicy 1 do 0,5 cm. Samo ostrze miało długość od 3 do 5 cm. Taka konstrukcja sprawiała, że po przebiciu się np. przez tarczę przeciwnika oszczep z łatwością poruszał się dalej, raniąc wroga (często śmiertelnie). Nawet jeżeli „obrywała” tylko tarcza, to pod ciężarem drzewca oszczep się wykrzywiał, czyniąc ją niezdatną do dalszego użytku.
Kiedy rzucone zostały oszczepy, dobywano mieczy. Rzymianie wyposażeni byli w gladiusy o długości pierwotnie 60 cm. Kiedy okazało się, że wrogowie dysponują większymi mieczami, wydłużono je do około 70–80 cm. Ważyły one około 1 kg. Ich klingi były obosieczne, więc można było przy ich pomocy zarówno ciąć, jak i atakować pchnięciami. Preferowaną – co przekazywano także na szkoleniach – metodą walki była ta druga, ponieważ w ten sposób minimalizowało się własne obrażenia. Oprócz mieczy legioniści dysponowali także sztyletami pugio.
Czytaj też: Co musisz wiedzieć o rzymskich legionach
Objuczony
Oprócz uzbrojenia rzymski żołnierz musiał dźwigać ze sobą całą masę różnego rodzaju wyposażenia. Nie bez powodu legionistów nazywano „mułami Mariusza” – od imienia wodza, który po raz pierwszy o tym zadecydował. Poza uzbrojeniem, które samo w sobie ważyło ok. 25 kg, żołnierze rzymscy nosili m.in. torbę skórzaną, sierp, kocioł do gotowania, szpadel, łopatę, łopatę do darni, siekierę, a nawet po dwa pale, które potem służyły do budowy palisady. Oczywiście dowódcy nie musieli się tym martwić – od czego były wozy?
Szeregowy legionista niósł ze sobą również zapas żywności na kilka dni: niezbyt duże porcje mięsa, kaszę oraz mąkę (tę ostatnią miał, o ile sam zmełł zboże). Całkowita masa jego ekwipunku wynosiła nawet 35–40 kg. Cóż, nikt nie mówił, że życie żołnierza jest lekkie…
Karny – albo przykładnie ukarany
Legioniści w starożytnym Rzymie naprawdę musieli się pilnować. Dyscypliny pilnowano z największą surowością. Stawiano na prewencję. Odstraszające kary zależały od „kalibru” przewinienia. Najgorsze były zbrodnie takie jak tchórzostwo i opuszczenie posterunku. Biada była również legioniście, który utracił broń. Za tchórzostwo ukarany mógł zostać nawet cały oddział. I to niezależnie od szczebla – mogło to dotyczyć nie tylko centurii, ale nawet kohorty czy wręcz całego legionu. W takim przypadku wyliczano co dziesiątego żołnierza i biczowano. Była to tzw. decymacja. Pozostali nie unikali jednak odpowiedzialności. Musieli liczyć się z gorszymi przydziałami żywności i nocowali poza obozowymi obwałowaniami.
W kontekście kar indywidualnych dla trzech wspomnianych rodzajów „przestępców” nie było litości. Groziło im nawet ukrzyżowanie, chociaż najczęściej karą było biczowanie. Często aż do śmierci. Jeżeli skazany jednak przeżył, wypędzano go z obozu. Z karą śmierci musiał się także liczyć ten, kto złamał szereg w trakcie bitwy lub zasnął na posterunku. Za nieco lżejsze przestępstwa (takie jak kradzież, złożenie fałszywego świadectwa oraz męska prostytucja) również serwowano baty, ale bez doprowadzania do zgonu skazanego. Za najlżejsze przewinienia na żołnierza nakładana była kara grzywny.
Czytaj też: Kot o dziewięciu ogonach i hiszpański osioł, czyli kary cielesne w wojsku
Po pierwsze: nigdy nie stracisz orła!
