Ciekawostki Historyczne
Dwudziestolecie międzywojenne

Zamach na Wojciechowskiego

Niewiele brakowało, by Stanisław Wojciechowski podzielił los Gabriela Narutowicza. Zamach na drugiego prezydenta Polski na szczęście się nie powiódł...

Lwów wydawał się ryzykownym miejscem na wizytę polskiej głowy państwa. Ani warszawska, ani lwowska policja polityczna nie uważała tego za najmądrzejszy pomysł ze względu na polsko-ukraińskie napięcia. Obawiano się prowokacji. Już 3 lata wcześniej, 25 września 1921 roku, Józef Piłsudski cudem uniknął śmierci z rąk studenta Stefana Fedaka, który próbował go postrzelić, gdy ten wychodził z ratusza. Ryzyko było zatem realne.

Aby zapewnić drugiemu prezydentowi II RP Stanisławowi Wojciechowskiemu bezpieczeństwo, ściągnięto posiłki: ok. 1500 policjantów. Ale nie o wszystkim pomyślano. Na przykład osobistej ochronie Wojciechowskiego… w ogóle nie zapewniono pojazdów! Funkcjonariusze musieli przemieszczać się pieszo albo łapać dorożki! Mimo to prezydent ruszył do Lwowa. Popołudniówka „Wiek Nowy” przed wizytą krzyczała z pierwszej strony: „Witaj nam witaj, Miły Hospodynie!”. O ironio, stanowiło to nawiązanie do tytułu, z którego korzystali… ruscy kniaziowie!

Od cerkwi prezydencie trzymaj się z dala

5 września 1924 roku, 9:00. Dworzec kolejowy we Lwowie. Stanisław Wojciechowski dotarł na miejsce. Zgodnie z programem wizyty najpierw udał do katedry łacińskiej pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, gdzie został powitany przez arcybiskupa Bolesława Twardowskiego. Jak pisze w książce Polska sprawa Dreyfusa. Kto próbował zabić prezydenta Grzegorz Gauden, Twardowski zapewnił prezydenta, że: duchowieństwo archidiecezji poprze szlachetne usiłowania Pana Prezydenta, zwłaszcza tu na Kresach, i śle modły o ich ziszczenie. Udzielił mu też błogosławieństwa. Może to uchroniło polityka?

Wizyta Stanisława Wojciechowskiego we Lwowie niemal skończyła się tragicznie.fot.Marek Münz – Biblioteka Cyfrowa Polona/domena publiczna

Wizyta Stanisława Wojciechowskiego we Lwowie niemal skończyła się tragicznie.

Kolejna wizyta nie była równie bezproblemowa. Wojciechowski miał się bowiem pojawić w katedrze św. Jura – świątyni greckokatolickiej, co w pewnych kręgach było źle widziane. Jeszcze 3 września 1924 roku tamtejszy arcybiskup Andrij Szpetycki został w liście ostrzeżony, że jeżeli przyjmie prezydenta Wojciechowskiego, może dojść do „przykrych konsekwencji”. Nadawcą była Ukraińska Wojskowa Organizacja.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Sztuczny entuzjazm

Gdy prezydent dotarł do cerkwi, witały go rzesze ruskiej ludności oraz banderia chłopska. Wznoszono okrzyki. Wyrzucano w górę czapki. Ale – jak sugeruje Grzegorz Gauden – trudno było nie oprzeć się wrażeniu, że coś tu jest nie tak. Entuzjazm był jakby… sztuczny. Co prawda metropolita Andrij Szeptycki powitał „Najdostojniejszego Gościa” i podał mu kropidło ze święconą wodą, dzięki czemu Wojciechowski uczynił znak krzyża na sobie, ale…

Sama wizyta trwała zaledwie ok. 5 minut. Była niezwykle oficjalna, żeby nie powiedzieć – demonstracyjnie chłodna. Przynajmniej ze strony metropolity. Ot, wymogi protokołu zostały spełnione, można jechać dalej. Co niezwykle ważne: Szeptycki do nie odezwał się do prezydenta nawet słowem. O jakichkolwiek modłach w intencji pomyślności Polski również nie było mowy.

