Ciekawostki Historyczne
Nowożytność

Tenochtitlán – piękna i… śmierdząca trupią krwią metropolia Azteków

Gdy Hernan Cortes wraz ze swymi ludźmi dotarł do stolicy państwa Azteków na spotkanie z Montezumą, jego oczom ukazało się potężne, błyszczące miasto, rozciągające się na wyspach jeziora Texcoco. Tenochtitlán w czasach konkwistadorów liczyło ponad 200 tysięcy mieszkańców – więcej niż ówczesne metropolie europejskie. Ale przybyszy powitało coś jeszcze... Potworny smród.

8 listopada 1519 roku Hiszpanie dotarli do serca azteckiego państwa. Przed nimi na wodzie słonego jeziora Texcoco stało wielkie miasto, połączone z lądem groblami. Przecinały je mosty, pod którymi mogły przepływać łodzie i które można było podnieść, np. w celach obronnych.

fot.Luidger / CC BY-SA 3.0

Makieta Tenochtitlánu w Narodowym Muzeum Antropologicznym w Meksyku

Wodę do mycia zapewniały dwa podwójne, wykonane z terakoty akwedukty. Każdy miał ponad 4 km długości i dostarczał wodę ze wzgórza Chapultepec. Wodę pitną dostarczano do miasta ze strumieni górskich. Hiszpanie byli pod wrażeniem rozmiarów i rozmachu stolicy. Napotkali szerokie, wygodne arterie pełne ludzi, wielkie piramidy, pałace i pływające ogrody, a także centrum rytualne otoczone 2,5-metrowym murem. Nad wszystkim górowała 60-metrowa Templo Mayor – piramida z dwoma świątyniami. Uczestnik wyprawy, Bernal Díaz del Castillo, pisał:

Tyle tam było wysokich wież i świątyń, i budowli wznoszących się wprost z wody, a wszystkie murowane z kamienia, że niektórzy żołnierze nasi pytali, czy to, co widzimy, nie jest snem. Nie dziwota, że tak się o tym rozpisuję, wiele rzeczy nawet pomniejszając, gdyż nie wiem, jak je wyrazić: widzieliśmy bowiem rzeczy, jakich nigdy nie widziano ani o jakich nigdy nie słyszano! (…)

Posuwaliśmy się groblą szeroką na osiem kroków, która nie odchylając się mało ni wiele, wiedzie prosto do miasta Meksyku. Chociaż tak szeroka, pełno było na niej ludzi: jedni szli do Meksyku, inni stamtąd wracali, a że nie brakło Indian, którzy wyszli nas oglądać, trudno było się przecisnąć. Wieże, świątynie, łodzie ze wszech stron na jeziorze, pełne były ciekawych, nic dziwnego, nie widzieli bowiem jeszcze nigdy koni ani ludzi nam podobnych.

Spotkanie Corteza i Montezumyfot.Ober, Frederick A. (Frederick Albion), 1849-1913/domena publiczna

fot.Ober, Frederick A. (Frederick Albion), 1849-1913/domena publiczna Spotkanie Corteza i Montezumy

Europejczycy zostali przyjęci z honorami. Czekał na nich przepych. Maurice Collis w książce „Cortes i Montezuma”. opisuje:

Pałac, w którym ich zakwaterowano, składał się z kilku budynków z kamieni pobielonych wapnem i wypolerowanych tak, że błyszczały. Miał wiele obszernych pokojów, bardzo czystych i obwieszonych malowanymi bawełnianymi tkaninami.

W kompleksie były też dziedzińce, baseny, fontanny i ogrody. Wokół rozciągało się miasto. (…) domy z kamieni wulkanicznych, z płaskimi dachami, ulice – podobnie jak w Amsterdamie czy Wenecji – poprzecinane kanałami, wszędzie pałace i piramidy świątynne. Prawdę mówiąc było to jedno z największych i najpiękniejszych miast świata.

