Papież Benedykt IX był prawdziwym dewiantem. Organizował orgie z udziałem dzieci, a jego ulubioną rozrywką było polowanie na ludzi i ich torturowanie.
„Ten łajdak od początku swego pontyfikatu aż do końca życia napawał się brakiem wszelkich zasad moralnych” – pisał o papieżu Benedykcie IX znamienity papieski doradca i doktor Kościoła Piotr Damiani. Właśnie w rozwiązłości Benedykta upatrywał on powodów napisania swojej Księgi Gomory – traktatu piętnującego niegodziwe seksualne praktyki papieskiego dworu i samego namiestnika Chrystusa.
Gniazdo nikczemników
Gdy w maju 964 roku w objęciach kochanki odszedł z tego świata Jan XII, wydawało się, że nic już nie jest w stanie przyćmić jego ekscesów. Pełny ufności lud rzymski i jego przywódcy mieli nawet sobie obiecać, że już nigdy nie wzniecą powstania przeciwko żadnemu z papieży. Życie jednak szybko zweryfikowało ich oczekiwania i kazało zapomnieć o złożonej obietnicy. Niemal każdy kolejny biskup Rzymu okazywał się bowiem nie mniejszym od Jana miłośnikiem rozpusty. Wszystko to jednak było niczym, wobec rozpoczętych w 1032 roku pontyfikatów (bo aż trzech oficjalnych) jednego z jego następców – pochodzącego z Tusculum Benedykta IX.
Już samo miasto zdawało się określać charakter przyszłego papieża. Powstałe w czasach antycznych Tusculum w niczym nie przypominało bohaterskiego lidera etruskiej opozycji walczącej z rosnącą potęgą Rzymu. Również pamiątki z okresu, w którym miasto stało się miejscem wypoczynku rzymskich patrycjuszy, szybko odchodziły w zapomnienie.
Ruiny olbrzymiej willi Cycerona, teatru czy też świątyń wykorzystywano jako źródło darmowego budulca dla wznoszonych fortyfikacji. Na każdym bowiem ze wzgórz otaczających Rzym, jak pisał historyk Russell Chamberlin, „wznosił się umocniony zamek, siedziba jednego z nowych możnowładców, którzy kpili sobie z władzy centralnej, od czasu do czasu ruszając, by plądrować potężne niegdyś miasto, spotęgować zamieszanie towarzyszące »wyborom« papieża, po czym wrócić z łupem”. Tusculum więc doskonale wpisywało się w ten nikczemny krajobraz.
Czytaj też: Nowy Kaligula, czyli rozpustny Jan XII
Hrabia na tronie
Ponadto urodzony ok. 1012 roku Teofilakt (bo tak brzmiało chrzcielne imię przyszłej głowy Kościoła) zdawał się mieć objęcie Piotrowego tronu w genach. Nie dość, że pochodził z rodu hrabiów Tusculum – awanturników rządzących od X wieku Rzymem i wpływających na wybory papieży, to jeszcze dwóch z nich było jego stryjami. Nic dziwnego, że ojciec Teofilakta, konsul rzymski Alberyk III, postanowił kontynuować rodzinną tradycję.
Oczywiście dla niego była to kwestia polityczna i prestiżowa, a nie duchowa. Dlatego dla osadzenia na Lateranie swego syna nie wzbraniał się przed wykorzystaniem przekupstwa i własnych wpływów. W efekcie w październiku 1032 roku Teofilakt został obwołany namiestnikiem Chrystusowym – i to będąc osobą świecką. Temu szybko zaradził obrotny ojciec, załatwiając młodemu papieżowi święcenia kapłańskie.
Niewielka liczba źródeł dotyczących politycznych i kościelnych działań Benedykta IX nie pozwala na pełne poznanie jego dokonań. Dość powiedzieć, że część historyków postrzega go jako osobę zaradną, ale też chełpiącą się władzą. Prawdopodobnie przewodził dwóm lub trzem synodom oraz prowadził energiczne działania na rzecz centralizacji Kurii Rzymskiej. Zgodził się jednak na ingerencję cesarza w sprawy kościelne, przyczyniając się tym do utrwalenia idei cezaropapizmu.
