Czy w Polsce tuż po wojnie mógł zapanować kapitalizm? Partie tworzące rząd emigracyjny w Londynie miały wobec naszego kraju inne plany.
Jak wyglądałaby Polska po II wojnie światowej, gdyby to alianci, a nie Rosjanie defilowali po ulicach Warszawy w 1944 czy 1945 roku? Zapewne zaraz po wojnie rząd emigracyjny wróciłby z emigracji. Polską – przynajmniej do wyborów powszechnych – rządziłaby koalicja trzech partii. Co planowały dla naszego kraju konserwatywno-nacjonalistyczna Narodowa Demokracja, Polskie Stronnictwo Ludowe i Polska Partia Socjalistyczna?
Analizując programy partii powstałe u schyłku wojny, widać wyraźnie, że żadne z tych ugrupowań nie miało zamiaru budować Polski kapitalistycznej. Wielu Polakom, nie tylko politykom, ustrój ten kojarzył się z przedwojenną biedą, zacofaniem, nierównościami. Nawet jeśli był to kapitalizm w dużej części (ok. 30% przemysłu) państwowy.
Pomysł na Polskę
Wszystkie liczące się ugrupowania polityczne planowały nacjonalizację dużej części gospodarki, jak np. banków, strategicznego przemysłu. Ponadto zakładano industrializację kraju. Miało się to odbyć z dużym zaangażowaniem państwa. Kluczowa była też reforma rolna i wsparcie rolnictwa. Gospodarka miała być planowa, przez co nastąpiłoby odejście od anarchii i chaosu kreowanych przez rynek.
Socjaliści nie mieli nic przeciw industrializacji. Wprost przeciwnie, ale z zastrzeżeniem, że przemysł powinien być częściowo uspołeczniony oraz znajdować się pod kontrolą społeczną. Ich program skierowany był w dużej mierze do robotników. Przyszła Polska miała zapewnić im prawa i godziwe życie, a zlikwidować wyzysk. Ludowcy byli bardziej sceptyczni wobec industrializacji i robotniczej Polski w ogóle. Gospodarka przyszłej Polski miała się opierać na rolnictwie. Zgodnie z ideologią agraryzmu przemysł miał pełnić rolę uzupełniającą dla rolnictwa. Sami zaś rolnicy uważani byli za najzdrowszą tkankę narodu. Program ludowców wykazywał tu spory rozbrat z powojennym europejskimi realiami. Przedwojennymi zresztą też.
Endeków łączyła z ludowcami niechęć do klasy robotniczej – tej wielkoprzemysłowej – jako potencjalnego siedliska myśli rewolucyjnych. Narodowcy zwracali uwagę na konieczność industrializacji zacofanego kraju, ale ich marzeniem był rozwój indywidualnej przedsiębiorczości.
Czytaj też: Ile rządów w czasie wojny uciekło do Wielkiej Brytanii?
Nowa Polska, po naszemu
Nie ulega wątpliwości, że wszystkie ugrupowania myślały o nowej Polsce jako bardziej sprawiedliwej, egalitarnej, lepiej rozwiniętej gospodarczo. Różnice między nimi były jednak fundamentalne. Socjaliści opowiadali się za demokracją parlamentarną i świeckim państwem. Endecy widzieli społeczeństwo jako narodową wspólnotę, którą łączyłyby narodowy patriotyzm, wiara i Kościół katolicki. Ludowcy byli za demokracją parlamentarną, choć bez wielkiego entuzjazmu. W ich wymarzonym kraju miała dominować wieś. Ważne miejsce przyznawali Kościołowi katolickiemu, nie byli jednak wolni od typowego chłopskiego antyklerykalizmu.
Zapewne zaraz po wojnie ukonstytuowałby się jakiś rząd jedności narodowej, który zacząłby wdrażać pierwsze reformy. Pytanie, jak długo utrzymałby się taki gabinet rozdzierany wewnętrznymi sprzecznościami nie do pogodzenia? Z tego powodu wszyscy parliby do wyborów.
Czytaj też: W te polityczne mity u zarania III Rzeczpospolitej uwierzyły miliony Polaków. Dlaczego?
Reformować! Tylko za co?