Díaz del Castillo zaznaczył w swoim dzienniku, że gościnność Indian nie uśpiła hiszpańskiej czujności:

Kiedy weszliśmy na wielki dziedziniec, Montezuma, który nas tam oczekiwał, ujął Korteza pod ramię i zaprowadził go do sal, gdzie miał mieszkać. Były one bardzo bogato przybrane na ten cel, przygotował też bardzo bogaty, kunsztowny naszyjnik ze złotych krabów i osobiście włożył go na szyję Kortezowi, czemu dziwowali się jego wodzowie, jako zbyt wielkiemu honorowi. Po czym usunął się do swoich pałaców znajdujących się w pobliżu.

My zaś rozmieściliśmy nasze oddziały w salach, artyleria została w należytym miejscu ustawiona, określono dokładny porządek, którego mieliśmy się trzymać, trwając w ustawicznym pogotowiu, zarówno jeźdźcy, jak wszyscy inni żołnierze. Wedle obyczaju tamtejszego podano nam obfity posiłek.

Czytaj też: Powrót Quetzalcoatla – czyli apokalipsa Azteków

Zwierzyniec Montezumy

Pierwsze dni w sercu kraju Azteków Hiszpanie spędzili w kompleksach pałacowych. Diaz opisywał zachwycające, ale i przerażające dziwa azteckiej stolicy – np. ptaszarnię, gdzie hodowano tysiące ptaków – od wielkich orłów po kolibry. Zwierzęta były regularnie oskubywane, by uzyskać piękne pióra, które zdobiły ubrania i głowy wielmożów. W przypałacowym zwierzyńcu były także i wielkie drapieżniki. Del Castillo wspominał:

wszelkiego rodzaju drapieżne bestie, tygrysy, lwy dwojakiego rodzaju, zwierzęta podobne wilkom, które tu zwą szakalami, i lisy, a także inne mniejsze drapieżniki. Wszystkie karmiono mięsem, większość rodziła się w tym budynku, dawano im mięso kozłów, kur, małych piesków innej upolowanej zwierzyny, a nawet, jak słyszałem, ciała zabitych na ofiarę Indian.

Del Castillo widział jaguary, pumy i inne zwierzęta charakterystyczne dla Ameryki Południowej, których nie znał. Dlatego, ze względu na podobieństwo, nazywał je lwami i tygrysami. Z odrazą opisywał też:

Ponadto w owym przeklętym budynku trzymano liczne żmije i grzechotniki, które na szyi miały jakby małe dzwoneczki — są one najbardziej jadowite ze wszystkich, i trzymano je w kadziach i wielkich garncach pełnych pierza, tam składały jaja i wywodziły małe; karmiono je mięsem Indian, zabijanych na ofiarę psów, które tam hodują. Jakież to było przerażające, kiedy ryczały tygrysy i lwy, wyły szakale i lisy, syczały węże — strasznie było tego słuchać, zdawało się to piekłem!

Diaz opisywał zachwycające, ale i przerażające dziwa azteckiej stolicy

Diaz opisywał zachwycające, ale i przerażające dziwa azteckiej stolicy

Z drugiej strony żołnierz Cortesa nie mógł się nachwalić kunsztu indiańskich złotników, kamieniarzy i innych rzemieślników. Rozpływał się też nad pięknem posiadłości królewskich:

Nie zapominajmy o ogrodach kwiatowych, o drzewach woniejących, których ma wiele wszelakiego rodzaju, i o przechadzkach pośród nich, o basenach i sadzawkach słodkiej wody, do których woda wpływa z jednego końca, a wypływa z drugiego, o kąpielach w nich, o rozmaitości malutkich ptaszeczków, które wśród drzew świergocą, byłoby widzieć, wiele ma ziół lekarskich i jak ich używa.

Do tego wszystkiego są liczni ogrodnicy i wszystko — zarówno miejsca do kąpieli, jak ścieżki i wirydarze, i altany, i estrady, gdzie tańczą i śpiewają — wykonane jest z kamienia i pięknie wybielone. Tyle było do podziwiania w ogrodach i wszędzie, że nie mogliśmy się nadziwić wielkiej wspaniałości Montezumy.

