Lekceważenie ze strony urzędników, przemoc na komisariatach – to chłopska codzienność międzywojennej Polski.
Chłop Stanisław Kusek ze wsi Borowa w powiecie Ropczyce miał pecha. Gdy szedł drogą, zgarnął go patrol Policji Państwowej. Na posterunku „30 policjantów, ustawionych w dwurząd” biło go pałkami. Za nic. Potem Kuska wypuszczono jak gdyby nigdy nic. Zatrzymanie nie miało żadnej przyczyny. Był rok 1933.
Podobnie policja potraktowała Józefa Worka – na posterunku bito go przez kilka godzin. Straszono rozstrzelaniem. Znanych jest bardzo wiele podobnych relacji. Chłopów upokarzano, bo widziano w nich opozycjonistów, komunistów albo potomków Jakuba Szeli – przywódcy rabacji galicyjskiej.
Wedle przekazu chłopa Walentego Szeligi policjanci krzyczeli na niego – „Ty jesteś bandyta! Szela cholerny”. Inny chłop, gdy podczas zbierania cięgów zawołał: „Ludzie, bójcie się Boga, jak można tak bić kogoś?”, usłyszał od posterunkowego: „Ja jestem twój Bóg”.
Policyjna przemoc miał związek z chłopskimi wystąpieniami, które zwłaszcza w okresie kryzysu nabierały na sile. Nic jednak jej nie usprawiedliwia. Niemniej, jak piszą historycy Piotr Cichoracki, Joanna Dufrat i Janusz Mierzwa: „przemoc stosowana przez funkcjonariuszy PP w śledztwach była nieodłącznym elementem jej działań”.
II RP nie spełniła swych obietnic składanych chłopom u zarania niepodległości. Wtedy, gdy trzeba było bronić granic, chłopom i robotnikom obiecywano reformy – między innymi reformę rolną. Potem o tym zapomniano, a reforma okazała się właściwie fikcją.
Inne reformy, jak te dotyczące prawa pracy, dobrze wyglądały na papierze, ale z praktyką było znacznie gorzej. Władza wolała trzymać z wielkimi właścicielami ziemskimi i przedsiębiorcami – środowiskami głównie konserwatywnymi. Chłopów utożsamiano z wyborcami opozycyjnych ugrupowań ludowych albo radykałami. Jednak nie wszystkie chłopskie bunty miały podłoże polityczne – wiele z nich wynikało z biedy, poczucia beznadziei i rozpaczy oraz ze strachu przed kolejnymi obciążeniami administracyjnymi.
Czytaj też: 19 hektarów za zdradę Polski. Co się stało z Jakubem Szelą?
Nie dla psa kiełbasa, nie dla chłopa kino
Szykanowano wieś na różne sposoby. Najczęściej prześladowania przybierały formę finansową. Autorzy pracy o buntach społecznych w II RP piszą:
Prawdziwą zmorę ludności wiejskiej, bez względu na pochodzenie etniczne, stanowiły bowiem kary administracyjne, arbitralnie nakładane przez urzędników i funkcjonariuszy PP.
Ukaranym można było zostać niemal za wszystko – za nietrzymanie psa na uwięzi, brudne podwórko, nieprzykrycie studni, suszenie ubrania na płocie, niewłaściwie przewożenie świń na targ czy obraźliwe potraktowanie policjanta. Oczywiście kary nakładano uznaniowo, a skuteczne odwołanie się od nich było właściwie niemożliwe.
„Tyś dla pana, a nie pan dla ciebie” – wspominał jeden chłopów postawę leśniczego w powiecie radomszczańskim. Chłopi musieli więc czekać godzinami, aż pan leśniczy obudzi się albo skończy pić herbatę i łaskawe odbierze zwiezioną ściółkę.
Inny chłop w województwie lwowskim chciał otworzyć kino – uzbierał potrzebne pieniądze na projektor, ale w starostwie nie dano mu koncesji pod byle pretekstem. Usłyszał na odchodnym: „nie dla psa kiełbasa, nie dla chłopa kino”.
Opisujący te historie Adam Leszczyński nie ma wątpliwości, że chłop w ówczesnej Polsce mógł się czuć obywatelem drugiej kategorii. Powinien płacić podatki i właściwie niczego nie oczekiwać w zamian. Gdy nie płacił – administracja skarbowa wkraczała z całą mocą. Gdy się buntował – karany był bezlitośnie. Lista tortur na posterunkach była długa: wbijanie drzazg za paznokcie, rwanie włosów, bicie gumami w stopy i nalewanie wiszącym do góry nogami wody do nosa i tym podobne.
