Po kapitulacji Francji powstało kolaboracyjne państwo Vichy. Ale wielu Francuzów wciąż chciało walczyć z Hitlerem. Musieli mierzyć się z własnymi rodakami.

Nietypowym casus belli pomiędzy Wolną Francją (siłami zbrojnymi kontynuującymi walkę po kapitulacji) a Vichy (kolaboracyjnym państwem istniejącym w latach 1940–1944) miała się stać sprawa potencjalnej niepodległości Syrii (Republika Syryjska była w tym czasie terytorium mandatowym zależnym od Francji, a po utworzeniu rządu Vichy przeszła pod jego kontrolę). Arabów trzeba było bowiem przeciągnąć na stronę aliantów. A główną rolę miały tu odegrać Wielka Brytania oraz siły francuskie sprzymierzone z aliantami.
Plan był następujący: ponieważ obawiano się oporu Syryjczyków, zamierzano im obiecać koniec mandatu i niepodległość. Był jednak pewien problem. Przywódca Wolnej Francji Charles de Gaulle bynajmniej nie zamierzał rezygnować z utrzymania Syrii w orbicie francuskich wpływów i dążył do zachowania jej jako terytorium mandatowego. A Syryjczycy – co zrozumiałe wobec takiego obrotu spraw – nie pałali miłością do Francuzów. Sytuacja była, łagodnie mówiąc, skomplikowana. Jak pisze James Barr w książce „Linia na piasku. Konflikt, który ukształtował Bliski Wschód”:
Brytyjczycy musieli pozwolić Wolnej Francji na dowodzenie podczas przejęcia Syrii, aby uniknąć wrażenia, że usiłują pozbawić Francję władzy. Jednak z doniesień wywiadu wynikało, że udział Wolnej Francji zantagonizuje zarówno Syryjczyków, którzy chcieli, aby to Brytyjczycy ich wyzwolili, jak i Francję Vichy, która postrzegała Wolną Francję jako przykrywkę dla Wielkiej Brytanii.
Operacja „Exporter”
Konieczne stało się zaangażowanie brytyjskich wojsk. James Barr relacjonuje: „Tuż po świcie 8 czerwca (1941 roku – przyp. red.) trzy oddziały dobrze uzbrojonych brytyjskich Commando – pięciuset mężczyzn z twarzami poczernionymi spalonym korkiem – wylądowały na wybrzeżu południowego Libanu, w pobliżu ujścia rzeki Litani”. Akcji nadano kryptonim „Force Z” – była częścią większej operacji „Exporter”. Celem Brytyjczyków było utrzymanie głównego mostu do przybycia Australijczyków (stanowili oni trzon sił alianckich wyznaczonych do przejęcia Syrii).
Ze względu na braki w rozpoznaniu nie wszystko poszło jednak po myśli sprzymierzonych. Jeden z oddziałów wylądował za liniami Vichy i dostał się pod ostrzał. Zresztą generalnie natrafiono na silny opór. W trakcie operacji 25% komandosów zginęło lub zostało rannych. Ostatecznie jednak się udało. Do akcji mogły wkroczyć pozostałe siły alianckie.

