Pewien niemiecki dominikanin próbował przekonać całą chrześcijańską Europę, że Polacy to naród pogan, których powinno się wyrżnąć w pień…
Wacław Potocki pisał w swoich Moraliach, że „póki świat światem, nie będzie nigdy Niemiec Polakowi bratem”. Stosunki między obydwoma narodami od wieków pozostawiały wiele do życzenia. Najlepiej o tym świadczy przypadek pewnego niemieckiego dominikanina, który wywołał międzynarodowy skandal. Dlaczego? Przekonywał chrześcijańską Europę, że jesteśmy narodem pogan, których powinno się wyrżnąć w pień…
„O ile pochodzenie niemieckie Falkenberga jaśnieje w całej pełni i żadnego nigdy nie wzbudzało sporu, to bliższa jego ojczyzna, miejsce urodzenia pozostaje ciągle jeszcze w cieniu” – pisał o rzeczonym dominikaninie – Johannesie Falkenbergu – profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Lwowskiego, historyk Jan Nepomucen Fijałek. Domniemywano, że pochodził z Prus, Inflantów lub Gdańska. Długosz wprost pisał, że stosowniej jest dociekać, „kiedy ta zakała zmarła niż kiedy się narodziła”. A urodził się około 1364/65 roku. Studiował w Pradze, Wiedniu i prawdopodobnie Kolonii, by na przełomie XIV i XV wieku trafić do Krakowa, do konwentu św. Trójcy. I wcale nie zamierzał oddawać się tam modlitwom ani poświęcać służbie bliźniemu.
Niemiecki autorytet od krakowskich wszetecznic
Początkowo nic nie zapowiadało tego, jak potoczą się losy zdolnego i ambitnego mnicha. Najpierw został lektorem w konwencie krakowskim. Następnie mianowano go regensem, czyli głównym wykładowcą studium generalnego. Był szanowanym uczonym i teologiem. Toteż nie dziwi fakt, że krakowscy rajcy miejscy zasięgnęli u niego opinii w sprawie niezwykle drażliwej dla chrześcijańskiego sumienia i zawiłej z teologicznego punktu widzenia. Mianowicie w kwestii moralności publicznej.
O co chodziło? W 1398 roku, uchwałą krakowskiej rady miejskiej wyrzucono z Krakowa przedstawicielki najstarszego zawodu świata. Przepis z czasem okazał się martwy. Rajcy zastanawiali się, czy wobec faktu, że w mieście nierząd i tak kwitnie, władze mogą budować i utrzymywać przybytki rozpusty, czerpiąc z nich dochody. Trudno dziś ustalić, czy Falkenberg swoją opinię napisał na zamówienie miasta, które znalazło sobie dochodową niszę, czy też podszedł do sprawy jako uczony i odpowiedział zgodnie z ówczesnymi zasadami teologii moralnej.
Jakkolwiek było, w dokumencie Iudicium de aedificandis prostibulis pro meretricibus opierał się m.in. na słowach św. Augustyna. Przestrzegał, że brak zamtuzów popchnie prawych chrześcijan na drogę grzechu i występku. Należało więc – jego zdaniem – wybrać mniejsze zło w postaci prostytucji kontrolowanej przez miasto. Uregulowane haniebnych praktyk da zaś godne warunki życia kobietom trudniącym się tą profesją.
Czytaj też: Prostytucja w średniowieczu
Młot na heretyków
Brat Jan mógłby spokojnie żyć w Krakowie i tu pracować na swoją karierę i autorytet, ale szybko narobił sobie wrogów. Był kłótliwy, zawzięty i uparty, uważał się za obrońcę prawowierności. „Ego predicator” – jestem kaznodzieją, pisał sam o sobie, a zarzutem herezji szafował na prawo i lewo, nikogo nie oszczędzając. Jak czytamy w powieści Tron Jagiellonów. Krwawa sukcesja Szymona Jędrusiaka:
Johannes Falkenberg – rogata dusza, pieniacz, bezustannie toczył spory, przez które popadał w mniejsze lub większe kłopoty. Wszedł w ostry konflikt z kilkoma uczonymi i teologami, a nawet z samym królem Jagiełłą. Aż w końcu został wydalony z Polski.
