Temat nieskończonych legend, plotek i najdziwniejszych opowieści. Właściciele tego diamentu popadali w obłęd, zapadali na niezrozumiałe choroby, byli podtruwani i mordowani. Czy to Koh-i-noor przynosił im same nieszczęścia?
Jeśli chodzi o najdawniejsze dzieje Koh-i-noora, czyli „Góry światła”, wiele jest gdybania. Przekazy głoszą, że kamień należał do władcy Mogołów, Babura, który żył na przełomie XV i XVI wieku. Posiadał on w każdym razie diament o wadze odpowiadającej tytułowemu – na tej podstawie wielu wysnuło wniosek, że był to właśnie Koh-i-noor.
Babur miał syna Humajuna, który bardziej lubił oddawać się marzeniom, niż walce i po śmierci ojca szybko musiał opuścić Indie. Zabrał ze sobą ukryte w sakwie cenne kamienie, wśród których znajdował się najpewniej także ten najcenniejszy. Podarował je w prezencie Tahmaspowi, szachowi Persji.
Obłęd perskiego władcy
Nowy właściciel nie cieszył się długo piękną błyskotką. Z niewiadomych przyczyn przekazał ją przez posłannika swemu sprzymierzeńcowi z Dekanu, Nizamowi Śahowi. Niestety bezcenny skarb zaginął w drodze. Minęły lata, zanim kamień o wadze podobnej do tego, który był kiedyś z posiadaniu Babura, wrócił w ręce Wielkich Mogołów.
Dźahangir, ówczesny władca Mogołów, uwielbiał kosztowności, tak samo jak jego syn – książę Churram, przyszły cesarz Śahdźahan. Ten ostatni stał się prawdziwym znawcą klejnotów – nosił nawet wysadzane kamieniami okulary, które miały soczewki z diamentów i szmaragdów! Niestety, po jego śmierci nastąpił koniec dynastii. Miłość panujących do kosztowności przyciągnęła bowiem przywódcę Persów, Nadira Szaha Afszara, który w 1739 roku najechał północne Indie.
Szach zdobył wówczas między innymi Delhi, stolicę Imperium Mogołów. Zrobił to, bo potrzebował bogactw, które pozwoliłyby mu finansować własne oddziały. W najeździe straciło życie około trzydziestu tysięcy mieszkańców miasta. Później siedziba władców padła ofiarą grabieży. Przed Persami otworzyły się nieprzebrane bogactwa, a kosztowności zliczane były przez wiele dni. Wśród łupów znajdował się także Koh-i-noor. Tkwił on w wykonanym na polecenie Śahdźahana Pawim Tronie – siedzisku wysadzanym klejnotami.
Nadir obawiał się, że kamień zostanie mu skradziony. Doprowadziło go to w końcu do obłędu; stawał się też coraz bardziej okrutny. W 1747 roku został zabity przez zamachowców. „Góra światła”, którą wraz z Rubinem Timura rozkazał wcześniej wyjąć z Tronu i umieścił na naramiennej opasce, padła łupem afgańskiego batalionu Ahmada Chana Abdalego (dziś uważanego za założyciela nowoczesnego Afganistanu).
Choroby i trucizny
Ahmad, jak jego poprzednik, nosił te dwa wyjątkowe skarby na ramieniu. Afganistan stał się domem dla Koh-i-noora na kolejne 70 lat. Państwo rosło w siłę, jednak panujący coraz bardziej podupadał na zdrowiu. Jego ciało dosłownie gniło, co opisał William Dalrymple w książce „Koh-i-noor. Historia najsłynniejszego diamentu świata”:
(…) Ahmada Śaha ostatecznie pokonał wróg bardziej nieustępliwy niż jakiekolwiek wojsko. Od początku panowania jego twarz zżerała choroba nazywaną w afgańskich źródłach „gangrenowatym wrzodem”, prawdopodobnie trąd, syfilis albo jakaś forma raka. Gdy odnosił swoje największe zwycięstwo pod Panipatem, choroba zdążyła już pozbawić go nosa, a w jego miejscu miał przymocowaną „protezę” wysadzaną brylantami.
Władca zmarł w 1772 roku, po tym, jak z jego nosa zaczęły wychodzić robaki, które podobno wpadały mu do ust i jedzenia. Władzę przejął wówczas jego syn Timur Szah Durrani, który nosił Koh-i-noora na prawym przedramieniu (na lewym zaś umieścił piękny rubin o nazwie Oko Hurysy). Był wybitnym strategiem wojskowym, ale nie zabrakło spiskowców czyhających na jego życie.
