Bitwa o Sycylię i lądowanie aliantów we Włoszech w 1943 roku zmieniły bieg II wojny światowej. Ale w trakcie kampanii nie wszystko szło zgodnie z planem.
Spotkania [podczas konferencji w Casablance – przyp. red.] były prowadzone z największą otwartością i serdecznością, pomimo głębokich rozbieżności. Oba zespoły były niczym dwaj biegacze w biegu z przeszkodami, z których jeden skupiał się na przeskoczeniu następnej przeszkody, a drugi koncentrował się głównie na myśleniu o ostatnim odcinku i przeskoczeniu każdego płotu. Jak napisał pan Churchill do prezydenta przed konferencją, Brytyjczycy preferowali „podjęcie konkretnej dużej operacji, do której każdy będzie przekonany i prowadzenie jej energicznie do końca, podporządkowując jej wszystko, zamiast rozdrabniania się po całej światowej arenie”.
Jednak Amerykanie obstawali przy odległych i równie pilnych celach. Zawsze pytali: „Dokąd pójdziemy stąd dalej?”, dopóki Brytyjczycy nie zirytowali się tym zwrotem. Generał Eisenhower nie wiedział, jak można zaplanować jakąś operację, dopóki nie ma się wyobrażenia, jaka najprawdopodobniej będzie następna. Kiedy pojawił się przed Szefami Połączonych Sztabów (C.C.S.) w Casablance, zadał im kłopotliwe pytanie: „Co dalej?”. Nie mając jasnej odpowiedzi na to pytanie, powiedział: „Och, po prostu chcecie walczyć, nieprawdaż? Dobrze, możemy więc znaleźć do tego wiele miejsc!”.
Brytyjscy Szefowie Sztabów proponowali zajęcie Sardynii, amerykańscy – Sycylii. Admirał King pokpiwał z propozycji zajęcia Sardynii jako „robienia czegoś jedynie dla świętego spokoju”. Chciał, aby to Sycylia została zdobyta i to najlepiej – natychmiast. W końcu Brytyjczycy zgodzili się na Sycylię, a pan Churchill, miał nadzieję, że zajęcie Sycylii otworzy możliwości dalszych posunięć w stronę tego, co mylnie nazwał „łagodnym wybrzuszeniem” Osi. Jak się okazało, w podbrzuszu Osi znalazły się też i kości, w postaci Apeninów, osłoniętych przez twarde pancerze Kesselringa i skrzydła Luftwaffe.
Lądowanie na Sycylii
Najsmutniejszym wydarzeniem tego dnia była próba zrzutu spadochronowego. Późnym popołudniem admirał Hewitt został poinformowany przez kwaterę główną Taktycznych Sił Powietrznych w Tunisie, że 52 Skrzydło Transportowców Wojska wyśle tego wieczoru 144 samoloty transportowe w strefę walk, w celu zrzucenia skoczków na awaryjny pas startowy Farello, w pobliżu Gela. Powstało spore zamieszanie. Próbowano zaalarmować wszystkie okręty i baterie przeciwlotnicze na brzegu, ale nie udało się uprzedzić wszystkich.
Wydaje się niewiarygodne, że siły powietrzne zdecydowały się na tak ryzykowny lot na małej wysokości – nad obszarem desantowanego wojska silnie zaangażowanego w walkę, gdzie nieprzyjacielskie rajdy powietrzne były tak częste przez ostatnie 2 dni. Nie podano żadnej przyczyny wydania rozkazu lotu tą trasą. Kurs, jaki rozkazano obrać samolotom, pokrywał się z około 35-milową aktualną linią frontu, a artyleria przeciwlotnicza na okrętach i na brzegu była przygotowana po dwóch dniach ataków wroga z powietrza do strzelania do wszystkich zauważonych celów. Co stałoby się, gdyby nalot nieprzyjaciela miał miejsce w czasie, gdy przybyły samoloty transportowe? Wydaje się, że nikt o tym nie pomyślał.
Piekielna noc
Ta noc, 11–12 lipca, była faktycznie piekielna. Ciężki słup dymu z płonącego „Roberta Rowana” wisiał nad wodą, co stanowiło doskonałą osłonę dla nieprzyjacielskich bombowców przed ogniem przeciwlotniczym. Płonący okręt oświetlał sylwetki okrętów na redzie, co stanowiło dodatkowy atut atakujących bombowców Osi. Jakby w zemście za odparcie ataku czołgów na ziemi tego dnia, Niemcy przeprowadzili najcięższe swoje rajdy powietrzne między godziną 21.50 a 23.00.
