Ciekawostki Historyczne
Średniowiecze

Bitwa pod Cedynią 972. Czy naprawdę było to wielkie starcie, w którym Polacy po raz pierwszy przełamali teutońską butę?

Pierwsza konfrontacja z Niemcami urosła do rangi mitu. I, jak to bywa z mitami, w opisach bitwy pod Cedynią więcej jest przekłamań, zmyśleń i pobożnych życzeń niż twardych faktów.

Bitwa pod Cedynią znana jest z dwóch relacji. Z jakimikolwiek szczegółami opisał ją wyłącznie Thietmar. Hierarcha niemieckiego kościoła, tworzący w początkach XI stulecia, zasiadał na tronie biskupim w Merseburgu, a więc na słowiańskim pograniczu i w niewielkim oddaleniu od piastowskiej rubieży.

Ogółem przyjmuje się, że był on świetnie poinformowany o relacjach polsko-niemieckich. Na kartach obszernej kroniki podał sporo szczegółów dotyczących polskiego władcy, jego obyczajów i małżonek. Bitwę z 972 roku znał zaś wyjątkowo dobrze, bo opowiedział mu o niej bezpośredni uczestnik starcia.

Jak notował Thietmar, jeden z zarządców niemieckiego pogranicza margrabia Hodo, „zebrawszy wojsko, napadł z nim na Mieszka”:

Na pomoc margrabiemu pośpieszył wraz ze swoimi [ludźmi] tylko mój ojciec, graf Zygfryd, podówczas młodzieniec i jeszcze nieżonaty. Kiedy w dzień św. Jana Chrzciciela starli się z Mieszkiem, odnieśli zrazu zwycięstwo, lecz potem w miejscu zwanym Cidini brat jego Czcibor [Cideburus] zadał im klęskę, kładąc trupem wszystkich najlepszych rycerzy z wyjątkiem wspomnianych grafów.

Druga wzmianka o starciu pochodzi z zapisków Brunona z Kwerfurtu – misjonarza znanego jako wielki polonofil i przyjaciel kolejnego piastowskiego władcy, Bolesława Chrobrego. Bruno – podobnie jak Thietmar – urodził się w parę lat po bitwie.

Dzięki kronice Thietmara znamy niemiecką wersję tego co wydarzyło się w 972 roku.fot.Harald Rossa/CC BY-SA 3.0

Dzięki kronice Thietmara znamy niemiecką wersję tego co wydarzyło się w 972 roku.

O ile jednak biskup Merseburga znał niemieckie spojrzenie na temat, o tyle wędrowny kaznodzieja powtarzał wersję przyjętą na polskim dworze książęcym. Pisał:

Prowadzono wojnę z Polanami; książę ich, Mieszko, zwyciężył podstępem; upokorzona pycha Teutonów musiała ziemię lizać; wojowniczy margrabia Hodo z poszarpanymi chorągwiami rzucił się do ucieczki.

Ambicja i zachłanność

Bitwa pod Cedynią to pierwsza znana konfrontacja zbrojna w polsko-niemieckiej historii, a do tego pierwszy triumf polskiego oręża nad siłami zachodniego sąsiada. Już tylko z tych względów tradycyjnie przydawano bitwie ogromnego znaczenia.

Wedle dawnej (ale do dziś powtarzanej!) interpretacji przeciwnikiem Mieszka było całe niemieckie cesarstwo, a do starcia doszło z woli imperatora Ottona Wielkiego. Co więcej, klęska przyniosła Germanom olbrzymie upokorzenie i sprawiła, że odsłonięta Saksonia znalazła się na łasce Mieszka oraz jego wojów. Podkreślano nie tylko skalę sukcesu, lecz także rozmiar samego starcia, w którym miały brać udział nawet nie setki, ale tysiące żołnierzy. Taka wizja wydarzeń z 972 roku przeniknęła do powszechnej świadomości. Nie ma jednak dla niej żadnych źródłowych podstaw.

