Pochłonęły setki ofiar śmiertelnych, lecz świat miał się o tym nigdy nie dowiedzieć. W ZSRR zatajono kilkadziesiąt katastrof. W końcu prawda wyszła na jaw.
Już w chwili powstania Związku Radzieckiego w 1922 roku władze ograniczyły obywatelom dostęp do informacji. Z czasem osiągnęły w tym prawdziwe mistrzostwo. Dopiero za czasów pieriestrojki zgodnie z polityką jawności („głasnosti”) dziennikarze zaczęli ujawniać długo skrywaną prawdę o tragicznych wydarzeniach, które kosztowały życie setek obywateli i niszczyły mit o potędze ZSRR.
Niedoszły kosmonauta
Wkrótce po triumfalnym locie w kosmos Jurija Gagarina amerykańskie media ujawniły, że tak naprawdę nie jest on pierwszym sowieckim kosmonautą. Zgodnie z danymi wywiadu USA ZSRR podejmował wcześniej nieudane próby wysłania człowieka w kosmos. Niestety wszystkie skończyły się niepowodzeniem i śmiercią członków załóg. Związek Radziecki zaprzeczył wtedy tym rewelacjom. Jednak pod koniec lat 80. wyszło na jaw, że jedną z ofiar kosmicznego wyścigu był 24-letni Walentin Bondarenko, młody mąż i ojciec.
Tragedia wydarzyła się 23 marca 1961 roku. To był ostatni etap przygotowań do lotu. Bondarenko znajdował się wówczas w Instytucie Medycyny Lotniczej i Kosmicznej. Od prawie dwóch tygodni przebywał w komorze izolacyjnej. Wszystkie funkcje jego organizmu były całodobowo monitorowane. Tamtego ranka Walentin zakończył 10-dniową izolację i zdjął czujniki przyrządów. Przetarł miejsca ich mocowania nasączonymi spirytusem wacikami. Gdy skończył, wyrzucił je do kosza. Niestety chybił. Waciki spadły na kuchenkę elektryczną. Pożar wybuchnął błyskawicznie. Bondarenko próbował go zgasić, lecz bezskutecznie. Ponieważ komora była hermetycznie zamknięta, pracownicy Instytutu dostali się do środka dopiero po 30 minutach. Walentin miał już rozległe oparzenia.
Kosmonautę przewieziono do szpitala. Jak po latach wspominał jeden z lekarzy, jego ciało było tak uszkodzone, że nie dało się znaleźć żadnej żyły. Udało się w końcu zrobić zastrzyk w stopę, którą przed ogniem ochroniło obuwie. Mimo starań medyków Walentin zmarł. Dziś media natychmiast doniosłyby o podobnym wypadku. W ZSRR zapanowała jednak zmowa milczenia. O śmierci Bondarenki nikt miał nie usłyszeć. Lot w kosmos był sprawą wagi państwowej. Wystrzelenie rakiety z człowiekiem na pokładzie było planowane na kwiecień tego roku, więc uczyniono wszystko, by wieści o tragedii w Instytucie Medycyny Lotniczej i Kosmicznej nie dotarła do obywateli.
Czytaj też: Najbardziej makabryczne śmierci astronautów w wyniku kosmicznych eksperymentów
Ofiary rakiety balistycznej
Związek Radziecki brał udział także w wyścigu zbrojeń. Pod koniec lat 50. Sowieci rozpoczęli prace nad międzykontynentalnym pociskiem balistycznym R-16. Kierownikiem projektu był marszałek artylerii Mitrofan Niedeilin, dowódca Wojsk Rakietowych Przeznaczenia Strategicznego. Niedielin składał raporty bezpośrednio Nikicie Chruszczowowi, ówczesnemu Sekretarzowi Generalnemu KC KPZR. Kreml się niecierpliwił. Nakłaniał Niedielina do jak najszybszej próby rakiety R-16.
Wreszcie marszałek i wojskowi inżynierowie uznali, że może to nastąpić w październiku 1960 roku. Próbę postanowiono przeprowadzić na kosmodromie Bajkonur (wówczas nazywał się Leninsk). Rano 21 października rakieta została dostarczona na Bajkonur. 21 i 22 października umieszczono ją w wyrzutni, przeprowadzono dokowanie głowicy oraz testy wszystkich systemów. Została też zatankowana. Decyzją Komisji Państwowej start zaplanowano na godz. 19.00, 23 października. Tuż przed tym terminem wykryto problemy w niektórych systemach. Start przełożono. Niestety, tylko o jeden dzień.