Czytaj też: Czy poszedłbyś na piwo, gdyby groziło ci ukamienowanie? Prohibicja u Azteków

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Łodzie pełne łajna

Niedługo po przybyciu do miasta Cortes ruszył poza pałac zwiedzać Tenochtitlán. Towarzyszył mu Montezuma. Aztecka stolicę wyróżniało nie tylko piękno budowli, ale i przejrzysty układ urbanistyczny. Miasto podzielono na kwartały, które dodatkowo dzielono na „osiedla” – calpulli. Każde osiedle miało swój własny tiyanquiztli – rynek, na którym się spotykano i handlowano.

„Na wielkim placu Tatelulco stanęliśmy zdumieni, bo nigdy nie oglądaliśmy takiego tłumu ludzi i takiego mnóstwa towarów, dziwowaliśmy się wielkiemu porządkowi i nadzorowiwspominał Diaz. Było tu mrowie ludzi. Ich liczbę oszacował na kilkadziesiąt tysięcy. Sprzedawano wszystko – od biżuterii, przez naczynia, niewolników, broń, zwierzęta, płody rolne , po… ludzki kał. Kronikarz pisał:

Liczne łodzie napełnione odchodami ludzkimi, przepraszam, że o tym piszę, stoją przycumowane dokoła placu: ten towar służy do wyrabianiu ałunu i do garbowania skór (…). Wiem, że niektórzy czytelnicy śmiać się będą z tego, ale tak jest, jak mówię. Powiem więcej, że zwyczaj każe budować po drodze małe chatki z trzcin, z traw i słomy, gdzie by mogli się zatrzymać przechodnie, nie będąc widziani, i tam chronią się, jeśli im przyjdzie opróżnić żywot, i owa nieczystość nie będzie stracona.

Czytaj też: Holocaust Azteków. Cała prawda o masowym mordzie na mieszkańcach Ameryki Środkowej

Krwiożerczy bogowie

Z placu wycieczka Europejczyków pod czujnym okiem Indian wspięła się po 114 schodach na szczyt wielkiej świątyni Templo Mayor, gdzie – jak opisuje Diaz – czekały na nich szkaradne wizerunki bóstw i świeże plamy krwi. Z góry roztaczał się jednak piękny widok na aztecką stolicę:

Widzieliśmy stamtąd owe trzy groble prowadzące do Meksyku (…). Widzieliśmy, jak słodka woda przepływa z Chapultepec, zaopatrując miasto, a na owych trzech groblach w regularnych odstępach, pod którymi przepływała woda jeziora z jednej strony na drugą. Widzieliśmy na owym wielkim jeziorze mnóstwo łodzi — jedne zwoziły żywność, inne wracały z ładunkiem i towarami.

Widzieliśmy, że tak w mieście, jak we wszystkich miastach zbudowanych na wodzie, nie można było inaczej poruszać się od domu do domu jak przez drewniane zwodzone mosty albo łodziami. Widzieliśmy (…) świątynie i sanktuaria na kształt wieżyc i warowni, wszystkie nad podziw lśniące białością, a przy domach, w ulicach i na groblach stały inne wieżyczki i kapliczki, tworząc małe warownie.

Tu, na szczycie piramidy, skąd roztaczał się ten zapierający dech w piersiach widok, odbywały się krwawe obrzędy, które przerażały katolickich Hiszpanów. 60-metrowa piramida Templo Mayor codziennie spływała krwią. Aztekowie wierzyli, że ich główne bóstwo – Huitzilopochtli rodzi się co świt na nowo i umiera wraz z zachodem słońca.

Jako że było bogiem – słońcem przemierzającym niebo – potrzebowało sił do swojej wędrówki. Dlatego trzeba było je karmić krwią ludzi składanych w ofierze i jeszcze bijącymi sercami wyrywanymi z ich klatek piersiowych.

Tu, na szczycie piramidy, skąd roztaczał się ten zapierający dech w piersiach widok, odbywały się krwawe obrzędy, które przerażały katolickich Hiszpanów.

Tu, na szczycie piramidy, skąd roztaczał się ten zapierający dech w piersiach widok, odbywały się krwawe obrzędy, które przerażały katolickich Hiszpanów.

W sąsiedztwie wznoszącej się pod niebo Templo Mayor znajdował się tzompantli – wypełniony czaszkami zabitych zbiornik o o wymiarach 52 × 22 × 9 m. Aztekowie byli z niego szczególnie dumni. Stanowił on materialny dowód ich pracy na rzecz uratowania świata przed zagładą.