Australijscy żołnierze w ruinach średniowiecznego fortu krzyżowców w Sydonie, lipiec 1941 roku.
Poza Australijczykami (stanowiącymi ponad połowę wszystkich żołnierzy) w skład dywizji wchodzili również Brytyjczycy, Hindusi i Wolni Francuzi. Na jej czele stanął generał Maitland „Jumbo” Wilson, który miał poprowadzić swoich ludzi na Bejrut (dla uproszczenia siły te będziemy określać w dalszej części artykułu Australijczykami). Damaszek stał się celem generała Legentilhomme’a. Pod jego komendą oprócz Brytyjczyków i Hindusów znalazło się aż 6 batalionów Wolnej Francji (żołnierzy Legentilhomme’a będziemy nazywać Brytyjczykami). Przeciwko nim stały wojska Vichy. Starcie francusko-francuskie było nieuniknione.
Spacer po parku
Początkowo nie spodziewano się kłopotów. Zresztą Brytyjczycy zadbali o wsparcie finansowe: 200 000 funtów dla Druzów i Beduinów w Syrii. Dzięki temu alianckie siły mogły spokojnie się poruszać – padł nawet rozkaz zamiany hełmów na filcowe kapelusze! Po drodze napotykano na uciekających albo chcących zmienić stronę Francuzów. Wydawało się, że de Gaulle miał rację, kiedy wieszczył, że chęć walki sił Vichy minie bardzo szybko.
Operacja bardziej niż kampanię wojskową przypominała… spacer po parku. Pełniący służbę jako pilot Roald Dahl, którego wspomnienia przywołuje w książce „Linia na piasku. Konflikt, który ukształtował Bliski Wschód” James Barr, opisywał, jak nadlatując nad cel, ujrzał „grupę dziewcząt w jasnokolorowych, bawełnianych sukienkach, stojących przy samolotach z kieliszkami w dłoniach, w towarzystwie francuskich pilotów, i pamiętam butelki wina stojące na skrzydle jednej z maszyn, kiedy nad nimi śmigaliśmy”.
Ale ta sielanka nie trwała wiecznie. Koło Mardż Ujun, na południe od Litani, aliantów przywitał „miażdżący ogień karabinów maszynowych”. W innej wiosce musieli „bez końca” rzucać granaty, ponieważ każdego skrawka ziemi zażarcie broniły opancerzone pojazdy Vichy.
Czytaj też: Jak generał de Tassigny wygrał dla Francji II wojnę światową i uczynił z niej mocarstwo
Kontrofensywa Vichy
W końcu doszło do zaciekłych starć z Wolnymi Francuzami, którzy – według jednego z oficerów – byli dla rodaków z Vichy „wcieleniem diabła, kozłami ofiarnymi gniewu, frustracji i słabości, które od roku czaiły się w ciemnych zakamarkach ich świadomości”. Tam, gdzie Francuzi z obu stron natrafiali na siebie, walki stawały się szczególnie brutalne. A żołnierze Vichy nie zamierzali grać fair. Przykład? Kiedy po nieudanych rozmowach w sprawie kapitulacji oficer Wolnych Francuzów wracał do swoich, strzelono mu w plecy.
Tymczasem 15 czerwca siły Vichy ruszyły do kontrataku. Po intensywnym ostrzale artyleryjskim Australijczycy zostali zmuszeni do odwrotu. W innym miejscu to samo spotkało Brytyjczyków. Vichy odzyskiwało kolejne miejscowości – m.in. Al-Kunajtirę. Doszło nawet do tego, że pilot kolaboracyjnej Francji zbombardował tymczasową kwaterę gen. Legentilhomme’a, który został ranny. Brytyjczykom udało się co prawda odzyskać wspomnianą miejscowość, ale na tym ich możliwości się wyczerpały. Na dodatek okazało się, że ich broń jest nieskuteczna wobec francuskich czołgów, a Legia Cudzoziemska wykazywała się wyjątkową celnością. Na niekorzyść aliantów działała też ekstremalnie wysoka temperatura…
Czytaj też: Skąd wziął się w Syrii reżim Asadów?
Tysiące ofiar i zakaz zbliżania się
Wobec takiego obrotu spraw wezwano posiłki z Indii i Transjordanii. I w końcu 23 czerwca Brytyjczykom i Francuzom udało się wedrzeć do Damaszku. Oficer Vichy uznał wyższość wroga i oddał aliantom klucze do miasta. Uczestniczący w ceremonii pułkownik Wolnej Francji zapewne był zaskoczony, gdy zorientował się, że studiowali niegdyś na tej samej uczelni.

Brytyjskie samochody pancerne w Aleppo.
Walki w innych częściach Syrii nadal jednak trwały. Brytyjczycy kierowali się w stronę Bejrutu, a Australijczycy musieli sforsować silnie ufortyfikowaną rzekę Nahd ad-Damur. Udało im się to 6 lipca. W międzyczasie Hitler zaatakował Związek Radziecki i jeden z syryjskich polityków żartował nawet, że prędzej Führer wejdzie do Moskwy niż alianci do Bejrutu. Ta wróżba się jednak nie spełniła. Połączone siły dotarły pod to miasto 12 lipca.
W tamtym momencie straty po obu stronach były już znaczące: sprzymierzeni utracili 4500 żołnierzy, Francja Vichy – ok. 6000. Tymczasem wojska alianckie stawały się coraz bardziej potrzebne w innych miejscach. Trzeba było zatem uzgodnić warunki rozejmu. Aby nie zaostrzać konfliktu, Brytyjczycy wykluczyli z rozmów Wolnych Francuzów. Ostatecznie porozumienie zawarto w Dniu Bastylii, czyli 14 lipca. Dołączono do niego tajny aneks, na mocy którego uniemożliwiono kontakty pomiędzy personelem Vichy a Wolnymi Francuzami. To właśnie on miał stać się niebawem kością niezgody pomiędzy de Gaullem a Wielką Brytanią…
Źródło:


KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.