Mężczyzna w stroju błazna siedzi zamyślony na wielkim krześle. Na co patrzy? Co chciał przekazać Matejko, malując jeden ze swych najsłynniejszych obrazów?
Czy przy niewątpliwej oryginalności i talencie malarskim Jan Matejko miał także nadprzyrodzone zdolności widzenia tego, co zakryte przed oczyma innych ludzi? Jakie przesłanie kryje się na jednym z najsłynniejszych obrazów Matejki – portrecie Stańczyka? Jego Stańczyk nie wygląda na pociesznego błazna, którego według relacji i anegdot szarpali ulicznicy. Jest mężem stanu bardziej niż cała reszta dostojnych uczestników toczącego się w tle balu u królowej Bony. Więcej: Stańczyk patrzy w przyszłość; i widzi.
Scena z życia dworu
Pierwsza warstwa obrazu jest dość czytelna. Mężczyzna w czerwonym stroju błazna siedzi zamyślony na wielkim krześle. W pomieszczeniu, w którym się znajduje, panuje półmrok. On sam, a zwłaszcza jego twarz, tułów i ręce oraz pismo leżące na stole są dobrze oświetlone, jak na scenie. Uwagę zwracają tkaniny. Czerwony strój kontrastuje z ciemną zielenią zasłon, a jednocześnie, dzięki głębi obu barw, nie ma pomiędzy nimi sprzeczności: piękno czerwieni i piękno zieleni uzupełniają się.
Stół jest również okryty tkaniną – nie obrusem, lecz o wiele zbyt obszernym, podkreślającym przepych, spływającym ze stołu wschodnim kilimem. Okno z szybą ze szklanych gomółek, jakie do dzisiaj są na Wawelu, jest szeroko otwarte. Za oknem nocne niebo z gwiazdami i kometą oraz ciemna sylwetka zamkowej wieży. Obok krzesła leży rzucone berło błazna. Mężczyzna ma splecione dłonie, łokciami wspiera się na oparciu krzesła.
Chociaż krzesło jest wielkie i ozdobne jak tron, mężczyzna nie siedzi na nim w oficjalnej postawie: lekko zsunął się i przygarbił. Spod rozpiętej i rozchylonej czerwonej kurtki widać medalik z Matką Boską Częstochowską, który ma na szyi. Zielona tkanina w tle jest nieco odsunięta jak kurtyna, odsłania scenę zabawy czy balu namalowaną jednak znacznie mniej szczegółowo.
Król Zygmunt Stary (prawdopodobnie to on) nachyla się ku królowej Bonie, zdaje się szeptać jej coś do ucha. Mimo wspomnianego uproszczenia szczegółów postaci z balu jego oczy oddane są tak trafnie, że ich oczekujący wyraz nie zostawia wątpliwości. Widać także zarysy niskich postaci – wszystko wskazuje, że to dworzanie Okuliński i Hiszpan Sebastian Guzman. Obraz można by więc odczytać jako scenę z życia dworu królewskiego, ukazaną z nietypowej perspektywy kulis, być może pokoju, w którym odpoczywano od gwaru i gorąca głównej sali, gdzie toczy się zabawa, co sugerowałoby otwarte szeroko okno; błazen mógłby być po prostu zmęczony, stąd jego pozycja i nieobecny wyraz twarzy.
Tajemne znaczenie
Tak można opisać wiele obrazów, ale nie Matejki. W nich wszystko ma znaczenie. Kluczem są tajemny język malarza, stworzone przez niego symbole i przekaz zamaskowany bogactwem historycznej sceny. Tym bardziej jeżeli chodzi o obraz, o którym Stanisław Tarnowski (sportretowany zresztą przez Matejkę jako rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego) powiedział po latach, że po Stańczyku artysta stworzył „obrazy większe, świetniejsze, sławniejsze. Piękniejszych i głębszych nie było”.
Stańczyk Matejki nie jest błaznem. Zasiada na tronie, jego śmieszne berło zostało symbolicznie odrzucone. Jego nieoficjalna postawa jest niedbała tylko pozornie i nie jest wynikiem zmęczenia balem, lecz znakiem wielkości Stańczyka. Nie musi zasiadać z szacunkiem dla tego miejsca, ponieważ je przerasta, to samotność giganta, samotność wielkości, samotność tego, który wie. Patrząc na niego, ma się niepokojące wrażenie, że podglądamy go z ukrycia. Za chwilę poczuje naszą obecność, podniesie zamyślony wzrok i spojrzy prosto na nas.
