„Strzelec Melchior” w XVII wieku terroryzował Dolny Śląsk. Gdy został złapany, przyznał się do zabicia ponad 250 osób. Skazano go na wyjątkowo brutalną śmierć.
Początek XVII wieku. Wieś Kuźnica Kącka koło Międzyborza. Około 1606 roku przyszedł tam na świat Melchior Hedloff. Jako 16-latek pracował u ojca, który trudnił się wypalaniem węgla drzewnego. Czasy młodości Hedloffa to jednocześnie początek wojny trzydziestoletniej – jednej z najkrwawszych w historii Europy. Melchior wziął w niej udział jako żołnierz cesarskiej armii. Z pewnością napatrzył się wówczas na rozmaite okrucieństwa. Czy to wtedy bestialskie traktowanie ludzi weszło mu w krew? Jeszcze jako żołnierz miał zamordować zwiadowcę, któremu ukradł pistolet, konia i ubranie. Niewykluczone, że cierpiał z powodu stresu pourazowego. Co jednak nie tłumaczy tego, czego się później dopuszczał…
„Licznik” ofiar
Kiedy Hedloff po wojnie wrócił do domu, nie potrafił znaleźć dla siebie miejsca. Imał się różnych zajęć. Bynajmniej nie chwalebnych. Wśród nich znalazło się m.in. kłusownictwo. Ale zabijanie zwierząt przestało mu wystarczać. Zorganizował sobie do pomocy jeszcze trzy osoby i stworzył bandę, która „trudniła się” napadaniem na podróżnych i ich mordowaniem. Przestępcy działali w okolicy Kuźnicy Czeszyckiej oraz w lasach Wzgórz Twardowskich („pamiątką” po szajce jest dziś tamtejsza niewysoka góra Zbójnik, w której miała się znajdować kryjówka rozbójników).
Wkrótce Hedloff „zapracował” sobie nawet na przydomek. Zaczęto go nazywać „Strzelcem Melchiorem” („Melchior der Schütz”), ponieważ posługiwał się głównie muszkietem (a nawet dwoma). Niekiedy mordował również turecką szablą. Miał zwyczaj prowadzenia swoistego „pamiętnika” popełnianych przez siebie zbrodni. Przy pomocy nacięć na muszkiecie stworzył „licznik” swoich sukcesów strzeleckich. A nacięcia te były bardzo różnorodne. Pozwalały mu na oznaczanie ofiar w zależności od płci, narodowości, zawodu czy stanu.
Lepsze tortury niż jego towarzystwo
Rozbójnicy Hedloffa grasowali po okolicy, mordowali i rabowali. Aż wreszcie przebrała się miarka. Oleśnicki książę Sylwiusz Wirtemberski nakazał organizowanie regularnych zbrojnych patroli, których celem było wytropienie bandy „Strzelca Melchiora”. W roku 1653 wyruszono na wyprawę w poszukiwaniu zbójców. Ci jednak ciągle wymykali się sprawiedliwości. W ręce grupy pościgowej trafiła jedynie żona Melchiora Anna. Z własnej woli przyłączyła się do niej również ich córka. Ponoć wolała oddać się w ręce prawa, niż mierzyć się z nieobliczalnym ojcem. Wkrótce tego pożałowała, bo nie mogąc złapać „właściwego” złoczyńcy, postanowiono wziąć na tortury niewiasty. Opowiedziały o zbrodniach, jakich dopuszczała się banda Hedloffa. Niedługo po tym Anna zmarła w więzieniu.
