Leon Kozłowski był profesorem archeologii na Uniwersytecie im. Jana Kazimierza we Lwowie. Był zwolennikiem Piłsudskiego i sanacji. W połowie maja 1934 r. został powołany na stanowisko prezesa rady ministrów. Był najmłodszym premierem w dwudziestoleciu międzywojennym. Jak został kolaborantem?
Odwołanie poprzedniego rządu nie miało racjonalnych przesłanek, nowy rząd tworzyli praktycznie ci sami ministrowie. Była to wiec klasyczna zmiana dla zmiany. Postać premiera budziła wiele kontrowersji. Był jednak człowiekiem sanacji i to było wystarczające. Jak komentowała ten fakt sanacyjna „Gazeta Polska”: „Wiemy, że nie zawiedzie i wiemy, że nie zmieni kursu”.
Premierostwo Kozłowskiego przypadło na okres kryzysu światowego, który w sposób szczególny dotknął polską wieś. Był to równocześnie okres, w którym obóz sanacyjny przygotowywał nową konstytucję. W poglądach na sprawy polityczne L. Kozłowski był zwolennikiem twardego kursu, a więc sterowanych wyborów do sejmu i mianowania senatorów. Przekonania te znalazły praktyczny wyraz. To za jego rządów, po zabójstwie ministra Bronisława Pierackiego, utworzono w Berezie Kartuskiej obóz dla przeciwników politycznych, co, według władz, miało zapobiec anarchizacji życia politycznego. Osadzano w nim osoby uznane za niebezpieczne dla państwa. Rząd Kozłowskiego funkcjonował do czasu uchwalenia konstytucji kwietniowej. Był to ostatni akt jego politycznej kariery.
Więzień NKWD
Do końca dwudziestolecia międzywojennego nie pełnił już ważnych funkcji, poświęcając się pracy naukowej. Po wkroczeniu Sowietów został aresztowany i osadzony w więzieniu. Był tam brutalnie przesłuchiwany. Jak sam wspominał: „Byłem wzywany dwa, a nawet trzy razy na dobę, o najróżniejszych porach dnia i nocy. Badania ciągnęły się po 8,10 a czasem i więcej godzin bez przerwy”. Śledztwo prowadzone było najprymitywniejszymi metodami, normą było bicie więźnia. Oskarżony winien był sam dostarczyć dowody swej winy. Zarzucano mu służbę międzynarodowemu kapitałowi i gnębienie świata pracy, znęcanie się nad komunistami. Te błahe z pozoru zarzuty w rzeczywistości były poważne.
W marcu 1940 r. Kozłowski znalazł się w więzieniu NKWD na Łubiance w Moskwie. W więzieniu tym przebywali także były premier Aleksander Prystor, były minister spraw zagranicznych Sapieha, obaj bracia marszałka Piłsudskiego, prof. Stanisław Grabski, Janusz Radziwiłł i gen. Władysław Anders. W celach panowała wzorowa czystość. Znośne było też jedzenie. Nas tym etapie do poprzednich zarzutów dorzucono członkostwo w nielegalnej organizacji, mającej na celu walkę z ZSRR, udział w wojnie 1920 r. zwalczanie ruchu rewolucyjnego.
Rozprawa przed sądem trwała 15 minut. Kozłowskiego uznano winnym i skazano na karę śmierci. Zmuszono go jednak do napisania prośby o ułaskawienie, grożąc, że w razie odmowy, administracja więzienia napisze ją za niego. W efekcie wyrok śmierci zamieniono mu na 10 lat obozu pracy. W następnym okresie w dalszym ciągu był przesłuchiwany. Pytano go min. o możliwość zawarcia paktu polsko – radzieckiego.