Nieprzypadkowo oprócz postaci Stańczyka mocniejsze oświetlenie wyróżnia leżące na stole pismo. Widnieje na nim napis „Samogitia, A.D. MDXXXIII” – „Żmudź, Roku Pańskiego 1533”. Istnieje wiele wersji interpretacji napisu. W jednej z nich kluczem jest tytuł obrazu Stańczyk w czasie balu na dworze królowej Bony wobec straconego Smoleńska. Znamy go od Mariana Gorzkowskiego, przyjaciela Matejki, a może kogoś, kogo dzisiaj nazwalibyśmy psychofanem – w każdym razie osoby, dzięki której licznym i szczegółowym publikacjom wiemy wiele o Matejce. To właśnie Gorzkowski jako pierwszy podał rozbudowany tytuł obrazu.
Czytaj też: Matejko wielkim malarzem był. Życie i twórczość najsłynniejszego polskiego artysty
Pretekst do wojny
Rok 1533 w pierwszej chwili zaskakuje. Smoleńsk został zajęty przez wojska cara Wasyla III w 1514 roku. Skąd więc na piśmie u Stańczyka data 1533? Realizowanym od dłuższego czasu planem Wielkiego Księstwa Moskiewskiego było przejęcie wszystkich ziem ruskich. Ówczesna wojna Polski z Moskwą rozpoczęła się w 1512 roku, niedługo po tym, jak Wielkie Księstwo Moskiewskie zajęło w 1510 roku Republikę Pskowską, coraz bardziej osaczając Litwę.
Pretekstem do wojny były napady Tatarów Mengli Gireja na Moskwę. Rzeczywiście, po przegranej bitwie pod Łopusznem i rokowaniach dyplomatycznych, na skutek których chan przysłał swojego wnuka jako gwaranta pokoju, a król Zygmunt Stary zobowiązał się do przekazywania regularnych finansowych upominków, Tatarzy, którzy wcześniej zarówno dla łupów oraz jasyru, jak i z inspiracji Moskwy najeżdżali Litwę i Koronę, teraz zmienili front. Drugim pretekstem Wasyla III do rozpoczęcia wojny był zamiar obrony rzekomo zagrożonych w swojej wierze prawosławnych, w tym jego siostry Heleny.
Helena Iwanowna to postać bardzo interesująca. Była córką Iwana III Srogiego i Zoe Paleolog wywodzącej się z dynastii Paleologów – ostatniej dynastii rządzącej Cesarstwem Bizantyjskim, a sama została żoną polskiego króla Aleksandra Jagiellończyka. Jako ważna postać i pośredniczka w polityce polsko-moskiewskiej w momencie wybuchu wojny była już wdową. Nie przeszła na katolicyzm i pozostała przy prawosławiu, z czego w wielowyznaniowym i wielonarodowym państwie jagiellońskim nikt nie czynił jej żadnych przykrości.
Czytaj też: Helena Moskiewska i Aleksander Jagiellończyk – jak doszło do ich małżeństwa?
Cel: zająć Litwę i Koronę
Polityka Moskwy była konsekwentna. Zaledwie kilkadziesiąt lat wcześniej na wschód od Litwy istniały bogata Republika Nowogrodzka, Republika Pskowska, Wielkie Księstwo Twerskie, Wielkie Księstwo Riazańskie, Wielka Orda, Chanat Krymski i Wielkie Księstwo Moskiewskie. Na początku XVI wieku były już tylko Chanat Krymski i Moskwa, która wchłonęła pozostałe (oprócz aneksji dokonując też natychmiastowej wymiany elit, wywożąc lub zabijając miejscowych i zastępując ich swoimi ludźmi). Litwa i Korona miały być następne.
