Żaden z radzieckich marszałków nie chciał rezygnować ze sławy zdobywcy Berlina. Na początku kwietnia 1945 r. Koniew i Żukow przedstawili plany ataku Stalinowi.

Tekst stanowi fragment książki Corneliusa Ryana Ostatnia bitwa, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2025.
***
W Moskwie marszałkowie (Gieorgij – przyp. red.) Żukow i (Iwan – przyp. red.) Koniew pracowali dzień i noc. We wtorek, 3 kwietnia (1945 roku – przyp. red.), w nieprzekraczalnym terminie czterdziestu ośmiu godzin, ich plany były gotowe. Ponownie spotkali się ze Stalinem. Pierwszy referował swój plan Żukow.
Plan ataku na Berlin Żukowa
Od miesięcy liczył się z tym atakiem i ruchy swego potężnego 1. Frontu Białoruskiego miał dokładnie zaplanowane. Główny atak, mówił, nastąpiłby przed świtem z szerokiego na czterdzieści cztery kilometry przyczółka odrzańskiego na zachód od Kostrzyna – dokładnie naprzeciwko Berlina. Uderzenie to wsparłyby natarcia pomocnicze na północy i południu.
Logistyczne założenia planu Żukowa wywierały ogromne wrażenie. Do głównego uderzenia miano rzucić nie mniej niż cztery armie ogólnowojskowe i dwie armie pancerne oraz zaangażować dwie armie w atakach wspierających. Łącznie z siłami drugiego rzutu miałby 768 100 żołnierzy. Nie pozostawiając niczego przypadkowi, Żukow miał nadzieję skoncentrować na przyczółku co najmniej 250 dział na każdy kilometr – w przybliżeniu jedno działo na 13 stóp frontu! Natarcie zamierzał rozpocząć oszałamiającą nawałą ogniową z około 11 tysięcy dział, nie licząc moździerzy mniejszego kalibru.

Żukow zamierzał rozpocząć ofensywę, kiedy jeszcze będzie ciemno (na zdj. wśród aliantów na tle Bramy Brandenburskiej w Berlinie).
Teraz przeszedł do swej ulubionej części planu. Wymyślił mianowicie nieszablonowy i osobliwy sposób oszołomienia wroga. Zamierzał rozpocząć ofensywę, kiedy jeszcze będzie ciemno. Postanowił, że na samym początku natarcia oślepi i obezwładni Niemców, kierując prosto na ich pozycje 140 reflektorów przeciwlotniczych dużej mocy. Był całkowicie przekonany, że jego plan doprowadzi do masakry przeciwnika.
Ambicje Koniewa
Równie imponujące zamiary miał Koniew. Podsycany trawiącą go ambicją, opracował plan bardziej złożony i trudniejszy. Jak później powiedział: „Berlin był dla nas obiektem tak gorącego pożądania, że wszyscy, od szeregowca do generała, chcieli ujrzeć to miasto na własne oczy, zdobyć je siłą własnego oręża. Było to także moim gorącym pragnieniem […]. Byłem nim przepełniony”.
Niemniej jego najbardziej wysunięte oddziały znajdowały się ponad siedemdziesiąt pięć mil od miasta. Koniew liczył na to, że osiągnąć cel pomoże mu szybkość. Przezornie zgrupował swoje armie pancerne na prawym skrzydle, aby po przełamaniu frontu móc skręcić na północny zachód, uderzyć na Berlin i, być może, wedrzeć się do miasta przed Żukowem. Myśl ta od tygodni nie dawała mu spokoju. Teraz, w świetle omówienia Żukowa, nie mógł się zdecydować, czy zdradzać się ze swoimi zamysłami. Na razie zaniechał tego, przechodząc do szczegółów operacyjnych.
Jego plan przewidywał atak przez Nysę o świcie pod ochroną silnej zasłony dymnej, położonej przez nisko lecące myśliwce. Do ataku zamierzał rzucić trzy armie ogólnowojskowe i dwie pancerne – w sumie 511 700 żołnierzy. Warto odnotować, że prosił o zezwolenie na takie samo jak Żukow zagęszczenie artylerii – 250 dział na kilometr frontu – którą zamierzał wykorzystać jeszcze intensywniej niż rywal. „W przeciwieństwie do mego sąsiada – wspominał Koniew – zamierzałem obłożyć nieprzyjacielskie pozycje ogniem artylerii na dwie godziny i trzydzieści pięć minut”.
Jednakże Koniew rozpaczliwie potrzebował uzupełnień. Podczas gdy Żukow miał nad Odrą osiem armii, Koniew dysponował nad Nysą w sumie tylko pięcioma. Aby urzeczywistnić swój plan, potrzebował jeszcze dwóch. Po krótkiej dyskusji Stalin zgodził się dać mu 28. i 31. Armię, ponieważ „front w rejonie Bałtyku i Prus Wschodnich uległ skróceniu”. Zaznaczył jednak, że zanim te armie dotrą do 1. Frontu Ukraińskiego, może upłynąć wiele czasu. Najważniejszy był transport. Koniew postanowił zaryzykować. Mógłby rozpocząć atak, kiedy uzupełnienia będą jeszcze w drodze, powiedział Stalinowi, a potem, gdy nadejdą, włączyć je do działań.
Granica radzieckich frontów
Stalin, wysłuchawszy obu propozycji, zaakceptował obie. Ale to Żukow został obarczony odpowiedzialnością za zdobycie Berlina. Potem zaś miał się skierować na linię Łaby. Koniew miał zaatakować tego samego dnia co Żukow, zniszczyć nieprzyjaciela na południowych obrzeżach Berlina i pozwolić swoim armiom rozlać się na zachód na spotkanie z Amerykanami.
Trzeci wielki radziecki związek operacyjny, 2. Front Białoruski marszałka Rokossowskiego, ześrodkowany wzdłuż dolnej Odry na północ od Żukowa aż do wybrzeża, nie miał być zaangażowany w szturm na Berlin. Rokossowski wraz ze swymi 314 tysiącami żołnierzy miał zaatakować później, nacierając na północne Niemcy w celu połączenia się z Brytyjczykami. Ogółem te trzy radzieckie fronty liczyłyby 1 593 800 żołnierzy.