Szerokim echem odbił się spór z Mateuszem z Krakowa, którego oskarżył go o herezję z powodu traktatu, w którym krakowski teolog nawoływał do naprawy stosunków w Kurii Rzymskiej. Falkenberg uważał, że jedynie papież ma prawo przeprowadzać reformy. Twierdzeniom Mateusza dał odpór w traktacie Monarchia mundi. Skandal wywołany oskarżeniem doprowadził do wydalenia Falkenberga z Krakowa i z Polski.
Czytaj też: Gra o tron Jagiellonów
Gdzie Niemiec staje, tam trawa nie rośnie
15 lipca 1410 roku na Polach pod Grunwaldem odbyła się jedna z największych bitew średniowiecznej Europy. Przeciwko sobie stanęły armie zakonu krzyżackiego, wspomaganego przez rycerstwo zachodnioeuropejskie pod dowództwem wielkiego mistrza Ulricha von Jungingena oraz polsko-litewska wspomagana m.in. przez Tatarów i najemników śląskich, czeskich i morawskich pod dowództwem polskiego króla Władysława Jagiełły i wielkiego księcia litewskiego, Witolda.
Mimo zwycięstwa strony polskiej i litewskiej, Jagiełło i Witold nie wykorzystali szansy całkowitego zniszczenia zakonu. Oblężenie Malborka nie powiodło się. Upokorzeni Krzyżacy nie zamierzali puścić płazem zniewagi i postanowili odwołać się do innych metod. W armii polsko-litewskiej stanęli do walki przeciwko zakonowi nie tylko prawosławni, ale też muzułmani i niedawno nawróceni Litwini, co Zakon postanowił wykorzystać. Udział niewiernych w bitwie przeciwko Krzyżakom miał stanowić dowód, że Jagiełło jest władcą pogańskim, a jego rządy stanowią zagrożenie dla chrześcijańskiej Europy. I tu ponownie na scenę wkracza Falkenberg, któremu Szymon Jędrusiak nakazuje udział w spisku antypolskim na zlecenie jednego z wrogich Polakom bohaterów, Jordana Pleskowa:
Dominikanin udał się do Prus i w kilka miesięcy napisał tam paszkwilowy traktat zatytułowany Satyra przeciw herezji i innym nikczemnościom Polaków i ich króla Jagiełły. Pomawiał w nim polskiego monarchę i wszystkich Polaków, których nazywał „psami bezwstydnymi”, o bałwochwalstwo i pogaństwo. By zyskać zbawienie, głosiła Satyra, trzeba wystąpić przeciw nim orężem, palić i mordować; wszystkich zaś, którzy tego nie uczynią, autor straszył mękami piekielnymi.
„Brudne i obrzydliwe wymioty”
Profesor Fijałek przytacza znane w dawnej Polsce powiedzenie o mnichach, że mają oni żądła ostrzejsze niż szerszenie, a co gorsza po użądleniu nie giną. To powiedzenie doskonale pasuje do Falkenberga, który najwyraźniej nosił w sobie zapiekłą nienawiść do Polaków, podkreślaną również przez jego niemieckiego biografa, Hartmuta Boockmanna.
Paszkwil, bo tym w istocie było „dzieło” Falkenberga, które Długosz bez wahania określił jako „brudne i obrzydliwe wymioty”, przedstawiał obywateli Rzeczpospolitej jako „wstrętnych heretyków”, oddających cześć swojemu władcy. Oskarżył naród polski i polskiego króla o „nikczemne przestępstwo”, jakim było poprowadzenie pogan do walki z Zakonem. Przekonywał, że każdy, kto zabije Polaka, otrzyma wieczne zbawienie, a chrześcijańska Europa skorzysta na wytępieniu heretyckich narodów lub – w ostateczności – z uczynienia z nich niewolników po pozbyciu się władcy uznanego przez papieża za tyrana i heretyka.
Gdyby tak się stało, Jagiełło zostałby pozbawiony korony, a ziemie polskie miałby według Falkenberga zająć zakon jako egzekutor wyroku. Wezwanie do eksterminacji narodu i zabicia polskiego króla powinno być jego zdaniem dziejową misją i zadaniem dla zjednoczonej przeciwko pogańskiej Polsce chrześcijańskiej Europy.
