Wydawałoby się uprawa bananów to niewinny biznes. Nic bardziej mylnego! Handel owocami oznaczał gigantyczne zyski, które pozwalały łamać prawo i obalać rządy.
Ameryka Środkowa to idealne tereny dla uprawy bananów (i innych tropikalnych owoców). Wystarczająco wilgotne i gorące, by można było tam zakładać ogromne plantacje. Oczywiście, jak to w strefie tropikalnej, zagrożeniem są huragany, które mogą zniszczyć bananowce, ale na ogół udaje się zebrać przyzwoity plon.
Początki w Kostaryce
Do drugiej połowy XIX w. zainteresowanie tym egzotycznym owocem poza krajami, w których go uprawniano, było niewielkie albo wręcz żadne. Sytuacja zmieniła się jednak wraz z rozwojem żeglugi parowej, która umożliwiła szybszy i bardziej punktualny transport. Poza tym USA stały się na tyle silne gospodarczo, że mogły podjąć ekspansję na tereny Ameryki Środkowej.
Korzeni United Fruit Company (UFCO) należy szukać w Kostaryce w latach 80. XIX w. Amerykański przedsiębiorca Minor C. Keith zawarł wówczas z miejscowym rządem niezwykle istotną umowę. Keith od kilkunastu lat próbował budować linię kolejową łączącą stolicę państwa – San José – z karaibskim portem Limón. Prace szły bardzo powoli ze względu na choroby dziesiątkujące pracowników, trudny teren i problemy finansowe kostarykańskiego rządu. Przyszły właściciel bananowego imperium zaproponował więc inne rozwiązanie. W zamian za pomoc w restrukturyzacji długu, uzyskanie finansowania i dokończenie inwestycji miał uzyskać szereg przywilejów. Przede wszystkim 99-letnią dzierżawę na samą linię kolejową, ale także 800 tysięcy akrów terenu w prowincji Limón.
800 tysięcy akrów oznaczało 7% terytorium państwa – a więc niemało. Tereny te stały się podstawą do późniejszej ekspansji. Schemat polegający na przejęciu kontroli nad kluczową infrastrukturą (porty, koleje) i wejściu w posiadanie ogromnych latyfundiów powtarzał się w innych „bananowych republikach”, takich jak Gwatemala, Honduras czy Belize.
Fuzja i powstanie UFCO
W 1899 r. przedsiębiorstwo Keitha połączyło się z Boston Fruit Company, dotychczasowym rywalem w bananowym biznesie. Nowa firma została nazwana United Fruit Company i w tym czasie właściwie nie posiadała konkurencji, ponieważ kontrolowała trzy czwarte rynku bananów. UFCO było niemal uosobieniem złej korporacji, której jedynym celem jest osiągnięcie zysku. W okresie świetności rozmiar formy przyprawiał o zawrót głowy. Żeby to jakoś zilustrować: w latach 20. UFCO było największym odbiorcą maczet na świecie. Firma kupowała ich 36 000 rocznie. Gdy przyszedł Wielki Kryzys obroty spadły, podobnie jak zapotrzebowanie na narzędzia. Ale i tak wynosiło 24 000 sztuk każdego roku.
Ogromne tereny, które posiadała firma, sprawiały, że w wielu regionach Ameryki Środkowej UFCO było jedynym pracodawcą. W związku z tym pracownicy musieli godzić się na stawki proponowane przez giganta. A te, jak nietrudno się domyślić, nie były zbyt wysokie. Nawet jeśli w niektórych państwach UFCO nie było właścicielem ziemi, to rolnicy uprawiający banany musieli sprzedawać je właśnie tej firmie, bo innych odbiorców zwyczajnie nie było.
Robotnicy pracujący na plantacjach często mieszkali w bardzo złych warunkach, bez podstawowych wygód. Korporacja miała także własne sklepy, zlokalizowane w pobliżu robotniczych osiedli. Aby „zmotywować” do kupowania właśnie w tych miejscach, UFCO płaciło zatrudnionym w bonach, które wszędzie indziej były bezużyteczne. Korporacja mogła ustalać ceny dość swobodnie, a tego rodzaju poboczne biznesy także przynosiły zyski.
Oczywiście standard tak sklepów, jak i osiedli różnił się w zależności od tego, komu miały służyć. Nadzorcy pochodzący z USA mogli liczyć na dodatkowe udogodnienia, np. baseny czy pola golfowe. W razie nadużycia władzy czy nawet zabicia miejscowego pracownika, najgorsze, co mogło ich spotkać, to konieczność przeprowadzki do innego kraju. W odwrotnej sytuacji latynoski robotnik ryzykował, że zostanie „przypadkowo zastrzelony”.
