Oglądając wiejskie chaty w skansenach, można odnieść wrażenie, że chłopom pańszczyźnianym żyło się (jak na tamte czasy) całkiem luksusowo. Nic bardziej mylnego.
Skanseny zaczęły w Polsce wyrastać jak grzyby po deszczu w czasach PRL – z oczywistych względów. Jednak chaty, które można w nich było znaleźć, tak naprawdę miały niewiele wspólnego z domami, w jakich żyli nasi przodkowie jeszcze 200 lat wcześniej. W porównaniu do czystych, zadbanych i całkiem okazałych budowli prezentowanych w tych muzeach wsi polskiej, prawdziwe wiejskie chałupy przypominały raczej sypiące się rudery…
Dom na pokolenie
Domy pańszczyźnianych chłopów często dosłownie się sypały. Dlaczego? Przede wszystkim chaty, w których żyli mieszkańcy wsi w XVII, XVIII, a nawet XIX wieku, nie były wznoszone, by przetrwać dziesięciolecia. Ba, często nie zakładano, że chałupa przetrwa choćby dekadę. „»Nie mieszkamy w domach, tylko w okopciałych budach« – powtarzano skargę samych chłopów w broszurze kolportowanej w 1790 roku, w dobie Sejmu Wielkiego. Także liczni społecznicy czasów oświecenia i późniejszych podkreślali, że na wsiach widywało się nie domostwa, ale prędzej nory i szałasy” – opisuje Kamil Janicki.
Krzywe ściany, zapadnięte w ziemię, tonące w błocie. Okna i drzwi ledwo wystające ponad poziom gruntu. Całość przykryta mizernym dachem (na ogół w całości ze słomy), pozbawiona komina i chyląca się ku upadkowi… Jeszcze w połowie XIX wieku w takich tzw. kurnych chatach żyły miliony chłopów w Galicji. Stanisław Staszic wprost stwierdził, że miejscem zamieszkania polskich chłopów są „lochy, czyli trochę nad ziemię wyniesione szałasy”. Nic dziwnego, że nikt nie chciał pozostawić takiego domostwa w spadku swoim dzieciom, a chałupy stawiano nawet nie na jedno pokolenie.
Zresztą aby taki dom obrócił się w ruinę, często wystarczyła silniejsza wichura. Żyjący pod koniec XVIII wieku ksiądz Piotr Świtkowski donosił, że „ohydne widokiem” wiejskie chałupy trzeba było „drągami podpierać”, żeby nie porwał ich wiatr. Zresztą równie groźne dla domostwa pańszczyźnianego chłopa mogły okazać się gorące lata (bo „susza je rozsypie”), ulewne deszcze (te z kolei mogły rozmoczyć ściany) oraz „przypadkowy ogień [który] w kilka je minut w popiół obróci”.
A że aż do uwłaszczenia chłopów w XIX wieku powszechną zasadą było budowanie wsi wzdłuż drogi i skupianie gospodarstw bardzo blisko obok siebie, pożar mógł się okazać wyjątkowo tragiczny. Gęsta, drewniana, kryta słomą zabudowa była doskonałą pożywką dla ognia. Matka poety Tadeusza Różewicza Stefania opisała pożogę, która w ciągu zaledwie dwóch godzin zniszczyła ponad 90 domostw. Wraz z nimi spaliła się większość zwierząt gospodarskich, a także kilka osób (również dzieci).
Chłopska arka Noego
Jak wyglądała typowa polska chałupa? Pod koniec XIX wieku Jan Karłowicz zebrał cechy charakterystyczne wiejskiego budownictwa w dawnej Polsce:
(1) Położenie chaty szczytem t.j. węższą ścianą do drogi czyli ulicy. (2) Oddzielność mieszkania ludzkiego od: spichrza, stajni, chlewów, stodół, które okalają dziedziniec, czyli podwórko. (3) Pewna niewielka odległość chaty od ulicy, zapełniona zwykle przez mały ogródek z kwiatami. (4) Wrota w niewielkiej odległości od chałupy. (5) Dach średniej wysokości, mający u szczytu mniej więcej kąt prosty.
Jak się to miało do rzeczywistości? Z relacji etnografów wynika, że chociaż owszem, takie chaty istniały, to od wzorca opisanego przez Karłowicza istniały liczne odstępstwa. I bynajmniej nie szły one w dobrą stronę.
Przede wszystkim mało który chłop mógł sobie faktycznie pozwolić na osobne pomieszczenia gospodarcze. A skoro nie dysponował oborą czy stajnią, mieszkał dosłownie z dobrodziejstwem inwentarza. „Po wsiach są izby, jak arki Noego, bo w nich przy piecu gromadzą się obok ludzi także konie, krowy, cielęta, owce, świnie, kury, gęsi i wszystkie inne żyjące zwierzęta” – pisał o polskiej wsi w XVII wieku Ulryk von Werdum. W kolejnym stuleciu sytuacja nie uległa poprawie.