Przystępując do wojny, Wasyl III zapewnił sobie ważną pomoc habsburskiego cesarza Maksymiliana. Cesarz miał w tym swój interes: docelowo bowiem chciał, osłabiając Jagiellonów, zająć tron czeski i węgierski. Czując poparcie Maksymiliana, udziału w wojnie po stronie Polski i Litwy odmówił wielki mistrz zakonu krzyżackiego Albrecht Hohenzollern. Nawiasem mówiąc, siostrzeniec Zygmunta Starego – ten sam, który jakiś czas później w 1525 roku złożył przed królem hołd lenny. Habsburgowie, Moskwa, Prusy – znamy taki układ, Matejko znał go również.
Od Smoleńska do Orszy
Wojna mogła mieć więc daleko idące konsekwencje dla znacznej części Europy. Smoleńsk został zdobyty w początkowej fazie walk, 31 lipca 1514 roku. Było to już drugie oblężenie Smoleńska w tej wojnie, pierwsze zakończyło się niepomyślnie dla najeźdźcy. Tym razem wobec opóźniającej się odsieczy i przewagi sił nieprzyjacielskich – wojska moskiewskie dysponowały 300 działami oblężniczymi oraz specjalistami z Włoch i Niemiec do ich obsługi – załoga skapitulowała. Sytuacja zrobiła się niebezpieczna, ponieważ Smoleńsk był ważną twierdzą, nazywaną najsilniejszą we wschodniej Europie. Jego posiadanie otwierało drogę dalej, do Wilna i docelowo do zajęcia Litwy. Nie stało się tak jednak.
8 września 1514 roku armia Wasyla III, który w międzyczasie zaczął nazywać się carem – w ramach przymierza cesarz Maksymilian uznał mu ten tytuł – spotkała się z siłami króla Zygmunta pod Orszą nad Dnieprem. Wojskami litewsko-polskimi dowodził Konstanty Ostrogski, prawosławny Rusin zresztą, należący do bardzo dużej grupy prawosławnych Rusinów, którzy zdecydowanie woleli żyć w państwie polskim niż moskiewskim i nie chcieli być ratowani przez cara.
Propolska propaganda
Bitwa pod Orszą okazała się wielkim tryumfem Polaków i Litwinów, którzy rozbili armię moskiewską. Ten sukces nie został wprawdzie wykorzystany do odbicia Smoleńska – odzyskał go 97 lat później inny król Zygmunt – III Waza – ale zatrzymał pochód Wasyla, który już widział się władcą całej Litwy.
Polacy rozpoczęli również skuteczną akcję propagandową w Europie, mającą na celu pokazanie sprawy od właściwej strony, w tym fakt, że Habsburgowie dla własnych interesów wspierają prawosławnego władcę w niesprawiedliwej wojnie przeciwko katolickiemu królowi. Pośród wielu innych działań warto wspomnieć wydanie Tractatus de duabus Sarmatiis, Asiana et Europiana et de contentis in eis, czyli Opis Sarmacji azjatyckiej i europejskiej oraz tego, co się w nich znajduje. Dzieło przetłumaczone na język włoski, niemiecki i holenderski i szeroko rozpowszechnione, dopomogło we właściwym kształtowaniu widzenia spraw polskich czy też w ogóle porządków w tej części świata.
Autorem traktatu był Mathias de Miechow, czyli Maciej z Miechowa, znakomicie wykształcony w Rzymie, Bolonii, Mirandoli w Lombardii i w słynnej Akademii Krakowskiej. Jednym z wątków dzieła było zaprezentowanie pozycji Polski jako państwa praworządnego, istniejącego od dawien dawna, o bogatej kulturze i szlachetnych obyczajach, z pełnoprawnymi dynastiami Piastów i Jagiellonów, gwaranta pokoju i porządku – słowem państwa, które ma swoje zasłużone miejsce w europejskiej wspólnocie, i w interesie wszystkich innych państw i możnych tego świata jest takie właśnie państwo wspierać, by zachowało swoją pozycję.
Jak jednak dojść od utraty Smoleńska, która miała miejsce w 1514 roku, do 1533 roku z obrazu i wieści o utracie miasta, nad którą dumał Stańczyk?
