Gdy w 1095 roku Urban II wezwał chrześcijan do zniszczenia „podłej rasy” Turków i odebrania Grobu Świętego niewiernym, tysiące krzyżowców ruszyły do Jerozolimy.
W 1085 roku Robert Guiscard ( książę Apulii, Kalabrii, Sycylii i Amalfi) zmarł na zarazę w wieku sześćdziesięciu dziewięciu lat, a rządy po nim objął jego brat Roger, wielki hrabia Sycylii, którego Genua i Piza próbowały skłonić do czegoś w rodzaju krucjaty, czyli ataku na muzułmański Tunis. Roger był bardziej za interesowany sprzedawaniem do Tunezji sycylijskiej pszenicy niż wyrzynaniem muzułmanów i udzielił cierpkiej odpowiedzi: „Roger uniósł stopę i głośno pierdnął, mówiąc: «Oto lepsza rada!»”. Pierdnięcie Hauteville’a nie wystarczyło jednak, aby uciszyć wiatry świętej wojny. Nowy papież miał zaszczepić chrześcijaństwu nową misję: krucjatę.
Bóg tak chce!
Cesarz Aleksy zwrócił się do nowego papieża Urbana II o pomoc w walce z Seldżukami. Wszyscy papieże musieli lawirować pomiędzy niemieckimi cesarzami a Hauteville’ami. Elekcji Urbana sprzeciwił się niemiecki cesarz, który przeforsował wybór antypapieża.
Urban, który pragnął odrodzić Kościół, wesprzeć Aleksego i prawdopodobnie skierować w inną stronę agresję niemieckich władców, dowiedział się o nowej tureckiej masakrze chrześcijańskich pielgrzymów zdążających do Jerozolimy. Zwołał synod w Clermont, gdzie 27 listopada 1095 roku wezwał zgromadzonych książąt, duchownych i ludzi z gminu, aby „zniszczyli tę podłą rasę” pogańskich Turków i „wkroczyli na drogę do Grobu Świętego, odebrali tę ziemię niegodziwej rasie i oddali ją nam [w zamian] za odpuszczenie grzechów, na nieprzemijającą chwałę Królestwa Niebieskiego”.
Jego słuchacze zawołali: Deus lo vult! – Bóg tak chce! – a ta wojownicza mantra rozbrzmiała echem w całej Europie. Boemund de Hauteville oblegał Amalfi, kiedy ją usłyszał. Wówczas, „natchniony przez Ducha Świętego”, Olbrzym rozkazał „natychmiast pociąć najcenniejszy płaszcz na krzyże, a większość rycerzy przyłączyła się do niego”. Tak samo zareagował jego siostrzeniec, dwudziestoletni Tankred, którego pobożny zapał dawał się porównać z „witalnością śpiącego wcześniej człowieka”.
Pospolite ruszenie
Książąt i chłopów na równi ogarnął ten szał, spieszyli więc podjąć krzyż – obietnicę „pielgrzymki” w celu odzyskania Jerozolimy. Słowa „krucjata” zaczęto używać dopiero później. Liczby wprawiały w osłupienie. W pierwszej fali, pod przywództwem bosonogiego kaznodziei znanego jako Piotr Eremita, 40 tysięcy chłopów, rycerzy i duchownych ruszyło przez Europę w kierunku Konstantynopola, skąd mieli nadzieję, z typowym dla fanatycznych wyznawców brakiem jasno sprecyzowanego planu działania, dotrzeć w jakiś sposób do Jerozolimy.
Książęta zaciągali armie rycerzy i żołnierzy, dowodzonych oczywiście przez Normanów. Najstarszy syn Wilhelma Zdobywcy Robert, nazywany pogardliwie Krótkonogim, który odziedziczył Normandię (podczas gdy jego brat Wilhelm II Rudy otrzymał Anglię), natychmiast dołączył do ruchu krucjatowego, inspirowanego połączeniem wiary, ambicji i przygody, napędzanego energią wyzwoloną przez wzrost ekonomiczny i demograficzny. Nie było potrzeby wybierać pomiędzy motywami: gorliwość, perspektywa łupów i podróży, oportunizm zazębiały się idealnie z religijną ideą zbawienia i awanturnictwem.