W takiej sytuacji mogłaby się powtórzyć historia z pierwszych lat II RP, kiedy autentyczni reformatorzy kraju zostali pokonani w wyborach. W dużej części pod wpływem agitacji kleru chłopi masowo ruszyli do urn wyborczych, dając rządy tym, którzy nie dopuścili nawet do reformy rolnej. „Na swoim” spadłyby zapewne entuzjazm dla działań na rzecz dobra publicznego, tym bardziej że głębokim reformom sprzeciwiłby się silne i wpływowe klasy posiadające, zwłaszcza ziemianie. Podobnie jak po 1990 i 1918 roku bardzo szybko nad interesem ogółu zaczęły dominować te partykularne, m.in. partyjne.
Jak pisał prof. Marcin Piątkowski, ekonomista i badacz dziejów: „(…) nowy rząd demokratyczny musiałby przy wdrażaniu swojego programu stawić czoło takim samym (lub nawet większym) wyzwaniom niż komuniści. Miałby trudności zwłaszcza z zabezpieczeniem finansowania planowanej industrializacji”. Musiałby opodatkować chłopów, a ci nie mieli pieniędzy. Natomiast ziemianie raczej dostaliby pieniądze – jako odszkodowanie za reformę rolną – niż wpłacili coś do skarbu państwa. Środki z planu Marshalla, jak udowadniał Piątkowski, byłyby bardzo skromne. Ów projekt miał dla Zachodu głównie znaczenie symboliczne i motywujące.
Czytaj też: Plan Marshalla – amerykański ratunek dla Europy po wojnie… i nie tylko
Miękka dyktatura?
Patrząc na kraj zniszczony wojną – z feudalną strukturą społeczną, dominującą ubogą ludnością wiejską, za to ze sporym analfabetyzmem – trudno byłoby pozostać optymistą co do sukcesów reform, zwłaszcza na początku. Niepowodzenia gospodarcze, polityczne mogłyby skutkować wykiełkowaniem jakiejś miękkiej dyktatury, jak w II RP. Tym razem pod przywództwem endeckim i parasolem ochronnym Kościoła.
„Tak samo jak w czasach II RP, ze względu na ograniczenia procesu politycznego, reforma rolna prawdopodobnie byłaby tylko częściowa, oświata pozostałaby dostępna tylko dla lepiej sytuowanych, a interesy klasy rządzącej nie sprzyjałyby wprowadzeniu wolnej konkurencji”.
Komuniści przewrócili kraj do góry nogami, przenieśli ludzi ze wsi do miast, dali ziemię chłopom, zbudowali przemysł. Abstrahując od oceny skutków ich działań, mogli to robić, bo nie musieli wypłacać odszkodowań, liczyć się z kimkolwiek, oprócz towarzyszy radzieckich. W demokratycznych warunkach tak radykalne przemiany zapewne nie byłyby możliwe. Tezy, że Polska byłaby bogata jak Norwegia, gdyby nie komunizm, należy włożyć między bajki. Może z czasem Polska dołączyłaby do budowania swojego państwa dobrobytu – jak Niemcy czy Finlandia. Oczywiście o ile zdążyłaby przed nadejściem epoki neoliberalizmu.
Bibliografia
- Założenia programowe partii politycznych tworzących rząd emigracyjny
- Marcin Piątkowski, Czy Polska byłaby bogata jak Niemcy i Francja, gdyby nie było komunizmu?, Ale Historia, GW, 23.10.2019
KOMENTARZE (3)
„Kluczowa była też reforma rolna…”
A to był typowy „węzeł gordyjski”. Gdyby przed wojną w II RP, obliczono, rozparcelować wszystkie majątki ziemskie, i to co do jednego wręcz hektara, to… Starczyło by to jedynie dla jakieś 21-24 % „potrzebujących” rolników…
Bez przeniesienia „natychmiast” przynajmniej 1/4 z rolników do pracy po za rolnictwem, reforma rolna byłaby tylko wyrzucaniem pieniędzy na nią przeznaczonych w błoto.
A chłopi stanowili aż 2/3 i powojennej ludności, nieco nawet więcej niż przed wojną!
Stąd i PRL-owska reforma rolna była wielką klęską! I to mimo ogromnej ilości wolnych gospodarstw w Prusach i na tzw. ziemiach zachodnich!
Na szczęście przejęliśmy ten uprzemysłowiony niemiecki dla nich Niemców wschód – „ziemie odzyskane”, można zatem było niezadowolonych rolników propagandą nie tylko wolnych gospodarstw i murowanych gospodarskich domów, ale i wielkich inwestycji, lecz i… przymusowymi przesiedleniami, czy nakazami pracy; skutecznie spacyfikować.
