Powstałe w wyniku wielkiego konfliktu kościoły Pokoju dopiero po przeszło 300 latach stały się jego prawdziwym symbolem. O co poszło w tym sporze?
„Cesarz zezwoli ewangelikom na wyznawanie ich religii i budowę trzech kościołów poza murami miast Świdnica, Jawor i Głogów w miejscach, które poleci i gdy tylko zostanie o to poproszony” – głosił jeden z ustępów zawartego w 1648 roku pokoju westfalskiego. Łaskawość Ferdynanda III była jednak pozorna. Narzucone ostatecznie luteranom przez katolickiego Habsburga warunki miały ich wykluczyć ze społeczeństwa, a z założenia skromne świątynie – szybko odejść w zapomnienie.
Protestancki Wrocław
Ogłoszone w 1517 roku tezy Marcina Lutra bardzo szybko spotkały na Śląsku gorliwych wyznawców i propagatorów. Dość powiedzieć, że już 2 lata później we Wrocławiu znalazł się nie tylko drukowany komplet dzieł niemieckiego mnicha, ale też zaczęto je na miejscu powielać. Popularność jego idei sprawiła w końcu, że w 1524 roku wrocławscy rajcy opowiedzieli się za luteranizmem, chociaż miasto nadal pozostawało biskupią stolicą.
Wyznawcy nowej religii znaleźli też niebawem poparcie możnowładztwa. Nierzadko cieszyli się przynajmniej tolerancją wyższych kręgów duchowieństwa katolickiego. Ten stan nie uległ zmianie nawet po objęciu tronu czeskiego przez Ferdynanda Habsburga w 1526 roku. Co prawda nowy władca zarządził ustawy przeciwko protestantom, ale nie weszły one w życie. Również wprowadzona na mocy pokoju augsburskiego w 1555 roku zasada cuius regio eius religio pozwoliła na to, by luteranizm stał się w dziedzicznych księstwach śląskich wyznaniem dominującym. Jak jednak podkreślają badacze, generalna podległość władzy katolickich Habsburgów sprawiała, że sytuacja protestantów na tym terenie była niestabilna i zależna od humorów panującego.
Czytaj też: Papież, który przeklął Lutra
Wojna zmienia wszystko
Najlepszym dowodem na to był wybuch wojny, przez późniejszych historiografów nazwanej trzydziestoletnią. Na Śląsku doszło wówczas do wielkich prześladowań wyznawców nowej wiary. Ich nasilenie przypadło na lata 1629–1630. Protestanci byli siłą nawracani na katolicyzm. Wprowadzony przez cesarza Ferdynanda II akt restytucyjny zmuszał ich do zwrotu Kościołowi katolickiemu wszystkich wcześniej przejętych dóbr i świątyń. Cesarstwo wzmogło prowadzoną przez jezuitów akcję ewangelizacyjną, nakazując innowiercom posyłanie dzieci tylko do szkół prowadzonych przez Towarzystwo Jezusowe. A jakby tego było mało, w listopadzie 1629 roku wszedł w życie dekret nakazujący wszystkim niekatolikom opuszczenie Śląska.
Pozbawieni wolności wyznaniowej luteranie zapewne z radością przyjęli fakt wkroczenia w 1632 roku na ziemie śląskie protestanckich wojsk szwedzkich. Wraz z nimi powróciły nabożeństwa w rycie luterańskim, prowadzone początkowo przez pastorów polowych armii Gustawa II Adolfa, a następnie przez powracających z wygnania miejscowych duchownych. Ponownie też otwarto protestanckie szkoły.
Niestety, pomyślny czas dla reformacji zakończył się wraz z odejściem Szwedów rok później. Podpisany w 1635 roku pokój praski (kończący, jak się okazało, pierwszą fazę wojny) przyniósł kolejne zmiany w sytuacji religijnej na Śląsku. Owszem, zawierał on pewne ustępstwa wobec protestantów, jak chociażby zawieszenie edyktu restytucyjnego. Ostatecznie jednak wolność ich wyznania została ograniczona do ziem rządzonych przez książąt piastowskich, Podiebradowiczów oraz miasta Wrocławia. Na terytoriach podległych bezpośrednio cesarzowi dyskryminacja ze względu na wyznanie uległa tylko nasileniu.