Czytaj też: Zamach na Narutowicza. Dlaczego pierwszy polski prezydent musiał zginąć?

Najlepiej przyjęli go Ormianie i Żydzi

Kolejnym celem wizyty Stanisława Wojciechowskiego była katedra pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny – tym razem ormiańska. Tutaj sytuacja była zupełnie inna. Tego, kto witał prezydenta, Wiktor Chajzes określił mianem „zawziętego endeka”. Był to arcybiskup Józef Teodorowicz. Tym razem miały miejsce modły liturgiczne na intencję Rzeczypospolitej i Prezydenta. Jednocześnie Teodorowicz uroczyście zapewnił Wojciechowskiego, że zasymilowana z Polakami ludność ormiańska na zawsze pozostanie wierna narodowi polskiemu i Rzeczpospolitej. Stwierdził też, że Polska nigdy nie używała przemocy i gwałtu wobec innych wyznań i narodowości, choć – jak przypomina Grzegorz Gauden – kilka lat wcześniej żołnierze Romana Abrahama dopuścili się w pobliżu tej samej katedry pogromu Żydów…

Prezydent RP Stanisław Wojciechowski podczas zwiedzania kościoła św. Jura we Lwowie.fot.NAC/domena publiczna

Prezydent RP Stanisław Wojciechowski podczas zwiedzania kościoła św. Jura we Lwowie.

Po katedrach i cerkwi przyszedł wreszcie czas na synagogę. Wojciechowskiego powitały tam tłumy ludzi. Jak czytamy w książce Polska sprawa Dreyfusa. Kto próbował zabić prezydenta: Przy wejściu głównym do templum ustawili się wychowankowie domu sierot, sypiąc Prezydentowi kwiaty pod nogi – jedna z sierot wręczyła Panu Prezydentowi bukiet, który Pan Prezydent polecił zanieść do powozu. Przywódca żydowskiej społeczności Lwowa dr Jakub Diamant podkreślił w przemowie, że Stanisław Wojciechowski jako pierwszy włodarz Polski zaszczycił synagogę swoją obecnością na równi ze świątyniami katolickimi. Widziano w tym potwierdzenie gwarancji konstytucyjnych.

Czytaj też: Polacy próbowali wykończyć Hitlera już w październiku 1939 roku! Dlaczego perfekcyjnie przygotowany zamach się nie udał?

W niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie?

Następnie prezydent kontynuował podróż. Tamtego dnia zjadł jeszcze obiad w lwowskim prezydium miasta, podczas wydanego na jego cześć przyjęcia. Tymczasem na rogu ulic Kopernika i Legionów stał niejaki Stefan Steiger. W miejscu, gdzie ulice te zbiegają się do Placu Mariackiego, czekał na przejeżdżający orszak prezydencki. Ten się jednak spóźniał, co skłoniło Steigera do pójścia do biura. Zdążył przejść kilkadziesiąt metrów ulicą Legionów, gdy ujrzał pędzących ludzi, którzy krzyczeli: „Jedzie prezydent!”. Steiger pośpiesznie wrócił na stanowisko. W końcu orszak się pojawił. Kilka pojazdów, oprócz nich szwadron ułanów jazłowieckich z lancami. No i oczywiście powóz prezydencki.

Prezydent RP Stanisław Wojciechowski w samochodzie Lincoln przed kościołem ewangelickim we Lwowie.fot.NAC/domena publiczna

Prezydent RP Stanisław Wojciechowski w samochodzie Lincoln przed kościołem ewangelickim we Lwowie.

W pewnym momencie zgromadzeni przy Placu Mariackim ludzie ujrzeli, że w kierunku Stanisława Wojciechowskiego coś poleciało, a następnie się zapaliło. Bomba spadła pod koła powozu prezydenckiego, ale nie wybuchła. Ten szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że nikt nie został choćby draśnięty, a zamach na drugiego prezydenta II RP się nie powiódł. W późniejszych doniesieniach określano ładunek „petardą”.

Tymczasem Steiger rzucił się do ucieczki. Wpadł do bramy przy ulicy Legionów 1. Na nieszczęście dla niego tuż za nim ruszyła Maria Pasternakówna. I to ona wskazała go policji jako zamachowca. Czy jednak rzeczywiście nim był? Kulisy tej sprawy zagłębia w książce Polska sprawa Dreyfusa. Kto próbował zabić prezydenta Grzegorz Gauden.

