Sklepienie kaplicy Sykstyńskiej uczyniło z Michała Anioła gwiazdę. Żaden inny artysta nie mógł zignorować jego blasku. Kopie fresków krążyły po całej Europie.
Michał Anioł był zmęczony, samotny i nieszczęśliwy. Nienawidził Rzymu. Mimo wszystko jego sytuacja nie była tak beznadziejna, jak mu się wydawało. Problem z zawilgoceniem fresków został rozwiązany dzięki pomocy artysty Giuliana da Sangallo, który poinstruował go, jak powinno się mieszać nieznany mu rzymski tynk, aby uczynić go odpowiednio wodoodpornym.
Pewność siebie Michała Anioła w roli malarza rosła. Stworzenie pierwszego z centralnych paneli, czyli Potopu, zajęło mu trzydzieści giornate i wymagało poprawek o dużej skali. Na czwarty panel, Grzech pierworodny i Wygnanie z raju, potrzebował zaledwie trzynastu. Co więcej, ten fresk jest również znacznie lepszy. Postacie w Potopie Noego były zbyt małe, a całość zbyt złożona, żeby wywrzeć duże wrażenie, gdy patrzy się na niego z poziomu ziemi. W Grzechu pierworodnym znika całe złożone tło krajobrazu. Nieco sztywna kompozycja paneli Noego ustąpiła miejsca odważniejszej i doskonalszej wizji, w której przestrzeń jest zdominowana przez monumentalną ludzką formę.
Jedno z najbardziej ekscytujących odkryć archeologicznych
W 1506 roku, dwa lata przed rozpoczęciem prac nad sklepieniem kaplicy, Michał Anioł był świadkiem jednego z najbardziej ekscytujących odkryć archeologicznych w historii. Robotnicy przekopujący winnicę na obrzeżach miasta natrafili pod ziemią na marmurowy posąg. Na miejsce zostali wezwani Michał Anioł i Giuliano da Sangallo. Na własne oczy widzieli, jak posąg stopniowo wyłania się z ziemi. Wkrótce okazało się, że nie było to zwykłe znalezisko. Okazało się, że to Grupa Lakkoona, dzieło nazwane przez Pliniusza Starszego jednym z największych arcydzieł sztuki antycznej.
Rzeźba wyróżnia się niezwykłą siłą dramaturgii wyrazu. Trojański kapłan Laokoon walczy z owiniętym wokół niego potwornym wężem, który udusi i pochłonie starszego mężczyznę i jego dwóch synów. Ciało Laokoona jest przedstawione w idealnych proporcjach, jak to zwykle bywało w sztuce hellenistycznej, ale poprzez jego postawę, napięte mięśnie, kąt szyi, łuk pleców w nieruchomym marmurze udało się wyrazić rozpaczliwe skrajności ludzkiej walki i rozpaczy.
Symfonia cielesnej doskonałości
Ten dramat wywarł głębokie wrażenie na renesansowych artystach, którzy mieli okazję zobaczyć rzeźbę. Tak więc w Grzechu pierworodnym Michała Anioła to ludzkie ciała nadają scenie narracyjny charakter. Postacie Adama i Ewy powtarzają się po obu stronach sceny, podzielonej na dwie części przez drzewo, na którym znajduje się zakazany owoc. Po lewej stronie obrazu widzimy scenę pożądania. Palce prawej ręki Ewy zostały ułożone w nieprzyzwoitym geście. Adam sięga ręką po owoc wśród liści (figę, bardziej sugestywną niż zwykłe jabłko) i w ten sposób zbliża genitalia do twarzy Ewy.
Twarz ta, tak piękna w stanie niewinności po lewej, po prawej, gdzie Ewa zostaje pokazana jako wygnana z raju razem z Adamem, wydaje się oszpecona przez smutek. W tej części, po niewłaściwej stronie drzewa, widzimy Adama i Ewę już po swoim upadku. Pochylają się ze wstydu, kuląc się przed anielskim mieczem, który wypędza ich z Edenu.