Nowa wojna na horyzoncie
W 1522 roku zawarto rozejm trwający ponad 10 lat. Jednym z jego warunków był zwrot Smoleńska, czego strona moskiewska nie dotrzymała. Przedłużany rozejm miał wygasnąć 25 grudnia 1533 roku, kilka miesięcy po scenie przedstawionej na obrazie. Stańczyk wiedział już, że Smoleńsk nie zostanie zwrócony i że wybuchnie nowa wojna. Królewski błazen może rozmyślać jeszcze o innych kwestiach. Za nim trwa bal. Tymczasem Wasyl III szykuje się już do nowego ataku, który chce rozpocząć od szturmu na Kijów. Car nie wie tylko, że zanim to nastąpi, umrze w grudniu 1533 roku. Scena na obrazie miała miejsce kilka miesięcy wcześniej, około połowy tegoż roku. Skąd to wiadomo?
Dokładną porę roku (i rok, bo rok znamy nie tylko z daty pisma leżącego na stole) możemy poznać z widoku za oknem. To sam koniec czerwca lub lipiec 1533 roku – właśnie wtedy na niebie pojawiła się kometa obserwowana między innymi przez Mikołaja Kopernika, która obecnie nosi oznaczenie C/1533 M1. Nawet dziś, gdy komety są traktowane jako ciała niebieskie, a nie zapowiedź „jakowychś klęsk i nadzwyczajnych zdarzeń”, widok, jak sunie z lekko opalizującym warkoczem przez północne niebo, robi wrażenie. Na tle nieba widać także zarys Wieży Zegarowej katedry wawelskiej, nazywanej też Salomonową, najwyższej na wzgórzu wawelskim.
Być może stojący na jej szczycie święci – Wacław, Wojciech, Stanisław i Kazimierz – których sylwetki maskują się na tle nieba i konturów wieży, stanowią przeciwwagę dla niepokojącej komety.
Co ciekawe, w 1533 roku wieża nie mogła mieć barokowego zwieńczenia. Pojawiło się ono na początku XVIII wieku, o czym Matejko zapewne dobrze wiedział. A namalował wieżę w ten sposób, by we właściwym sobie stylu połączyć elementy różnych epok. Ahistorycznie, lecz być może celowo pokazać, że historia to nie ciąg ułożonych po kolei dat, lecz proces, który dzieje się cały czas.
Na co patrzył Stańczyk?
To paradoks Matejki: z jednej strony wielka wiedza historyczna, dbałość o szczegóły i wierność epoce, z drugiej strony – to, czy wygląd wieży jest właściwy dla renesansu, czy też jest taki jak za czasów malarza, wydaje się nie mieć znaczenia. Podobnie jak strój Stańczyka – zapewne równie dobrze mógłby nosić rzymską togę albo dzisiejszy garnitur. Bez znaczenia. Mamy do czynienia z przesłaniem, że to, co przedstawia obraz, dzieje się cały czas. I będzie się dziać nadal, dopóki tego nie zrozumiemy.
Może dowiedzielibyśmy się więcej, gdyby Stańczyk rzeczywiście popatrzył prosto na nas. Nie robi tego jednak, być może czekając, aż pojmiemy. I jeszcze jedno. Stańczyk z obrazu to Matejko, ma jego twarz. A może trzeba spojrzeć na sytuację z innej strony, dosłownie tak, jak miało to miejsce. Malując obraz, Matejko nie namalował Stańczyka. Namalował siebie.
Gdy zmarł Wasyl III, w Moskwie powstało zamieszanie. Był wprawdzie następca, syn Wasyla, który kiedyś rzeczywiście doszedł do władzy i rządził jako Iwan Groźny, lecz wówczas miał dopiero trzy lata. W jego imieniu miała rządzić matka, Helena Glińska. Zanim jednak sytuacja się wyjaśniła, doszło do rozgrywki o władzę trwającej do sierpnia 1534 roku. Była więc szansa na odzyskanie utraconych ziem oraz twierdz. Nie została jednak należycie wykorzystana. Litwini i Polacy zaczęli działać zbyt późno, w dodatku nie wykorzystując sprzyjających momentów, jak na przykład ataku Tatarów na Moskwę, który dodatkowo powiększył zamęt na Kremlu.
Niewątpliwie Stańczyk-Matejko patrzył też na czasy, które miały nadejść za prawie 300 lat, gdy ponowny sojusz trzech państw zrealizuje swój plan w sposób całkowity i podzieli Polskę pomiędzy siebie. A może widzi jeszcze dalej?
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.