Jeńcy (nie tylko oni, ale także m.in. dzieci) byli zabijani w najróżniejszy sposób – w zależności od bóstwa, któremu byli poświęceni. Dla przykładu – ofiarą dla boga ciemności i wojny Tezcatlipocy mógł być tylko odważny, zaprawiony w boju wojownik. Przez rok przed wyrwaniem mu serca traktowano go niczym wcielenie Boga. Żył w zbytku i szacunku. Otaczał się służbą i wianuszkiem żon.

Znacznie gorzej mieli ci, których składano w ofierze bogu ognia – Huehueteotlcie. Takich nieszczęśników najpierw wrzucano w ogień, następnie jeszcze żywych wyciągano w płomieni i wyrywano im serca. Dla dopełnienia makabreski dodajmy, że uda i ramiona złożonych w ofierze zjadano podczas wystawnych, uroczystych uczt.

Jak wspomina kronikarz del Castillo, z wnętrz azteckich świątyń w Tenochtitlán bił niesamowity odór zakrzepłej krwi, większy niż z największych ubojni Kastylii. Krew była wszędzie, wsiąkała w podłogi, ściany. Pod posągami bóstw – niekształtnymi maszkarami, zdobionymi drogocennymi klejnotami, leżały serca zamordowanych tego dnia nieszczęśników:

A ponieważ wszystko w tej rzeźni cuchnęło i nie mogliśmy się doczekać, kiedy stąd wyjdziemy i nie będziemy zdani na ten zaduch i na ten widok, przeto nasz wódz za pośrednictwem naszej tłumaczki, rzekł na pół z uśmiechem:

„Panie Montezuma, nie pojmuję, jak taki wielki władca i mądry mąż, jak wasza miłość, w umyśle swoim nie poznał, że owi bogowie nie są bogami, ale stworami przeklętymi, zwanymi diabłami, zaś aby wasza miłość i wszyscy wasi kapłani przekonali się o tym, wyświadczcie nam, proszę, łaskę: pozwólcie, abym na szczycie tej wieży umieścił krzyż, a w jednym rogu sanktuarium, tam gdzie stoją wasi Uichilobos i Tezcatepuca, zrobił ogrodzenie, w którym umieścimy obraz Naszej Pani, Matki Bożej (który to obraz już Montezuma był oglądał), a ujrzycie, jakie przerażenie ogarnie owych bogów, którzy was oszukująˮ.

Dwaj kapłani tam obecni okazali wielkie niezadowolenie, a Montezuma na poły z gniewem rzekł: „Gdybym był wiedział, że tak znieważycie moich bogów, nie byłbym wam ich pokazał. Ich czcimy jako dobrych, oni nam dają zdrowie i wodę, i zasiewy, i pogodę, i zwycięstw, ile chcemy. Powinniśmy im cześć i ofiary. Dlatego proszę was, zaniechajcie innych słów ku ich obrazie”.

Cortes widząc, że atmosfera stała się napięta, próbował załagodzić sytuację i przepraszał za nietakt, jednak Montezuma był zmuszony obłaskawić bogów, którzy zostali znieważeni. W tym celu pozostał w świątyni celem złożenia ofiar. Tymczasem Hiszpanie uświadomili sobie, że podobnych makabrycznych przestrzeni było w Tenochtitlán znacznie więcej. Del Castillo opisywał:

W pewnej odległości od wielkiej świątyni stała mała wieżyczka będąca równocześnie siedzibą bożków i istnym piekłem, bowiem wejście do niej stanowiła straszliwa paszcza, jaką malują wyobrażając piekło, paszcza otwarta, uzbrojona kłami, aby pożreć dusze.

Były tam również przy bramie postacie diabłów i węży, opodal był stół ofiarny, wszystko oblane krwią i czarne od dymu i krwawych skrzepów. Stały tam liczne wielkie kadzie, dzbany i stągwie pełne wody, w których gotowano mięso nieszczęsnych Indian zjadane przez kapłanów, przy stole ofiarnym było mnóstwo noży kilka pni rzeźniczych z drzewa, podobnie jak w rzeźni.