Ale i na Hedloffa przyszedł w końcu czas. „Wpadł” 2 listopada 1653 roku we wsi Łąki koło Sułowa. Poddano go jeszcze cięższym torturom, aby wyciągnąć od niego zeznania oraz przyznanie się do winy. Za koronny dowód jego przestępczej działalności miał posłużyć jego „pamiętnik” na muszkiecie. Ostatecznie ustalono, że zamordował łącznie aż 251 (!) osób, w tym: 5 szlachciców, 7 kupców, 5 handlarzy bydłem, 8 handlarzy wódką, 15 muszkietników, 100 Polaków, 1 rozbójnika-strzelca, 6 Żydów, 3 czeladników uczących się rzemiosła, 3 rolników, 10 kobiet w ciąży i 83 innych. Trzeba przyznać, że współcześni seryjni zabójcy przy bandzie Strzelca Hedloffa wydają się niewiniątkami…
Czarny PR
Nie koniec jednak na tym. Hedloff miał być nie tylko mordercą, ale i gwałcicielem oraz… kanibalem. Całej jego ekipie przypisuje się niekiedy aż ok. 500 ofiar, z czego część miała zostać przez nich pożarta. Czy rzeczywiście się tego dopuścili? W odniesieniu do samego Melchiora wskazuje się konkretnie tylko na jedną sytuację.
W aktach sądowych znalazło się skierowane pod jego adresem oskarżenie o popełnienie czynu wręcz odrażającego. Otóż napadł i zgwałcił ciężarną kobietę, a następnie ją zabił. Ale to mu nie wystarczyło. Miał rozciąć jej brzuch, wyjąć nienarodzone dziecko, wydrzeć mu serce i je zjeść. Dlaczego to zrobił? Zgodnie z jego własnymi zeznaniami miało to sprawić, że stanie się jeszcze bardziej okrutny i… szanowany! Logika cokolwiek pokrętna, ale rzeczywiście w tamtych czasach wierzono w takie „siły magiczne”. Nie brak jednak opinii o tym, że cały ten wątek możemy (na szczęście) włożyć między bajki.
Czytaj też: Karl Denke – kanibal z Ziębic. Ciała ofiar peklował w domowej kuchni
Ku przestrodze
Okrutnika spotkała w końcu zasłużona kara. W roku 1654 został osądzony i skazany na śmierć. Egzekucja miała miejsce 19 lutego na rynku w Oleśnicy. Ale Hedloff nie umarł tak po prostu. Jego ciało miało być szarpane rozżarzonymi obcęgami – sprawiedliwie dla widzów – w każdym z czterech narożników rynku. Następnie połamano go kołem. Metodą okrutniejszą, bo od dołu.
Po wszystkim jego ciało poćwiartowano i wystawiono na widok publiczny przy czterech drogach poza miastem – ku przestrodze. „Zatroszczono się” również i o braci Melchiora: Matza i Georga. Miesiąc po egzekucji „Strzelca” i oni zostali schwytani. Również stanęli przed sądem w Oleśnicy, który skazał ich na śmierć. Połamano ich kołem 23 lutego 1654 roku.
Czytaj też: Łamanie kołem – najgorsza tortura w dziejach?
Upiorna pamiątka
W zbiorach Wojska Polskiego w Warszawie znajduje się „pamiątka” po Melchiorze Hedloffie: jego narzędzie zbrodni, czyli arkebuz. Widać, że był dość intensywnie użytkowany i naprawiany. Widnieje też na nim metalowa plakietka, która z jednej strony „upamiętnia” seryjnego mordercę, z drugiej zaś ostrzega potomnych przed zejściem na złą drogę. Inskrypcja głosi:
Wierny wizerunek wielkiego rozbójnika i mordercy Melchiora Gedlofa, zwanego strzelcem Melherem, który w ciągu 11 lat dwiema strzelbami oraz szablą popełnił 251 morderstw i dlatego 19 stycznia r. pańskiego 1654 w Oleśnicy od kata otrzymał zasłużoną zapłatę. Tą właśnie strzelbą zastrzelił 31 ludzi, a następnie, jak widać, zakarbował. Brzmi to jak jego własne skrupulatne oskarżenie.
Tabliczka prawdopodobnie pochodzi z XVIII lub XIX wieku. Czy istniała jakaś wcześniejsza jej wersja? Tego nie wiemy. Po co zaś ją wykonano? Być może jej cel miał być… magiczny – miała ona sprawić, że ta konkretna broń już nigdy nie zostanie wykorzystana w tak okrutnych celach. Cóż, jeśli tak, to się udało. Za pomocą arkebuza Hedloffa nikt już nikogo nie morduje.