Podobnie jak poprzedni właściciele legendarnego kamienia, i on nie doczekał naturalnej śmierci. Zginął wiosną 1793 roku – najprawdopodobniej został otruty. Zostawił po sobie aż 24 synów, ale nie wyznaczył następcy. Wybuchła walka o sukcesję, a kraj pogrążył się w kryzysie. Dziedzice szacha próbowali znowu najechać Indie, te jednak znajdowały się pod coraz mocniejszym wpływem Kompanii Wschodnioindyjskiej i nie były już tak łatwym przeciwnikiem.
Koh-i-noor był tymczasem w rękach Shaha Zamana, syna Timura. Gdy trafił on do niewoli i został oślepiony, ukrył kamień w ścianie lochu, w którym go zamknięto. Poszukiwania zaginionego diamentu podjął później jego młodszy brat, Szudża. Znaleziono go u mułły, który używał go jako… przycisku do papieru! Oko Hurysy było natomiast w posiadaniu studenta, który znalazł je piorąc w rzece.
Ostatni władcy Sikhów
W międzyczasie legendarnym klejnotem zainteresował się Randźit Singh, twórca państwa Sikhów. W 1813 roku udało mu się go zdobyć. Otrzymał kamień w na tyle niepozornym zawiniątku, że podejrzewał, iż został oszukany! Kazał zbadać sprawę swoim jubilerom, ci jednak zapewnili go, że rzeczywiście stał się właścicielem „Góry światła”.
Co ciekawe, maharadża próbował nawet wycenić swój skarb, ale już wtedy wszyscy odpowiadali mu, że wszedł w posiadanie wyjątkowego, bezcennego przedmiotu. Nosił go w turbanie, choć obawiał się, że gdy przesadzi z trunkami, zostanie okradziony. Na szczęście miał do dyspozycji pilnie strzeżony skarbiec.
Randźit, choć za dużo pił, uważany był za dobrego władcę i miał znakomite kontakty z Brytyjczykami. W 1838 roku, będąc już po drugim udarze, przyjął ich ubrany skromnie, jednak wciąż z ukochanym klejnotem na ramieniu. Gdy jednak zmarł, przez pewien czas nikt nie wiedział, gdzie znajduje się diament… Jak się okazało, skarbnik Beli Ram nie wykonał ostatniej woli władcy i nie przekazał kamienia do świątyni – ukrył go w skarbcu, uważając, że należy on do całego Pendżabu.
Następca maharadży, Charak Singh, nie podjął jednak poszukiwań pięknej błyskotki. Wolał całymi dniami pić i się bawić. Nawet nie zauważył, że jest podtruwany. Zmarł szybko, przekazując władzę synowi, Nau Nihali Singhowi. Ten był urodzonym przywódcą, godnym Koh-i-noora, ale i jego dosięgnął pech. Niedługo po pogrzebie ojca śmiertelnie ranił go głaz. Zastąpił go brat. „Osiemnastego stycznia 1841 roku Szer Singh z Koh-i-noorem na opasce naramiennej został namaszczony na maharadżę Pendżabu” – pisze Anita Anand.
Temu władcy kamień także nie przyniósł szczęścia. Zaledwie rok od ceremonii pokazywana mu broń „przypadkowo” wystrzeliła. Skutek wypadku był tragiczny, zwłaszcza, że strzał padł aż dwukrotnie. Na dodatek dziesięcioletni syn Szer Singha został dosłownie poćwiartowany. Ostatnim w kolejce do tronu był zaledwie pięcioletni Dalip Singh, syn Randźita. I tak Koh-i-noor znalazł się na ramieniu dziecka, ono zaś – na kolanach swej 26-letniej matki Dźindan, która zamierzała rządzić krajem.
Droga do Wielkiej Brytanii
Zanim jednak młody maharadża zdążył okrzepnąć na tronie, do akcji wkroczyli Brytyjczycy. Zarzekali się, że pozostaną w Lahore tylko do momentu, gdy nowy władca skończy 16 lat. Chłopca szybko oddzielono od regentki, a krwawe zamieszki dały Brytyjczykom powód do przejęcia Pendżabu wraz z jego największym bogactwem – „Górą światła”. Po ciężkich walkach Dalip został zmuszony do podpisania aktu kapitulacji. Jego trzeci punkt stanowiło zobowiązanie do przekazania diamentu królowej Anglii.
Teraz trzeba było bezpiecznie przetransportować skarb na Wyspy. Zajął się tym John Lawrence, nazywany przez chłopów „zbawcą Pendżabu” (między innymi dlatego, że walczył o niskie podatki dla nich). Anita Anand w książce „Koh-i-noor. Historia najsłynniejszego diamentu świata” relacjonuje:
Brylant wyjęto ze skarbca i formalnie przekazano pod opiekę Johna. Jeśli wierzyć jego oficjalnemu biografowi, John z powagą wyjął klejnot ze szkatuły, włożył do kieszeni kamizelki, zabrał do domu i szybko zapomniał o całej sprawie.