Większość interwencji (także poselskich) w sprawie przemocy kończyła się niczym. Stwierdzano, że zarzuty okazały się bezpodstawne.
Czytaj też: Jak urzędnicy w przedwojennej Polsce traktowali zwykłych ludzi?
Powrót pańszczyzny?
Wielki kryzys był katalizatorem buntów na wsi, ale wiele ich przyczyn leżało głęboko w przeszłości. Chłopi pamiętali o pańszczyźnie i innych krzywdach. W 1937 roku Maria Dąbrowska pisała:
Gdy ziemiaństwo sądzi, że ukrywanie faktu zastarzałych krzywd i nierówności społecznych jest wystarczające dla zachowania zgody i miłości społecznej, to w takim stawianiu sprawy jest omyłka. Nienawiść społeczną siały i hodowały przez wieki warstwy posiadające i uprzywilejowane.
Brakiem wyczucia społecznych nastrojów wykazał się hrabia Jan Potocki, właściciel majątku w Rymanowie. W czerwcu 1932 roku wpadł on na pomysł, aby miejscowa ludność w czynie społecznym naprawiała drogi i mosty. Pomysł może i dobry, ale okolicznym chłopom skojarzył się z pańszczyzną, której powrotu się obawiano. Ostatecznie przecież chciano mieszkańców wsi zaangażować do darmowej pracy, podczas gdy troska o drogi i mosty należała do administracji lokalnej utrzymywanej także z ich podatków.
Doszło do rozruchów, a wkrótce do walk – ściągnięto liczne posiłki w postaci kilkuset policjantów. Padły strzały, ranni byli o obu stronach. Śmierć poniosło kilku uczestników zajść.
Z kolei gdy w 1937 roku doszło (głównie w Galicji) do strajku chłopskiego – państwo zareagowało brutalnie. Zginęło kilkadziesiąt osób, zatrzymano kilka tysięcy ludzi. Dodatkowo demolowano i plądrowano chłopskie domostwa. Oczywiście pojawiały się głosy, że taka postawa przedstawicieli państwa zniechęca chłopów do niego i stanowi świetną okazję dla komunistów albo – w przypadku Galicji Wschodniej – ukraińskich nacjonalistów.
Jeden z dokumentów Urzędu Wojewódzkiego Nowogródzkiego stwierdzał wprost, że każdy pobity to nowy wróg dla państwa. „Nic bardziej jak to nie sprzyja rozwojowi ruchu antypaństwowego” – głosiła konkluzja podczas spotkania starostów w województwie. Zdarzało się więc, że brutalność policjantów była karana – były to jednak wyjątki od reguły.
W 1936 roku Maria Milkiewiczowa, zwracając uwagę na ogólną biedę i zacofanie wsi, przestrzegała w „Wiadomościach Literackich”: „Dla tych, dla których nie buduje się szkół, będzie się budowało więzienia”.
Bibliografia:
- Piotr Cichoracki, Joanna Dufrat, Janusz Mierzwa, Oblicza buntu społecznego w II Rzeczypospolitej doby wielkiego kryzysu (1930-1935). Uwarunkowania, skala, konsekwencje, Kraków 2019.
- Adam Leszczyński, Ludowa historia Polski, Warszawa 2020.
- Czesław Miłosz, Wyprawa w dwudziestolecie, Kraków 1999.