Czytaj też: Czy Jagiełło naprawdę był poganinem?
Polityczna gra
Falkenberg opublikował i rozpowszechniał swój paszkwil Tractatus doctoris cuiusdam de Prutenis contra Polonos et paganos de potestate papae et imperatoris respectu infidelium w Paryżu. Być może liczył na zainteresowanie międzynarodowego środowiska intelektualnego ideą tyranobójstwa, czyli konieczności zabicia złego władcy, wówczas świeżą na europejskim gruncie.
Długosz podawał, że dominikanin popełnij swój paszkwil z „wielkiej chciwości, w nadziei zysku i z własnej woli jak to często zwykł mawiać”. Inna teza głosi, że wcale nie zamierzał go rozpowszechnić, ale posłużono się nim w ramach gry politycznej. Mieli to zrobić Krzyżacy, którzy oficjalnie odcięli się od Satyry i jej autora, usuwając nawet Falkenberga z terytorium zakonu, zapewne aby uchronić się przed konsekwencjami politycznymi. Nieoficjalnie paszkwil spotkał się ponoć z uznaniem. Miał posłużyć jako narzędzie manipulacji na obradach soboru w Konstancji, między innymi pozwalając Zakonowi uniknąć oskarżenia o mordowanie niewierzących Bałtów.
Co było dalej ze skandalicznym tekstem? Jak czytamy w powieści Tron Jagiellonów. Krwawa sukcesja:
Wielki mistrz z obawy przed konsekwencjami politycznymi zabronił rozpowszechniania satyry, a nawet polecił Falkenbergowi opuścić Prusy. Dominikanin wyjechał do Paryża. Tam, za pośrednictwem mistrzów Uniwersytetu Paryskiego, paszkwil trafił do rąk arcybiskupa Mikołaja Trąby. Polacy wpadli we wściekłość.
Sobór w Konstancji
W latach 1414–1416 toczyły się obrady soboru w Konstancji, na którym sprawa konfliktu polsko-krzyżackiego była przedmiotem dwóch toczących się równolegle tzw. procesów. Przedmiotem pierwszego, tzw. procesu o zasady (proces doctrinalis), były wartości przyświecające misji nawracania pogan (m.in. bezzasadność nawracania siłowego) i w stosunkach między państwami chrześcijańskimi. Tu Polskę reprezentował Paweł Włodkowic.
Drugi, tzw. proces prawny (proces sus iudicalis), roztrząsał konkretne polsko-krzyżackie spory terytorialne. W tym procesie Polskę reprezentował arcybiskup Mikołaj Trąba. Gdy pod koniec 1416 roku, na uczcie wydanej dla profesorów uniwersytetu paryskiego przez Mikołaja Trąbę, paszkwil trafił w polskie ręce, wybuchł skandal. Warto podkreślić, że ledwie kilka miesięcy wcześniej, bo 10 lipca, Wielki Mistrz pisał do zgromadzenia soborowego, że nie pragnie niczego bardziej niż zawarcia z Polską pokoju.
Czytaj też: Grunwald 1410. Jagiełło vs von Jungingen
„Obmierzły mnich” kontra polska szkoła narodów
Wśród polskiej delegacji zawrzało. Natychmiast przedstawiono sprawę soborowi. Mikołaj Trąba domagał się oficjalnego potępienia i uznania tekstu za heretycki. Kardynał Piotr d’Ailly potępił Satyrę, postulował jej spalenie i surowe ukaranie autora. Także współbracia skrytykowali niegodny czyn, jakiego się dopuścił. Podczas powszechnego soboru dominikanów w Strasburgu z 30 maja zapadł w tej samej sprawie wyrok następującej treści:
Ponieważ Ks. Jan Falkenberg z prowincji polskiej dopuścił się wielu gorszących postępków, a brnąc coraz gorzej, wydał w Konstancji pismo potwarcze, od złego natchnione ducha przeciwko najjaśniejszemu królowi polskiemu i jego królestwu, tern samem też wystawił zakon nasz na zgubę, przeto wedle ustaw naszych na wieczne skazujemy go więzienie.