„…silne i wpływowe klasy posiadające, zwłaszcza ziemianie…”
…ziemianie to przed wojną głównie właściciele bardzo jak na owe czasy nowoczesnych, proeksportowych agrobiznesów, mający chwilami nawet największy udział w płaceniu podatków do budżetu…
„Zgodnie z ideologią agraryzmu przemysł miał pełnić rolę uzupełniającą dla rolnictwa.”
Szykując zlecone mi opracowanie dot. rozwoju obszarów wiejskich, przestudiowałem jak rozwijały się czołowe obecnie, do tego najszybciej rozwijające się gospodarki świata. Otóż np. w Korei Pd. przyjęto zasadę: najpierw rolnictwo, a później – ale wyłącznie na zasadzie synergii, przemysł: tj. po pierwsze taki zapewniający jak najlepszy rozwój rolnictwa. I to takie właśnie, tylko całościowo synergistyczne tutaj podejście, daje istotną tzw. wartość dodaną – dodatkową, w gospodarce, pozwalające na jej szybki rozwój.
„…odejście od anarchii i chaosu kreowanych przez rynek…”
To nie mechanizmy rynkowe je kreują – są za te zjawiska odpowiedzialne, a prawny „background” – warunki brzegowe ich działania, prowadzące do tzw. „dryftu” rynkowego wówczas gdy jeden (lub kilku) z graczy rynkowych staje się na nim nadmiernie uprzywilejowany prawnie, jak np. obecnie u nas i w Europie, tzw. sieci sprzedaży.
„Komuniści przewrócili kraj do góry nogami… …mogli to robić, bo nie musieli wypłacać odszkodowań…”
Wprowadzając radykalne reformy w 1936/37 Eugeniusz Kwiatkowski, też się nie patyczkował, czy przejmował odszkodowaniami, stąd: „..na lata 1936-37 przypada największa fala strajków w dwudziestoleciu międzywojennym. W marcu 1936 r. rozpoczyna się tzw. „czarna” („krwawa”) wiosna, zastrajkowało 100 tyś. łódzkich włókniarzy, pacyfikacja przez policję w nocy z 20/21 marca strajku w krakowskiej fabryce „Semperit” doprowadziła do strajku solidarnościowego w całym mieście, w wyniku zajść z policją zginęło 8 osób, a 26 zostało rannych. We Lwowie… …policja otworzyła ogień do tłumu – zginęło 31 osób, od odniesionych ran zmarło kolejnych 18, 300 zostało rannych, a kilkaset aresztowano. Do starć z policją doszło w Częstochowie, Chorzowie, Poznaniu i Gdyni.” Rozpędzano także niezwykle liczne strajki rolne, a liczba ofiar często była tutaj niepełna lub nieznana… (Kuzak R., Ostatnie lata II RP 1935-39. …, 2010.)
„Dążąc do poprawienia sytuacji gospodarczej kraju, nowy wicepremier równocześnie sformułował podstawowe wytyczne swej polityki gospodarczej. Przede wszystkim stwierdził, że Polska musi dążyć do szybkiego rozwoju przemysłu i powinna stać się państwem przemysłowo-rolniczym.” „Kwiatkowski swoje stanowisko uzasadnił następująco: po pierwsze – potrzebami obronności, po drugie – koniecznością szybkiego tworzenia nowych miejsc pracy, CZEGO NIE BYŁO W STANIE ZAPEWNIĆ ROLNICTWO, i po trzecie – potrzebą unowocześniania kraju, w tym wsi, czego bez silnego i dynamicznie rozwijającego się przemysłu nie można było dokonać […!!!]. Uważał też, że dla przyspieszenia rozwoju przemysłowego konieczne jest podjęcie szerokiej działalności inwestycyjnej. Liczył bowiem na wywołanie, dzięki pierwszym inwestycjom, boomu w całej gospodarce, a to przez uruchomienie MECHANIZMU MNOŻNIKOWEGO. Polegał on na tym, że stworzenie każdego nowego zakładu przemysłowego powodowało wzrost zamówień lokowanych w innych fabrykach oraz zwiększenie zatrudnienia i konsumpcji pracowników, w efekcie czego ożywienie obejmowało nie tylko nowo uruchomione zakłady, ale i wiele innych. Polityka taka nazywa się polityką „nakręcania koniunktury”…”
(Kaliński J., Z. Landau, Gospodarka Polski w XX wieku, 2003.)