Marszałek Niedielin zdawał sobie sprawę z faktu, że rakieta nie była gotowa do startu. Nie mógł jednak dłużej opóźniać testu. Zbliżał się bowiem 7 listopada – 43. rocznica rewolucji październikowej. Należało przeprowadzić lot próbny przed tą datą.
Przepis na katastrofę
Niedielin powtarzał: „Co ja powiem Chruszczowowi?”. Dlatego zdecydowano się na przeprowadzenie testu pomimo wątpliwości. Michaił Ostaszew, syn jednej z ofiar katastrofy na Bajkonurze opowiadał później:
Rakieta mogła znajdować się w wyrzutni nie dłużej niż 24 godziny. Następnie konieczne było opróżnienie komponentów paliwowych, oczyszczenie zbiorników i przegląd silników. Te procedury zajęłyby co najmniej miesiąc, a przecież rocznica rewolucji październikowej zbliżała się wielkimi krokami. Na dodatek ówcześni inżynierowie nie wiedzieli, jak należy spuszczać paliwo. Nawet obecnie jest to skomplikowana procedura. W 1960 roku była po prostu niewykonalna. I to jest kolejny powód, dla którego test nie został przełożony.
Niedielin postanowił osobiście nadzorować próbę, dlatego podczas startu znajdował się zaledwie 17 m od wyrzutni. Towarzyszyli mu liczni oficerowie. Gdyby marszałek wykazał się mniejszą gorliwością, liczba ofiar eksplozji, która nastąpiła kilka sekund po starcie, byłaby mniejsza. Wybuch i pożar były na tyle potężne, że ciał nie dało się zidentyfikować. Niedielina rozpoznano po haftach na mundurze. Ojca Michaiła Ostaszewa – po pieczątce z imieniem. Zginęło od 78 do 124 osób. Dokładnej liczby ofiar nie ustalono do dziś. Informacje o eksplozji natychmiast utajniono. Aby wytłumaczyć zniknięcie Niedielina, poinformowano, że zginął… w katastrofie lotniczej. Pozostali – oficjalnie – polegli „w trakcie pełnienia służby wojskowej”. Ich zwęglone szczątki umieszczano w cynkowych trumnach i wysyłano krewnym. Kilkadziesiąt osób pochowano na Bajkonurze.
Co ciekawe, mimo tragedii Sowieci nie zrezygnowali z prób rakiety R-16. Kolejną przeprowadzono w lutym 1961 roku. Prawdę o tzw. katastrofie Niedielina ujawniono w 1990 roku.
Feralny mecz w Moskwie
20 października 1982 roku na moskiewskich Łużnikach odbył się mecz o Puchar UEFA pomiędzy moskiewskim „Spartakiem” a holenderskim „Haarlemem”. Stadion mógł pomieścić 82 000 kibiców, ale z kiepskiej pogody sprzedano tylko 16 tysięcy biletów. Poprzedniego dnia padał deszcz ze śniegiem. Administracja Łużników rozkazała pracownikom usunąć śnieg i lód. Zostało to zrobione, ale – jak okazało się 20 października – niedokładnie. Konsekwencje tego zaniedbania okazały się tragiczne.
„Spartak” szybko objął prowadzenie. „Haarlem” – zapewne nieprzyzwyczajony do takich warunków – grał niemrawo. Także radzieccy piłkarze byli powolni. Kilkanaście minut przed zakończeniem meczu wielu widzów uznało, że na boisku nie wydarzy się już nic ważnego i zaczęło opuszczać trybuny. Choć na stadionie było kilka wyjść, otwarto tylko jedno. Była to „zemsta” za zachowanie kibiców, którzy wykrzykiwali niewybredne hasła w stronę milicjantów i rzucali w nich różnymi przedmiotami.
