Rzymskie obrzędy związane ze zmarłymi były z jednej strony intensywniejsze i weselsze niż nasze obecnie, z drugiej zaś dużo bardziej przerażające. Jakie zadanie spełniały w tym kulcie prostytutki, fasola i kto rozdzierał sobie policzki z rozpaczy? Oto wszystko, co powinniście wiedzieć o zmarłych i ich kulcie w starożytnym Rzymie.
W naszych umysłach dbanie o groby przodków zakorzenione jest bardzo głęboko. Kulminację tego obyczaju możemy podziwiać zwłaszcza 1 listopada, kiedy to całymi rodzinami odwiedzamy cmentarze, które tego szczególnego dnia rozświetlają tysiące migoczących świateł zniczy. W takim przywiązaniu do naszych przodków nie jesteśmy odosobnieni. Już w starożytności kult zmarłych i dbanie o życie pozagrobowe stanowiły niezwykle ważny element codziennego życia. Przyjrzyjmy się, jakie zwyczaje pogrzebowe i obchody związane ze świętem zmarłych praktykowali starożytni Rzymianie.
Za drobną opłatą sprawimy ci pogrzeb twoich marzeń!
Myśl o śmierci towarzyszyła starożytnym w zasadzie przez całe życie. W młodości myśleli oni o swoich zmarłych przodkach, później także o własnej śmierci. Pamięć o zmarłych była częścią kultu, którego każdy musiał dopełnić i dzięki któremu manes – dobre duchy członków rodziny były żyjącym niezwykle przychylne.
Grób był miejscem sakralnym, o które należało dbać, przystrajać i składać na nim ofiary. Znaleziska archeologiczne potwierdziły obecność ław przy grobowcach lub w ich środku, co oznacza, że ze zmarłymi także świętowano i zasiadano do wspólnej uczty.
Wyprawienie pogrzebu wymagało ogromnego nakładu finansowego, a o zapewnienie odpowiedniej sumy Rzymianie dbali już za życia. Odpowiednią kwotę można było przekazać zapisem testamentowym wraz z wyszczególnieniem swoich preferencji co do samej ceremonii. Bardziej opłacalnym była jednak druga opcja, która zakładała przystąpienie za życia do colegium funeraticium – stowarzyszenia pogrzebowego i płacenie rocznych składek, które zapewniały w razie konieczności sfinansowanie godnego pogrzebu. Często pieniędzy wystarczało także na ozdoby grobu, a nawet kultowe uczty.
Przechodniu stań, przeczytaj i pamiętaj o mnie
Lokalizacja cmentarzy rzymskich różniła się znacznie od współczesnych preferencji. I choć starożytni groby swoich przodków także umieszczali poza lub na obrzeżach miasta, to nie były to miejsca odosobnione, ciche i pełne zadumy. Taka lokalizacja związana była oczywiście z wymogami kultu zmarłych, ale miała także podłoże czysto praktyczne. Lokalizacja grobów poza miastem pozwalała na utrzymanie higieny i zapobiegała niepożądanym potencjalnym zarazom.
Groby lokowane były najczęściej wzdłuż głównych ulic prowadzących do miasta – im bliżej drogi tym droższe były kwatery. Miejsce wiecznego odpoczynku można było wykupić za życia i wybudować na nim swój grobowiec, zapewniając sobie tym samym realny wpływ na swój dom pośmiertny. Wraz z drogami do domów umarłych wpływało życie i zgiełk dnia codziennego. Takie usytuowanie zapewniało też zmarłym utrzymanie pamięci o nich. Tabliczki, nierzadko dowcipne, przyciągały wzrok wędrowców, którzy mogli zatrzymać się przy grobie, oddać cześć i podtrzymać pamięć o ludziach, którzy już odeszli.
Z braku miejsca
Możemy sobie wyobrazić, że w przypadku tak liczebnego miasta jak Rzym, z czasem zaczynało brakować miejsca na pochówki. Rzymianie znaleźli i na to sposób. Kolumbaria, takie jak to usytuowane niedaleko bramy miejskiej Porta Latina przy Via Appia, składały się z wielu nisz, w których umieszczano prochy zmarłych. Przejawem tej tendencji na większą skalę stały się katakumby. Te ogromne podziemne cmentarze składały się z nieregularnego systemu korytarzy, często nawet rozkładających się na kilu piętrach. Zmarłych chowano tu w niszach wydrążonych w ścianach.