Mimo pierdnięcia Rogera Boemund, książę Tarentu, syn Roberta Przebiegłego, w tym czasie czterdziestoletni, miał w orszaku siedmiu Hauteville’ów, w tym swojego siostrzeńca Tankreda, który „urósł w siłę, śmiałość popychała go do czynu, oczy mu się otworzyły”. Podobnie jak u wielu innych, „jego dusza była na rozdrożu. Którą z dwóch dróg podążyć? Ewangelii czy świata?”. Teraz mógł mieć jedno i drugie.
Musiało się wydawać wątpliwe, czy pielgrzymi dotrą kiedykolwiek do Jerozolimy i zniszczą „podłą rasę” muzułmanów, zwrócili się zatem przeciwko niewiernym wśród siebie: żydom. Lotaryński książę Gotfryd z Bouillon miał ogłosić, że „pomści krew Ukrzyżowanego, nie pozostawiając ani śladu po tych, którzy noszą imię żyda”. W maju 1096 roku doszło do masakry żydów w Trewirze, Moguncji i Spirze, wybuchu antysemityzmu, który skaził kulturę europejską.
Czytaj też: „Jedni umierali powoli, inni szybko, atoli każdego czekał taki sam los”… Krwawa historia trzeciej krucjaty
Święte wojny
„Cały Zachód, wszystkie plemiona barbarzyńskie, ile ich tylko zamieszkuje ziemie z tej strony Adriatyku aż po Słupy Herkulesowe, zaczęły przemieszczać się w swej gęstej masie do Azji” – wspominała Anna Komnena, oczekująca pielgrzymów w Konstantynopolu. Po dziesięciu latach walk z buntownikami Aleksy ustabilizował imperium.
Aleksy powierzył rządy matce, kiedy walczył z Hauteville’ami, i początkowo zamierzał pozostawić cesarstwo swojej najstarszej córce Annie, która urodziła się w purpurze w obecności obojga rodziców: „To oznaczało, że nawet w łonie otaczała mnie miłość, którą miałam darzyć swoich rodziców”. Zaręczona jako dziecko ze współcesarzem swojego ojca, wyrastała w przekonaniu, że będzie rządzić, a kiedy później wyszła za arystokratę, ona i jej matka wierzyły, iż małżonkowie obejmą tron. Tymczasem Aleksy koronował na współcesarza swojego syna Jana. Anna przeżyła rozczarowanie.
Aleksy był zaniepokojony populistyczną wojną papieża: wszystkie wojny prowadzone przez cesarzy rzymskich były z definicji święte, a doświadczenia z Hauteville’ami nauczyły go, że Frankowie – jak nazywał wszystkich ludzi Zachodu – są prostakami odznaczającymi się „niepohamowaną pasją, chwiejnym charakterem, nieprzewidywalnością i chciwością”.
Czytaj też: Krucjaty jako biznes. Ile zarobili na nich krzyżowcy?
Przysięga na wierność
Kiedy obdarty tłum frankijskich pielgrzymów stanął pod murami Konstantynopola, Aleksy nakarmił ich i pospiesznie wyprawił w drogę do sułtanatu Rum. Później zjawił się Boemund z Hauteville i książęce armie. Przyjmując ich w Wielkim Pałacu, Aleksy nie wstał, aby ich powitać, przeświadczony o swojej rzymskiej wyższości. Zachowywał się przyjaźnie nawet wobec swojego starego wroga Boemunda, chociaż Olbrzym podejrzewał, że jego jedzenie może być zatrute. Anna nazwała go „urodzonym krzywoprzysięzcą”, ale nie mogła oderwać wzroku od tego jasnowłosego osiłka, którego „widok wzbudzał podziw”, a on sam odznaczał się „doskonałymi proporcjami”. Nie był też jasnowłosym tępakiem: „Miał umysł wszechstronny i zręczny […] był dobrze wykształcony”.
Boemund, który miał wiele do zyskania i nic do stracenia, dał się przekonać do złożenia przysięgi na wierność Aleksemu, co oznaczało, że on będzie ich panem, lecz to upokorzenie osłodziły strumienie złota.
