Przemarznięci, głodni i zmuszeni do płacenia swoim panom za przywilej pracy chłopi w 1907 roku się zbuntowali – i niemal doprowadzili do wybuchu wojny domowej.
W 1907 roku, pewnego zimowego poranka, rumuński wieśniak Ioan Dolhescu – chudy, niedożywiony młodzieniec, który na co dzień żywił się owczym serem i kiszonymi warzywami – został trafiony w oko kamieniem przed ratuszem w miasteczku Flămânzi. Nie wiedzielibyśmy nic o Ioanie Dolhescu ani o sprawcy napaści, gdyby nie wybuch przemocy, który był następstwem tego incydentu. W ciągu sześciu tygodni zginęły tysiące ludzi, a Rumunia znalazła się u progu rewolucji.
Przyczyny buntu
Konflikt został wywołany, jak zwykle, przez bogatych właścicieli ziemskich, którzy wyzyskiwali przymierających głodem chłopów, ale tym razem dał o sobie znać jeszcze jeden złowrogi motyw. Człowiekiem, który rzucił kamieniem w młodego Dolhescu, był zarządca miejscowego majątku rolnego Gheorghe Constantinescu. Został on otoczony przez wzburzonych chłopów, domagających się wypłaty, której nie dostawali od trzech miesięcy. Byli przemarznięci, głodni i wykorzystywani do tego stopnia, że właściwie płacili swoim panom za przywilej pracy. Constantinescu nie ponosił za to odpowiedzialności. Wysłano go tylko, żeby przegnał protestujących; sam zajmował najniższy szczebel w hierarchii własności ustalonej przez anachroniczny system feudalny Rumunii.
Posiadłość Flămânzi, w której pracował Dolhescu, obejmowała ogromne połacie pól pszenicznych i kukurydzianych o powierzchni porównywalnej z całym obszarem winnic we Francji. Znajdowała się w rękach arystokratycznej rodziny Sturdza, która zaczęła nabywać ziemię już za czasów Drakuli 400 lat wcześniej. Ród ten należał do najbardziej wpływowych w Rumunii, wywodzili się z niego premierzy, członkowie Akademii Królewskiej i doradcy króla. Nie mieli oni dość czasu na zajmowanie się swoją własnością ziemską przynoszącą ogromne zyski, więc dzierżawili ją grupie pośredników, których Sturdza nazywał „obcymi”, mając na myśli Żydów.
Po incydencie przed ratuszem, nadal bez wypłaty, gromada obdartych chłopów z siekierami i łopatami w dłoniach wyruszyła do miasta, by dać upust frustracji. Dotarli do biura majątku Sturdzów, gdzie w tym czasie urzędowało dwóch Żydów. Tłum rzucił się na nich i bił do nieprzytomności. Potem chłopi zabarykadowali drogę i ustawili pikietę, która w ciągu kilku dni rozrosła się do tysięcy protestujących.
Winni? Żydzi!
Komentarze redakcyjne w prasie obarczały winą Żydów. „Antyżydowskie powstanie wybuchło na północnym krańcu Rumunii – można było przeczytać w jednym z nich – ponieważ jest to obszar najbardziej opanowany przez tę plagę ludzkości!” Nie wspominając o rzeczywistych winowajcach – rumuńskiej arystokracji – artykuł zachęcał rumuńskich patriotów, aby wyszli na ulice i powstrzymali rozkradanie najcenniejszych zasobów kraju. „Wszyscy prawdziwi Rumuni pośpieszą z pomocą – pisano – i będą walczyć aż do całkowitego zwycięstwa, ratując naszą pradawną ziemię i naszą rasę od zarazy i piekielnych żydowskich planów”.
Dziennikarska prowokacja, zimowy chłód, głodne dzieci i lekceważenie ze strony miejskich elit stworzyły mieszankę wybuchową. Trzy dni po incydencie z rzuconym kamieniem 2000 chłopów uzbrojonych w narzędzia rolnicze wyszło z pochodniami na ulice najbliższego dużego miasta, Botoszany. Tłum zaatakował dzielnicę żydowską, gdzie mieszkańców wyciągano z domów, grabiono, co się dało, i podkładano ogień. Do podobnych rozruchów doszło w innych miastach północno-wschodniego krańca Rumunii. Potem zebrana przez przywódców duża grupa buntowników ruszyła na południe.