Czytaj też: Wyrwane serca, zjedzone nogi. Czy Aztekowie naprawdę byli sadystycznymi barbarzyńcami?

La Noce Triste

Montezuma przegrał psychologiczną grę z Cortesem. Mimo świadomości, którą nabył z czasem – że dowódca Hiszpanów nie jest wcieleniem Quetzalcoatla, a człowiekiem – nie potrafił się mu przeciwstawić. Cortes perswazją wymusił na władcy oddanie żołnierzom komnat w pałacu królewskim. W ten sposób Hiszpanie mieli go w garści.

Wkrótce stał się ich więźniem i zakładnikiem. Zmusili go od uznania zwierzchnictwa hiszpańskiej korony. Zgodził się na budowę katolickiej kaplicy w Tenochtitlán i zaprzestanie krwawych obrzędów. Jako podarunek dla hiszpańskiego króla oddał przybyszom pałacowy skarb – komnatę pełną złota. Niedługo później w świątyni krwawych bóstw w pałacu Montezumy pojawił się krzyż i obraz katolickie. Wbrew Montezumie wizerunek Matki Boskiej zagościł na szczycie Templo Mayor.

Gdy w 1520 roku Cortes opuścił miasto, Aztecy zapowiedzieli organizację uroczystości religijnych na Templo Mayor. Hiszpanie zgodzili się na obrzędy, ale bez ofiar z ludzi. Niedługo później jednak, obawiając się azteckiego powstania, wykonali uderzenie prewencyjne. Krwawa pacyfikacja przerodziła się w bunt. Cortes, który w międzyczasie wrócił do Tenochtitlán, zmusił Montezumę do wystąpienia publicznie przed Indianami i próby załagodzenia nastrojów. To się nie udało. Obrzucony kamieniami i ostrzelany z łuków władca zmarł niedługo później.

Montezuma zgodził się na budowę katolickiej kaplicy w Tenochtitlán i zaprzestanie krwawych obrzędów.fot.William de Leftwich Dodge /domena publiczna

Montezuma zgodził się na budowę katolickiej kaplicy w Tenochtitlán i zaprzestanie krwawych obrzędów.

Cortes zdawał sobie sprawę, że po zamknięciu mostów na groblach Tenochtitlán stanie się ich więzieniem. Wiedział też, że muszą uciec pod osłoną nocy. Dlatego kazał budować prowizoryczne, przenośne mosty. Mimo to ucieczka z miasta zmieniła się w rzeź Hiszpanów. Na podmokłych groblach wozy ze złotem grzęzły. W szeregach konkwistadorów obsypywanych gradem strzał wybuchła panika. Wielu uciekinierów – w tym sam Cortes – musiało się ratować pokonaniem jeziora wpław. Wywiezione z miasta złoto i inne kosztowności trafiły w toń. Wielu Hiszpanów obciążonych kosztownościami utopiło się podczas ucieczki. Ci, którzy zostali pojmani, kończyli na kamieniu ofiarnym.

W trakcie La Noce Triste zginęło od 150 do nawet ponad 400 Hiszpanów i kilka tysięcy Tlaxalan – Indian sojuszniczych wobec konkwistadorów. Europejczycy stracili wszystkie kosztowności, większość artylerii i koni.

Ostatecznie jednak nadchodził kres świata Azteków a tym samym tyleż pięknej, co przerażającej stolicy – Tenochtitlán. Epidemia ospy, nieznanej wśród Indian choroby, dziesiątkowała ich szeregi. Sam Cortes nie tylko nie dał się złamać, dowodząc osłabionym oddziałem po La Noce Trista, ale wkrótce powrócił z mocniejszą armią, wspartą przez indiańskich sprzymierzeńców. Ostatecznie podbił Tenochtitlán 13 sierpnia 1521 roku, po kilku miesiącach krwawych walk z Aztekami. Po wdarciu się do stolicy Hiszpanie i sprzymierzeni z nimi Indianie przez cztery dni plądrowali miasto i mordowali mieszkańców.