Co naprawdę się stało? Sam kronikarz Thietmar podkreślał, że przyjaźń między Mieszkiem i cesarzem nie została zerwana, a wyprawa zbrojna nie była inicjatywą władcy. Nic dziwnego. Otton od kilku lat nawet nie przebywał w Niemczech, lecz we Włoszech, gdzie zaangażował się w podbój dawnych posiadłości Imperium Romanum, w konflikty z Bizancjum i w negocjacje mające zapewnić jego młodemu synowi małżeństwo ze wschodnią cesarzówną. W interesie władcy leżało utrzymanie pokoju na północy, jeśli nie na stałe, to przynajmniej do czasu, aż zamknie inne sprawy i ponownie przekroczy linię Alp.

O tym oraz innych zwycięstwach naszego oręża przeczytasz w naszej najnowszej książce "Polskie triumfy". To idealny prezent dla każdego miłośnika historii. Kup z rabatem w naszej księgarni.

O zwycięstwach naszego oręża przeczytasz w naszej najnowszej książce „Polskie triumfy”. To idealny prezent dla każdego miłośnika historii. Kliknij i kup z rabatem na empik.com.

W Niemczech rządy w imieniu cesarza sprawowali rozliczni urzędnicy i możnowładcy. Szczególnie złożona sytuacja panowała na Połabiu. Niedawno Otton podzielił ten na poły dziewiczy i pogański obszar na kilka odrębnych prowincji zarządzanych przez świeżo mianowanych margrabiów. Jego intencja wydaje się jasna: monarcha stworzył system wzajemnie szachujących się domen.

Liczył na pewną dozę rywalizacji między margrabiami, a zarazem na spokój wynikający z ograniczenia sił każdego z dostojników. Nie przewidział jednak, że wśród zarządców pogranicza znajdzie się człowiek aż nazbyt ambitny: margrabia Hodon, postawiony na czele tak zwanej Marchii Wschodniej.

Od Thietmara wiemy, że właśnie ten arystokrata niespodziewanie napadł na Mieszka. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa zrobił to nie tylko z zaskoczenia i w tajemnicy, ale też – zupełnie samowolnie. Wprawdzie żadna kronika nie tłumaczy toku jego rozumowania, wydaje się jednak, że posunięcia Hodona da się zrekonstruować, przynajmniej w zarysie.

Nawet Thietmar podkreślał, że margrabia Hodo napadł na Mieszka bez zgody cesarza.fot.Jan Matejko/domena publiczna

Nawet Thietmar podkreślał, że margrabia Hodo napadł na Mieszka bez zgody cesarza.

Książę Mieszko jeszcze przed przyjęciem chrztu wmieszał się w wojnę z plemionami zamieszkującymi Pomorze. Konflikt toczył się ze zmiennym szczęściem – początkowo piastowski wódz ponosił bolesne porażki; stracił nawet brata, położonego trupem w jednej z bitew. Stopniowo jednak szala zwycięstwa zaczęła się przechylać na jego stronę. W 967 roku Mieszko, wsparty posiłkami z Czech, rozgromił siły wroga, po czym podjął stopniowy podbój pomorskich grodów.

Jak się zdaje, w roku 972 inwazja była już na ukończeniu. W ręce Piasta wpadł Kołobrzeg uchodzący za jeden z najpotężniejszych ośrodków nad Bałtykiem. Bronił się jeszcze Wolin – prawdziwa metropolia, o na poły wikińskim charakterze. I wedle wszelkiego prawdopodobieństwa to pogańscy Wolinianie, którym w oczy zajrzało widmo ostatecznej katastrofy, weszli w 972 roku w konszachty z żądnym awansu niemieckim margrabią.

Utrzymujący się z handlu Wolinianie mogli zaproponować Hodonowi srebro, futra, niewolników i zdobne szaty. Słowem, skusić go bogactwami. Margrabia liczył też pewnie, że dzięki oficjalnemu zhołdowaniu jednego z najbogatszych ośrodków na Pomorzu momentalnie zyska w oczach cesarza. Wiedział, że wiele ryzykuje. Porażka oznaczałaby, że będzie się musiał wytłumaczyć z ataku na cesarskiego sojusznika i chrześcijańskiego władcę. Koniec końców ambicje wygrały jednak u Hodona ze zdrowym rozsądkiem i zgodził się pomóc niespodziewanym sojusznikom.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Zwyciężył podstępem

Co do tego, że kampania była przygotowywana w pośpiechu, nie ma żadnych wątpliwości. Tak samo pewne wydaje się to, że margrabia zdołał wystawić tylko bardzo ograniczony kontyngent. Thietmar podkreślał, że na wezwanie Hodona nie przybył niemal nikt poza jego ojcem. Wiele mówi też termin bitwy – jeśli doszło do niej w czerwcu, to żołnierze musieli wyruszyć jeszcze przed żniwami, gdy zasoby znajdowały się na ukończeniu, a wojsko nie miało możliwości żywienia się kosztem wrogiej ludności.