Czytaj też: Analfabeci, idioci i alkoholicy. Najgorsi tyrani z Ameryki Łacińskiej
Walka z wyzyskiem
Oczywiście zdarzały się próby zmiany tego stanu rzeczy. Wielokrotnie organizowano strajki, jednak nie były w stanie pokonać wszechwładnej korporacji. Aby złamać jedną z akcji protestacyjnych w Panamie, UFCO sprowadziło łamistrajków z Nikaragui i użyło oddziałów z Kostaryki. Z kolei by przeciwdziałać strajkowi w Kostaryce, przywieziono pracowników aż z karaibskiej wyspy Saint Kitts. Ale to i tak nie był najbardziej brutalny sposób radzenia sobie z niepokojami.
Przykładem szczególnego okrucieństwa w tym zakresie są wydarzenia w okolicach kolumbijskiego miasta Santa Marta z 1928 r. W październiku 32 tys. pracowników okolicznych plantacji rozpoczęło strajk. Ich żądania obejmowały m.in. wprowadzenie 8-godzinnego dnia i 6-dniowego tygodnia pracy, ubezpieczenia zdrowotnego, wypłat w gotówce, a nie w bonach, a także poprawy warunków sanitarnych. Takie rozwiązania na świecie stawały się już standardem. Poza tym w latach tuż przed Wielkim Kryzysem bananowy biznes rozwijał się świetnie, więc UFCO mogłoby zrealizować żądania bez uszczerbku dla zysków.
Zamiast tego wszystkie postulaty zostały odrzucone jako efekt działalności komunistów i anarchistów. Protestujący, sfrustrowaniu brakiem perspektyw na porozumienie, zaczęli niszczyć firmowe sklepy i kwatery nadzorców. Kolumbijski rząd, obawiając się interwencji amerykańskich wojsk, zdecydował się wysłać oddziały w rejon protestu. 6 grudnia na centralnym placu miasteczka Ciénaga zgromadził się tłum strajkujących. Miała to być pokojowa manifestacja, ale wojsko obsadziło dachy budynków otaczających rynek. Żołnierze rozstawili karabiny maszynowe. Oficer dowodzący akcją dał protestującym pięć minut na rozejście się. Tłum pozostał na miejscu, a mundurowi otworzyli ogień.
Liczba ofiar jest trudna do ustalenia. Początkowe dane mówiły o 50 zabitych, potem liczba urosła do 500–600. Szacunki samego UFCO dochodziły nawet do 1000. Wydarzenia te nazwano potem „Bananową Masakrą”.
Czytaj też: Polak, który w Peru wybudował kolej sięgającą nieba. Niesamowita historia Ernesta Malinowskiego
UFCO kupuje polityków
Ktoś może zapytać: dlaczego rządy wszystkich tych państw nie stanęły w obronie swoich obywateli? Rzecz w tym, że określenie „republika bananowa” nie wzięło się znikąd. Nieprzypadkowo też stało się synonimem politycznej korupcji, złego zarządzania i zależności od innych krajów. UFCO miało wystarczająco dużo wpływów i pieniędzy, by skorumpować właściwie każdego środkowoamerykańskiego polityka. Jak powiedział Samuel Zemurray (znany także jako Bananowy Człowiek), jeden z prezesów firmy: „Muł kosztuje więcej niż honduraski poseł”. Nieprzypadkowo firmę nazywano el pulpo, czyli ośmiornica.
Najbardziej spektakularnym osiągnięciem UFCO było przekonanie amerykańskiego Departamentu Stanu do przeprowadzenia puczu w Gwatemali. W 1951 r. władzę w tym kraju objął prezydent Jacobo Arbenz Guzmán, który zdecydował o przeprowadzeniu reformy rolnej. Reforma polegała na rozparcelowaniu pomiędzy bezrolnych chłopów ziemi leżącej odłogiem. Uderzało to w interesy UFCO, które duże tereny trzymało „w zapasie”. Jak deklarował prezydent, celem zmian miało być przekształcenie Gwatemali w „nowoczesny kraj kapitalistyczny”.
Mimo tego – dzięki swoim powiązaniom w administracji prezydenta Eisenhowera – UFCO zdołało przekonać amerykański rząd, że Gwatemala staje się gniazdem komunistów na zachodniej półkuli. W czerwcu 1954 r. rozpoczął się wspierany przez CIA zamach stanu. Gdy stało się jasne, że za całą akcją stoją USA, Arbenz zrezygnował ze stanowiska i udał się na wygnanie. W ostatnim przemówieniu do narodu zdążył jeszcze oskarżyć UFCO o przeprowadzenie puczu. Żadnych dowodów na rzekome powiązania Gwatemali z Sowietami nie znaleziono. Całą tę historię obserwował Che Guevara, pracujący wówczas w tym kraju jako lekarz.
Czytaj też: Wojny amerykańsko-amerykańskie, czyli krwawy XIX wiek w Nowym Świecie
Problemy giganta
Zamach stanu w Gwatemali okazał się łabędzim śpiewem UFCO. Lata 50. i 60. to czas, kiedy firma zaczęła tracić na znaczeniu. Zadecydował przede wszystkim brak dywersyfikacji upraw, podczas gdy banany przynosiły coraz mniejsze zyski. Choroby wyeliminowały odmianę Gros Michel, a konieczność wprowadzenia nowej – Cavendish – wiązała się z kosztami. Gigantyczne plantacje wyjałowiały glebę, przez co trzeba było używać dużych ilości nawozów sztucznych, które z kolei powodowały, że bananowce rosły wyższe. To natomiast narażało je na złamanie w trakcie huraganów.