Operacja berlińska rozpoczęła się 16 kwietnia 1945 roku.
Wydawało się, że Koniewowi w ataku na Berlin przypadła rola pomocnicza. Ale wtedy Stalin, pochylając się nad leżącą na stole mapą, zaczął wykreślać ołówkiem linię rozgraniczenia między frontami Żukowa i Koniewa. Ciekawe to było rozgraniczenie. Rozpoczynało się na linii frontu, przechodziło przez rzekę i biegło prosto do szesnastowiecznego miasteczka Lübben nad Szprewą, w przybliżeniu sześćdziesiąt pięć mil na południowy wschód od Berlina. W tym miejscu Stalin nagle oderwał ołówek od mapy. Gdyby poprowadził linię dalej, zaznaczając granicę, której Koniew nie mógłby przekroczyć, pozbawiłby armie 1. Frontu Ukraińskiego jakiegokolwiek udziału w ataku na Berlin.
Koniew był uszczęśliwiony. „Chociaż Stalin nic nie powiedział – wspominał później – milcząco zakładano możliwość wykazania inicjatywy przez dowództwo frontu”. Nie padło ani jedno słowo, ale Koniew dostał zielone światło do uderzenia na Berlin – jeżeli zdoła tego dokonać. Wydawało mu się, że Stalin czyta w jego myślach. I na tym – co później nazwał „cichym wezwaniem do współzawodnictwa […] ze strony Stalina” – spotkanie się zakończyło.
Plany marszałków natychmiast włączono do oficjalnych dyrektyw. Następnego ranka rywale z rozkazami w ręku odjechali w kłębiącej się mgle na moskiewskie lotnisko. Obaj pragnęli jak najszybciej znaleźć się w swych sztabach. Otrzymane rozkazy nakazywały im rozpoczęcie ofensywy o cały miesiąc wcześniej w porównaniu z datą, którą Stalin podał Eisenhowerowi. Ze względów bezpieczeństwa w dyrektywach dla Żukowa i Koniewa nie wymieniano żadnych terminów, ale otrzymali rozkaz od samego Stalina. Natarcie na Berlin miało się rozpocząć w poniedziałek 16 kwietnia.
Źródło:
Tekst stanowi fragment książki Corneliusa Ryana Ostatnia bitwa, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2025.

Zdj. otwierające tekst: Виктор Темин (Фотохроника ТАСС)/domena publiczna
KOMENTARZE (3)
Ciekawa pozycja ale tłumacz nie dowiózł. Posługiwanie się jednostkami imperialnymi psuje odbiór. Trudno było to wszystko przeliczyć?
Szkoda, że redaktor nie zadał sobie trudu przeliczenia stóp na metry, oraz mil na kilometry. Sztuczna „inteligencja” jest już niestety wszechobecna…
Jak zwykle u anglosasów po łebkach. W ramach ciekawostki parę miesiecy wcześniej Żukow zastąpił Rokosowskiego. Nie wypadało aby Berlin zdobywał etniczny Polak , choc dobrze sowietyzowany