Układając się z tymi krzyżowcami, cesarz „użył wszelkich możliwych środków, fizycznych i psychologicznych, aby czym prędzej wyprawić ich przez Cieśniny” do Azji. Po drugiej stronie chłopski motłoch natknął się na konnych łuczników sułtana Rum Kilidż Arslana (Lwiego Miecza), którzy wyrżnęli 17 tysięcy pielgrzymów. Niewielu ocalało. Potem nadciągnęły książęce armie.
Oblężenie Antiochii
Lwi Miecz zastąpił drogę krzyżowcom pod Doryleum, lecz jego konni łucznicy nie zdołali przełamać szyku ciężkozbrojnych rycerzy. W październiku 1097 roku krzyżowcy podeszli pod Antiochię, gdzie odkryli, że nie mogli wybrać lepszej pory. Dom Islamu drżał w posadach, rządzony przez skłóconych tureckich atabegów – namiestników – natomiast fatymidzcy kalifowie starali się utrzymać w ryzach własnych dowódców i kairski tłum; nadal też nienawidzili sunnitów bardziej niż chrześcijan i podpisali rozejm z krzyżowcami.
Boemund obległ Antiochię, wspomagany dostawami dostarczanymi przez genueńskie statki do najbliższego portu Saint-Siméon. Krucjaty zapewniły włoskim miastom kupieckim z Genuą i Pizą na czele ogromną handlową sposobność, której sprytni Włosi nie przegapili. Wenecja podjęła Krzyż jako miasto i zbudowała specjalną flotę.
W Antiochii, gdzie położenie krzyżowców stawało się rozpaczliwe, Boemund pozyskał ormiańskiego chrześcijanina, który dowodził jedną z wież. Kiedy Olbrzym był gotów, przekonał książąt, że ten, kto zajmie Antiochię, będzie mógł ją zatrzymać. Atabeg Mosulu popędził na odsiecz miastu, lecz agent Boemunda otworzył bramy; żołnierze Hauteville’a wdarli się do środka i zabili wszystkich muzułmanów.
Potem jednak zjawili się Turcy. Teraz z kolei krzyżowcy zostali oblężeni, musieli zjeść swoje konie, później psy i szczury, i cierpieli głód. Jednemu z pielgrzymów przyśniło się, że pod podłogą kościoła ukryta jest Święta Włócznia, która przebiła bok Chrystusa na krzyżu. Odkopał ją, co z pewnością przyczyniło się do umocnienia morale: podczas gdy księża nieśli Włócznię w uroczystej procesji, Olbrzym wyprowadził z miasta swoją głodującą armię, pokonał Turków i objął miasto w posiadanie jako własne księstwo.
Czytaj też: Bez piwa ani rusz, czyli jak Leszek Biały od krucjaty się wymigał
Rzeź Jerozolimy
Rajmund, hrabia Tuluzy i inni książęta poprowadzili armie na południe i dotarli w końcu pod Jerozolimę. Ich oczom ukazało się olśniewające piękno Kopuły na Skale i meczetu Al-Aksa wieńczącego górę Moria, gdzie stała niegdyś żydowska świątynia, a jej ocalałe złote mury żydzi nadal otaczali czcią. Jednak celem krucjaty był Grób Święty. Jerozolima, miejsce szczególne dla wszystkich trzech religii Abrahamowych. Była ona niewielkim ufortyfikowanym miastem zamieszkiwanym przez kilkadziesiąt tysięcy muzułmanów i żydów, broniło jej kilka tysięcy egipskich żołnierzy, w tym nubijska konnica.
Kiedy krzyżowcy, w liczbie zredukowanej do zaledwie 12 tysięcy, oblegali Święte Miasto w palącym skwarze judejskiego pustkowia, raz jeszcze urato wali ich Genueńczycy, którzy przybyli do Jaffy nad Morzem Śródziemnym i, po rozebraniu swoich statków, dostarczyli drewno wykorzystane do budowy mangoneli i wież oblężniczych.
15 lipca 1099 roku, kiedy kamienie z mangoneli i strzały latały w obu kierunkach, a tarany uderzały o bramy, trzydziestoośmioletni Gotfryd z Bouillon przeszedł w ślad za pierwszymi żołnierzami ze swojej wieży oblężniczej na północno-wschodni mur, podczas gdy inni wdarli się od południa. Otworzywszy bramy od wewnątrz, krzyżowcy, którzy ledwo przeżyli podróż długości 5 tysięcy kilometrów, mordowali każdego, kogo napotkali, mężczyzn, kobiety i dzieci, muzułmanów i żydów. Kiedy egipski dowódca i jego żołnierze chcieli skapitulować, wszyscy zostali zabici.