Wyjazd do Niemiec
Kozłowskiego uratował układ Sikorski – Majski, normalizujący stosunki polsko-radzieckie. Dla Polaków w ZSRR ogłoszono amnestię. Dzięki niej Kozłowski wyszedł z więzienia. Najpierw postanowił zaczekać w Moskwie na zdobycie miasta przez Niemców. Później jednak udał się do miejsca formowania armii polskiej w ZSRR. Jednak ze względu na stan zdrowia nie nadawał się do służby wojskowej (w więzieniu schudł ponad 20 kilogramów). Ponieważ należał do obozu piłsudczyków, nie mógł liczyć na możliwości działania w armii. Postanowił wówczas, by wrócić na teren okupowanej Polski. Jak stwierdził w swych pamiętnikach, liczył na to, że Niemcy nie będą czynili trudności w jego powrocie do Polski.
Najpierw pociągiem, a w końcowym okresie pieszo doszedł do linii frontu i tam zgłosił się do oficera niemieckiego. Niemcy zorganizowali jego przejazd do Berlina i tam pod koniec listopada odbył rozmowy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych Rzeszy. Fakt ucieczki byłego premiera z ZSRR został przez Niemców wykorzystany propagandowo. Na zwołanej konferencji prasowej opowiedział o okresie pobytu w więzieniu w ZSRR. Następnie wywiad ten przedrukowała polskojęzyczna prasa („Nowy Kurier Warszawski”, „Kurier Częstochowski” i „Goniec Krakowski”) ukazująca się w tzw. Generalnym Gubernatorstwie.
Korzyści z wywiadu były raczej mizerne. Kozłowski nie sugerował konieczności współpracy z Niemcami. Nie odegrał też wyjątkowej roli w przełamywaniu stosunku Polaków do okupanta. Nie pozwolono mu na powrót do Polski. Zatrzymano go w Berlinie umożliwiając pracę naukową. Przygotowywał w tym czasie pracę na temat słowiańszczyzny, spisywał też swe wspomnienia. Mieszkał w hotelu pod nadzorem policji. Mógł korespondować z rodziną w Polsce, otrzymywał też od niej paczki. Nie pozwolono mu jednak wyjechać do okupowanej Polski.
Propaganda niemiecka wykorzystywała go kilkakrotnie. Był członkiem komisji, która wiosną 1943 r. znalazła się w Katyniu. Wydał w tej kwestii oświadczenie, przypisując zbrodnię Rosjanom. Pisał o tym także w prasie polskojęzycznej w okupowanej Polsce. Trudno nie zakwalifikować działalności byłego premiera jako kolaboracji z okupantem. Sprawą Kozłowskiego zajął się więc rząd polski na uchodźstwie. Obawiano się, że były premier może zdecydować się na współpracę z Niemcami i stworzenie marionetkowego rządu złożonego z członków jego obozu. Były to płonne obawy, bowiem w planach hitlerowskich nigdy nie pojawił się taki pomysł. Uznano go za zdrajcę.
Sprawą Kozłowskiego zajął się Sąd Polowy nr 1 Armii Polskiej w ZSRR. Rozprawa odbywała się oczywiście zaocznie. Wyrokiem z dnia 21 stycznia 1942 r. został on skazany na karę śmierci za zbrodnię zbiegostwa do nieprzyjaciela czyli przejście na stronę niemiecką. Wyrok ten został zatwierdzony przez dowódcę Armii gen. Andersa. Naczelny wódz polecił ogłosić wyrok w prasie i przez radio. Oskarżenie dotyczyło jednak dezercji, co było zarzutem zmyślonym. Jak tłumaczył sam zainteresowany:
Okazało się, że Anders nie ma dla mnie żadnego przydziału, a jedynie koledzy obiecali mu urządzić mnie w intendenturze. Miałem prowadzić kancelarię. Wówczas postanowiłem wrócić do kraju. Do wojska nie byłem przyjęty ani też obowiązany do służby wojskowej. O dezercji nie może być więc mowy. Sikorski musiał wiedzieć z prasy, że jestem w Niemczech i zląkł się abym nie rozpoczął działalności politycznej. Postanowił mi taką ewentualność utrudnić. Wcielono mnie więc do wojska… a następnie skazano za dezercję…Jest to zwykłe łajdactwo. Nie mam zamiaru się wyrokiem przejmować i brać go pod uwagę w swym postępowaniu.
