„Pamiętajcie o Alamo!” – krzyczeli Teksańczycy zbuntowani przeciw władzy Meksyku. Bitwa o Alamo była jednym z najkrwawszych epizodów rewolucji teksańskiej.

Lokalizacja misji Alamo w trakcie wojny teksańsko-meksykańskiej była tak korzystna, jak położenie Polski w przededniu II wojny światowej. Dla Meksykanów fort był pierwszą kłodą, jaką musieli usunąć spod nóg, aby spacyfikować zbuntowaną kolonię, podczas gdy dla Teksańczyków był to najbardziej wysunięty na południe przyczółek, dość trudny do obrony.
Tamtejsze dowództwo doskonale zdawało sobie z tego sprawę. 14 stycznia 1836 roku James Clinton Neill napisał list do gen. Sama Houstona, w którym ostrzegał go, że Alamo nie jest przygotowane na zmasowany atak wroga. Skarżył się na zdecydowanie zbyt małą ilość żołnierzy. Uważał wręcz, że w przypadku natarcia, misja stanie się dla Meksykanów łatwym celem. Domagał się posiłków oraz większych dostaw żywności. Ale Houston nie miał zamiaru spełniać jego żądań. Według niego Alamo zwyczajnie… nie warto było bronić. Ba, zasugerował wręcz, że fort powinien zostać wysadzony w powietrze, a znajdujące się tam armaty należałoby przenieść do miast Copano lub Gonzales.
Faktem jest, że Alamo nigdy nie było konstrukcyjnie przygotowane, by odeprzeć atak, jaki szykowali Meksykanie. Jego przeznaczeniem było raczej zabezpieczanie tego terenu przed ewentualnymi napaściami ze strony Indian, którzy z pewnością nie dysponowali artylerią…
Do ostatniej kropli krwi
Póki co Houston wysłał do Alamo grupę ochotników na czele z płk. Jamesem Bowiem. Przybyli tam 19 stycznia, by – zgodnie z rozkazem generała – zabrać stamtąd wszystkie armaty, a następnie wysadzić misję w powietrze. W forcie rozmieszczonych było wówczas 19 dział. Neillowi udało się jednak przekonać Bowiego, że Alamo jest warte obrony. Pułkownik wysłał potem list do gubernatora Teksasu, w którym wyjaśniał swoją motywację oraz to, dlaczego zignorował polecenie Houstona. Podkreślił znaczenie strategiczne fortu oraz deklarował, iż obaj z Neillem doszli do porozumienia w kwestii tego, że raczej umrą, niż się poddadzą.

Plan misji Alamo
Mimo to 14 lutego Neill… opuścił Alamo z powodów rodzinnych. Na swojego zastępcę wyznaczył Williama Barreta Travisa. Wśród żołnierzy powstała jednak różnica zdań co do tego, kto ma dowodzić. Ostatecznie stanęło na tym, że James Bowie stanie na czele ochotników, a Travis poprowadzi do boju „regularnych” żołnierzy. Sprawę komplikował fakt, że każdy rozkaz miałby być podpisany przez obu dowódców.
Kapitulacja albo śmierć
Tymczasem Meksykanie prowadzeni przez Antonio Lopeza de Santa Annę nadciągali. Wieści o zbliżających się oddziałach wroga dotarły do Alamo 23 lutego za pośrednictwem dzwonu w kościele w San Fernando. Na przodzie szła kawaleria. Żołnierze nieśli czerwoną flagę, oznaczającą, że nie przewidują brać jeńców…
Travis, zdając sobie sprawę ze swojego trudnego położenia, wysłał wiadomość do Gonzales z prośbą o pomoc. Zaznaczył, że dysponuje zaledwie 150 żołnierzami, ale zamierzają walczyć do ostatniego człowieka. Wsparcie jednak nie nadeszło. Ba, teksańskie siły zostały dodatkowo uszczuplone, gdy wysłany na zwiady oddział nie wrócił do fortu – został zablokowany przez przeciwników i musiał ratować się wycofaniem się do Victorii. Do tego jeszcze 24 lutego Bowie się rozchorował. Został ulokowany w prowizorycznym szpitalu. Pełną kontrolę nad wojskiem, chcąc nie chcąc, musiał przejąć Travis.