Wiadomo też, że okazał się nieczuły na skargę polskiego księcia Kazimierza I (później znanego jako Odnowiciel) dotyczącą niszczycielskiej wyprawy czeskiego księcia Brzetysława I. Jednocześnie czułością otoczył łapówkę ofiarowaną przez tego ostatniego i biskupa praskiego Sewera dla złagodzenia wyroku. W efekcie, jak pisze historyczka Klaudia Dróżdż: „Mnóstwo złota i prośba o przebaczenie w zasadzie załatwiły sprawę czeskiego grzechu. Papież bowiem nie uniewinnił Brzetysława i Sewera, ale uznał, że uczynili to w dobrej intencji (…)”. Jakby niedorzecznego uzasadnienia było mało, ich jedyną pokutą miało być ufundowanie sowicie uposażonego klasztoru.
Czytaj też: Wygnanie Kazimierza Odnowiciela. Największa katastrofa w dziejach Polski
Mocne uderzenie
Tym jednak, co szczególnie zaprzątało umysł młodego papieża, były sprawy cielesne. Pod tym względem okazał się prawdziwym spadkobiercą Jana XII. Niewymagające wysiłku z jego strony osadzenie na Piotrowym tronie, protekcja potężnego rodu oraz płynące do papieskiego skarbca pieniądze (choćby ze wspomnianej czeskiej łapówki) sprawiły, że Benedykt niemal od początku pontyfikatu nie wzdragał się przed korzystaniem z życia pełnymi garściami. A że, jak powiadano, już w dzieciństwie „okazywał skłonności do nikczemności wszelkiego rodzaju”, to papieski urząd tylko mu to ułatwiał.
I trzeba przyznać, że zaczął od mocnego uderzenia. Niedługo po intronizacji pozwolił bowiem na otwarcie przybytku rozkoszy w pobliżu jednego z rzymskich kościołów. Bardzo szybko zresztą ów lupanar stał się jednym z najlepszych w mieście. Wkrótce za tym przyszły orgie w papieskich komnatach i związana z tym niewyobrażalna rozrzutność. Rzym aż huczał od opowieści o rozpustnych imprezach, na których pojawiały się całe rzesze najdroższych żeńskich i męskich prostytutek. Co więcej, na życzenie papieża na Lateran miano sprowadzać łapane na ulicach dzieci – chłopców i dziewczęta – które Benedykt brutalnie gwałcił na oczach wszystkich tam obecnych.
Dość swobodnie podchodzący do kwestii moralnych i przyzwyczajony do wybryków poprzedników Benedykta lud rzymski przez jakiś czas zdawał się patrzeć przez palce na poczynania nowego pontyfika. Tłumaczono sobie, że od osoby świeckiej (doraźnie tylko wyświęconej) trudno od razu oczekiwać postępowania zgodnego z nakazami biblijnymi. Cierpliwość wiernych miała jednak swoje granice. Benedykt przekroczył je już parę miesięcy po objęciu papieskiej godności.
Czytaj też: Pornokracja – najbardziej wstydliwy okres w dziejach Watykanu
Koński kochanek
Wówczas to lotem błyskawicy rozniosły się po mieście plotki, jakoby pewien stajenny widział Benedykta uprawiającego seks z… koniem. I to nie jeden raz. A gdy do tego doszły przerażające wieści o jego nowym hobby – nocnych polowaniach na rzymskich obywateli oraz ich torturowaniu – postanowiono się go pozbyć.
Spiskowcy chcieli porwać papieża podczas odprawiania mszy – co, chcąc nie chcąc, czynić musiał – a następnie wywieźć za Rzym i prawdopodobnie zgładzić. Niestety, cały misterny plan wziął w łeb, kiedy 29 czerwca 1033 roku podczas uroczystości św. św. Piotra i Pawła „około szóstej godziny dnia doszło do zaćmienia słońca, które trwało aż do godziny ósmej. Wszystkie twarze były białe jak śmierć, a całe otoczenie przybrało kolory żółci i szafranu” – pisał ówczesny kronikarz. W nagłych ciemnościach, uznanych później przez Benedykta za prawdziwy palec Boży, papież w porę zauważył grożące mu niebezpieczeństwo. Co koń wyskoczy uciekł za mury miasta.
Gdy emocje po nieudanym zamachu opadły, powrócił do Rzymu – i do swoich upodobań, wśród których bynajmniej nie było Biblii. Namiestnik Chrystusa miał nawet mówić o niej jako o steku największych bzdur o jakich słyszała ludzkość. I jakby tego było mało, w kręgu papieskich zainteresowań znalazła się… czarna magia. Powiadano też, że sprzymierzył się z diabłem, a świadkowie zapewniali, że nocami Benedykt rozmawiał z demonami.