Sprawy nie można było jednak bagatelizować, bowiem dowództwo Armii Krajowej otrzymało rozkaz wykonania wyroku, gdyby Kozłowski zjawił się w kraju. Dowódca Armii Krajowej poprosił Naczelnego Wodza o potwierdzenie tego rozkazu. W odpowiedzi gen. Sikorski napisał:
Wykonanie wyroku na Kozłowskim obowiązuje. Jeśli obecnie wykonanie grozi dekonspiracją elementów Armii Krajowej, odłożyć je do chwili, którą Pan Generał uzna za odpowiednią w wypadku prób powrotu Kozłowskiego do kraju.
Do wykonania wyroku nie doszło, bowiem Niemcy nie pozwolili Kozłowskiemu na wyjazd z Berlina. Były premier zginął w wyniku bombardowania miasta przez samoloty alianckie w dniu 11 maja 1944 r. Pochowano go na cmentarzu w Berlinie. Jego zwłoki sprowadzono do Polski dopiero w 1978 r.
Ocena?
Sprawa byłego premiera budzi do dziś kontrowersje. Jest bowiem oczywiste, że przeszedł na stronę okupanta niemieckiego, a nawet współdziałał z nim, pozwalając się wykorzystywać w propagandzie. Naiwne jest przy tym tłumaczenie, że Kozłowski nie znał Niemiec hitlerowskich, miał ciągle obraz Niemiec i Niemców z okresu studiów. Nie wyobrażał sobie, by sytuacja mogła się aż tak zmienić. Trudno sobie wyobrazić premiera polskiego rządu, który w okresie swego urzędowania nie znał sytuacji w sąsiednim państwie. Trudno też sobie wyobrazić, że nie mógł uzyskać rzetelnych informacji o sytuacji w okupowanej Polsce.
Informacje o postępowaniu Niemców z Polakami przez pierwsze dwa tygodnie wojny znane były każdemu. Przebywając w Berlinie przez trzy lata miał możliwość korespondowania z rodziną w okupowanej Polsce. Mieszkał w sercu systemu hitlerowskiego, widział więc, jak to działa. Bystry obserwator sytuacji w ZSRR, czemu dał wyraz w swych pamiętnikach, nie mógł nie dostrzegać podobnej sytuacji w Niemczech. Poza tym współpraca z okupantem nie mieściła się nie tylko w kategoriach norm postępowania obywatela polskiego, ale także naruszała podstawowe normy moralne. Nawet jeśli złe doświadczenia z pobytu w ZSRR spowodowały, że był gotów współdziałać z każdym w walce przeciwko temu krajowi.
Nie znam drugiego przypadku, gdzie Niemcy pozwoliliby prowadzić pracę naukową polskiemu profesorowi i to jeszcze w pewnym sensie na ich koszt. Duża część kolegów Kozłowskiego była w tym czasie mordowana jako element niebezpieczny dla Rzeszy. Gdzie szukać wyjaśnienia postępowania Niemców wobec Kozłowskiego? Czy mieli oni wobec niego poważniejsze plany? Czy miał być premierem marionetkowego państwa polskiego? Tego nie dowiemy się nigdy. Inną sprawą jest rodzaj oskarżenia. O ile normalne byłoby zarzucanie Kozłowskiemu kolaboracji, to oskarżenie o dezercję z wojska musi być uznane za manipulację i nagnanie prawa. Nie zdejmuje to jednak z byłego premiera winy.
Bibliografia:
- Armia Krajowa w dokumentach 1939-1945 t. II, s. 210.