A…
REASUMUJĄC. W nowym rządzie po 1945. – gdyby ten był londyńskiej proweniencji, NA PEWNO to Kwiatkowski i jego ludzie w gospodarce graliby pierwsze skrzypce!
Będąc nawet w komunistycznym aparacie władzy – odpowiedzialnym za gospodarkę morską, Kwiatkowski jak nikt inny bowiem potrafił wykorzystać nasze pozytywy, zwłaszcza, w warunkach pokoju, doskonałe ekonomicznie położenie w centrum Europy, na styku „wschodu z zachodem” – tzw. „rentę geograficzną” (dożył do czasów Gierka i ponoć początkowo to on głównie służył mu radą…).
Dlaczego Hitler zdecydował się na wojnę w 1939., przed pełnym zrealizowaniem swoich planów zbrojeń?
No bo Polska zaczęła się rozwijać wyraźnie szybciej od Niemiec!
U nas nie było bowiem np. pochłaniających ogromne sumy, idiotycznych pomysłów Goeringa na produkcję stali z rudy darniowej i syntetycznej benzyny, czy też „politycznego” do gruntu etatyzmu socjalistycznego…
Owszem cała Europa zachodnia przeżywała po wojnie, co najmniej do końca lat 60., mniejszą lub większą zapaść gospodarki. Rośli w siłę i znaczenie zachodnioeuropejscy komuniści, co widać na choćby filmach francuskiej „Nowej Fali”, gdy młodzi bohaterowie z dumą i odwagą niosą czerwone flagi z sierpem i młotem na czele demonstracji, czy pochodu, atakowani brutalnie przez policję, ale…
Wiemy jak skończyły tam partie komunistyczne w erze dobrobytu. Owszem ich działacze „żyją” jeszcze politycznie, lecz obecnie zwykle pod zielonym tym razem, „płaszczykiem” utopijnej, klimatycznej ekologii…
A czy bylibyśmy dzięki m. in. Kwiatkowskiemu, drugą Norwegią, czy może Szwecją?
Nie, na pewno nie, bo nie mieliśmy i nie mamy ropy naftowej, a także całą wojnę nie sprzedawaliśmy Hitlerowi po doskonałych cenach, jako kraj „neutralny”, ogromnych ilości żelaza i stali…
Komentarz lepszy niż artykuł. Dziękuję
Polska gdyby nie trafiła w Rosyjskie łapy po roku 1945, stała by sie krajem bardziej uprzemysłowionym, a mniej rolniczym, z powodu przejecia uprzemysłowionych terenów Śląska i Pomorza, a pozbycie sie rolniczych ziem Polesia i Wołynia. Dodatkowo pozbyła by sie Polska problemu mniejszości narodowych, Ukraińcy, Białorusini, Niemcy i Żydzi stali by sie w nowej Polsce marginesem. Również poziom analfabetyzmu zostałby od razu ograniczony, a to z tego wzgledu że najwiecej analfabetów zamieszkiwało w 2 RP, ziemie zaborów Rosyjskich z lat 1793-1795, które po roku 1945 weszły w skład ZSRR. Także z reformą rolną nie było by takich problemów jak sugeruje autor tekstu, bo na ziemiach Śląska i Pomorza oraz Warmii i Mazur nie trzeba by było wypłacać żadnych odszkodowań. natomiast parcelacja cześci majątków ziemian musiała by nastapić tak czy inaczej. Komuniści pozostawiali dawnym właścicielom majątki o powierzchni do 50 ha, natomiast niezależna RP po 1945 roku zapewne pozostawiała by te majątki wieksze od 100 do 200 ha. Na pewno cześć nadwyżki ludzi zamieszkujących wieś wchłonąły by miasta i przemysł. Polska nie była by żadną Norwegią, ale stała by sie normalnym krajem z rolnictwem i mieszkańcami wsi na poziomie 50%. Drugą najważniejszą grupą społeczna stali by sie robotnicy zamieszkujący miasta i pracujący w przemyśle. Wiec historia potoczyła by sie podobnie jak w PRL po roku 1945. Jedynym problemem byłby fakt jakie granice miała by nowa RP na zachodzie i północy, bo granicy na wschodzie były już ustalone w Jałcie ?