Krzyż stoi na Wielkim Giewoncie ponad 120 lat. W tym czasie stał się celem turystów, pielgrzymów i miejscem kilku tragedii. Kto i dlaczego go tam postawił?
Był 19 sierpnia 1901 roku. W okolicach szczytu Wielkiego Giewontu nagromadziło się prawie 300 osób, w większości ubranych w tradycyjne, góralskie stroje. Na miejsce przybył też ksiądz Władysław Bandurski z Krakowa – w przyszłości kapelan legionów polskich – który miał poświęcić, wysoki na 15 metrów, metalowy krzyż. Jeden z symboli Zakopanego i Tatr. Jak i dlaczego górale go zamontowali?
Włoski wzór
W 1900 roku przypadała jubileuszowa rocznica narodzin Jezusa Chrystusa. Chcąc ją uczcić, zainspirowany podobnymi inicjatywami podejmowanymi we włoskich Apach, zakopiański proboszcz Kazimierz Kaszelewski, w trakcie niedzielnego kazania, opowiedział o swoim pomyśle wiernym, a ci rozpoczęli zbiórkę pieniędzy. Niektóre źródła mówią też, że z podobną prośbą do duchownego zwrócili się sami mieszkańcy Zakopanego. Ktokolwiek wpadł na ten pomysł musiał wiedzieć, że zrealizowanie go nie będzie łatwe.
„Nie lada to było przedsięwzięcie wynieść na skaliste blanki Gewontu ciężkie sztaby metalu, stanowiące wiązanie krzyża — i umocować je tam, nad chmurami, na wysokości 1900 metrów, na skraju zawrotnej przepaści.” – pisał w sierpniu 1901 roku redaktor „Głosu Narodu”.
Skąd decyzja, że krzyż stanie właśnie w tym miejscu? Jak pisał Walery Eljasz-Radzikowski w 1880 roku: „z każdej prawie chaty Giewonta widać, toteż słusznie mu się należy tytuł króla zakopiańskiego”. Zarysy góry znalazły się też w pieczęci Gminy Zakopane z 1875 roku. Szczyt inspirował również literatów i malarzy. Był, jest i pewnie będzie jednym z symboli miasta.
Ciężka, zespołowa robota
Prace ruszyły jesienią 1900 roku. Najpierw proboszcz, kilkunastu górali i komisarz klimatyczny Piątkiewicz udali się na wycieczkę, na Wielki Giewont. Zanim grupa dotarła na miejsce zatrzymała się jeszcze przy ostatnim szałasie pod szczytem, skąd zabrała dwie długie żerdzie. Następnie, już na wierzchołku, z tych drewnianych elementów mężczyźni zbili krzyż, ustawili go w sześćdziesięciocentymetrowej dziurze i zasypali kamieniami. Budowa miała mieć 10,5 metra wysokości. Po powrocie wszyscy uczestnicy eskapady z radością stwierdzili, że próbny krzyż widoczny jest gołym okiem z Zakopanego. Ksiądz Kaszlewski zauważył tylko, że mógłby być nieco większy i z taką prośbą zwrócił się do wykonawcy – Zakładu Artystyczno-Ślusarskiego Józefa Goreckiego.
Kiedy późną wiosną 1901 roku w krakowskiej fabryce powstawał siedemnastoipółmetrowy, metalowy krzyż na szczycie góry Jakub Gąsienica Wawrytko – znany w okolicy kamieniarz, przyjaciel Stefana Żeromskiego – razem z pomocnikami wykuli w skale głęboką, prawie dwumetrową dziurę. Ale nie to, bądź co bądź, niełatwe zadanie było tym najcięższym. Najtrudniejszy bowiem był transport 400 elementów na szczyt.
16 czerwca 1901 roku na stacji kolejowej w Zakopanem zatrzymał się pociąg z zamówionym towarem. Dwa tygodnie później proboszcz skrzyknął pod kościół parafialny około 250 osób (choć niektóre źródła mówią nawet o liczbie dwukrotnie wyższej), które spakowały rozkawałkowany krzyż na 18 wozów konnych i ruszyły w rejony Kuźnic, a stamtąd na Wielki Giewont. Ksiądz Kaszlewski relacjonował później w prasie:
– Po Mszy św. wyruszyliśmy do Kuźnic, rozdzieliwszy żelazo na pojedyncze wozy, które też wywiozły je, dokąd się dało tj.: do tak zwanego »Piekiełka«.Tu nastąpił podział. Wszyscy mieli co dźwigać tern więcej, że prócz żelaza trzeba było wynieść 400 kg. cementu i dwadzieścia kilka konewek płóciennych wody. Około’ godz. 11-ej znaleźliśmy się wszyscy szczęśliwie na szczycie i ciężar rozłożyli. 10 metrów kubicznych zawierająca jama w skale została poprzednio wykuta, co dwóch górali kosztowało 7 dni pracy. Po wytchnieniu na szczycie wszyscy się rozeszli — został tylko właściciel fabryki p. Górecki ze swym monterem, ja i 6 górali, aby spód krzyża w skale umocować. Gdy się nam to szczęśliwie mimo deszczu udało i gdyśmy jamę kamieniami zasypali a narożniki krzyżacementem zalali, pozostawiliśmy na górze montera, który z 2-ma góralami resztę krzyża zmontował, co 6 dni pracy kosztowało.