- L. Kozłowski, Moje przeżycia, w więzieniu sowieckim i na wolności w czasie wojny w Rosji sowieckiej, wstęp i opracowanie B. Gogol i J. Tebinka, Warszawa 2001.
- Jacek M. Majchrowski, Leon Kozłowski, premier Rzeczypospolitej 15V 1934-28 III 1935, w:Prezydenci i premierzy
- Drugiej Rzeczypospolitej, pod red. A. Chojnowskiego i P. Wróbla, Wrocław, Warszawa. Kraków 1992 s. 335-343.
KOMENTARZE (23)
zbiegostwo do nieprzyjaciela o matko jedyna
kto dal temu panu profesurowstwo habitalowstwo i doktorostwo raczej chyba dokturowstwo
Bardzo dużo informacji i brak narracji. Dlaczego ocena oparta jest na podejrzeniach i spekulacji w pracy wybitnego historyka?
Skoro sanacja była zła, bo była, to jej ludzie też byli źli, bo żyli. Dobrze, że nie jestem historykiem, szczególnie wybitnym.
Na starość uważam, że Sanacja była zła. Ale ówcześnie tylko dlatego, że zawęziła się i zachwyciła władzą.
Endecja była dobra??? Puknij się człowieku.
A jak dla mnie świetny artykuł. Lekki w odbiorze ale jędrny w treści. Z takimi autorami ten portal łapie drugi oddech w końcu.
Faktycznie, ale w faktach nie trzymający się kupy. Zatem Moskwicin.
W marcu 1940 r. Kozłowski znalazł się w więzieniu NKWD na Łubiance w Moskwie. W więzieniu tym przebywali także były premier Aleksander Prystor, były minister spraw zagranicznych Sapieha, obaj bracia marszałka Piłsudskiego, prof. Stanisław Grabski, Janusz Radziwiłł i gen. Władysław Anders.
Czy na pewno Józef Piłsudski przebywał na Lubiance? A czy Bronisław?
I jaki to ma związek z 1940 rokiem?
A drugi brat Józefa? To niby kiedy i jak mu było na imię?
Żenada
Sprawą Kozłowskiego zajął się Sąd Polowy nr 1 Armii Polskiej w ZSRR. Rozprawa odbywała się oczywiście zaocznie. Wyrokiem z dnia 21 stycznia 1942 r. został on skazany na karę śmierci za zbrodnię zbiegostwa do nieprzyjaciela czyli przejście na stronę niemiecką. Wyrok ten został zatwierdzony przez dowódcę Armii gen. Andersa.
Generał Anders na białym koniu z pierwszą armią LWP. Żenada
Zanim się coś napisze należy czytać ze zrozumieniem. Jest napisane ” Sąd Polowy nr 1 ” dalej ” Armii Polskiej w ZSRR”. Mamy rok 1942 i tworzenie przez gen. Andersa armii która póżniej została wycofana do Iranu. I nie ma to związku z Wojskiem Polskim tworzonym w roku 1943 pod dowódzctwem płk ( gen.) Berlinga. A LWP to jeszcze póżniejsze czasy. Czytać ,na naukę nigdy nie jest za póżno.
Nie znam drugiego przypadku, gdzie Niemcy pozwoliliby prowadzić pracę naukową polskiemu profesorowi i to jeszcze w pewnym sensie na ich koszt.
Masz papier i pisz. Ale nie wychodź z mieszkania… A kto kupował schabowego i wynajmował, to nie wiem. Może Ktoś ma wiedzę, kto płacił czynsz?
Faktycznie „w pewnym sensie na ich koszt”
A tak na prawdę, to wg Foresta Gumpa… Czyny świadczą…
Zatem Kozłowski mógł zginąć w 1940, przeżył w Berlinie w areszcie do 1944. Jako człowiek dodał sobie 3 lata życia na wiarygodność kredytową.
Moim zdaniem zdrajcą nie był. Wręcz PATRIOTĄ.