A po wojnie… bez zmian
Zakończona zwycięstwem koalicji antyhabsburskiej wojna trzydziestoletnia niczego właściwie nie zmieniła w położeniu śląskich protestantów. Co więcej, cesarz Ferdynand III był skłonny przyjąć postanowienia pokoju praskiego w bardzo ograniczonym zakresie. W efekcie akcja rekatolicyzacji księstw na Śląsku tylko nabrała tempa. W krótkim czasie większość protestanckich duchownych została usunięta ze swoich parafii. Zarządzane przez nich kościoły wróciły w ręce katolików.
Za szwedzką protekcją wynegocjowano jednak w pokoju westfalskim kilka ustępstw na rzecz ewangelików. Postanowiono, że nie będą nawracani siłą ani zmuszani do emigracji z powodów wyznaniowych. Ale dotyczyło to tylko osób przyjaznych i lojalnych wobec władzy zwierzchniej. Zagwarantowano im również prawo do uczęszczania na nabożeństwa do krajów ościennych oraz pozwolono na budowę… trzech nowych świątyń na przedmieściach stolic śląskich księstw dziedzicznych – Świdnicy, Jawora i Głogowa.
Jak podkreślają historycy, podjęte przez luteran intensywne zabiegi o uzyskanie zgody na budowę miejsc kultu okazały się kosztowne i czasochłonne. Zdecydowanie przeciwny tym postanowieniom cesarz Ferdynand III zwlekał ze spełnieniem obietnicy. Dlatego też dopiero w 1651 roku jako pierwsi z łaski cesarskiej mogli się cieszyć protestanci głogowscy, a w roku następnym z Jawora i Świdnicy. Nie był to jednak koniec problemów. Nie dość bowiem, że świątynie – nazywane na cześć ugody westfalskiej kościołami Pokoju – miały być zbudowane na koszt samych ewangelików, to Ferdynand swoją zgodę obwarował dodatkowymi warunkami.
Czytaj też: Reformacja za Zygmunta Augusta. Czy w Polsce mógł powstać kościół narodowy na wzór anglikańskiego?
Niech się mury pną do góry?
Nie były one może trudne do spełnienia, ale definiowały pozycję protestantów na ziemiach rządzonych przez Habsburgów. Przede wszystkim urzędnicy cesarscy pilnowali, aby nowe świątynie powstawały poza murami miejskimi w odległości nie większej niż długość armatniego strzału. Takie położenie pozwalało na jego łatwe zniszczenie w razie konfliktu. Użyte do budowy materiały nie mogły być trwałe. Dozwolone były tylko drewno, słoma, glina i piasek. Świątynia nie mogła posiadać wieży (ważnego symbolu ideologicznego), by nie przypominać tradycyjnych kościołów.
Postanowienia Ferdynanda właściwie wyrzucały protestantów poza sferę życia miejskiego, a obostrzenia materiałowe i architektoniczne deprecjonowały wartość luterańskich domów modlitwy. To miały być budowle gorszego sortu, przypominające bardziej szopy niż wielkie osiągniecia architektury sakralnej.
Ogromne zniszczenia i ogólne zubożenie społeczeństwa po wojnie trzydziestoletniej sprawiały, że gminy protestanckie nie były w stanie własnymi środkami wznieść owych świątyń. Zakrojona na szeroką skalę kwesta na terenie całego Śląska oraz za granicą (m.in. w Polsce, Danii i miastach Rzeszy) pozwoliła jednak na szybkie zebranie funduszy. Ci, którzy nie mogli finansowo wesprzeć budowy, dokładali się tym, co mieli. Każda przyniesiona deska była na wagę złota. W budowę zaangażowali się przedstawiciele wszystkich stanów, od szlachty przez mieszczaństwo po chłopów. Przy takim entuzjazmie z łatwością dotrzymano wymaganego cesarskim dekretem rocznego terminu na wybudowanie kościołów (od momentu rozpoczęcia prac).
Boże chaty
Jako pierwsi w wigilijny wieczór 1652 roku ze wspólnych modłów w nowym kościele mogli się cieszyć ewangelicy w Głogowie. Niestety ich radość była krótkotrwała. Już w sierpniu następnego roku potężny huragan doprowadził do zawalenia się Bożej chaty, jak lokalna społeczność miała nazywać swoją świątynię. Choć nie bez trudności, to jednak głogowianom udało się po roku postawić kolejny kościół Pokoju. Wzniesiony zgodnie z cesarskimi wytycznymi, służył ewangelikom do roku 1758, kiedy spłonął w wielkim pożarze miasta.
Zdecydowanie więcej szczęścia miały budowle oddane do użytku w latach 1655–1657 w Jaworze i Świdnicy. Przetrwały wszystkie zawieruchy wojenne i stoją po dziś dzień.