Gdy nadeszły wyraźne instrukcje, że pora zawieźć kamień do kraju, mężczyzna uświadomił sobie, że nie wie, gdzie drogocenny przedmiot się znajduje. W poszukiwaniach pomógł mu stary tragarz, który znalazłszy Koh-i-noora powiedział ponoć: „Tu nic nie ma, sahibie — Tylko ten kawałek szkła!”.
Najtrudniejszym etapem podróży był jej lądowy etap. Skarb, przewożony do portu w Bombaju, narażony był na złodziejskie napaści. Tu pomóc mogła tylko dyskrecja. Nie można było informować zbyt wielu osób o planowanej akcji. Nic dziwnego, że transport trwał blisko dwa miesiące. Ostatecznie kamień dotarł bezpiecznie do portu. Teraz pozostało jeszcze czekać w napięciu na odpowiedni statek. Minęło kolejne kilka tygodni. Jak czytamy w książce „Koh-i-noor. Historia najsłynniejszego diamentu świata”:
W końcu 6 kwietnia 1850 roku Koh-i-noor został dostarczony na pokład HMS „Medea”, parowy okręt wojenny dowodzony przez doświadczonego kapitana Williama Lockyera. Kapitan patrzył, jak wnoszono na okręt podwójnie zamykaną żelazną skrzynkę. Dopiero gdy podniesiono kotwicę, dowiedział się, jak ważny ładunek przewozi.
Klucze do skrzyni rozdysponowano tak, by do jej otwarcia trzeba było trzech mężczyzn. Jak się okazało, największym zagrożeniem na pokładzie nie był jednak złodziej, a szalejąca cholera, która zbierała śmiertelne żniwo. Załoga liczyła na wsparcie mieszkańców Mauritiusu, gdzie chciano się zatrzymać po drodze, ale przerażone władze wyspy zagroziły pasażerom okrętu rozstrzelaniem, jeśli zejdą na ląd. Przekazano im jedynie węgiel niezbędny do tego, by mogli płynąć dalej.
Nie był to koniec mrożących krew w żyłach przygód marynarzy. Wkrótce potem „Medei” zagroził wielki sztorm. Wyglądało to tak, jakby nad „Górą światła” naprawdę ciążyła klątwa. Co więcej, dokładnie wtedy, gdy statek wpływał na brytyjskie wody terytorialne, królowa Wiktoria została zaatakowana! Napastnik, posługujący się czarną laską z żelazną rączką, boleśnie ją zranił. Bliznę po tym wydarzeniu monarchini nosiła przez całe lata.
Ostatni przystanek?
Nagłówki krzyczały jednocześnie o Koh-i-noorze i nieuzasadnionej napaści. Czyżby drogocenny przedmiot przynosił pecha także kobietom? W dodatku królowa otrzymała kamień 2 lipca 1850 roku, dokładnie tego samego dnia, kiedy w wyniku tragicznego wypadku zmarł jej powiernik i przyjaciel, sir Robert Peel.
Gdy kamień trafił w brytyjskie ręce, wyglądał całkiem inaczej niż dziś. Ważył 190,03 karata i miał tak zwany mongolski szlif. Stanowił nie tylko największy łup, jaki kiedykolwiek przywieziono z Indii, ale też symbol ostatecznej dominacji wiktoriańskiej Wielkiej Brytanii nad światem. Był niczym trofeum, którym można było się chełpić, by pokazać swoją siłę!
Królowa Wiktoria zaraz po tym, jak otrzymała kamień, udostępniła go oczom ciekawych na Wielkiej Wystawie. Otwarto ją 1 maja 1851 w Pałacu Kryształowym, zbudowanym specjalnie na tę okazję. Nie można było oczywiście umieścić takiego skarbu w zwykłej, muzealnej gablocie – użyto specjalnych zabezpieczeń.
Niestety w sali, w której go prezentowano, było szalenie gorąco, a kamień (nawet podświetlany) nieszczególnie podobał się zgromadzonym. Dopiero po przeszlifowaniu zyskał nowy blask, jednocześnie zmniejszając się z 190,3 do 93 karatów. Dopiero wtedy rozbudził się entuzjazm poddanych, a Koh-i-noor stał się na tyle piękny, że mógł zostać główną ozdobą brytyjskiej korony.
Bibliografia:
- Anita Anand, William Dalrymple, Koh-i-noor. Historia najsłynniejszego diamentu świata, Noir Sur Blanc 2019.
- Ian Balfour, Famous Diamonds, Antique Collectors Club Dist. 2008.
- Edwin Streeter, The Great Diamonds of the World. Their History and Romance, Forgotten Books 2018.
KOMENTARZE (1)
Wspaniale opisane, macie tylko niewielkie błędy związane z masą kamienia, przed przeszlifowaniem ważył ok. 188 karatów, po przeszlifowaniu do teraz 105,6 karata.
Pozdrawiam