29 kwietnia 1945 roku Amerykanie wyzwolili obóz koncentracyjny Dachau, ratując ok. 32 tys. ludzi. Na widok tego, co zastali, jedni płakali, inni wpadli w szał.
Trzydziestego kwietnia 1945 roku, dzień po wyzwoleniu obozu koncentracyjnego Dachau, więzień Edgar Kupfer-Koberwitz, leżąc na łóżku w izbie chorych, poczynił obserwację: „Na blokach w całym obozie powiewają flagi w barwach wszystkich krajów, których przedstawiciele są tutaj. – Skąd się wzięły? (…) Dachau jak co dzień, na głównej drodze obozu widać wielu więźniów, ale ci więźniowie idą, a ich chód to nie jest skradanie się, idą jakby swobodniej, bardziej beztrosko. (…) Wszystkich ogarnął ogromny spokój, bo Amerykanie będą nas odtąd chronić. – Sądzę, że dla każdego z nas słowo» Amerykanin« przez całe życie będzie brzmiało jak złoto”.
Laboratorium przemocy
Obóz koncentracyjny Dachau został utworzony w marcu 1933 roku i już niebawem stał się synonimem bezgranicznego państwowego terroru. Odgrywał rolę swego rodzaju laboratorium dla wszystkich form przemocy, które testowano pod kierunkiem SS i w kolejnych latach stosowano w innych kacetach. Krążyły pogłoski o tym, co działo się w obozie, dobrze przyjmowane przez reżim ze względu na odstraszający efekt. Szeroko rozpowszechnione w III Rzeszy było szeptane hasło: „Boże, spraw, bym tak nie kłapał, bo wywiozą mnie do Dachau!”.
Tak więc wyzwolenie Dachau – jeszcze bardziej niż Buchenwaldu 11 kwietnia i Bergen-Belsen trzy dni później – symbolizowało koniec nazistowskiego terroru, tak jak wywieszenie czerwonego sztandaru na Reichstagu stało się symbolem ostatecznej klęski hitlerowskich Niemiec.
W ostatnich miesiącach wojny warunki panujące w stalagu Dachau dramatycznie się pogorszyły. Nieustannie przyjeżdżały nowe transporty więźniów ewakuowanych z innych obozów koncentracyjnych w Europie Wschodniej, toteż miejsce było rozpaczliwie przepełnione. I tak już głodowe racje żywnościowe zostały jeszcze bardziej zmniejszone, warunki higieniczne urągały jakimkolwiek standardom. Wielu osadzonych padło ofiarą epidemii tyfusu plamistego.
Tylko od grudnia 1944 roku aż do dnia wyzwolenia zmarło ponad czternaście tysięcy osób. „Więźniowie, wycieńczeni, niedożywieni i zawszeni, padali jak muchy (…) – zeznał były pisarz obozowy w trakcie rozpoczęte go jeszcze w roku 1945 procesu załogi Dachau. – Zwłoki leżały między blokami wśród żywych więźniów, zalegały na ulicach (…), niekiedy tak długo, aż całkowicie zgniły”.
Marsz śmierci z Dachau
W drugiej połowie kwietnia, kiedy z oddali dobiegało już dudnienie dział i nad terenem pojawiły się amerykańskie samoloty szturmowe, napięcie sięgnęło zenitu. Mnożyły się sygnały, że SS szykuje się do wycofania z obozu. W celu zatarcia śladów popełnionych zbrodni nakazało spalenie ogromnych ilości akt. Nastroje więźniów oscylowały między nadzieją na wyzwolenie i strachem przed tym, że w ostatnim momencie padną ofiarą masakry.
W dniu 26 kwietnia komanda nie wyruszyły już do pracy. Więźniowie musieli stanąć do apelu na placu obozowym. Pod wieczór sześć tysięcy ośmiuset osiemdziesięciu siedmiu osadzonych zmuszono do uformowania trzech kolumn i ruszenia marszem. Za nimi podążali esesmani z ciężkim uzbrojeniem i psami. Do pochodu dołączały kolejne grupy więźniów z różnych podobozów, tak iż na koniec około dziesięciu tysięcy osób wędrowało na południe do Bad Tölz.
Część mieszkańców gmin, przez które wlokły się kolumny nieszczęśników, reagowała dość obojętnie, inni byli przerażeni i zastraszeni. Po raz pierwszy bezpośrednio zetknęli się ze zbrodniami reżimu. Tym, którzy okazywali litość i chcieli wetknąć do ręki wyczerpanym więźniom kawałek chleba albo podać coś do picia, esesmańscy nadzorcy nierzadko to uniemożliwiali. Rankiem 2 maja, po noclegu w lesie koło Waakirchen, eskortowani nareszcie mogli odetchnąć z ulgą – oddziały straży zniknęły. Nie jest pewne, ile osób prowadzonych w tym marszu śmierci zmarło przy drodze lub zostało zastrzelonych. Ich liczbę szacuje się na tysiąc do tysiąca pięciuset.
Czytaj też: Radość z wyzwolenia od nazizmu czy głęboka żałoba? Jak Niemcy reagowali na koniec II wojny światowej?
