Odznaczona Krzyżem Walecznych za poświęcenie i odwagę w latach hitlerowskiej okupacji, po wojnie z równym oddaniem... denuncjowała kolegów z AK. To za jej sprawą ubecy dopadli 17-letnią „Inkę". Dlaczego Regina Mordas-Żylińska przeszła na stronę wroga?

Mordas-Żylińska przystąpiła do partyzantki w 1942 roku – miała 18 lat. Jako łączniczka zasłynęła brawurą i odwagą. Od Zygmunta Szendzielarza, dowódcy słynnej „Brygady Śmierci” AK, jako jedna z niewielu żołnierzy (i jedyna kobieta z oddziału) dostała złoty sygnet ze specjalną dedykacją: „Żołnierzowi – Przyjacielowi «Łupaszka» 1943 rok”. Za zasługi dla podziemia rząd w Londynie odznaczył ją Krzyżem Walecznych.

Danuta Siedzikówna „Inka” została aresztowana, poddana torturom i zabita. Bezpiece wydała ją dawna koleżanka – Regina Mordas-Żylińska.
„To ona pracowała nad uwolnieniem «Łupaszki», gdy wpadł w ręce Niemców na Wileńszczyźnie. To ona przedzierała się do Komendy Okręgu w czasie operacji «Ostra Brama». Ona przyniosła informacje o aresztowaniu generała «Wilka» i rozbrojeniu oddziałów przez Sowietów” – podkreśla historyk IPN Marzena Kruk na łamach książki Luizy Łuniewskiej’. I to właśnie ona zaczęła sypać w wieku 22 lat.
Partyzanci w defensywie
Od momentu powstania 5 Wileńska Brygada Armii Krajowej Zygmunta Szendzielarza siała popłoch wśród wrogów na Kresach. W lutym 1944 roku Polacy najpierw rozgromili niemiecko-ukraiński oddział w miejscowości Worniany, a dzień później, w rejonie miejscowości Radziusze, starli się z pięciokrotnie silniejszymi siłami partyzantki sowieckiej. Żołnierze Łupaszki celnym ogniem roznieśli przeciwnika. Straty brygady były minimalne, a zwycięstwo odbiło się szerokim echem.
Mimo to presja ze strony Armii Czerwonej się nasilała. Po fiasku akcji „Burza” i operacji „Ostra Brama” (w której ludzie Szendzielarza nie brali udziału, słusznie przeczuwając zdradę), partyzanci musieli opuścić Wileńszczyznę. Z niedobitków AK próbowano jeszcze odtworzyć oddział w Puszczy Białowieskiej. Wkrótce jednak i bory Podlasia przestały być bezpiecznym schronieniem.
Wobec rosnącego naporu NKWD, Milicji Obywatelskiej, Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, we wrześniu 1945 roku Łupaszka rozformował brygadę, żeby rok później powołać ją ponownie na Pomorzu. Partyzanci rozbrajali nie tylko placówki MO. By przetrwać, napadali na banki spółdzielcze, urzędy pocztowe, zakłady spirytusowe, składnice, pociągi. Mordas-Żylińskiej już wówczas z nimi nie było. Wiosną „wpadła” – i zaczęła swój romans z UB.
Czy to z powodu wyczerpania życiem w ciągłym ukryciu „Regina”, bo taki pseudonim nadał jej Urząd Bezpieczeństwa, zdecydowała się na zdradę? Biografia konfidentki zdaje się wskazywać, że nie był to właściwy powód, a przynajmniej nie jedyny. Poraża bowiem gorliwość z jaką bohaterka AK współpracowała z bezpieką.