Zupełnie inny los czekał natomiast ludzi biednych i niewolników. Te grupy społeczne nie posiadały odpowiednich środków na zapewnienie sobie godnego pochówku. Ich ciała składane były w grobach masowych oznaczanych jedynie kamieniem nagrobnym. Jeden z takich cmentarzy w czasach augustiańskich znajdował się na Eskwilinie, gdzie współczesne badania potwierdziły istnienie 75 takich mogił.
Ostatnia droga
Pogrzeb w starożytnym Rzymie zaczynał się w zasadzie już na łożu śmierci. Najbliżsi zbierali się dookoła umierającego, aby ten nie był sam w tak trudnej chwili. Wraz z ostatnim tchem jeden z krewnych pochylał się nad zmarłym, aby przejąć część jego duszy. Pozostali obecni rozpoczynali lamentowanie wzywając imię zmarłego. Następnie zamykano nieboszczykowi oczy. Zwłoki myto i ubierano w adekwatną do statusu togę, a następnie składano na lektyce pogrzebowej.
Rodzina musiała także dopełnić odpowiednich formalności. Zmarłego należało zarejestrować w urzędzie znajdującym się przy świątyni Wenus Libitina – bogini śmierci i patronki pogrzebów. Od czasów Serwiusza Tuliusza w jej świątyni za każdego zmarłego składano monetę. Rejestry zmarłych były natomiast przechowywane w świętym gaju, który najprawdopodobniej znajdował się niedaleko Eskwilinu lub Awentynu. To tu można było także wynająć niezbędne do pogrzebu przedmioty.
Dom do którego zawitała śmierć oznaczany był często gałązkami sosnowymi lub cyprysowymi. O tym smutnym wydarzeniu można było także poinformować za pomocą wynajętego herolda. W zależności od zamożności i preferencji w starożytnym Rzymie stosowano na przestrzeni wieków trzy rodzaje pochówków. Najstarsze i funkcjonujące równocześnie były inhumacja (złożenie zwłok do grobu w trumnie) i ciałopalenie. Z czasem najbogatsi mogli sobie także pozwolić na balsamowanie. Co interesujące w starożytnym Rzymie nie przyjął się znany z terenów Egiptu zwyczaj mumifikacji – uznany został on bowiem za zwyczaj obcy.
Balsamowanie zwłok stało się popularne w II w. n.e. i stosowano je głównie w bogatych domach. Zabalsamowane ciało z nałożoną maską pośmiertną ustawiano następnie na 3–7 dni w atrium (niezadaszony dziedziniec w centrum domu lub jego części). Dookoła ustawiano zapalone lampy oliwne, zwłoki dekorowano kwiatami, liśćmi i wieńcami. Honorując wcześniejszą grecką tradycję, pod język wkładano nieboszczykowi monetę dla Charona – przewoźnika dusz. Zabalsamowane zwłoki oficjeli prezentowano natomiast publicznie.
Orszak pogrzebowy prowadzony był w przypadku ważnych osobistości na Forum, w przypadku zwykłych obywateli w inne wyznaczone do tego celu miejsce. Był to pierwszy przystanek podczas ostatniej drogi zmarłego. Wygłaszano tu mowy pogrzebowe. Moment ten zwłaszcza w przypadku oficjeli mógł także zostać wykorzystany w celach propagandowych. Tak właśnie uczynił m.in. Marek Antoniusz po śmierci Cezara. W swojej mowie pogrzebowej udało mu się podburzyć zgromadzony tłum przeciwko mordercom.
Orszak udawał się następnie za miasto, na miejsce docelowego pochówku. Na jego czele szli muzykanci grający żałobne pieśni na fletach i rogach, za nimi płaczki, tancerze i aktorzy przebrani za zmarłych. Jeden z nich nosił często maskę imitującą postać zmarłego. Następnie szli członkowie rodziny, zwłaszcza lamentujące kobiety. Miały one rozpuszczone włosy, a wszystkie ich ruchy pokazywały cierpienie, które je rozrywało. Prawem XII Tablic zakazano w tym obrzędzie kaleczenia sobie policzków, co podkreśla jak bardzo dramatycznym musiał być widok rodziny w żałobie. Za nimi podążali kolejni żałobnicy.
Na cmentarzu trumny z ciałem składano do grobu, natomiast w przypadku ciałopalenia, zwłoki składano w specjalnie przygotowanym na tę okoliczność ustrium – miejscu spalenia. Zmarły dekorowany był najczęściej ulubionymi przez niego przedmiotami, następnie otwierano jego oczy i po raz ostatni składano pocałunek. Wszystko podpalano, popioły polewano wodą lub winem i zbierano do urny.