Przeciw „agentom wroga” i „pasożytom”
Z Bukaresztu obserwował rozwój wydarzeń Nicolae Iorga, młody erudyta o antysemickich przekonaniach, który w przyszłości miał zostać najsłynniejszym rumuńskim historykiem, a także wpływowym działaczem politycznym. Łatwo rozpoznawalny po sięgającej pasa brodzie, Iorga potrafił napisać 40 książek w ciągu roku i znajdował jeszcze czas na wydawanie własnego pisma zatytułowanego „Neamul Românesc”, co oznacza „Naród Rumuński”. Oficjalnie miało ono upamiętniać prastarą kulturę ludową Rumunii, ale w rzeczywistości było tubą agresywnych nacjonalistów, którzy próbowali uzasadnić naukowo antysemityzm. Iorga wyjaśniał swoje poglądy, posługując się argumentami zaczerpniętymi z metafizyki, polityki zagranicznej i historii. Żydzi byli jego zdaniem „agentami wroga” (czyli obcych mocarstw, a zwłaszcza Rosji), „pasożytami” i „przeszkodą w tworzeniu rumuńskiej klasy średniej”.
Żydzi mieszkali na Wołoszczyźnie i w Mołdawii od czasów rzymskich, a w większej liczbie zaczęli napływać na te tereny w XIV wieku, uciekając przed antysemityzmem na Węgrzech. Kolejni przybyli szlakami handlowymi z imperium osmańskiego nad Morze Czarne, z Austro-Węgier i z Rosji, gdzie w XIX wieku car Mikołaj I zgodnie z życzeniem rosyjskiej Cerkwi prawosławnej usiłował zniszczyć żydowską społeczność. Gdy Wołoszczyzna i Mołdawia pozostawały odrębnymi księstwami, Żydzi byli niechętnie tolerowani, po zjednoczeniu zaś antysemityzm nasilił się w związku z obawami o kruchy byt państwowy i pragnieniem odrodzenia tożsamości narodowej sięgającej wstecz bezpośrednio aż do czasów Cesarstwa Rzymskiego. Poza tym łatwiej było za nędzę chłopstwa winić Żydów niż własną chciwą arystokrację.
Paradoksalnie, do napięć w 1907 roku doprowadziło również wcześniejsze ograniczenie praw Żydów przez antysemickie ustawy rumuńskiego państwa. Najpierw za rządów Cuzy, a potem Karola I Żydom zabroniono sprawowania funkcji publicznych oraz wykonywania zawodów adwokata, nauczyciela, chemika, maklera giełdowego i wielu innych. Żydzi nie mogli handlować alkoholem, tytoniem ani nawet solą, nie mogli też posiadać ziemi. Wśród nielicznych dozwolonych dziedzin działalności handlowej pozostawiono im jeszcze udzielanie pożyczek i dzierżawę ziemi.
Czytaj też: Jak obalono Nicolae Ceaușescu?
Szerząca się przemoc
Do początków marca pogromy Żydów pod przykrywką buntu przeciwko nierównościom społecznym szerzyły się w całej wschodniej Rumunii (teren Mołdawii). Własności ziemskie zarządzane przez Żydów palono, grabiono żydowskie domy. W kolejnych miastach dzielnice żydowskie były równane z ziemią. Potem rebelia zaczęła się rozprzestrzeniać w kierunku Bukaresztu, postępując z prędkością 80 kilometrów w ciągu dnia.
W drugim tygodniu marca buntownicy zaczęli wysuwać nowe żądania, a cele chłopskiego powstania się upolityczniły. Grupy rosyjskich rewolucjonistów, widząc, co się dzieje, uznały, że Bukareszt będzie bardziej obiecującym miejscem działalności niż Sankt Petersburg. Masowo przedostawali się przez granicę i przenosili marksistowskie pisma. Znajdowali się wśród nich członkowie załogi pancernika „Potiomkin”, którzy przed dwoma laty podnieśli bunt przeciwko carskim oficerom i znaleźli azyl w Rumunii. W większości niewykształcona rzesza rumuńskich chłopów z ochotą wchłaniała propagandę i niebawem była gotowa obwiniać o swoje nieszczęścia każdego, kto miał władzę i majątek.