A chyba zabili go Niemcy w ramach redukcji kosztów utrzymania więźniów.
Polacy to są tacy „rudzi” Europy. Jedni dogadywali się z Hitlerem na rozbiór Ukrainy inni ze Stalinem a jeszcze inniejsi z Churchillem i Francuzami.
Na 10 rudych 13 jest fałszywych.
A nasza ojczyzna po prostu dostała baty za takie fałszywe pogrywanie. Mowie o IIWS
To się doucz co się działo w Lwowie.
Katyń a autor pisze, że „przypisał tę zbrodnię Rosjanom” trochę PRL zalatuje spod tych wszystkich tytułów naukowych. Jaka kolaboracja, skoro jej nie było. Artykuł wyraźnie pisany pod tezę.
Podziwiam Kozłowskiego za zdolność do elastycznego myślenia i sprzeciw wobec polityki „nie oddamy ani jednego guzika”. Był trzeźwo myślącym człowiekiem, takiej osoby potrzebowaliśmy w 1939r.
Dziś wiemy kraje które pozostawały bierne i czekały na rozwój sytuacji wyszły z wojny w znacznie lepszym stanie niż Polska z buńczucznymi hasłami o honorze.
Zapłaciliśmy ogromną cenę za czyste sumienie, koniec końców dziś uważa się nas powszechnie za kolaborantów i antysemitów.
Kozłowski był bohaterem, który wiedział kto był prawdziwym wrogiem ludzkości
Pan Profesor jest, jak wynika z notki biograficznej, specjalistą od najnowszej historii Polski. Być może, zamiast pisać o czymś co się działo w XX-leciu i później, w trakcie II WŚ powinien jednak przy tej historii najnowszej pozostać. Bo niestety, artykuł jest mało naukowy, nie rozdzielono np. spekulacji od faktów.
Ekipa kolaborująca z okupantem sowieckim wytyka areszt domowy jako kolaborację z Niemcami.
Co lepsze, chwile potem ten sam Anders całkowicie przymyka oko na rzeczywistą dezercję pewnej grupy etnicznej…
podczas gdy bezkarni sa do dziś członkowie kolabrujacych z niemcami rzadów panstw zachodni , przypisywanie mu winy to robienie z igły widły albo zemsta za pokazanie prawdy o rosyjskim lodobójstwie w Katyniu
To jak nazwać ochronę i parasol jaki roztoczył Anders nad oficerami i żołnierzami SS Galizien i Upa i umożliwił im ucieczkę i uniknięcie odpowiedzialności za mordy i ludobójstwo.
„Nie znam drugiego przypadku, gdzie Niemcy pozwoliliby prowadzić pracę naukową polskiemu profesorowi”. Polecam życiorys prof. Jana Czochralskiego. Pracował niby dla Niemiec, ale w czasie wojny dla AK. Na świecie ponoć najczęściej cytowany polski naukowiec. W Polsce zapomniany, zgnębiony przez NKWD (coś jak Kozłowski). Skądinąd niebywałe, jak na nasze współczesne postrzeganie polskiej historii wpływają propagandowe teksty z epoki PRL-u tworzone często przez sowieckich aparatczyków.
Nie widzę tu kolaboracji, był więźniem III Rzeszy, pozwolili mu na prace naukowe bo to zawsze może być zysk, dlaczego po wojnie Stany Zjednoczone przyjmowały i korzystały z usług nazistowskich naukowców, do czego długo się nie przyznawały???
Gdyby współpracował z okupantem sowieckim, wszystko byłoby ok? Znajomość realiów ZSRR nie usprawiedliwia decyzji? Serio? To tak dla przypomnienia, że współcześnie nawet na najdłużej okupowanych przez Niemców terenach II RP Polska wciąż (jeszcze) jest. Na terenach okupowanych od 1939 przez Sowietów Polski nie ma, a i Polaków niedobitki się ostały.