Tuż przed zakończeniem meczu gracz „Spartaka” Siergiej Szwecow strzelił drugą bramkę. Kibice opuszczający stadion chcieli wrócić na trybuny, by świętować zwycięstwo swojej drużyny. Gdy usiłowali zawrócić, upadli na oblodzone schody i zostali stratowani przez napierający tłum. Część ludzi zginęła przez brak powietrza. Świadkowie relacjonowali, że było słychać błagania o pomoc. Władze utajniły informację o tragedii, w wyniku której – zgodnie z oficjalnymi danymi – zginęło 66 osób. Rzeczywista liczba ofiar mogła sięgnąć 340. Ciała zostały wywiezione ze stadionu. Krewni szukali później swoich bliskich w szpitalach i kostnicach, ale lekarze nabrali wody w usta. Dopiero po tygodniu władze zezwoliły członkom rodzin na odebranie ciał.
Prawda o tragedii ujrzała światło dzienne w 1989 roku. Wówczas holenderscy piłkarze ufundowali pomnik ofiarom katastrofy.
Źródła:
- М. Волкова. Секретная катастрофа: маршал Неделин погиб на Байконуре 60 лет назад.
- Секретная катастрофа: маршал Неделин погиб на Байконуре 60 лет назад, rg.ru.
- В Зайкин, Трагедия в Лужниках. Факты и вымысел, «Известия» z dn. 20.07.89.
- Р. Нестлер, Трагическая гибель космонавта Валентина Бондаренкo.
- Трагическая гибель космонавта Валентина Бондаренко, inopressa.ru.
- Wilson, After England, more tears fall on Moscow’s plastic pitch, theguardian.com.
KOMENTARZE (3)
Jakiś czas temu czytałem,że Bondarenko przebywał w komorze, w atmosferze tlenu. Coś jak amerykańscy kosmonauci na poligonie Canaveral.Dlatego spłonął,tak jak oni,bo pożar rozwinął się w mgnieniu oka.
Katastrofa Niedielina wg słynnego pracującego dla USA szpiega Olega Pieńkowskiego, miałaby pochłonąć nawet i blisko 300 ofiar. Zaś w dokumencie BBC, które oglądałem kilka lat temu, jeden z byłych sowieckich generałów świadek zdarzenia, mówił i o być może ponad 500 zabitych, nie tylko tych bezpośrednio w wyniku eksplozji, ale głównie pośrednio w efekcie zatruć bardzo toksycznymi spalinami. Często w tym wypadku nawet nie wiedzieli oni, że za ich przyspieszony zgon odpowiadała ta właśnie katastrofa. Oczywiście szybko i ona stała się tylko „tajemnicą poliszynela”. Już w latach 60-tych opowiadano – i w Polsce także, że sowiecki program rakietowy kosztował życie setek osób, ale…
Lecz i w tzw. „wolnym świecie” podobne próby ukrycia nawet znacznych katastrof się nagminnie zdarzały. Lubował się w tym zwłaszcza Churchill – przykład to zatonięcie liniowca pasażerskiego Lancastrii w czerwcu 1940. (utonęło wówczas ponad 2 razy więcej ludzi niż na Titanicu). Tylko nieliczne brytyjskie gazety lokalne o tym napisały, inne miały zakaz. Do dzisiaj zresztą najprawdopodobniej nie odtajniono wszystkich informacji – dokumentów na ten temat. W lipcu 2007 r. rząd brytyjski odrzucił np. kolejny wniosek o udostępnienie tychże dokumentów dotyczących katastrofy, a znajdujących się jeszcze w posiadaniu Ministerstwa Obrony. W obliczu zaś ciągłej kampanii prowadzonej przez krewnych ofiar zatonięcia, brytyjskie MON stwierdziło w 2015 r., że rzekomo wszystkie znane archiwalia dotyczące tej sprawy, zostały już dawno odtajnione, udostępnione. Najprawdopodobniej więc i tutaj nigdy nie poznamy w pełni, nie dowiemy się całej prawdy…
Nie ma się co dziwić, że ukrywano pewne zdarzenia. Dla każdego kraju liczą się tylko sukcesy. Kto by chciał mówić o swoich porażkach? Jakby tak poszukać to pewnie w amerykańskich archiwach również są dowody na katastrofy podczas jakiś testów.
Czy lądowanie na księżycu było bez ofiar, czy próby z bronią jądrową były bez ofiar?