Na grobach ustawiane były często ołtarze, na których składano ofiary w postaci jedzenia, napojów, wonnych olei, kwiatów czy kadzideł. Najprawdopodobniej 9 dni po pochówku bliscy zmarłego przynosili mu dary ofiarne.
Kult zmarłych mógł przejawiać się w różnych postaciach. Składano ofiary, ucztowano ze zmarłymi spożywając przy ich grobach posiłki, pozostawiano graffiti, a nawet wykorzystywano w tym celu prostytutki. Przy cmentarzach niezwykle często stawiane były domy publiczne, możemy wiec założyć, że z jednej strony miały one jakieś powiązanie kultowe z honorowaniem zmarłych. Z drugiej zaś strony spełniały one z pewnością także bardziej prozaiczne zadanie, podobne do umieszczanych w pobliżu cmentarzy toalet – zmarli zwyczajnie nie życzyli sobie, aby na ich grobach załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne.
Święto zmarłych
Święto zmarłych obchodzono w kalendarzu rzymskim dwa razy w roku i co ciekawe były to święta bardzo różniące się w swoim charakterze. W lutym obchodzono Parentalia – dies parentales, które rozpoczynały się w 6 godzinie dnia 13 lutego i trwały do Feraliów przypadających na dzień 21 lutego. Obchody zaś całkowicie kończyły się dnia 22 lutego w święto Caristia, kiedy to po dokonaniu wszystkich powinności, rodzina spotykała się i umacniała więzy i miłość rodzinną poprzez wspólne ucztowanie i czczenie opiekuńczych bóstw.
Najstarsze i najlepiej znane nam z tych dni są Feralia, gdyż z tego, co przetrwało do naszych czasów możemy wnioskować, że tylko w tym dniu odbywały się publiczne obrzędy ku czci zmarłych. Był to także niezwykły dzień ze względu na warunki magiczne. Od Owidiusza dowiadujemy się, że tego dnia stara kobieta odprawiająca rytuał ku czci bogini śmierci Dea Tacita rzucała uroki na swoich wrogów.
Podczas obchodów lutowych czczono manes – dobre duchy przodków. W te dni Rzymianami kierowało poczucie obowiązku wypełnienia wszelkich czynności kultowych, aby zachować dobre stosunki ze zmarłymi. Poczucie obowiązku nie było w tym czasie rozumiane jako przymus – rodzinom zależało, a nawet można by postawić hipotezę, że sprawiało przyjemność utrzymanie dobrych relacji ze zmarłymi. Obchody lutowe miały za zadanie symbolicznie odnowić pochówek. Bliscy przychodzili na groby procesjami i składali na nich ofiary w postaci wody, wina, mleka, miodu, oliwy i krwi. Mogiły dekorowano kwiatami i ucztowano wraz ze zmarłymi celebrując spędzany w ten sposób czas i prosząc duchy o opiekę i dobrobyt. Praktyczna dusza Rzymianina brała górę także podczas kultu zmarłych. Cóż może być bowiem lepszego od upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu – wraz z okazaniem szacunku przodkom zapewniano sobie najbliższą przyszłość w dostatku i zdrowiu.
Demony przodków
Zupełnie inny wydźwięk miały natomiast obchody Lemuriów, które odbywały się w trzy oddzielone od siebie dni maja – 9, 11 i 13. Nie posiadamy przekazów o tym, że święto to przybierało publiczną formę, a Owidiusz wręcz sugeruje, że obchody skupiały się na prywatnym kulcie i ceremoniach domowych. Lemuria najprawdopodobniej były dużo starsze od świąt lutowych, a ich tradycję wywodzi Owidiusz aż od samego Remusa. Po tym, jak został on brutalnie zamordowany, jego śmierć miała zostać odpokutowana poprzez ustanowienie festiwalu. Dni te powszechnie uznawano za nieszczęśliwe i niebezpieczne. Strach przed demonami i złymi duszami był głęboko zakorzeniony w umysłach ludzi.
Nazwa festiwalu wywodzi się od słowa lemures, oznaczającego wędrujące dusze, które powracały na ziemie do domów swoich bliskich i mogły im zagrażać. Takie złe zjawy mogły powstać poprzez zaniedbywanie kultu zmarłych, choć częściej były to dusze brutalnie zabitych obywateli. Możemy sobie wyobrazić, że w tak brutalnych czasach jak rzymskie, nie było trudno o nieprawą i złą śmierć.