Została aresztowana 20 kwietnia 1946 roku, po tym jak spotkała się z innym żołnierzem podziemia w „spalonym” mieszkaniu – i nieomal od razu zaczęła dzielić się informacjami. Czyniła to nad wyraz skrupulatnie. Jak relacjonuje Jarosław Molenda, autor książki „Wilczyce znad Wisły”:
Funkcjonariusze UB pobili chyba swoisty rekord, spisując aż trzydzieści siedem danych osobowych ludzi związanych z konspiracją i oddziałem majora „Łupaszki”. Zdradzała wszystko: nazwiska, adresy, rysopisy. Pracowicie, w duchu oczekiwań UB, pisała ich charakterystyki, wskazywała słabości, wady, ale i mocne strony, podsumowując: „przeważnie są to młodzi chłopcy o dzikich instynktach”.
Zdrajczyni? To niemożliwe!
Funkcjonariusze bezpieki, bazując na zeznaniach Reginy, zlikwidowali 120 mieszkań konspiracyjnych. Jeszcze w trakcie jej pobytu w areszcie na bieżąco otrzymywała informacje „z terenu”. Kobieta, która bardzo dobrze znała sposób postępowania Łupaszki i jego ludzi, na tej podstawie próbowała przewidywać, jakie będą dalsze kroki dawnych kolegów.
Za zdradę, której się dopuściła, życiem zapłaciła między innymi 17-letnia sanitariuszka – Danuta Siedzikówna, słynna „Inka”. Zatrzymano ją 20 lipca 1946 roku w mieszkaniu, które ujawniła jej była towarzyszka broni. Trafiła do aresztu przy ul. Kurkowej. Szymon Nowak w książce „Zdrajcy Wyklętych” opisuje:
Przypuszcza się, że „Regina”, skonfrontowana przez UB z „Inką”, usilnie namawiała swoją młodszą koleżankę z partyzantki do ujawnienia wszystkich szczegółów konspiracji. Młodziutka sanitariuszka okazała się twardsza niż doświadczona wywiadowczyni. Danusia Siedzikówna, pomimo swoich zaledwie siedemnastu lat, musiała umrzeć.
Przed śmiercią słynna sanitariuszka była torturowana i poniżana. Mimo to ta drobna dziewczyna, której „smutno było umierać”, w chwili ostatecznej próby „zachowała się jak trzeba”. W przeciwieństwie do Mordas-Żychlińskiej, której z czasem puściły wszelkie hamulce moralne.
Tymczasem żołnierze „Brygady Śmierci” długo nie dawali wiary doniesieniom, że ich bliska przyjaciółka poszła na współpracę. W jej zdradę początkowo nie wierzył nawet sam Łupaszka. Myślał, iż zrobiła to tylko po to, by wyjść na wolność i wrócić do oddziału. Nie mógł bardziej się mylić…
Śmierć za porcję lodów
Dlaczego zdradziła? Być może była zmęczona walką lub została brutalnie złamana. Stalinowska bezpieka potrafiła to robić tak dobrze, jak nikt inny. Ubecy umieli poniżyć i zbrukać kobiecość ofiary. Przypalali piersi papierosami, gwałcili butelką od wódki, pistoletem. Z drugiej strony skala zdrady Reginy zdecydowanie wykracza poza konieczność spowodowaną strachem, bólem i torturami.

Dowódca 5 Wileńskiej Brygady AK Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko” długo nie mógł uwierzyć w zdradę Reginy.
Jeździła z ubekami na akcje, pisała obszerne charakterystyki osobowe żołnierzy podziemia, a także cywilów pomagających partyzantom. Jarosław Molenda w swojej książce podkreśla:
Gdyby jednak była to tylko chwila słabości – zrozumiała w obliczu brutalnych metod bezpieki – Mordas mogła zachować się tak, jak aresztowany kilka tygodni wcześniej łącznik Okręgu Wileńskiego AK, Wacław Beynar „Orszak”, który po wyjściu z UB natychmiast powiadomił swoich przełożonych o werbunku. Tymczasem kobieta przeszła na służbę dotychczasowych wrogów i przez cztery lata pełniła ją z całkowitym oddaniem. Co więcej, była tak samo skuteczna, jak podczas lat spędzonych w partyzantce.