KOMENTARZE (13)
Wreszcie trochę prawdy o 2 RP, która nie była rajem ani dla chłopów, ani dla robotników. Tak naprawdę to 2 RP dzieliła się na dwa obszary 2 RP A – zamieszkania w większości przez Polaków – ziemie dawnych zaborów Pruskich i Austriackich z lat 1772-1795, oraz 2 RP B – zamieszkaną w większości przez mniejszości narodowe- Białorusini, Ukraińcy , Żydzi.- ziemie dawnych zaborów Rosyjskich z lat 1793-1795. Podsumowując im dalej na wschód 2 RP tym większą bieda, brak przemysłu, brak dróg, linii kolejowych a nawet ludności Polskiej. I właśnie tych biedaków prześladowali jeszcze urzędnicy i Policja. A w razie kiedy ci chłopi i robotnicy się buntowali i strajkowali Policja lub Wojsko było wysyłane tylko po to żeby strzelać do bezbronnych ludzi. Reformę rolną 2 RP przeprowadziła tylko w ograniczonym zakresie, np. Ordynacja Zamojska dotrwała aż do 1944 roku kiedy komuniści w końcu przeprowadzili reformę rolną, ale podobnie jak ich poprzednicy z sanacji tylko częściową, bo niby skąd wzięły się PGRy, na których ostatecznie uwłaszczyli się różni komunistyczni Bonzowie i Oligarchowie. Z drugiej strony pomimo że 2 RP daleko było do Demokracji, to po 17.09.1939 przedstawiciele mniejszości narodowych którzy cieszyli się z rzekomego „wyzwolenia” spod władzy „polskich panów” szybko przekonali się je wpadli z deszczu pod rynnę którą była „milujaca pokój” – Rosja Bolszewicka. Tak więc prawda o 2 RP leży gdzieś pośrodku. Z jednej strony budowa nowego miasta i portu w Gdynii, budowa COP, nowe linie kolejowe i drogi, rozwój przemysłu po kryzysie gospodarczym. Z drugiej bieda, bezrobocie, brak przemysłu, brak perspektyw, analfabetyzm, słabe rozdrobnione rolnictwo, 2 RP to państwo kontrastów z jednej strony niewyobrażalne bogactwo dla grupy trzymającej wladze – sanacji, z drugiej niewyobrażalna nędza rodzin chłopów i robotników.
Aż miło zobaczyć tu komentarz osoby, która nie została wychowana na propagandzie IPN, czy innej dzisiejszej propagandzie. Pozdrawiam serdecznie.
PS. Choć od obecnych tu licznie prawackich trolli (hołubionych przez tutejszą redakcję, bo robią ruch i frekwencję) powinieneś się liczyć z zarzutami o lewactwo i inne takie.
Co ma IPN do prawdy historycznej czy twojego lewactwa? Anonim w komentarzu starał się przedstawić prawdziwe oblicze II RP. Wracając do artykułu bardzo mi się podobał, pokazuje inną stronę II RP. Koterie polityczne, systemowe gnębienie społeczeństwa i brak poszanowania własnych obywateli, czy czegoś to wam czytelnicy nie przypomina?
IPN forsuje jednostronne tezy wychwalające Polaków i II RP, nie biorąc pod uwagę ciemnych stron historii
Sposoby postępowania czy to Policji czy Milicji nie zmieniły się do dzisiaj. Stracić życie i być zakatowanym na posterunku to norma. I do perfekcji opanowana sztuka gnębienia obywatela.
Artykuł powinien przemówić do rozumu również tym, którzy oskarżają wyłącznie Ukraińców za rzeź wołyńską. Oczywiście te zbrodnie nie powinny mieć miejsca, ale powinniśmy zrozumieć, że polski urzędnik, żołnierz czy policjant (a ogólnie: Polak) na Kresach nie był kimś przyjaznym dla miejscowej ludności, ale był przedstawicielem opresyjnego państwa lub był obcym osadnikiem. W związku z tym z chwilą wybuchu wojny i degrengolady porządku publicznego został wzięty odwet na wszystkich Polakach. To oczywiście tylko drobny fragment zagadnienia, więc nie atakujcie, że nie wziąłem pod uwagę wszystkich okoliczności.
Ilu mogło zginąć Ukraińców w latach 1926-1939 – 100, może kilku lub kilkunastu więcej. Więc jak się to ma do ponad 100 tysięcy Polskich chłopów zamordowanych razem z rodzinami, przez bandytów z UPA-UON z pomocą miejscowych chłopów ze zwierzęcym okrucieństwem. Mordowano tych chłopów nie tylko na Wołyniu, ale też w Małopolsce Wschodniej a nawet na Lubelszczyźnie. I nie był to żaden rewanż tylko zaplanowane ludobójstwo. Z tymi osadnikami wojskowymi ( głównie z I Brygady na Wołyniu ) i cywilnym to też w dużej mierze propaganda. Owsze pewna grupa osadników z Małopolski Zachodniej przeniosła się do Małopolski Wschodniej, ale nie była to jakaś masowa akcja. A na Wołyniu ludność polska mieszkała w większości od pokoleń, Polski urzędnik czy policjant traktował chłopów zarówno Polskich jak i Ukraińskich jednakowo – mieli płacić podatki, podobnie było w Małopolsce Wschodniej. Można tylko żałować że w Rydze 1921, 2 RP nie zrezygnowała z 2/3 zarówno Wołynia jak i Polesia. Stalin wiedział jak rozmawiać z ukraińską dziczą – zabrać wszystką żywność, a ludność zagodzić. Polacy próbowali asymilacji i zrobili przechowalnię bandytów z UPA, którzy w rewanżu wymordowali swoich sąsiadów, za co ? Za nic, tylko dlatego ze byli Polakami. Dlatego nie żal żadnego Ukrainca którego zagłodzili Rosjanie.