Wyobrażenie bitwy Niemców ze Słowianami w XI wieku, znajdujące się na reliefie w katedrze w Moguncji. Ilustracja i podpis z książki "Polskie triumfy".fot.materiały prasowe

Wyobrażenie bitwy Niemców ze Słowianami w XI wieku, znajdujące się na reliefie w katedrze w Moguncji. Ilustracja i podpis z książki „Polskie triumfy”.

Wreszcie wypada zwrócić uwagę także i na milczenie źródeł. Cedynia weszła do narodowego zasobu polskich mitów, ale w X wieku starcie nie odbiło się szerokim echem. Napisał o nim Thietmar, jednak głównie z uwagi na udział w starciu swojego ojca. Inni kronikarze o bitwie nawet nie wzmiankowali, co byłoby zupełnie nie do pomyślenia, gdyby w konfrontacji ze Słowianami padły setki najświetniejszych żołnierzy.

Najwidoczniej pod Cedynią doszło nawet nie do bitwy, ale do potyczki, w której obie strony dysponowały niewielkimi, pospiesznie sformowanymi oddziałami. Przewaga uzbrojenia była bez wątpienia po stronie niemieckiej. Niewykluczone, że i pod względem liczebności Hodon był górą: bądź co bądź Mieszko musiał ruszać mu naprzeciw bez przygotowania, tylko z tymi wojami, których miał na podorędziu, tak by przeciąć przeciwnikowi drogę jak najbliżej granicy.

Przebieg starcia nie jest bliżej znany, chociaż poświęcano mu sążniste artykuły i książki. Co wiemy z zupełną pewnością? Bruno z Kwerfurtu podkreślał, że Mieszko odwołał się do podstępu, Thietmar natomiast zanotował, że bitwa dzieliła się na dwa ściśle rozdzielne etapy. Najpierw Polacy ponieśli klęskę, potem zaś – zwyciężyli ścigających ich Niemców. Historycy wyciągają z tych wątłych przesłanek wniosek, że piastowski książę zastosował tę samą taktykę, która przyniosła mu triumf przed pięcioma laty, w decydującym starciu z Wolinianami. Wówczas Mieszko podzielił swoją armię na dwie części i pozorując ucieczkę jednego z oddziałów, uderzył przy wykorzystaniu drugiego na tyły przeciwnika. Teraz postąpił chyba podobnie.

Tylko tyle… i aż tyle

Niewielki, kierowany bezpośrednio przez niego oddział nawiązał kontakt z wrogiem i po krótkiej walce rozmyślnie zaczął się wycofywać. Niemcy ruszyli za nim w pościg, zapędzając się w głąb wrogich ziem i tracąc rozeznanie w terenie. Niespodziewanie na ich flanki lub tyły uderzyły odwodowe oddziały pod dowództwem książęcego brata, Czcibora. Wzięta w kleszcze armia Hodona nie miała żadnych szans.

Monument upamiętniający rzekome miejsce bitwy z 972 rokufot.Norbert Radtke (Dramburg)/CC BY-SA 3.0

Monument upamiętniający rzekome miejsce bitwy z 972 roku

Osobiste dowództwo Mieszka nad wysuniętym oddziałem zapewne miało na celu uśpienie czujności wroga. Można też założyć, że druga część bitwy nastąpiła po przebyciu przez armie obu stron dłuższego dystansu, co z jednej strony wyczerpało przeciwnika, z drugiej zaś rozciągnęło jego szyki i utrudniało Hodonowi dowodzenie. Sukces był zupełny.

Wiele więcej o samej bitwie nie da się powiedzieć. Wszystko inne, co przez lata pisano o tym starciu, to już tylko domysły czy wręcz luźne fantazje. Nie są znane detale starcia. Nie da się opisać rzeźby pola bitwy, choć ze swobodą robili to dawniej domniemani znawcy tematu. Uczciwie rzecz biorąc, nie można nawet powiedzieć, gdzie stoczono tę potyczkę.