Siłami Meksyku dowodził Antonio Lopez de Santa Anna.
Tymczasem Santa Anna wysłał do fortu emisariuszy, by przekazali obrońcom, że wszyscy, którzy się poddadzą i zaakceptują jego warunki, zostaną oszczędzeni. Travis odpowiedział… wystrzałem armatnim prosto w meksykańskie obozowisko. Tym samym Teksańczycy przypieczętowali swój los.
Czytaj też: Wojny amerykańsko-amerykańskie, czyli krwawy XIX wiek w Nowym Świecie
Meksykański szturm
Meksykanie rozpoczęli ostrzał artyleryjski misji. Obrońcy Alamo odpowiadali im ogniem, ale każdej nocy meksykańska artyleria zbliżała się do twierdzy. W międzyczasie teksańskiemu wysłannikowi udało się przebić przez linie wroga i dotrzeć do Fort Defiance, ale tamtejsi żołnierze nie zdążyli przybyć z odsieczą. Również posiłki z Gonzales, które ostatecznie dotarły do Alamo, okazały się mizerne: zaledwie 32 ludzi.
Meksykański szturm rozpoczął się 6 marca o godzinie 5:30 rano. Atak nastąpił ze wszystkich stron. Nacierający mieli miażdżącą przewagę liczebną: Meksykanów było od 1500 do 1800. Tymczasem według najbardziej optymistycznych szacunków załoga Alamo liczyła co najwyżej 257 żołnierzy (chociaż wersja o ok. 180 ludzi wydaje się bliższa prawdy). Kiedy zaczęła się bitwa, Travis zadał swoim podwładnym pytanie: czy walczymy do końca, czy korzystamy z teoretycznej szansy, by „wstrzelić się” w szeregi atakujących i próbować wydostać się z okrążenia? Wszyscy bez wahania wybrali pierwszą opcję.
Krwawe walki o Alamo
Początek walk był raczej cichy. Meksykańskim dowódcom zależało bowiem na tym, by zaskoczyć obrońców podczas snu i zabić jak najwięcej z nich przy pomocy bagnetów i noży. Ten plan się jednak nie powiódł. Teksańczycy byli przygotowani na atak. Ostrzał artyleryjski zrzucał z drabin kolejne fale nacierających. W końcu jednak po trzech podejściach Meksykanom udało się pokonać mur. Zaczęła się masakra. Przejęte armaty posłużyły meksykańskim żołnierzom do niszczenia ścian i drzwi budynków na terenie misji. Wprawdzie pierwsi ludzie wpadający do środka narażali się na błyskawiczną śmierć, lecz zanim obrońcy zdążyli przeładować broń, zazwyczaj ginęli z rąk kolejnych drugiej fali przeciwników.

Bitwa o Alamo była jednym z najkrwawszych epizodów rewolucji teksańskiej.
Meksykanie kontynuowali marsz od domu do domu. Jeden z nich wspominał później, że Teksańczycy walczyli jak tygrysy, starając się sprzedać swoje życie tak drogo, jak to możliwe. Jak na ironię jednym z pierwszych, którzy zginęli, był dowódca Alamo William Travis. Wciąż chory James Bowie nawet nie dał rady podnieść się z łóżka, aby podjąć walkę – został zabity w szpitalu. Większość z obrońców Alamo zginęła w trakcie bitwy. Nieliczni, którzy zostali pojmani, i tak stracili potem życie. To były egzekucje. Ponoć Meksykanie dobijali bagnetami tych, którzy się jeszcze ruszali. Po wszystkim ciała zostały złożone na jednej stercie i spalone.
Według szacunków historyków w bitwie zginęło również ok. 600 oblegających. W Alamo przeżyło kilka kobiet i dzieci, a także niewolnik Travisa o imieniu Joe. Udało im się bezpiecznie opuścić pole bitwy. Jedna z uciekinierek, żona kapitana Almerona Dickinsona, Susanna, otrzymała od Santa Anny ostrzeżenie, które miała dostarczyć Samowi Houstonowi. Wiadomość brzmiała: zaprzestańcie rebelii, bo więcej Teksańczyków poniesie śmierć. Jak jednak wiemy, walczący o niepodległość rebelianci jej nie posłuchali…
Bibliografia
- P. Calore, The Texas Revolution and the U.S.-Mexican War. A Concise History, McFarland & Company, Inc. Publishers, Jefferson 2014.
- C. Gunderson, The Battle of the Alamo, ABDO Publishing Company, Edina 2004.
- W. W. Lace, The Alamo, Lucent Books, San Diego 1998.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.