Osobną kwestię stanowiła sprawa zarzutu ze strony Zakonu o wspieranie pogan przez Polaków, przeciwko któremu wystąpił jeden z najwybitniejszych umysłów średniowiecza, rektor Akademii, Paweł Włodkowic z Brudzenia. Przedstawił on rewolucyjną, wyprzedzającą jego czasy ideę, która przeszła do historii jako polska szkoła prawa narodów. Wszystkie narodowości – jak argumentował – mają prawo do samostanowienia i pokojowego życia na własnej ziemi.
Czytaj też: Co dawni Polacy sądzili o Krzyżakach? 600 lat czarnej legendy
Krzyżacka sekta
Nie zamierzał tłumaczyć się z herezji, zamiast tego oskarżył o nią… Krzyżaków. Stwierdził, że zakon krzyżacki „został ustanowiony dla celowego zabijania, jak również dla kradzieży, gwałtu i palenia”. Nazwał go „sektą” i „błędem w Kościele Bożym”, którego nie wolno tolerować. Odwoływał się do morderstw na Bałtach i Żmudzinach, brutalnych przesiedleniach i rabunkach, jakich dokonywali Krzyżacy. Krytykował nawracanie siłą: „Niedopuszczalne jest zmuszać pogan zbrojnie lub przemocą do przyjmowania wiary chrześcijańskiej, ponieważ w taki sposób nawracanie łączy się z krzywdą bliźniego. Nie należy czynić zła, by wynikło dobro”.
Stwierdził dobitnie, że nie należy używać chrystianizacji jako usprawiedliwienia dla wojny, bo nawracanie pod przymusem jest grzeszne i nieważne. Ostatecznie, jego zdaniem, „herezja pruska” powinna zostać potępiona jako podważająca podstawowe zasady chrześcijaństwa. Podobnie jak potępione powinno zostać „dzieło” Falkenberga pełne heretyckich i szkodliwych tez. Dziś może się to nam wydawać oczywiste, ale zgromadzenie soborowe miało liczne wątpliwości. Pojawiały się nawet pytania o to, czy aby na pewno Polacy wyznają chrześcijaństwo szczerze i gorliwie. W pewnym stopniu Krzyżacy osiągnęli tym samym swój dyplomatyczny cel, jak podkreśla w swojej powieści Szymon Jędrusiak:
Dzięki wrzawie, która powstała wokół tego dziełka, nie doszło do ostatecznego rozstrzygnięcia polsko-krzyżackiego procesu. W walkę z satyrą polskie poselstwo zaangażowało bowiem cały swój wysiłek, skutecznie odciągając uwagę od konfliktu z Krzyżakami.
Gębą i ręką w obronie czci króla
Tymczasem po trzech latach bezowocnych rozpraw 11 listopada 1417 roku wybrano nowego papieża. Został nim wywodzący się z włoskiego rodu Collonów Marcin V, co było wyjątkowo na rękę Krzyżakom. Nowy papież, który wspierał Zakon, unieważnił korzystne dla Polski bulle Jana XXIII i potwierdził przywileje krzyżackie. Wobec satyry Falkenberga zajął na tyle niejednoznaczne stanowisko, że nie można było go skłonić do uznania go za heretyckie i potępienia zawartych w nim oszczerstw.
Ale Polacy nie zamierzali się poddawać. Na ostatniej sesji generalnej soboru, 22 kwietnia 1418 roku, ponownie poprosili papieża, aby potępił paszkwil Falkenberga i ostatecznie zamknął sprawę. Wśród zgromadzonych wywiązała się dyskusja, która szybko przerodziła się w kłótnię. Rozdrażnieni Polacy, domagając się wyroku, przypomnieli papieżowi, że sam – jeszcze jako kardynał – potępił wcześniej wspomniany paszkwil. Marcin V próbował się wykręcić od zajęcia stanowiska. Uznał, że niczego w sprawach wiary nie może potępić bez uprzedniej uchwały całego soboru. Polacy zażądali więc podjęcia sprawy na nowo na kolejnym soborze, naciskając, by umieścić to w protokołach.