Wszystkie okręty ruszyły, kiedy zaczęły spadać bomby. Niebo przecinały pociski smugowe, a opadające na spadochronach race rozświetlały scenę walk. W tych właśnie okolicznościach nadleciały amerykańskie samoloty transportowe. W celu uniknięcia ognia artylerii przeciwlotniczej armii na brzegu, który był bardzo ostry, piloci próbowali ratować siebie i swoich pasażerów, odlatując nad redę na małej wysokości, w sam środek atakujących niemieckich bombowców. Sygnały rozpoznawcze nie przynosiły tu żadnego pożytku w dymie i na niebie wypełnionym pociskami smugowymi. Rażone samoloty spadały do morza i na ląd.
Niszczyciel Jeffers podniósł 2 gumowe łodzie z 7 rozbitkami z samolotu transportowego; jednym z nich był skoczek spadochronowy, który został natychmiast wzięty do aresztu przez swego ocalałego kolegę za odmowę wykonania skoku! Przez cały następny dzień spadochroniarze pojawiali się w pobliżu Gela. 23 ze 144 samolotów nie zdołały powrócić, a ponad połowa z tych, które wróciły, była poważnie uszkodzona; stracono 60 pilotów i członków załóg, nie licząc pasażerów, którzy utonęli lub zostali zastrzeleni. Generał Eisenhower rozkazał wszczęcie dochodzenia w sprawie tej poronionej operacji powietrzno-desantowej.
W Algierze planiści sztabowi od dawna przyjmowali upadek Sycylii za coś oczywistego, a jedynym, co ich interesowało, były zakłady między Brytyjczykami i Amerykanami o to, kto dotrze pierwszy do Mesyny – Montgomery czy Patton. Wyścig wygrał Patton. Rankiem 17 sierpnia jego czołowy patrol piechoty wkroczył do zniszczonego i opustoszałego miasta. Dwie godziny później kolumna czołgów 8. Armii wjechała od południa wśród okrzyków amerykańskich żołnierzy: „Gdzie żeście byli, turyści?”. Na co Tommies odpowiadali z uśmiechem: „Witajcie, cholerni sku***ele!”. Sycylia była nasza, ale smak zwycięstwa został zepsuty ucieczką wroga na kontynent.
Czytaj też: Friendly fire. Najtragiczniejsze pomyłki aliantów podczas II wojny światowej
Desant pod Anzio
Dla 6. Korpusu było już za późno na zdobycie południowych stoków Gór Albańskich, a nawet drogi i linii kolejowej między Campoleone i Cisterną. Sami Niemcy byli zdziwieni naszym powolnym ruchem. „Dlaczego nieprzyjaciel, w śmiałym, szybkim skoku na Góry Albańskie nie przedarł się do Valmontone i nie przeciął drogi zaopatrzeniowej na południowe skrzydło 10. Armii?”, pytał po wojnie generał Hauser. I jednym tchem odpowiadał: „Nie czuł się wystarczająco silny i w ten sposób zaprzepaścił swoją wielką szansę”.
Zarówno w tamtym czasie, jak i później wielu zarzucało generałowi Lucasowi, że nie sformował od razu mobilnej kolumny, która przetoczyłaby się przez Góry Albańskie do Rzymu. Churchill wyraził to dobitnie: „Miałem nadzieję, że wyrzucimy na brzeg żbika, ale skończyliśmy na osiadłym na mieliźnie wielorybie”. Prawdą jest, że Lucas, niezbyt sprawny fizycznie, nie cechował się agresywną osobowością, a generał Clark z pewnością nie zachęcał go do szybkiego uderzenia, mówiąc mu tuż przed wyjazdem: „Nie nadstawiaj karku tak, jak ja to zrobiłem pod Salerno”. Generał Fuller porównuje go do generała Stopforda, który w 1915 roku w zatoce Suvla zamarł w bezruchu, podczas gdy Turcy zajmowali górujące nad okolicą wzgórza. Lucas, jak mówi, powinien był „wywołać epidemię strachu na tyłach niemieckiego frontu nad Garigliano”.