Istniało jednak pewne szczególnie hańbiące przestępstwo: utrata orła. Każdemu legionowi przyporządkowywano sztandar z symbolem w postaci srebrnego orła, który znajdował się nad numerem legionu i literami SPQR, czyli Senatus Populusque Romanus („senat i naród rzymski”). Orzeł ten był dla Rzymian wręcz świętością, więc w przypadku jego utraty cały legion rozwiązywano. Jeżeli dodatkowo dowódcy udowodniono, że stało się to z jego winy, degradowano go i przydzielano do innego oddziału.
Utrata orła na polu bitwy była hańbą. Na dodatek fatalnie działała na morale. Zapewne dlatego Oktawian August starał się odzyskać te symbole, które w 53 roku p.n.e. w bitwie pod Karrami stracił Marek Licyniusz Krassus. Kosztowało go to sporo zachodu – i pieniędzy.
W pewnych sytuacjach strach przed utratą orła można było wykorzystać do zmobilizowania legionistów do walki. Tak było w roku 55 p.n.e. podczas lądowania w Brytanii. Żołnierze wahali się przed ruszeniem do ataku. W tym momencie do wody wskoczył niosący orła aquilifer, czyli chorąży legionu, i popędził w kierunku wroga, krzycząc, by reszta za nim podążyła. Z obawy, że sztandar zostanie utracony, wszyscy pozostali żołnierze ruszyli do ataku. I właśnie to morale legionistów stanowiło fundament rzymskiego imperium.
Bibliografia
- B. T. Carey, J. B. Allfree, J. Cairns, Wojny starożytnego świata. Techniki walki, Bellona, Warszawa 2008.
- E. Gibbon, Zmierzch Cesarstwa Rzymskiego, tom 1, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2018.
- B. Nowaczyk, Masada 66-73, Bellona, Warszawa 2009.
- B. Nowaczyk, Powstanie Spartakusa 73-71 p.n.e., Bellona, Warszawa 2008.
- P. Rochala, Las Teotoburski 9 r. n.e., Bellona, Warszawa 2005.
- N. Rodgers, Rzymska armia. Legiony – wojny – kampanie, Bellona, Warszawa 2009.
- N. Sochacki, Starożytność, Wydawnictwo Druzus, Warszawa 2016.
- M. Ziółkowski, Taktyka rzymska w wojnach z barbarzyńcami na przykładzie walk w Brytanii i Germanii w I w. n.e., „Acta Universitatis Nicolai Copernici. Historia”, nr 10/1975.
KOMENTARZE (2)
Autor podaje, że legionista musiał sam się wyposażyć na własny koszt. Kiedyś wyczytałem, że cały ekwipunek dostawał od państwa do czego się bardziej przychylam. Otóż, wartość wyposażenia legionisty to dla chłopaka z plebsu była kwotą niewyobrażalną, a co z żołnierzami z poboru?
Sprawa oszczepów. Oszczepy były tak skonstruowane, że przy grocie drzewiec miał przewężenie/osłabienie, które pękało przy uderzeniu w tarczę, próbie wyciągnięcia z tarczy, zahaczeniem końcem drzewca o ziemię, kolegę itp Uniemożliwiało to. a przynajmniej mocno ograniczało odrzucanie oszczepów przez wroga. Hej!
Oczywiście w przypadku ekwipunku zależy to od okresu, o jakim mówimy. Artykuł jest ogólny i pomyślimy nad bardziej szczegółowymi w przyszłości. Do wojen punickich obywatele mieli sami zadbać o wyposażenie. Po II wojnie punickiej z powodu braków zaczęto do wojska przyjmować najuboższych. Zatwierdziły to formalnie reformy Mariusza w latach 104–100 p.n.e. i powstanie armii zawodowej. Oczywiście żołnierze, którzy otrzymali ekwipunek byli z niego rozliczani i odbierano im te koszty z żołdu. Pozdrawiamy