Jak wspomniałam powyżej, wg dostępnych nam przekazów wszelkie obchody Lemuriów odbywały się w domach i przeprowadzane były przez głowę rodziny. O północy ojciec wstawał i boso dokonywał obrządku. Na początku należało wykonać odpowiedni gest zaciśniętymi pięściami z kciukami schowanymi w dłoni, następnie obmyć dłonie w czystej wodzie. Celebrujący rytuał przechodził teraz przez dom, wypluwał czarną fasolę i co ważnie, nie odwracając głowy, wypowiadał dziewięć razy świętą formułę: „tymi fasolami ocalam siebie i moje”. W tym czasie demoniczne dusze zbierały się za nim i podnosiły ziarna. Po takim, przyznajmy przerażającym, obrządku należało ponownie umyć ręce, uderzyć w brązową wazę i wypowiedzieć dziewięć razy kolejną formułę: „duchy moich ojców, odejdźcie”. Po tak dopełnionym rytuale można się było odwrócić i powrócić do świata żywych bez obawy, że złe duchy zaszkodzą mieszkającym tu ludziom.
Dlaczego wybrano na posiłek dla zbłąkanych dusz fasolę? Tego nie wiemy. Najprawdopodobniej miała ona silne konotacje kultowe. Kapłani Jupitera mieli całkowity zakaz dotykania fasoli, a nawet mówienia o niej. Zdaje się, że była to bardzo stara tradycja pozwalająca pozostać poza zasięgiem złych duchów. W Lemuria demoniczne dusze miały się natomiast posilić czarną fasolą i może to właśnie pozwalało im na uzyskanie lepszego życia pozagrobowego.
Jak widzimy rzymskie obrzędy związane z pogrzebem i kultem zmarłych związane były ze wszystkimi sferami życia. Myśl o śmierci towarzyszyła ludziom bardzo często, czy to przy okazji świąt ku czci przodków, rytuałów obronnych przed złymi duchami, czy to w myśli o własnym pogrzebie. Silnie zakorzeniony był obowiązek dokonywania odpowiednich czynności na rzecz zmarłych, aby z jednej strony zapewnić sobie ich przychylność i opiekę, z drugiej zaś nie dopuścić do tego, aby zamieniły się one w nękające żyjących demony. To co rzuca się w oczy badaczowi to fakt, że śmierć była w tych czasach sferą dość oswojoną i mimo, że w umysłach żyjących zakorzeniony był strach przez złymi duchami, to już obrzędy ku czci przodków były wydarzeniem bardzo radosnym.
Bibliografia
- Mała encyklopedia kultury antycznej, Wyd. PWN, Warszawa 1983
- W. Warde Fowler, The Roman Festivals of the Period of the Republic. An Introduction to the Study of the
- Religion of the Romans, Waszyngton, Nowy Jork, Londyn 1969.
- H.H. Scullard, Festivals and ceremonies of the Roman Republic, Londyn 1981.
- Karl-Wilhelm Weeber, Alltag im Alten Rom. Ein Lexikon, Zurych 2000.
KOMENTARZE (4)
A skądże Rzymianie brali fasolę??? Ta roślina została sprowadzona z Ameryki! Ze strączkowych wykorzystywali m.in. bób, ciecierzycę, groch (Pisum), groszek (Lathyrus), soczewicę… Ale nie fasolę!
Dziękujemy i już spieszymy z wyjaśnieniem. Jak najbardziej zgadzamy się, że fasola, jaką znamy dziś pochodzi z Ameryki, jednak starożytni Rzymianie znali również pojęcie fasoli w innym niż obecnie znaczeniu. W polskich tłumaczeniach dzieł antycznych spotykamy określenie fasola na bardziej ogólne zarysowanie grupy bobowatych. U Pliniusza Starszego w jego Historii Naturalnej w księdze XVIII odnoszącej się do zbóż część XXXIII zatytułowana jest ogólnie właśnie jako „fasola” i jako takie określa m.in. ciecierzycę, groch czy stronki jarzyn. Pliniusz pisze, że strąki faseolów jadano razem z ziarnem.
Pozdrawiamy i dziękujemy za komentarz!
W przypadku starożytnego Rzymu należy mieć na uwadze, że łacina to język martwy, którego niektóre współczesne tłumaczenia mogą wzbudzać drobne kontrowersje ze względu na odległość czasu.
1 listopada – „święto zmarłych”??? Pani „doktor”? Kto te stopnie naukowe w Poznaniu rozdaje.