Ostatecznie papież ustąpił i oddał ponownie do przejrzenia paszkwil Falkenberga specjalnie powołanej komisji złożonej z trzech kardynałów. Zachowała się jednak barwna, choć niekoniecznie prawdziwa anegdota o tym, jak Polacy dochodzili sprawiedliwości. Opowiadano, że na początku maja zniecierpliwiona delegacja polska siłą wyłamała bramę do pałacu papieskiego. Jeden z naszych posłów, słynny rycerz Zawisza Czarny, miał oświadczyć w obecności papieża, że czci Jagiełły będzie bronił „gębą i ręką”.
Czytaj też: Rycerz i świetny dyplomata. Jak przebiegała kariera Zawiszy Czarnego?
Wszystkiemu winni „zazdrośnicy”
Jakkolwiek było, wymuszono na papieżu, że potępi traktat Falkenberga. 14 maja powołana przez Marcina V komisja uznała Satyrę za „błędną, dobrym obyczajom przeciwną, gorszącą, buntowniczą, bezwstydną, obrażającą uszy pobożnych”. Skazano ją na podarcie i podeptanie. Jej autor został uwięziony w zamku św. Anioła w Rzymie.
Na oficjalną bullę papieską Polacy musieli czekać aż do 10 stycznia 1424 roku. Papież potwierdził wyrok komisji. Podkreślił wiarę Polaków i ich króla, nazywając Polskę niezwykłą częścią Kościoła wojującego. 17 stycznia zorganizowano specjalny konsystorz, na którym Falkenberg – wobec całego zgromadzenia i w obecności delegacji Polskiej – na klęczkach odwołał swoje błędne i oszczercze tezy, przyrzekając skruchę. Nie obciążył Krzyżaków. Być może dlatego, że wciąż liczył na wynagrodzenie za swoją pracę. Zrzucił jednak odpowiedzialność za napisanie Satyry na… „zazdrośników” (emuli). O kogo mogło chodzić? Tego nigdy się raczej nie dowiemy.
Zapewne nie dowiemy się także prawdy o śmierci niepokornego dominikanina. Wiadomo, że po wyjściu z więzienia udał się do Torunia. Być może dożyłby tam swoich lat w spokoju, gdyby ponownie nie napytał sobie biedy swoim kłótliwym usposobieniem. Oskarżył o herezję husycką proboszcza kościoła św. Jana, Pfaffendorfa, który okazał się członkiem Zakonu. Wskutek tego Krzyżacy wydalili z miasta nie tylko Falkenberga, ale i cały konwent razem z nim.
Następnie dominikanin przebywał we Wrocławiu, gdzie ponownie skonfliktował się z miejscowym duchownym, którego we właściwy sobie sposób zmieszał z błotem i straszył spaleniem na stosie. Ostatecznie trafił do Legnicy, gdzie – jak podaje Długosz, z którym zgadzają się także współcześni historycy – zakończył żywot. Nie wiemy, w jakich okolicznościach. Być może przyczynili się do tego dawni wrogowie albo niewypłacalni zleceniodawcy, na których ostrzył sobie pióro?
Inspiracja:
Bibliografia:
- Boockmann, H., Johannes Falkenberg, der Deutsche Orden und die polnische Politik. Untersuchungen zur politischen Theorie des späteren Mittelalters. Miteinem Anhang: Die Satira des Johannes Falkenberg, Göttingen 1975.
- Bukowczan-Rzeszut, A., Jak przetrwać w średniowiecznym Krakowie?, Wydawnictwo Astra, Kraków 2017.
- Fijałek, J., Dwaj dominikanie krakowscy: Jan Biskupiec i Jan Falkenberg: w 500 rocznicę odwołania satyry antypolskiej Falkenberga w Rzymie, 1424 r., Lwów 1925.
- Kalisz, T., Ego predicator. Zarys biografii Jana Falkenberga, Poznań 2021.
- Skomiał, J., Spór polsko-krzyżacki w kronice Jana Długosza, Studia Prawno-Ekonomiczne, t. XCI/1, 2014, ss. 123-152.
KOMENTARZE (1)
I’m not sure why but this blog is loading very slow for me.
Is anyone else having this issue or is it a issue on my end?
I’ll check back later on and see if the problem still exists.