Godzina wyzwolenia
Dla pozostałych w stalagu około trzydziestu dwóch tysięcy więźniów, ponad czterech tysięcy w izbach chorych, godzina wyzwolenia wybiła wcześniej. 29 kwietnia około południa do ogromnego obozu dotarli członkowie 157 Pułku 45 Dywizji Piechoty „Thunderbird” pod dowództwem pułkownika Felixa Sparksa. Edgar Kupfer-Koberwitz uwiecznił ten moment w dzienniku:
„Nagle na zewnątrz krzyki, bieganina, gonitwa: »Amerykanie są tutaj, Amerykanie są w obozie, tak, są na placu apelowym!« – Wszędzie zaczyna się ruch. – Chorzy wstają z łóżek, bliscy ozdrowienia i personel wybiegają na drogę między blokami, wyskakują przez okna, wdrapują się na ścianki z desek. – Wszyscy gnają na plac apelowy. – Z oddali aż do tego miejsca słychać wrzawę i okrzyki »hurra«! – To okrzyki radości. – Cały czas wszyscy biegną i pędzą. – Chorzy mają pobudzone, rozpromienione twarze: »Oni tu są, jesteśmy wolni, wolni!«”
Jeszcze zanim amerykańscy żołnierze dotarli do właściwego obozu, natknęli się na stojący na bocznym torze pociąg towarowy. W wagonach znajdowały się ciała dwóch tysięcy więźniów, którzy zmarli z głodu lub pragnienia podczas transportu z Buchenwaldu do Dachau. Szok wywołany tym makabrycznym odkryciem jeszcze się spotęgował, gdy spostrzegli, że cały teren usiany był setkami zwłok.
Czytaj też: Jak wyglądało wyzwolenie Auschwitz?
Piekło na ziemi
„Inferno Dantego zdawało się blednąć w obliczu realnego piekła Dachau (…) – tak pułkownik Sparks opisał widok, który zastali na miejscu. – U niejednego mężczyzny z Pierwszej Kompanii, a wszyscy byli zaprawionymi w wojnach weteranami, wywołało to ogromne poruszenie. Niektórzy zaczęli płakać, inni wpadli w szał”. W stanie wzburzenia żołnierze armii amerykańskiej zastrzelili część esesmanów, którzy wpadli im w ręce. Dopiero zdecydowana interwencja Sparksa zapobiegła dalszym egzekucjom.
Pod wieczór sytuacja w obozie się uspokoiła. Amerykanie we współpracy z Międzynarodowym Komitetem Więźniów mogli zabrać się do udzielania pomocy lekarskiej chorym. Ale nawet po wyzwoleniu obozu codziennie umierali byli już więźniowie. Edgar Kupfer-Koberwitz, kronikarz życia obozowego w Dachau, przeżył. W ostatnim wpisie z 2 maja zanotował: „Koniecznie muszę opuścić izbę, zobaczyć, jak wygląda obóz. – (…) Ale przede wszystkim ważne jest, żeby wyciągnąć ze skrytki rękopisy, dziennik, książkę o Dachau i inne zapiski, w obecności Amerykanów, tak by nikt nie mógł później powiedzieć, że być może nie napisano tego tutaj”.
KOMENTARZE (3)
Mój tata był w tym obozie i opowiadał mi jak z głodu złapali kota …obdarli go ze skóry i zjedli …
Był robotnikiem przymusowym i pod koniec wojny tam trafił … Oczywiście przeżył…bo był młody, wcześniej pracował u szewca i sanatorium , gdzie zajmował się dbaniem o świnie i krowy ,które były tam w gospodarstwie …Pobyt w tym sanatorium wspominał mile ,nawet poznał oficera niemieckiego rekonwalescenta…tatko grał dla niego na skrzypcach bo potrafił dobrze grać…
Słyszałem podobne relacje ale o obozach drugiego okupanta Polski – ZSRR. Tam „przysmakiem” były młode wrony które zrzucano z gniazd i zjadano, tak dbał o Polaków – Stalin i gdyby nie Sikorski to większość zesłańców z lat 1939-1941 umarła by z głodu, chorób oraz z wycieńczenia niewolniczą pracą. Amerykanie widzieli tylko Obozy Śmierci – Niemiec, o Obozach Śmierci – ZSRR nie wspominają bo ich nigdy nie widzieli, zresztą ZSRR był sojusznikiem USA w latach 1941-1945 tak samo jak w latach 1939-1941 był Stalin był sojusznikiem …Hitlera. No ale to przecież dzięki pomocy finansowej USA były możliwe zbrojenia oraz wywołanie wojny przez Niemcy. Także ZSRR bez pomocy USA nie odbudowało by swojego przemysłu tak szybko po zniszczeniach w czasie rewolucji bolszewickiej, również pomoc …Niemiec była dla ZSRR nieoceniona. To USA stworzyło 2 potwory Niemcy i ZSRR, z którymi później walczyło, ale wcześniej dobrze na tym, to samo USA zarobiło.
Tutaj jest napisane ,że Dachau to stalag. To chyba nieprawda.