Dziś ciężko powiedzieć, ilu dokładnie partyzantów wydała Regina Mordas-Żylińska, ale w ramach jednego tylko przesłuchania w czerwcu 1947 roku podała dokładne dane czterdziestu osób. „Donosiła nawet na lekarzy, podając, że z oddziałem współpracuje profesor chirurg Kornel Michajda z Akademii Lekarskiej w Gdańsku. (…) Wspomniała o jeszcze jednym lekarzu o nazwisku Kieturakis, współpracowniku Michajdy i zaufanym człowieku «Łupaszki»” – pisze autor „Wilczyc znad Wisły”.
Ona sama w najróżniejszy sposób tłumaczyła swoją zdradę. Twierdziła między innymi, że zakochała się w jednym ze śledczych. Za donosy miała nie pobierać żadnych pieniędzy – czasem tylko datki w postaci żywności. Chwaliła się bezpiece, że pewnego razu wydała na śmierć ośmioosobową grupę partyzantów w zamian za porcję lodów…
Emocjonalne manko
Po wojnie Regina zamieszkała w Szczecinie, gdzie prowadziła z rodziną sklep. Według ludzi z dawnego podziemia, którzy mieli z nią kontakt, nie wiodło jej się najlepiej. Bardzo się postarzała, skarżyła na samotność i usiłowała ograniczyć dalszą współpracę z bezpieką. Z drugiej strony zależało jej jednak na tym, by funkcjonariusze o niej nie zapomnieli. Raczej więc nie miała wyrzutów sumienia.

W gdańskiej katedrze znajduje się tablica upamiętniająca żołnierzy „Brygady Śmierci”. Nazwisko Mordas-Żylińskiej się na niej nie znalazło.
W latach 50. coraz bardziej desperacko próbowała zainteresować peerelowskie organy bezpieczeństwa kolejnymi donosami. Twierdziła, że jest szantażowana przez dawnych kolegów z brygady. Nikt nie dał się na to nabrać. „Szantażystów nie dostrzeżono. Było natomiast manko w sklepie, w którym pracowała. Wnioski nasuwały się same” – stwierdza w swojej książce Molenda.
Wkrótce manko wzrosło do 26 tysięcy złotych, co było wielką kwotą (przeciętna pensja wówczas wynosiła 1500 złotych), a Regina jeszcze rozpaczliwiej usiłowała zwrócić na siebie uwagę. Twierdziła na przykład, że znajdzie na Litwie kamień, pod którym zakopane jest archiwum Łupaszki. Cały czas szukała kontaktu z bezpieką. Bombardowała milicję telefonami. Wkrótce więc przestano ją traktować poważnie – pomimo że cały czas dorzucała do puli nowe rewelacje.
Pod koniec lat 50. SB ostatecznie zerwała z nią kontakt, uznając ja za konfabulantkę. Mordas-Żylińska została sama – z długiem, którym zainteresowała się prokuratura. Zmarła w 1970 roku, w wieku zaledwie 46 lat. Według plotki miała wpaść pod samochód. Czy był to wypadek, samobójstwo, a może ktoś celowo wepchnął ją pod koła? Na to pytanie brak odpowiedzi. Bohaterka, która okazała się zdrajczynią została pochowana na cmentarzu centralnym w Szczecinie – daleko od alei zasłużonych.
Bibliografia:
- P. Kozłowski, Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko” 1910–1951, Oficyna Wydawnicza RYTM 2011.
- L. Łuniewska, Szukając Inki. Życie i śmierć Danki Siedzikówny, The Facto 2015.
- J. Molenda, Wilczyce znad Wisły, Zabójczo piękne, zdradziecko bezwzględne, Bellona 2019.
- P. Niwiński, Działania komunistycznego aparatu represji wobec środowisk kombatantów wileńskich AK 1945–1980, Instytut Studiów Politycznych PAN 2008.
- S. Nowak, Zdrajcy Wyklętych, Fronda 2017.
- E. Wnuk, Zdrada ma twarz „Reginy”, [w:] „Szczeciner. Magazyn miłośników Szczecina”, nr 1/2011.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.