Księżna Maria zdawała się nie przejmować tymi wydarzeniami. Siedząc w salonie przepięknego barokowego pałacu Cotroceni, dokąd przeprowadziła się z Nandem, aby uciec przed jego rodziną, pisała do przyjaciół, że – po odwiedzeniu kilku chłopskich społeczności ubiegłego lata – może z przyjemnością donieść o „ogólnym zadowoleniu i szczęściu”. W jej opinii „żniwa były wspaniałe” i wszyscy „żyją dostatnio”. Kiedy to pisała, chłopska armia dotarła na przedmieścia Bukaresztu. Stolica była oblężona. Zmobilizowano 120 000 żołnierzy, którzy zajęli pozycje w centrum miasta. Dla mieszkańców wprowadzono godzinę policyjną. Maria musiała przyznać, że szerząca się przemoc jest czymś więcej niż protestem garstki niezadowolonych robotników rolnych. „To z pewnością wpływ socjalizmu – pisała – ale oczywiście chłopi są pokrzywdzeni i wiele rzeczy trzeba jeszcze dla nich zrobić”.
Koniec rebelii
25 marca 1907 roku król kazał Marii ze względów bezpieczeństwa opuścić stolicę i wraz z innymi żonami arystokratów przenieść się do letniej rezydencji królewskiej w górach. On tymczasem zdymisjonował cały rząd konserwatystów, zarzucając mu zbytnią uległość, i zastąpił go liberałami, którzy obiecali użyć siły do stłumienia rewolty. Na czele nowego rządu stanął Dimitrie Sturdza, z tej samej rodziny właścicieli ziemskich, których posiadłość stała się zarzewiem buntu.
Jedna z największych konfrontacji miała miejsce w okręgu Teleorman, na południe od Bukaresztu, gdzie zebrało się 6000 chłopów z nożami i siekierami, żądających redystrybucji ziemi. Zgodnie z poleceniem liberalnego rządu rumuńskie wojsko przygotowało się do otwarcia ognia i wezwało chłopów, by się rozeszli. Kiedy odmówili, żołnierze przystąpili do ataku i zaczęli na oślep strzelać w tłum. Wieczorem, kiedy dym się rozproszył, znaleziono ciała 600 zabitych.
5 kwietnia 1907 roku powstanie chłopskie wreszcie wygasło bez rozstrzygnięcia, a wystraszeni wieśniacy wrócili do swoich domów, nie uzyskawszy żadnych znaczących ustępstw. Rumuński rząd liberalny tak się bał międzynarodowego potępienia za wielokrotne masakry, że jako oficjalną liczbę ofiar śmiertelnych podał 419. W rzeczywistości było ich aż 6000, a Rumunia znalazła się na skraju wojny domowej.
Źródło:
Tekst stanowi fragment książki Paula Kenyona „Dzieci nocy. Nadzwyczajna historia współczesnej Rumunii” (Bo.wiem, 2023).
KOMENTARZE (6)
O do takiej samej sytuacji doprowadzi rudy niedorozwój tfusskSS niebawem w Naszej Polsce zgodnie z zasadami liberalnej komuny w Brukseli kochani Polacy
Ależ godna podziwu elokwentna wypowiedź, wprost proporcjonalna do kultury i inteligencji.
Pani Krystyna podziwiam Pani jak najbardziej kulturalną i że wszech miar inteligentną oraz jak najbardziej merytoryczną wypowiedź.
Widać, że pełnymi garściami czerpie Pani z wypowiedzi ,,zbawcy i największego proroka ojczyzny” Pana Jarosława Kaczyńskiego.
Idealnie wpisuje się Pani w jego poziom kultury osobistej, inteligencji oraz szeroko rozumianego szacunku do drugiej osoby o odmiennym spojrzeniu na świat i Polskę.
Pozdrawiam i jestem pewien, że zdziwi się Pani i Pani podobni, że w rzeczywistości bez tzw. ,,prawdy objawionej” PiS-u da się normalnie żyć!!!
Ps.: Radzę Pani i Panu ,,ojcu i zbawicielowi narodu” JK udać się do okulisty – Pan Donald Tusk nie ma rudych włosów, przynajmniej na głowie. Z Pani i jego wypowiedzi wynika, że posiadacie informacje, iż może je w jakimś miejscu mieć, nie wiem, nie wnikam skąd to wiecie!
Jeszcze raz pozdrawiam!
W punkt. Cała prawda.
kolego ale nie szanowny o stanie twego umysłu świadczą zaszczepione ci przez politycznych fanatyków gwiazdki ,mała dygresja teraz każdy może zaraz po ***** wstawić na przykład twe imię -pasuje?
Ale was pisowców boli, o jak boli. Aż ujadacie jak zdychający pies.