8 lipca 1901 roku na szczycie Wielkiego Giewontu stanął – wysoki na 15 i szeroki na 5,5 metra – krzyż. Koszt jego wykonania, wykucia jamy w skale i zmontowania wyniósł 735 złotych reńskich. Na skrzyżowaniu ramion krzyża znajduje się napis: Jesu Christo Deo, restitutæ per ipsum salutis MCM (łac. Jezusowi Chrystusowi, Bogu, w 1900 rocznicę przywrócenia przez Niego zbawienia).
Od tamtej pory Wielki Giewont stał się miejscem nie tylko wycieczek turystycznych, ale i pielgrzymek.
Czytaj też: Barbarzyńcy z Zakopanego. Jak wyglądało życie w sercu Tatr, zanim przybyła cywilizacja
Miejsce pielgrzymek i tragedii
Okolice metalowego krzyża są niezwykle niebezpieczne w trakcie burzy. W jego ponad 120-letniej historii zdarzały się porażenia. Wiele z nich było śmiertelnych. W sierpniu 1937 roku nad Europą Środkową przeszła seria gwałtownych burz. Wyładowania atmosferyczne siały niespotykane spustoszenie. We wsi Stary Brus spłonęło 17 domów i 85 budynków gospodarczych. W okolicach Białegostoku piorun zabił kobietę. Prawdziwa tragedia rozegrała się również w Tatrach, w pobliżu opisywanego krzyża.
Około godziny 12:00, 15 sierpnia 1937 roku, znad Czerwonych Wierchów, bardzo niespodziewanie nadeszły ciemne chmury, rozjaśniane co chwilę błyskawicami. Jedna z nich trafiła w krzyż pod którym stało 12 osób. Trzy osoby zginęły na miejscu. Okazało się, że nie byli to tylko turyści.
„Bolesnym echem rozeszła się po całej Polsce wiadomość o śmierci trzech osób od pioruna w południe 15 bm. na szczycie Giewontu, pod krzyżem. Z tych osób jedna tylko była turystą. Dwie inne ofiary pioruna, to Jan Mróz, syn znanego kobziarza z Poronina, także kobziarz, oraz osiemnastoletni chłopak, sprzedawca ciastek, Kazimierz Bania. A więc, te dwie ostatnie osoby sprowadził na ten przepiękny szczyt, górujący czarownie nad Zakopanem, nie urok tatrzańskiej wycieczki, nie pragnienie nasycenia się pięknem gór w blaskach południowego słońca – lecz powszednia chęć zarobku. (…) Tą smutną drogą dowiadujemy się bowiem, że na szczycie Giewontu odbywa się coś w rodzaju małomiasteczkowego jarmarku.” – donosił Stach z Wierzby w Ilustrowanym Kuryerze Codziennym.
Najtragiczniejszy w skutkach wypadek miał miejsce stosunkowo niedawno, bo 22 sierpnia 2019 roku. Tego dnia, w wyniku wielkiej burzy nad Tatrami, od uderzeń piorunów zginęło w sumie 5 osób, a 157 zostało rannych. Najwięcej porażeń miało miejsce właśnie w okolicy krzyża na Wielkim Giewoncie.
Czytaj też: Roy Sullivan i siedem trafień
Bibliografia:
- Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1937, nr 229 i 230 (19 i 20 VIII)
- „Głos Narodu” Ilustrowany : dodatek bezpłatny do „Głosu Narodu” z 21 września 1901 r., [nr 1], s. 8-10.
- https://www.tpn.pl/files/news/editor/files/Foldery/krzyz_na_giewoncie.pdf (dostęp: 29.10.2021)
- https://www.zakopane.pl/strefa-turystyczna/codziennik-zakopianski/historia-jakiej-nie-znacie/historia-krzyza-na-giewoncie (dostęp: 29.10.2021)
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.