Brutalni „obrońcy” Grobu Świętego
Zrozpaczeni jerozolimczycy, stłoczeni na Haram asz-Szarif (jak muzułmanie nazywali Wzgórze Świątynne), wspięli się na dach Kopuły na Skale i modlili o ocalenie. Tankred z Hauteville, bez grosza i ambitny, ale przynajmniej bardziej ludzki niż jego towarzysze, próbował zapewnić im bezpieczne wyjście z miasta w zamian za okup, ale „niektórzy poganie byli litościwie ścinani, inni przeszyci strzałami spadali z wież, a jeszcze inni, męczeni przez długi czas, wrzucani w ogień”, napisał jeden z krzyżowców.
„Na ulicach i w domach leżały stosy głów, rąk i stóp”, tratowanych, „kiedy żołnierze i rycerze torowali sobie drogę wśród trupów”. Dzieciom rozbijano główki o ściany. Żydzi zostali spaleni żywcem w synagodze. Tankred kierował łupieniem Kopuły i Al-Aksy ze złota i skarbów. Krzyżowcy brodzili we krwi po kostki, a następnie, w zakrwawionych tunikach, z rękami i twarzami umazanymi krwią, poszli się modlić do Grobu Świętego, ze łzami w oczach sławiąc Boga.
Kiedy ciała spalono na stosach, książęta i żołnierze pobiegli plądrować bogatsze domy. Gotfryd został obwołany królem, ale twierdząc, że tylko Jezus może być królem Jerozolimy, przyjął tytuł Obrońcy Grobu Świętego i w przekonaniu, że kiedyś był to pałac Salomona, przekształcił Al-Aksę w królewską rezydencję. Chociaż nielicznych dobrze ustosunkowanych muzułmanów i żydów zachowano przy życiu i przekazano za okupem Egipcjanom, większość jerozolimczyków została zabita.
Polecamy video: Diabły w habitach – zbrodnie kawalerów mieczowych
Źródło:
KOMENTARZE (4)
Oto obraz miłości bliźniego propagowany przez chrześcijan.
Tacy z nich chrześcijanie jak z Judasza apostoł a ze Stalina obrońca ludu miast i wsi. Władza i złoto było ich prawdziwym bogiem.
No i bardzo dobrze!
Por.:
Islam koran muzułmanie meczety – lewica „polityczna poprawność”/PC komuna socyalizm marxizm UE…
Bajzel
Vide: Adam Gwiazda, delestoile /Francja, Paryż/ twitter X
Real Life
Rozumiem, że wyznajesz prawdziwie miłość bliźniego i chrześcijańskie zasady. Takie jak w Sosnowcu.
W nocy z 30 na 31 sierpnia 2023 r. w mieszkaniu należącym do parafii pw. NMP Anielskiej w Dąbrowie Górniczej miało odbyła się orgia seksualna, która zakończyła się wizytą policji i pogotowia. Jeden z uczestników zasłabł, a kolejny, który zadzwonił na numer alarmowy, został wyrzucony z mieszkania. Po interwencji służb okazało się, że w mieszkaniu ks. Tomasza Z. leżał nagi, nieprzytomny mężczyzna. Jego życia nie udało się uratować. W związku z tą sprawą ks. Tomasz Z. został aresztowany m.in. pod zarzutem przestępstwa przeciwko wolności seksualnej i obyczajności, nieudzielenia pomocy oraz udzielania narkotyków.
W marcu ubiegłego roku w Sosnowcu — jak ustaliła sosnowiecka prokuratura — ksiądz zabił diakona, oddając do niego sześć strzałów z rewolweru i zadając wiele ciosów nożem. Potem popełnił samobójstwo.
Chrześcijaństwo, szczególnie polski katolicyzm, pełen pedofilii, kochanek i dzieci księży, gwałconych ministrantów, pełen pychy, chciwości i pogodni za mamoną i władzą ma nas obronić przed islamistami? Chyba się z głupim na rozumy pozamieniałeś.