Wpływ Laokoona można również zauważyć w tak zwanych ignudi, siedzących nagich młodzieńcach na malowanych frontonach wzdłuż sklepienia kaplicy Sykstyńskiej. Poprzez ich różne pozy Michał Anioł pokazuje doskonałe opanowanie umiejętności odwzorowania ludzkiej formy. Ignudi otaczający centralne panele są istną symfonią cielesnej doskonałości.
Czytaj też: To nie było jabłko. Jaki owoc skusił Ewę w rajskim ogrodzie?
Mowa ciała
Rafael miał dar świadomego umieszczania postaci w przestrzeni architektonicznej, co udowodnił w Szkole ateńskiej. Jego greccy filozofowie z twarzami współczesnych artystów są osadzeni w harmonijnej i proporcjonalnej scenie o doskonałej perspektywie, dzięki której każda postać z wdziękiem zajmuje przydzieloną jej pozycję w malowanym pomieszczeniu.
Michał Anioł postępuje podobnie, tworząc rodzaj malowanej architektury dla swoich postaci, iluzjonistyczną strukturę gzymsów i frontonów zaprojektowanych tak, aby dać poczucie, że kaplica Sykstyńska otwiera się w kierunku nieba. Ale podczas gdy w dziele Rafaela to architektura definiuje przestrzeń, wielkie nagie postacie na suficie Sykstyny, wyginające się w tę czy tamtą stronę, przytłaczają architekturę samą siłą swoich wygiętych pleców i napiętych mięśni.
Nagie kolosy Michała Anioła nie zadowalają się tym, że mogą potulnie zajmować przestrzeń w namalowanych ramach. Wydaje się wręcz, że zwracają się ku sobie, zniekształcając perspektywę tak, że zawsze znajdują się w centrum zdarzeń. Ciała na freskach Michała Anioła są wymowne, pełne znaczeń. Łączą się, tworząc rodzaj „retoryki mięśniowej”, parafrazując sformułowanie użyte przez Leonarda da Vinci – retorykę niezwykłej mocy.
Latem 1511 roku Michał Anioł przeniósł się na drugą połowę sklepienia kaplicy, a rusztowanie pod pierwszą połową zostało usunięte. W końcu można było podziwiać prawdziwy geniusz wizji artysty. Jego symfonia nagich ciał tak naprawdę głosiła triumf ludzkiego ducha.
Misja Michała Anioła
Filozofowie neoplatońscy na dworze Medyceuszy poświęcali życie zrozumieniu świętej hierarchii istnienia. Wierzyli, że poza podstawową materialną płaszczyzną codzienności znajdują się światy czystego umysłu i ducha, królestwo boskości. Jakąś część tej misji można ujrzeć na suficie kaplicy Sykstyńskiej. Na obrzeżu wielkiego projektu Michała Anioła, w lunetach wokół okien, przedstawieni są przodkowie Jezusa. Postacie te są uderzająco zwyczajne: kłócą się, pracują, czytają i pocieszają dzieci; są całkowicie zajęte przyziemnymi sprawami.
Ponad nimi, na krawędziach właściwego sklepienia, znajdują się prorocy i sybille. Ci świadomi giganci zaczynają odczuwać poruszenie w boskiej wizji. Słyszą anielskie głosy, spoglądają w górę znad swoich ksiąg, wpatrują się w dal, jakby ich oczom ukazał się inny świat. Następni w kolejce są ignudi, niczym bezskrzydłe anioły. Tutaj, w pobliżu środka całego projektu, nie potrzebują ubrań. W swojej fizycznej doskonałości ucieleśniają doskonałość boskiego ducha.