Źródło:

Artykuł powstał na podstawie książki Grzegorza Gaudena Polska sprawa Dreyfusa. Kto próbował zabić prezydenta, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2024.

 

Zobacz również

Historia najnowsza

Secret Service i jego historia

Dziś Secret Service chroni prezydentów USA, ale agencja powstała w zupełnie innym celu, a jej funkcjonariusze wcale nie przysięgają, że przyjmą na siebie kulę

19 września 2024 | Autorzy: Marek Wałkuski

Dwudziestolecie międzywojenne

„Proces Steigera”. Wyrok, który wstrząsnął Polską

Uniewinnienie Steigera wzbudziło ogromne poruszenie – podczas gdy Lwów świętował, prasa narodowa grzmiała o triumfie "żydowskich dolarów" i nawoływała do konsolidacji w walce z rzekomym...

5 września 2024 | Autorzy: Grzegorz Gauden

XIX wiek

Zamach Berezowskiego na cara

Hryniewicki nie był jedynym polskim terrorystą w XIX wieku. Antoni Berezowski w 1867 r. próbował zabić Aleksandra II w Paryżu. Mało brakowało, by mu się...

6 lutego 2024 | Autorzy: Mariusz Samp

Zimna wojna

Zamach na Johna F. Kennedy’ego

22 listopada 1963 roku. Kolejny pracowity dzień kampanii wyborczej dla JFK. Jak się okaże – ostatni. Od zamachu, który wstrząsnął światem, mija 60 lat.

19 listopada 2023 | Autorzy: Herbert Gnaś

Średniowiecze

Władcy zabici przez poddanych

Nie każdemu królowi dane jest panować długo i szczęśliwie. W historii bywało, że z zemsty, żądzy władzy lub zwykłego niezadowolenia ginęli z rąk własnego ludu.

8 września 2023 | Autorzy: Maria Procner

Druga wojna światowa

Polski zamach na Hitlera

II wojny światowej, obozów koncentracyjnych i milionów ofiar można było uniknąć dzięki Polakom, gdyby ich plan się udał. I gdyby nie pechowy splot okoliczności.

29 sierpnia 2023 | Autorzy: Herbert Gnaś

KOMENTARZE (1)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Anonim

Autor tego artykułu powtarza kłamstwa zawodowego łgarza i oszusta Gaudena na temat rzekomego „pogromu” we Lwowie. Ilu żydów zginęło w czasie walk ukraińsko-polskich na przełomie lat 1918-1919 ? Podawane są liczby 72 osób – żydów przez Żydowski Komitet. Raport Morgenthaua podaje liczbę 64 osób – żydów. Natomiast raport sędziego SN – Rymowicza podaje liczbę około 50 osób w tym 11 chrześcijan, pozostali to żydzi. Część żydów zginęła w czasie walk w mieście, część w czasie zamieszek po ucieczce z miejscowego więzienia kryminalistów oraz po tym jak ukraińcy celowo wypuścili przed swoją ucieczką z miasta kolejnych kryminalistów z więzienia po to żeby zwiększyć chaos w mieście. Dodatkowo do ofiar rzekomego „pogromu” włączono żydów zabitych wcześniej i przechowywanych w zaimprowizowanej kostnicy których nie można było pochować z powodu walk w mieście. Żydzi dysponowali we Lwowie własną milicja którą dowodził żyd oficer CK Armii która była uzbrojona w broń – karabiny a nawet karabiny maszynowe dostarczone im przez …Ukraińców. Nawet raport Morgenthaua mówi o ekscesach podczas walk w przeciwieństwie do bredni Gaudena o jakimś „pogromie”. Tylko antyżydowskie zamieszki w roku 1941 można nazwać pogromem bo nastąpiły one w czasie względnego spokoju już po ucieczce Rosjan i po wkroczeniu do Lwowa – Niemców. Wtedy to Ukraińcy przy zgodzie i aprobacie Niemców zamordowali w bestialski sposób 2000 żydów.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.