Czytaj też: Kaplica Czaszek w Czermnej
Ręka mistrza
Projekty kościołów wyszły spod ręki wrocławskiego inżyniera wojskowego Albrechta von Säbischa. Konieczność pomieszczenia jak największej liczby wiernych sprawiła, że budowle odznaczały się imponującymi rozmiarami. Plac wytyczony pod budowę w Głogowie miał wymiary 50 × 30 m. Ile z tego areału wykorzystano na sam gmach, nie wiadomo, ale z kolei zachowane do dzisiaj kościoły w Jaworze i Świdnicy dają nam już pojęcie o rozmachu inwestycji. Mierząca przeszło 43 m długości, 14 m szerokości i ponad 15 m wysokości świątynia jaworska mogła pomieścić 6 tys. osób, a świdnicka aż 7,5 tys. Ta ostatnia przy rozmiarach 44 × 30 × 15 m jest obecnie największą drewnianą budowlą sakralną w Europie.
Wszystkie trzy wzniesiono w oparciu o konstrukcję szkieletową wypełnioną dozwolonymi przez dekret cesarski słomą i gliną. W Głogowie i Jaworze modlono się w świątyni o typowym bazylikowym trójnawowym założeniu. W Świdnicy postawiono na plan krzyża greckiego. Mistrz Säbisch, zapewne nauczony dotychczasowymi doświadczeniami (a zwłaszcza głogowską katastrofą budowlaną), uznał, że takie rozwiązanie pozwoli uzyskać bardziej stabilną konstrukcję. Nie bez znaczenia był też fakt, że tym samym zwiększała się możliwość dobudowania dodatkowych empor (balkonów z ławami), co pozwalało na pomieszczenie większej liczby wiernych. Tych wiernych, których tak bardzo chciał się w swojej łaskawości pozbyć Ferdynand III.
Czytaj też: Jan Hus. Heretyk i bohater
Prawdziwy symbol
Powstałe w wyniku wielkiego konfliktu kościoły Pokoju dopiero po przeszło 300 latach stały się tak naprawdę prawdziwym jego symbolem. Rozbudowywane oraz upiększane przez najlepszych śląskich rzeźbiarzy, malarzy i organmistrzów wnętrza, mimo że niemal zatraciły swój stricte sakralny charakter, doczekały się wzruszających scen godnych ich wzniesienia. To m.in. w świdnickiej świątyni o pokój modlili się wspólnie w 1989 roku Tadeusz Mazowiecki i Helmut Kohl, a w 2016 roku przedstawiciele niemal wszystkich religii podpisali słynny Apel o Pokój. Wspaniałość i trwałość wzniesionych przecież z nietrwałych materiałów budowli doceniło UNESCO, wpisując kościoły w Jaworze i Świdnicy na swoją listę światowego dziedzictwa.
Bibliografia
- Banaś P., Kościoły poewangelickie na terenie woj. wrocławskiego. Stan zachowania. Problemy konserwatorskie, „Ochrona Zabytków” 1966, 19/4 (75).
- Banaś P., Studia nad śląską architekturą protestancką 2. połowy XVII wieku, „Roczniki Sztuki Śląskiej” 1971, t. 8.
- Małkus M., Z drewna, piasku i gliny. Kościoły Pokoju na Śląsku, www.historiaposzukaj.pl [dostęp: 27.08.2022].
- Seidel-Grzesińska A., Kościół Pokoju w Świdnicy w okresie habsburskim. Wystrój i wyposażenie, „Rocznik Historii Sztuki” 2017, t. 42.
KOMENTARZE (1)
No cóż, kościoły pokoju są piękne, wiem bo to moje rodzinne strony (i już w podstawówce były celem moich klasowych wycieczek), ale…
Ja właściwie w innej sprawie: kilkanaście lat temu jeden z historyków niemieckich stwierdził, że reformacja najprawdopodobniej odniosła sukces w Rzeszy dlatego, że rozszerzyła się na – opanowała głównie dawne tereny słowiańskie. Inaczej Luter skończyłby jak Hus. Te obszary post-słowiańskie stanowiły bowiem blisko 90% wszystkich niemieckich krajów związkowych, które przyjęły protestantyzm, i…
I stwierdził, że reformacja była de facto głównie kontynuacją dawnych buntów chłopskich, powstań i reakcji pogańskich…
Ostatnio zaś czytałem, że w Niemczech ten pogląd nawet zaczął dominować – na dzisiaj – w ich nauce.