Niedługo później przystąpili do niszczenia wszelkich artefaktów kultury azteckiej, włącznie z samym Tenochtitlán. Zburzona została Templo Mayor i inne świątynie. Na ich gruzach powstały kościoły chrześcijańskie. Jezioro Texcoco przez dziesięciolecia stopniowo osuszano. Był to koniec świata Indian Ameryki Łacińskiej, bo wkrótce później Hiszpanie podporządkowali sobie wszystkie plemiona, oraz koniec wspaniałej mezoamerykańskiej metropolii – cudu techniki, inżynierii, architektury – większej i bardziej okazałej od najpotężniejszych miast ówczesnej Europy.

Bibliografia:

  1. Maurice Collis, „Cortez i Montezuma”, Wydawnictwo Dolnośląskie 2004.
  2. Bernal Díaz del Castillo, „Pamiętnik żołnierza Korteza, czyli prawdziwa historia podboju Nowej Hiszpanii”, Warszawa 1962.

Zobacz również

Średniowiecze

Korzeń diabła. Historia pejotlu

Wygląda jak kamień. Po spożyciu daje efekty podobne do LSD lub grzybów psylocybinowych. Czy tajemniczy kaktus z Meksyku naprawdę pozwala spojrzeć w przyszłość?

23 czerwca 2023 | Autorzy: Michał Piorun

Starożytność

Arkaim: rosyjskie Stonehenge

Nazywa się ją „rosyjskim Stonehenge”. Neolityczna osada Arkaim według niektórych była kolebką Ario-Słowian. Zdaniem innych stworzyła ją... obca cywilizacja.

26 kwietnia 2023 | Autorzy: Herbert Gnaś

Nowożytność

Chrystianizacja Indian

Odkrycie Ameryki przyniosło wiele problemów, które trzeba było rozwiązać. Kościół katolicki musiał się zmierzyć z kwestią, czy mieszkańcy tych ziem mają duszę.

16 stycznia 2023 | Autorzy: Michał Piorun

Starożytność

Kultura mordu. Królestwo Chimor

Nie wahali się zabijać dzieci, wyrywając im serca. Mordowali kobiety (także w ciąży), mężczyzn i zwierzęta. Królestwo Chimor zasłynęło z rytualnych rzezi.

10 grudnia 2022 | Autorzy: Marcin Moneta

Średniowiecze

Kwietne wojny. Azteckie ustawki

Aztekowie składali tysiące ofiar z ludzi. Zapotrzebowanie było tak duże, że organizowali kwietne wojny, by zdobyć więcej jeńców. Ale czy naprawdę tak było?

1 października 2022 | Autorzy: Michał Piorun

Nowożytność

Zawód: konkwistador

Walki z tubylcami i przedzieranie się przez dżungle, a w nagrodę bogactwo i sława. Tak wyobrażamy sobie karierę konkwistadora. Ale jak było naprawdę?

3 września 2022 | Autorzy: Michał Piorun

KOMENTARZE (3)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mów Prawde

Nie wierze w przekaz Hiszpan o tych zbrodniach i nie wierze w żadne ich słowo, Szybciej takie mordy robili Hiszpanie . Na pewno zburzyli 200 tys. Tenochtitlan co do tego nie ma co wątpliwości . ,a co zrobili z mieszkańcami wygnali z domów ? wraz z dziećmi i co z nimi zrobili ? Ten okres Opisują Hiszpanie , mogli na kłamać i nikt tego nie sprawdzi . Zginęło miliony Indian ,nie tylko Azteków ii oficjalnie się twierdzii , że zabiły ich choroby , pomija sie fakt ze Hiszpanie burzyli całe miasta i nie mieli z tym problemów , i nie martwili ,się co z indianami będzie.

    KML

    Jesteś zaślepiony nienawiścią do Hiszpan, to wszystko co pisali to prawda ale nie do końca bo było jeszcze gorzej. Obecne badania archeologiczne to potwierdzają i dodają córa z więcej smaczków jacy byli ci wspaniali Aztekowie Majowie i reszta ich

    Alaric

    Tak, tak. Aztekowie byli pacyfistami z natury, a ich bogowie cieszyli się z kwiatków i owoców.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.