Rzecz jasna, narastające niezadowolenie Rzymian wcale nie zniechęciło papieża do niecnych praktyk. Nie chcąc jednak kusić losu, dobrowolnie zbiegł z miasta pod dobroczynne skrzydła cesarza niemieckiego Konrada II, który w 1037 roku pojawił się w Italii jako rozjemca sporu tamtejszych valvasorów (drobnych wasali) z wielkimi feudałami. Wsparty niemieckimi mieczami papież ponownie zawitał do Wiecznego Miasta, by móc dalej rozkoszować się swoimi namiętnościami.
Pierwszy upadek
Dopóki trwała protekcja cesarskiego rycerstwa, Benedykt cieszył się stosunkowo spokojnym panowaniem. I to mimo iż „w tym czasie zdawało się, że na tronie piotrowym zasiada znowu Jan XII – gwałty i morderstwa powróciły na ulice miasta, a to, co zostało z bogactw papiestwa, było trwonione na usługi prostytutek, wystawne uczty i utrzymanie prywatnych armii” – podkreślają badacze. Jeden ze świadków miał nawet dosadnie stwierdzić: „Na tron Piotrowy wstąpił szatan z piekła rodem w przebraniu kapłana”.
Nic więc dziwnego, że kiedy tylko Niemcy opuścili Rzym, wybuchł otwarty bunt, na którego czele stał konkurujący z Tuskulańczykami ród Krescencjuszy. W trwających parę lat walkach między stronnictwami górą okazali się ci ostatni. Po wygnaniu Benedykta w 1044 roku osadzili na Lateranie swojego kandydata – biskupa Giovanniego z Sabiny.
Nowy papież, jako Sylwester III, rządził zaledwie 3 miesiące. W tym czasie dał się jednak poznać z jak najgorszej strony. Nie dość bowiem, że miał sowicie opłacić wsparcie Krescencjuszy w swojej drodze na tron, to jeszcze szybko pojawiły się oskarżenia o paktowanie z diabłem i używanie tajemnych zaklęć do ściągania kobiet do papieskiego łoża. W efekcie, gdy w marcu 1045 roku u bram miasta pojawił się wsparty pokaźnymi siłami Benedykt (który nie został oficjalnie pozbawiony tiary i w dalszym ciągu formalnie sprawował urząd), Sylwester, nie ociągając się zbytnio, zbiegł do swoich ziomków ze Wzgórz Sabińskich. Co ciekawe, on również nie zrezygnował z tytułu papieskiego.
Czytaj też: Sylwester – papież walczący ze smokiem
Wszystko po staremu
Odzyskawszy tron, Benedykt nie zmienił swego trybu życia. Wręcz przeciwnie, orgie stały się jeszcze większe, a tortury i morderstwa – częstsze. Do tego papież znalazł sobie nową rozrywkę w postaci włamań do prywatnych domów i dewastowania ich wnętrz. Nic sobie nie robił z narastającego niezadowolenia ludu rzymskiego. Na wszelki wypadek jednak zrezygnował z publicznych wystąpień i udziałów w procesjach, a armia Tuskulańczyków czuwała nad jego bezpieczeństwem.
I tak już niełatwy pontyfikat skomplikował się jeszcze bardziej, gdy Benedykt zakochał się w 15-letniej kuzynce. Ojciec wybranki zgodził się na ślub pod warunkiem abdykacji papieża. Ten był nawet gotów to zrobić, ale nie chcąc pogodzić się z utratą przynależnych jego stanowisku dochodów, próbował jeszcze szukać możliwości zmian w regułach dotyczących celibatu (mimo że ten nie był jeszcze wówczas w pełni usankcjonowany). Gdy jednak okazało się, że nie ma poparcia dla ich przeforsowania, zdecydował się na… sprzedaż piastowanego urzędu.
Chętny na interes życia szybko się znalazł. Papieski ojciec chrzestny, Giovanni Graziano, miał na ten cel wysupłać kwotę o równowartości 750 kg złota. Nabywca był przy tym święcie przekonany, że jego czyn jest ciosem wymierzonym w symonię i próbą ratowania prestiżu Kościoła (!).
Czytaj też: Krótka historia celibatu
Upadek po raz drugi
Giovanni, już jako Grzegorz VI, rozpoczął swój pontyfikat z początkiem maja 1045 roku. I niemal z marszu przyszło mu doświadczyć trudów rządzenia Kościołem. Kolejne personalne zmiany na Lateranie nie tylko nie uspokoiły obywateli Rzymu, ale wręcz spotęgowały panującą na ulicach anarchię. Grzegorz dobywał ostatnich groszy z własnej kieszeni na opłacenie pilnujących porządku żołnierzy. Niestety, zyskał sobie tym tylko powszechną nienawiść, ponieważ jego najemnicy okradali wszystkich bez wyjątku.