Pogorszył się także klimat polityczny w regionie. Lokalne rządy utworzyły 1974 r. kartel UPEB (Unión de Países Exportadores de Banano – Związek Państw Eksporterów Bananów), dzięki czemu uzyskały silniejszą pozycję negocjacyjną wzlędem firm działających na ich terytorium. Także kolejne rządy USA zaczęły się uważniej przyglądać działalności UFCO, które w 1970 r. zmieniło nazwę na United Brands. Dawna potęga powoli stawała się jednym z wielu przedsiębiorstw zajmujących się egzotycznymi owocami.
Co dzisiaj robi United Fruit Company? Ma się całkiem dobrze. Pod nazwą Chiquita Brands International dalej sprzedaje banany. Na stronie internetowej można nawet znaleźć zakładkę na temat historii firmy.
Bibliografia:
- Peter Chapman, Bananas. How the United Fruit Company Shaped the World, Canongate, Edynburg, Nowy Jork, Melbourne 2007.
- James W. Martin, Banana Cowboys. The United Fruit Company and the Culture of Corporate Colonialism, University of New Mexico Press, Albuquerque 2018.
- Jason M. Colby, The Business of Empire: United Fruit, Race, and U.S. Expansion in Central America, Cornell University Press, Ithaca, Londyn 2011.
KOMENTARZE (2)
Obraz działalności UFCO nie zawsze był taki czarno-biały jak powyżej to „naświetlono”. Firma np. często była na skraju bankructwa. Keitha choćby próbował „wykiwać” rząd Kostaryki mający zgodnie z kontraktem, bardzo korzystnym dla Kostaryki, właściwie tylko pokryć koszt wyżywienia robotników kolejowych (a racje ich były bardzo mizerne), czego nie zrobił. Ta „wolta” rządu spowodowała, że Keith musiał pożyczyć 1,2 miliona funtów, gigantyczną sumę na owe czasy. Dodatkowo stracił 1,5 miliona dolarów, gdy obsługujące jego akcje biuro maklerskie zbankrutowało. Grunty, które firma otrzymała na rynku miały zaś wartość praktycznie zerową, tylko zatem dzięki jego przedsiębiorczości…
A w zamian dodatkowo uratował od bankructwa wiele instytucji rządowych republik bananowych, np. pocztę gwatemalską.
A ww. S. Zemurray był jednym z najbardziej światłych szefów firmy, inwestując w szkolnictwo, badania naukowe w tym głównie w te całkiem nie związane z bananami, i wprowadzać na tamte czasy bardzo nowatorskie proekologiczne, zrównoważone techniki uprawy.
Firma wydawała się zatem gigantem finansowym, niestety zwłaszcza częste klęski żywiołowe w tym regionie i ww. program wsparcia rozwoju gospodarek republik bananowych aby stały się atrakcyjnym „na miejscu” rynkiem zbytu, spowodowały gigantyczne wręcz straty finansowe. Stąd E. M. Black, który dokonał wrogiego przejęcia firmy widząc rozmiar tych strat, 3 lutego 1975 roku popełnił samobójstwo, wyskakując ze swojego nowojorskiego biura będącego na 44. piętrze…
Firma obecnie została przejęta przez typowe dla Ameryki łacińskiej i południowej, tzw. agresywne kapitałowo grupy agrobiznesu, które cechuje głównie bezwzględne wykorzystanie gruntów aż do ich kompletnego wyjałowienia i porzucenia…
A odnośnie masakry między 5 a 6 grudnia 1928 roku w mieście Ciénaga niedaleko Santa Marta w Kolumbii. Otóż w tym strajku decydującą rolę odgrywały katolickie związki zawodowe, księża o lewicujących poglądach (ksiądz jeden z głównych organizatorów strajku i protestu, przeżywszy cudem masakrę, ukrywał się aż 3 lata!). Ludzie zebrali się na centralnych uliczkach miasta po… niedzielnej Mszy św….
Co ciekawe stąd z reguły pomijano w statutach lub nie egzekwowano zapisów głoszenia ateizmu, przez partie komunistyczne republik bananowych powstające „jak grzyby po deszczu” między 1930. a 1932 r.
Do częściowego porozumienia UFCO – pracownicy, praktycznie obowiązującego w głównych punktach ustaleń do dzisiaj, doszło w czasie jednego z największych w historii strajków, strajku bananowego w 1934.
Chce się czytać artykuły na tym portalu, bo zawsze można liczyć na spojrzenie z innej perspektywy. Pańskie komentarze zawsze ubogacają obraz i można w nich liczyć na porcję solidnej wiedzy. Brawa za komentarz i brawa dla Pana Pioruna za ciekawie ujęty temat.