Bibliografia
- T. W. Africa, R. E. Sullivan, J. K. Sowards (red.), Critical issues in history. Ancient Times to 1648, D. C. Heath and Company, Boston 1967.
- M. Dalidowicz, Krajobraz epigraficzny Legnicy w okresie nowożytnym, dysertacja doktorska, Uniwersytet Jagielloński, Wydział Historyczny, Kraków 2020.
- E. Flint, Ring of Fire IV, Baen Books Original, New York 2016.
- Między Widawą a Dobrą, od zarania dziejów do współczesności. Słownik historyczno-geograficzny miejscowości z terenu LGD Dobra Widawa, LGD Dobra Widawa, Oleśnica 2011.
- W. Ranoszek, Gmina Krośnice, Krośnice 2015.
- Schlesische Provinzialblätter, Breslau 1867.
- G. S. Williams, Mediating Culture in the Seventeenth-Century German Novel: Eberhard Werner Happel, 1647-1690, The University of Michigan Press, Ann Arbor 2017.
- D. Wojtucki, Melchior Hedloff – żołnierz, kłusownik, a przede wszystkim arcymorderca na XVII-wiecznym Śląsku, „Pomniki Dawnego Prawa”, zeszyt 44/2018.
Ilustracja otwierająca tekst: Lucas Mayer/domena publiczna; BUWr/domena publiczna
KOMENTARZE (8)
Niestety /?!/, od zawsze Śląsk, cały, szczególnie Breslau/Wrocław, cieszył się złą opinią i takimż swym prowadzeniem…
Alkoholizm, prostytucja, narkomania, oszustwa, złodziejstwo, bandytyzm, morderstwa, nieróbstwo, lichwiarstwo, ateizm, destrukcja, nihilizm, sadyzm i wszelkie inne niebezpieczne patologie.
Vide: Dwudziestolecie międzywojenne.
Real Life and Politik
ateizm jest patologią?
Ale bzdury, ojej.
Czemu polski morderca i to jeszcze seryjny? A, bo facet czuł się na milion procent Polakiem, nazwisko samo wskazuje, że pochodził ze starej piastowskiej rodziny i mieszkał wśród samych Polaków, na polskich ziemiach. Trochę więcej rzetelności. I materiały źródłowe też polskojęzyczne, podobnie jak administracja na tych terenach, która przyczyniła się do ich zebrania.
Kuźnica Kącka a co to za nazwa?
W tamtych czasach nikt nie mówił tam po Polsku, i nie było tam żadnych Słowian. Znowu propaganda. „Byliśmy, jesteśmy, będziemy”
Polski kanibal? Polskojęzycznej redakcji przypominam, że dolny śląsk nie był w XVII wieku, a nazwisko Hedloff również nie wskazuje na Polaka. To tak ja w artykule o czarownicach palonych „w Polsce” w XVIII wieku, na Pomorzu. I nie jest to brak wiedzy czy pomyłka, tylko celowe działanie.
„Polski kanibal Melchior Hedloff”. Co za bałwan wymyślił ten tytuł ??? Taki z tego Hedloffa był „Polak” jak ze mnie …królowa angielska. A jakie miał ładne „staropolskie” nazwisko ! Jak nic był Niemcem. Natomiast w XVII wieku lata 1606-1654, Śląsk wchodził w skład Austrii, a nie Korony/Polski. Ponadto jest ciekawy wpis o ofiarach Hedloffa wymienia 100 Polaków, 6 żydów i ani jednego Niemca, czy to nie dziwne ? Czy imiona braci Hedloffa – Matz i Georg są „Polskie” ??? Czekam kiedy napiszecie że prawdziwy morderca i kanibal z Ziębic – Karl Denke też był „Polakiem”, bo przecież urodził się i działał na Dolnym Śląsku tak jak Hedloff.
farsa