Mimo tych kłopotów Grzegorzowi być może nawet udałoby się utrzymać na tronie, gdyby nie w dalszym ciągu każący się tytułować papieżem Benedykt. Prawdopodobnie porzucony przez ukochaną – lub po refleksji nad nieopłacalnością transakcji – postanowił odzyskać sprzedany urząd. Jednocześnie o pochopnie porzucone stanowisko upomniał się też, wkraczając do miasta z prywatną armią, Sylwester III. W ten sposób w Rzymie nastąpiły rządy, a właściwie wojna trzech papieży.
Jedyną nadzieją na opanowanie chaosu była zewnętrzna interwencja. Przedstawiciele rzymskich obywateli poprosili o nią króla niemieckiego Henryka III. Starający się o koronę cesarską władca z chęcią podjął się dzieła i w grudniu 1046 roku na zwołanym w Sutri synodzie pozbawił wszystkich trzech papieży godności biskupa Rzymu i prawa do posługiwania się tytułem papieskim. Co ciekawe, zarówno Sylwester III, jak i Grzegorz VI stawili się na królewskie wezwanie i uniżenie przyjęli wyrok. Jedynym niepokornym był Benedykt IX, który za potężnymi murami Tusculum nie zamierzał pogodzić się ze swoim kolejnym upadkiem.
Ostatni upadek
Henryk oprócz powagi swojego majestatu przywiózł do Rzymu również własnego kandydata na papieża – biskupa Bambergu Suitgera. Przy królewskiej protekcji został on powołany na stolicę Piotrową jako Klemens II (za co zresztą nowy pontyfik niemal z marszu odwdzięczył się cesarskim ukoronowaniem swojego pryncypała). Mimo wspierania przez niego reform kluniackich i walki z symonią nie udało mu się jednak zaskarbić sympatii ludu rzymskiego – w czym niewątpliwy udział miało uznanie przez papieża świeckiej zwierzchności nad instytucjami kościelnymi. Próby zjednania sobie Rzymian przerwała jego nagła śmierć w październiku 1047 roku.
Na taki obrót spraw zdawał się tylko czekać Benedykt IX, być może nawet słusznie posądzany o otrucie Klemensa. Wykorzystując entuzjazm Rzymian po śmierci nielubianego, bo przecież obcego, papieża, nie szczędząc złota i przy wsparciu toskańskiego księcia Bonifacego III, kolejny raz rozgościł się w papieskich komnatach. Silne antycesarskie nastroje w Wiecznym Mieście pozwoliły mu na 8 miesięcy panowania. Okazało się bowiem, że wierni woleli własnego rozpustnika niż bogobojnego kapłana przywiezionego z zagranicy.
Innego zdania był cesarz Henryk III, który w lipcu 1048 roku siłą zmusił Benedykta do ucieczki z Rzymu – jak się okazało ostatniej. Jego dalsze losy nie są znane. Podejrzewa się, że resztę życia spędził na dobrowolnym zesłaniu w jednym z benedyktyńskich klasztorów, gdzie miał się wreszcie zrzec papieskiego tytułu i umrzeć jako pokutnik w 1056 roku.
Bibliografia:
- Cawthorne N., Bardzo prywatne życie papieży, tłum. K. Kołaczkowska, Warszawa 2005.
- Chamberlin R., Źli papieże, tłum. A. Weseli-Ginter, Warszawa 2005.
- Dróżdż K., Kazimierz Odnowiciel. Polska w okresie upadku i odbudowy, Wodzisław Śląski 2009.
- Haasler R.A., Tajne sprawy papieży, tłum. zespół wyd., [s.l.] 1999.
- Kosmasa Kronika Czechów, tłum. M. Wojciechowska, Wrocław 2006.
- Kowalski J.W., Poczet papieży, Warszawa 1986.
- Rosa de P., Namiestnicy Chrystusa: ciemna strona papiestwa, tłum. F. Kraus, J. Borowiecki, J. Głogoczowski, Kraków 1994.
- Skwierczyński K., Walka z sodomią wśród kleru — „Liber Gomorrhianus” Piotra Damianiego, „Przegląd Historyczny” 2007, nr 98/3.
- Stadler H., Leksykon papieży i soborów, tłum. M.L. Kalinowski, M. Struczyński, B. Tarnas, Warszawa 1992.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.