W 1947 roku na dworcu w Lesznie polscy żołnierze starli się z czerwonoarmistami. Poszło o… kobietę. Doszło do strzelaniny. Sprawa skończyła się sądowym mordem.

Był 27 maja 1947 roku. 41-letni krawiec Feliks Lis wsiadł w Poznaniu do pociągu jadącego do Leszna. Po cichu nawiązała z nim kontakt młoda kobieta. Nazywała się Zofia Rojuk. Miała 21 lat. Mieszkała z mężem na Pomorzu, ale mężczyzna pozbył się jej oraz ich rocznej córki, Władysławy – miał je oddać pijanym radzieckim żołnierzom za butelkę wódki. Czerwonoarmiści zostawili dziecko na stacji kolejowej, a Zofię zabrali ze sobą. Miała trafić do Legnicy, gdzie znajdowała się wtedy baza Armii Czerwonej. Kiedy żołnierze zasnęli, kobieta poprosiła Feliksa Lisa o pomoc.
Gdzie MO nie może, tam wojsko pośle
Sam nie miał szans, dlatego postanowił powiadomić o sprawie obsługę pociągu, ale kolejarzom nie udało się przekonać Sowietów do uwolnienia Zofii. Porażkę ponieśli również funkcjonariusze Służby Ochrony Kolei. Informacja o sprawie dotarła już jednak do stacji w Lesznie. Pociąg dotarł tam pół godziny po północy.
Kolejną próbę przemówienia czerwonoarmistom do rozumu podjęła Milicja Obywatelska. Milicjant Zygmunt Handke, choć był zagorzałym komunistą, udał się do żołnierzy, zapewne wraz z innym funkcjonariuszem. Rosjanie potraktowali Polaków obcesowo: nie tylko nie zgodzili się uwolnić Zofii, ale i wycelowali w Handkego broń, rzucając przy tym niewybredny komentarz: „uchodzi Poliaki, bo was pozastrzelam jobane wrot”. W tej sytuacji milicjantom nie pozostało już nic innego, jak odwołać się do najwyższej instancji – plutonu alarmowego Wojska Polskiego.

Ówczesny budynek dworca PKP w Lesznie.
Być może sprawa zakończyłaby się inaczej, gdyby nie trafili na podporucznika Jerzego Przerwę. Pomimo młodego wieku miał niemałe doświadczenie bojowe. W trakcie II wojny światowej dotarł nawet do Berlina! Został też sześciokrotnie odznaczony. Do rozmów w czerwonoarmistami zabrał się metodycznie, z pozycji siły. Kazał wyprowadzić wszystkich cywilów z budynku dworca i wezwał kapitana Sokołowa, który dowodził radzieckimi żołnierzami. Pozostali Sowieci próbowali opuścić stację, ale ludzie Przerwy ich nie wypuścili.
Kara za walkę w słusznej sprawie
Co stało się później? Według zeznań świadków jeden z żołnierzy ZSRR oburzony, że nie pozwolono mu wyjść, oddał strzały. Szybko wywiązała się strzelanina. Polacy mieli przewagę wynikającą z lepszego rozlokowania w budynku oraz tego, że… byli trzeźwi, czego o Sowietach nie można było powiedzieć. Jeden radziecki szeregowiec zginął na miejscu, dwóch kolejnych zmarło po przetransportowaniu do szpitala. Pięciu innych czerwonoarmistów zostało lżej rannych.
O 3:45 na dworzec przybyli funkcjonariusze UB. Polacy zostali odesłani do swoich koszar, a następnie… aresztowani. Rozpoczęło się śledztwo, zlecono ekspertyzy. Ale w pewnym momencie postępowanie przejął prokurator wojskowy, Rosjanin Wilhelm Świątkowski. Decyzja zapewne zapadła na wyższych szczeblach. Dla Świątkowskiego była to szansa na szybki awans, którą ochoczo wykorzystał – kosztem polskich żołnierzy.

Tablice na ścianie dworca PKP w Lesznie, upamiętniające Zofię Rojuk i polskie ofiary potyczki z żołnierzami radzieckimi w maju 1947 roku.
Śledztwo zupełnie zmieniło kierunek. Nowa wersja wydarzeń brzmiała: radzieccy żołnierze nie oddali ani jednego strzału, ba, spali, kiedy zostali zaatakowani przez Polaków. Świątkowski domagał się najwyższego wyroku. Do procesu doszło już 7 czerwca w koszarach 86 Pułku Artylerii Przeciwlotniczej w Lesznie. Za rzekomy zamach na czerwonoarmistów Jerzego Przerwę oraz trzech jego podkomendnych – Władysława Łabuzę, Wiesława Warwasińskiego i Stanisława Stachurę – skazano na śmierć przez rozstrzelanie (temu ostatniemu Bolesław Bierut zmienił później karę na 15 lat pozbawienia wolności). Zapadło też kilka wyroków więzienia – również dla funkcjonariuszy Służby Ochrony Kolei.
12 lat za kratami miał spędzić także Feliks Lis – za nakłanianie do dokonania zamachu na osoby należące do Sil Zbrojnych Sprzymierzonych. Nie pomogła nawet konfrontacja z Zofią Rojuk, która potwierdziła jego wersję wydarzeń. W więzieniu krawiec ostatecznie spędził 8 lat. Oczyszczenia z zarzutów doczekał się dopiero po śmierci. Kobieta, od której wszystko się zaczęło, nie została w trakcie żadnego z procesów przesłuchana.
Czytaj też: Czy Sowieci podmienili Bieruta na jego sobowtóra?
Prawda ujawniona po dekadach
Co stało się później z Zofią Rojuk i jej córką? Dziewczynka wróciła do ojca, który wychowywał ją wspólnie z drugą żoną. Przez lata Władysława była przekonana, że kobieta jest jej matką. Dopiero po dekadach za sprawą listu z Czerwonego Krzyża dowiedziała się prawdy. Zofia została bowiem zesłana na Syberię, gdzie założyła nową rodzinę. Nie miała prawa wrócić do Polski. Matka i córka ostatecznie spotkały się w Ukrainie – 21 lat po dramatycznych wydarzeniach, które rozegrały się w Lesznie.
Polscy żołnierze, którzy zapłacili życiem za pomoc kobiecie, doczekali się 17 września 2014 roku upamiętnienia w postaci tablicy umieszczonej na elewacji dworca. Ich tragedia nigdy nie powinna zostać zapomniana.
Bibliografia
- M. Gołembka, W obronie kobiety, „Leszczyniak”, nr 2/2018.
- W. Handke, Mord sądowy – proces pokazowy w koszarach w Lesznie w 1947 r., „Grot. Zeszyty Historyczne”, nr 18-19/2004.
- M. Łapa, Uratowana przez krawca spod Kępna, „Tygodnik Kępiński”, nr 31/2021.
- W obronie kobiety, „Przegląd Osiecki”, nr 3/2016.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.