Czytaj też: Sytuacja polskich chłopów w XVIII i na początku XIX wieku
M3 pańszczyźnianego chłopa
Jak już wspomniano, typowa wiejska chata była zbudowana z drewna, przy czym niekiedy drewniany był jedynie szkielet konstrukcji. Ściany z belek wypełniano mieszanką gliny, słomy, wiórów lub sieczki. Praktycznie nie dało się spotkać domu murowanego – pod koniec XIX wieku z kamieni lub cegieł wznoszono na wsiach co najwyżej karczmę oraz (nie zawsze) kościół.
Chałupy nie miały fundamentów. Jako podłogi stosowano najczęściej klepisko z ubitej ziemi bądź gliny albo tzw. polepę, stanowiącą mieszaninę gliny, sieczki, plew czy trocin. Dachy kryto strzechą. „Niedobór drewna sprawiał, że rezygnowano z gontów, a więc z zadaszeń układanych z cienkich drewnianych deszczułek. (…) Typowe pokrycie dachu od wieków stanowiła na polskiej wsi strzecha, wykonywana w rzadkich przypadkach z siana (wysuszonej trawy), czasem z trzciny, ale najczęściej ze słomy – łodyg zboża” – pisze Kamil Janicki.
Umieszczone na jednym z końców chaty lub na środku frontowej ściany wejście z wysokim progiem prowadziło do sieni o powierzchni ok. 15 metrów kwadratowych. W sieni, będącej przede wszystkim miejscem do pracy, składowano narzędzia. Trzymano tam również beczkę z zapasem świeżej wody, naczynie z pomyjami oraz… zwierzęta. Zresztą żywy inwentarz często mieszkał także w izbach mieszkalnych, w których domownicy spali, gotowali i jedli. W takich warunkach trudno było mówić o higienie…
W chacie chłopa pańszczyźnianego izba była na ogół tylko jedna, o powierzchni 20–30 metrów kwadratowych, której najważniejszym punktem był piec, stanowiący nawet 20–25% pomieszczenia. Niekiedy przedzielano ją ścianką, tworząc dodatkowe pomieszczenie: alkierz, czyli sypialnię, pełniącą też funkcję spiżarni lub składziku). Poza tym włościanie dysponowali tzw. komorą o powierzchni 10–20 metrów kwadratowych, na ogół nieopalaną, w której przechowywano domowe sprzęty (żarna, stępy itp.) i zapasy żywności. Komora służyła również do wykonywania rozmaitych prac gospodarskich. Funkcję przechowalni (a także suszarni oraz – w ciepłych miesiącach – sypialni) pełnił także strych. Po uwłaszczeniu zaczęto wznosić domostwa dwuizbowe.
Czytaj też: Niewolnictwo po polsku. Sadystyczni panowie do cna wykorzystywali chłopów pańszczyźnianych
Brud, smród i ubóstwo?
O porządek w domu – w miarę możliwości – starano się dbać. Ściany chałup bielono wapnem (czasem wymieszanym z lakmusem) i ozdabiano wzorami ze stempla lub ręcznymi malunkami. Znacznie gorzej prezentowała się zagroda. W XIX wieku Oskar Kolberg opisywał obejście z okolic Krakowa: „Przed domem rozpostarte [jest] najczęściej w zagłębionem dołku gnojowisko, na które też pospolicie wyrzucają się śmiecie, opłynione nierzadko kałużystą gnojówką, która ściśle tuż przyległy sadek lub ogród użyźnia”.
Gnojowisko służyło też chłopom (szczególnie nocą) jako ustęp. Nawet w dwudziestoleciu międzywojennym, kiedy z odgórnego nakazu ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Felicjana Sławoja-Składkowskiego obowiązkowo stawiano na wsiach tzw. sławojki, często budowano je jedynie na pokaz lub wykorzystywano w innym niż czynności toaletowe celu (np. jako suszarnie serów). Żyjący na przełomie XIX i XX wieku architekt i budowniczy Maciej Moraczewski ze zgrozą odnotował:
Przed chatami bagniska, i to jakie jeszcze! Góra z nawozu pływa jak tratwa na trzęsawisku z cuchnącej wody i bydlęcych odchodów. Do drzwi dostęp trudny i niebezpieczny, bo tuż przed nimi i pod samymi oknami rozciąga się owo gęste i czarne morze.
Dla chłopów było to jednak „nie błoto, ale złoto”, chociaż smród w obejściu, zwłaszcza w upalne dni, musiał być trudny do zniesienia. Może i dobrze, że akurat tej „atrakcji” nie znajdziemy we współczesnych skansenach?
Bibliografia:
- Jan Karłowicz, Chata polska: Studyjum lingwistyczno-archeologiczne, Warszawa 1884, Polona.pl (dostęp: 15.12.2024).