Nie ulega wątpliwości, że brytyjska Brygada Gwardii mogła pomaszerować prosto do Rzymu, gdzie 23 stycznia (jeśli portier hotelu Excelsior jest wiarygodnym źródłem historycznym) „nie można było znaleźć ani jednego niemieckiego oficera, wszyscy się spakowali i wynieśli”. Nie ma też wątpliwości, że elementy 3. Dywizji Piechoty, dobrze wyposażone w pojazdy, mogły wjechać do Valmontone drugiego lub trzeciego dnia. Ale w niemieckiej dokumentacji wojskowej nie ma też niczego, co uzasadniałoby założenie, że Niemcy wpadliby w panikę na widok alianckich kolumn pędzących na północ i północny wschód. Z drugiej strony, Anzio (jak powiada Horacy) było poświęcone bogini Fortuny, a cała operacja była hazardem, zatem nieco więcej śmiałości mogło przynieść kolosalny sukces.
Czytaj też: Musimy zdobyć te plaże! Lądowanie aliantów w Normandii
Taktyka generała Lucasa
Zachowawcza gra, czekanie na rozwój wydarzeń i konsolidacja, podczas gdy wróg był rozproszony, w rzeczywistości oznaczało przepuszczenie dobrej karty i danie przeciwnikowi kolejnej szansy na nowe rozdanie. Jeśli jednak Churchill i generał Alexander chcieli śmiałego hazardzisty, powinni byli wybrać innego generała. Generałowie Clark i Alexander są tak samo winni grzechu zaniechania ofensywy, jak generał Lucas. Dowódca 5. Armii za jego mętne dyrektywy i dowódca 15. Grupy Armii za to, że nie skorygował działań Clarka lub nie zdopingował Lucasa, gdy miał taką możliwość.
Alexander „we wszystkich swoich rozmowach ze mną”, napisał Churchill około pięć tygodni po Dniu D, „przewidywał, że istotą bitwy jest jak najszybsze opanowanie Gór Albańskich”. Ponadto Alexander odwiedził przyczółek Anzio w Dniu D i ponownie w Dniu D+3. Sprawdził teren, naradził się z Lucasemi wieloma innymi oficerami, zgodził się z taktycznymi dyspozycjami dowódcy korpusu i opisał operację jako „wspaniałą robotę” – jak do tej pory.
Jeśli chciał „jak najszybciej” zająć Góry Albańskie, miał oto dwie okazje, aby coś z tym zrobić. Ale nie wydał żadnych rozkazów, nie zaoferował żadnych sugestii, nie zastosował żadnych środków. Mając dostęp do najlepszych danych wywiadowczych, musiał mieć dokładną wiedzę o pozycjach wroga i zgodził się z generałem Lucasem, że Niemcy są zbyt silni w tym sektorze, aby ryzykować dalsze rozciąganie frontu 6. Korpusu. 3. Dywizja generała Truscotta, wzmocniona przez Rangersów i spadochroniarzy, została 24 stycznia rozciągnięta na dwudziestomilowym froncie, prawie dwa razy dłuższym niż bezpieczny front dywizji na otwartej równinie przeciwko czujnemu wrogowi.
Chociaż Anzio zostało poświęcone Fortunie, Horacy w tej samej odzie przyznaje, że saeva Necessitas, surowa Konieczność, zawsze kroczy przed nią, a generał Lucas zdecydował się podążać za nią. Wykazał się zdrowym zmysłem taktycznym, stawiając sobie za nadrzędny cel konsolidację przyczółka. Wiedział, że Niemcy byli w przeszłości mistrzami w odcinaniu atakujących kolumn i w przystrzyganiu wybrzuszeń frontu. Gdyby Lucas „nadstawił karku”, najprawdopodobniej straciłby zarówno swój kark, jak i przyczółek.
Źródło:
Tekst stanowi fragment książki Samuela Eliota Morisona „Sycylia, Salerno, Anzio. Styczeń 1943-czerwiec 1944” (Fundacja Historia PL, 2024).
KOMENTARZE (2)
„My już są Amerykany?!” /Piersi/
Chyba raczej miłośnicy i klienci partii PiS. Przynajmniej Paweł Kukiz.