Historyk z całym szacunkiem, ale sugestia iż to ofiara jest winna zbrodni wskazuje na brak logiki w twoim wywodzie. Równie dobrze mogłeś stwierdzić, jak morderca: on miał dom, żonę oraz nowego mercedesa więc wyrównałem swoje krzywdy paląc jego dom, gwałcąc żonę i kradnąc jego auto. Kolejna sprawa jak polska żona mogła być uważana za ciemiężcę przez męża Ukraińca, czy mąż Polak za przedstawiciela opresyjnego państwa? Za chwilę stwierdzisz, że to Lwów to pradawne ukraińskie miasto, a Stanisławów zbudował Petlura i Dmytro Klaczkiwski. Odwet to mogli wziąć za Wielki Głód na Rosjanach czego nie zrobili. Mordowanie bezbronnych natomiast szło im świetnie.
daj spokój, Polska sie kończy na Wiśle, dalej to już wszystko ruskie. Od tylu lat musimy utrzymywać i użerać się wiecznie ze ścianą wschodnią.
Wypowiedź tak głupia, że trzeba zamknąć pysk, by czegoś za dużo nie powiedzieć.
Tzw. „chamofobia” ma bardzo bogatą historię. Efekt tej z lat międzywojnia widać było jeszcze we wrześniu 1939 r. Wiele oddziałów chłopskich po prostu nie chciało walczyć „za sanację”…
Zjawisko to słabo jest jeszcze ciągle opisane i zweryfikowana jego skala, a jest ono być może decydujące dla oceny przyczyn naszej klęski, ale…
Co ciekawe władze i praktycznie nawet ziemiańskie partie, zdawały sobie sprawę z ogromnego, być może decydującego dla losów II RP, znaczenia reformy rolnej. W warunkach jednak ogromnego przeludnienia wsi, po prostu nie było skąd tej ziemi nabrać!
Wyliczono, że gdyby nawet całą „pańską” ziemię rozparcelować to starczyłoby może dla 60-70% chętnych…
Jedynym wyjściem było uprzemysłowienie – wchłonięcie nadmiaru rąk do pracy tak z miast jak i wsi, przez fabryki, huty, zakłady usługowe etc. Ale ten proces nabrał tempa dopiero w latach 1935-37…
A chamofobię mamy do dzisiaj i w obecnej Polsce wręcz kwitnącą.
I tak parę lat temu oceniano w Europie pozycję rolników w poszczególnych krajach wobec urzędnika: takiego z administracji, władz samorządowych, w sądach, ale także w tzw. „układach handlowych”. Otóż polski mieszkaniec wsi, nie tylko rolnik, znalazł się wśród swoich „odpowiedników” europejskich, na… 27 miejscu.
……..
Nie wiem zaś kto i czy jeszcze, miał gorzej od naszych rolników w sądach – mieszkańcy naszych wsi stoją tutaj dalej na nieomal straconej pozycji w konflikcie z urzędnikiem czy korporacją!
Co ciekawe za te przejawy „chamofobii” głównie odpowiadali i odpowiadają sami… chłopi. Głównie tacy co się nieco wzbogacili i swych synów nieco wykształcili. l co w tych urzędach siedzieli przed wojną, byli dominujący i dalej ich potomkowie są w policji; lub ich wnukowie, prawnukowie od jednego, dwóch pokoleń dopiero będący mieszczuchami. A jak się jeszcze wykształcili to ich „chamofobia” inżyniersko-magisterska, sięga wręcz zenitu.
Wszystko dla nich na wsi jest „wieśniackie – wsiórskie – wsiowe”; a „ty wieśniaku” to jest ich ulubiona obelga…
Dlaczego tak jest?
Po prostu, bycie Panem Dziedzicem, Gospodarzem, było i jest fajne, dalej jest bardzo atrakcyjne można by powiedzieć, no bo ma się kim bezkarnie pogardzać…
Skąd my tą pogardę dla chłopów i robotników znamy ? Dziś nowa „szlachta” i „panowie”, też pogarszają tym motłochem „ze wsi i małych miasteczek”. Ale przecież „panom” wolno pogardać chamami, którzy mają słuchać tego co mówią ich właściciele. Była nawet partia tych nadludzi – UW, partia ludzi tak mądrych że przestała istnieć z braku poparcia.
Co za głupoty , w którym posterunku w powiecie Ropczyce było 30 policjantów?