- Kamil Janicki, Życie w chłopskiej chacie, Poznań 2024.
- Oskar Kolberg, Lud. Jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce. Serya V. Krakowskie, Kraków 1871.
- Stefania Różewicz, Wieś mojego dzieciństwa, w: Tadeusz Różewicz Matka odchodzi, Wrocław 1999.
- Anna Stypula, Wieś polska. Życie i praca, muzeum.lasochow.pl (dostęp: 15.12.2024).
KOMENTARZE (3)
Wolność Tomku w swoim domku! Ale mieli i już. Ciężko ale 200 lat temu życie wyglądało inaczej. Np ulica Gnojna w Warszawie.
? Ech wybitnie wybiórczo, Karłowicz opisywał chłopów na kilku morgach najmniej, a lepianki to wznosili ludzie luźni komornicy i biedacyco swego mieli morgę max. Oni to wznosili lepianki modą Eco. Dzielny słomiany dach zapewniał izolacjię na poziomie 30 cm styropianu
„M3 pańszczyźnianego chłopa…” „…pod koniec XIX wieku…”
– a wtedy to pańszczyzny formalnie przynajmniej, już…
R. Virchow o tej XIX wiecznej, już nie pańszczyźnianej, a „obłożonej” w dwójnasób głównie powinnościami wobec państwa przez pruską biurokrację, polskiej wsi śląskiej:
„Nędza tutaj bezprzykładna… …wsie rozciągające się całymi milami w płaskich dolinach są nędzne. Domy przeważnie zbudowane z narzuconych na siebie belek, malutkie, mieszczące bydło i ludzi razem, okna małe i nigdy nie otwierane, większość izby zajęta jest przez piec i łóżka.”
Co winne, jaka przyczyna, rzeczywiście pańszczyzna zwłaszcza?
Nie pańszczyzna głównie – na pewno, chłop bowiem pańszczyźniany będący w poddaństwie, otrzymywał od swego pana, którego nota bene był to obowiązek, budulec i wszelką pomoc w budowie (np. wynajem zaprzęgu i, lub podwózka, bywało, że i narzędzia ciesielskie, a nawet razem z nimi i cieślę dworskiego). A by móc być w poddaństwie – mieć z tego korzyści, bo i takie były jak widać jego „serwituty”, to musiał mieć jednak wystarczającą ilość ziemi, bo tylko wtedy panu opłacała się jego pańszczyzna (tylko wówczas chłop odrabiał ją bowiem np. własnym zaprzęgiem). Dlatego pańszczyzna „mikro” małorolnych, a nawet bezrolnych, choć bywało, że występowała, to była marginesem.
Owe „łupiny”, szałasy i ziemianki, etc., zamieszkiwali więc głównie bezrolni wyrobnicy, jak i skrajnie małorolni chłopi niepańszczyźniani oraz… w zaskakująco dużej części zbiedniała szlachecka gołota – „szaraczki”.
Winien był zatem głównie przyrost naturalny powodujący dzielenie gospodarstw aż do tzw. „ćwierćmorgowych”, no bo brak było u nas odpowiedniej liczby osiedli miejskich, zwłaszcza przemysłowych, mogących szybko wchłonąć nadmiar bezrolnych mieszkańców wsi. Na dowód: być może jeszcze większa bieda i także szałasy zamiast domów (które również płonęły „całymi wsiami” nieomal co roku), były jeszcze w XIX w., też na zachodzie, np. szczególnie wyraźnie we francuskiej Wandei, gdzie też, tak jak u nas, ponad 90% ludności mieszkało na wsi, nie w miastach.
I na ww. G. Śląsku dopiero na przełomie XIX/XX w., wielka bieda zaczęła wraz z mieszkańcami wsi, przenosić się do miast.
Nie powtarzajmy zatem ciągle i notorycznie bezwiednie, w sporej części wyolbrzymiającej nasze problemy, propagandy zaborców.
…
Ponadto w niektórych rejonach nawet najbiedniejsi (Wielkopolska, Pomorze, Podlasie, Podole, Małopolska, „wyspowo” i Mazowsze) stosowali już od średniowiecza, trwalszą technikę szkieletową – szachulcową. Często bowiem bywało, że i opartą na wypalanej cegle – bardzo łatwo ją można uzyskać z suszonej cegły glinianej; lub piaskowo – wapiennej z dodatkiem jaj jako lepiszcza zwłaszcza, tzw. białej „twardej” cegły – czego np. uczyli naszych chłopów wędrowni, głównie walońscy, szwabscy, rzemieślnicy z zachodu, dodajmy zachodu dotykanego na obszarach szczególnie właśnie wiejskich, w XVII i XVIII w. klęskami żywiołowymi – dalej epidemii, głodu, na niespotykaną u nas skalę.