Wzdłuż wierzchołka sufitu biegną centralne panele ze scenami z Księgi Rodzaju. W ujęciu chronologicznym narracja biegnie od czasów stworzenia świata do potopu. W pewnym sensie jednak sceny te najlepiej analizować w odwrotnym kierunku, w kolejności, w jakiej malował je Michał Anioł. Ta metafizyczna historia zaczyna się od przemoczonych i rozproszonych ludzi uciekających przed potopem. Przesuwając się ku wschodowi, postacie rosną: Noe i jego synowie; Adam i Ewa opuszczający ogród; Ewa stworzona przez Boga.
W tym miejscu Michał Anioł robi przerwę, aby przesunąć rusztowanie – i wyciągnąć więcej pieniędzy od papieża, który przebywa akurat na jednej ze swoich niekończących się kampanii. Kiedy artysta wraca do pracy, tworzy fresk, który stanie się jednym z najważniejszych arcydzieł sztuki renesansowej: Stworzenie Adama.
Czytaj też: Bezczelni geniusze. Najsłynniejsi fałszerze w historii sztuki
Stworzenie Adama
Adam, leniwy i piękny, leży na trawie. Jakby wciąż na wpół śpiąc, wyciąga palec w kierunku swojego stwórcy. Bóg, po drugiej stronie, zmienił się od czasu swego ostatniego objawienia. W Stworzeniu Ewy Bóg stoi, przedstawiony w tradycyjnym, piętnastowiecznym stylu, mocno stąpając po ziemi. Natomiast w Stworzeniu Adama unosi się w powietrzu, w centrum wiru niebiańskiej energii, wspierany przez grupę latających cherubinów. Jego ramię, wyciągnięte ku Adamowi, tworzy most, który przenosi widza od człowieka do boskości.
Na tym etapie Michał Anioł „rzeźbiarz” pracuje już z absolutną pewnością siebie, często improwizuje na bieżąco, nie posługując się wcześniejszymi szkicami. Pracuje tak szybko, że zostawia szczecinę z pędzli ze świńskiego włosia wbitą w tynk. Te kawałki znajdują się tam do dziś. W ostatnich trzech centralnych panelach Bóg jest jedyną postacią, wspaniałą w swojej dziwnej różowej szacie. Szybuje w eterze w perfekcyjnej perspektywie di sotto in su, jakby miał zaraz przebić się przez sufit i wtargnąć do kaplicy. A następnie znów się odwraca. W ostatnim panelu – który Michał Anioł stworzył w ciągu jednego dnia – znajduje się na początku czasu, oddzielając światło od ciemności. Spogląda w górę, w zaświaty.
Arcydzieło sztuki religijnej
Jeszcze przed ostatecznym oficjalnym odsłonięciem freski na sklepieniu wykonane przez Michała Anioła były czymś, co każdy odwiedzający Rzym musiał ujrzeć na własne oczy. W 1512 roku mąż Lukrecji Borgii Alfonso d’Este spędził większość gorącego letniego dnia na rusztowaniach, dyskutując z Michałem Aniołem. Lodovico Buonarroti byłby zdumiony i usatysfakcjonowany, gdyby słyszał, że jego syn, zwykły rzemieślnik, jest teraz rozrywany przez wielkich władców. Status społeczny artystów zaczynał się zmieniać.
Kiedy rusztowanie zostało w końcu rozebrane, Juliusz poszedł do kaplicy, zanim jeszcze opadł pył, aby ocenić cały fresk po raz pierwszy. Zamówił zdumiewające arcydzieło sztuki religijnej. Od tego czasu mijają stulecia, a odwiedzający kaplicę Sykstyńską często na widok fresków nie potrafią wykrztusić słowa oszołomieni i zdziwieni, powaleni niczym Jonasz, który leży na końcu fresku na ołtarzu, zmiażdżony majestatem namalowanego przez Michała Anioła Boga.
Źródło:
KOMENTARZE (1)
Durny autor nie wie że sukieneczki domalowano później żeby golizna nie peszyła swietjebliwych watykańskich przestępców z sekty Kato?