Wiadomo jednak, że jej skutki okazały się znaczące i dalekosiężne. Niby to drobna potyczka szybko zaostrzyła relacje polsko-niemieckie. Księcia Mieszka zaś przekonała, że posiada on siły wystarczające, by nawet zbrojnie mieszać się do spraw zachodniego sąsiada. Zapatrywanie to już wkrótce, po niespodziewanej śmierci Ottona Wielkiego, sprawdzi w praktyce.

Dowiedz się więcej:

  1. Filipowiak W., Cedynia w czasach Mieszka I, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1966.
  2. Janicki K., Żelazne damy. Kobiety, które zbudowały Polskę, Znak Horyzont, Kraków 2015.
  3. Labuda G., Studia nad początkami państwa polskiego, t. I, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, Poznań 1987.
  4. Migdalski P., Znaczenie i lokalizacja bitwy pod Cidini w świetle historiografii [w:] Civitas Schinesghe. Mieszko I i początki państwa polskiego, red. Jan Maria Piskorski, Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, Poznań–Gniezno 2004.
  5. Piskorski J.M., Pomorze plemienne. Historia – archeologia – językoznawstwo, Sorus, Poznań–Szczecin 2002.
  6. Rochala P., Cedynia 972, Bellona, Warszawa 2002.
  7. Strzelczyk J., Mieszko Pierwszy, Wydawnictwo Abos, Poznań 1992.
  8. Strzelczyk J., Otton I Wielki, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2018.

Zobacz również

Średniowiecze

Lokalizacja bitwy pod Cedynią. Gdzie naprawdę stoczono słynną bitwę?

Wbrew temu, czego uczą nas podręczniki, żadna kronika nie wspomina ani słowem o „bitwie pod Cedynią”. Co w takim razie nastąpiło w 972 roku? Albo...

10 stycznia 2019 | Autorzy: Kamil Janicki

Nowożytność

Bitwa pod Warką 1656. Pierwsze wielkie zwycięstwo Polaków ze Szwedami w czasie Potopu

W 1655 roku Szwedzi zajęli niemal całą Koronę. Kolejne próby zahamowania Potopu kończyły się porażką, a wyczekiwane zwycięstwo w otwartym polu nie nadchodziło. Nadzieja pojawiła...

28 grudnia 2018 | Autorzy: Mirosław Nagielski

Średniowiecze

Bitwa pod Płowcami 1331. Starcie, które pokazało, że Polacy potrafią pokonać Krzyżaków

Odradzające się na początku XIV wieku Królestwo Polskie stanęło wobec poważnego wyzwania – rosnącego w potęgę państwa krzyżackiego. Król Władysław Łokietek miał twardy orzech do...

27 listopada 2018 | Autorzy: Marcin Szymaniak

Średniowiecze

Jak bardzo krwawe były średniowieczne bitwy?

Średniowiecze kojarzy się z walnymi bitwami, podczas których rycerze w pełnych zbrojach, ochoczo i z pieśnią na ustach ruszali do boju, ziemia spływała krwią, a...

13 listopada 2018 | Autorzy: Piotr Dróżdż

Średniowiecze

Bitwa pod Zawichostem w 1205 r. Triumf, który powstrzymał najazd ruskiego księcia

Dzisiaj zapomniana, w średniowieczu uchodziła za jedną z najchwalebniejszych. Blask tej zwycięskiej batalii przygasł dopiero za sprawą sukcesu odniesionego pod Grunwaldem.

6 listopada 2018 | Autorzy: Michael Morys-Twarowski

KOMENTARZE (6)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Czytacz

No i jakie wnioski mamy wyciągać z tego artykułu lub jaką wiedzę historyczną? Fakt pierwszy Polacy zwyciężyli stosując znaną od starożytności taktykę. Fakt drugi Mieszko przekonał się, że da się wygrać z agresywnym sąsiadem z zachodu. Fakt trzeci cały artykuł to dywagacje autora bazujące na jak sam pisze na kronikach Thietmara. Bicie piany do tego nieskuteczne o bitwie pod Cedynią napisano mrze słów nie zawsze pewnie prawdziwych, a każdy naród ma swój mit założycielski i opowieści temu towarzyszące. Może autor artykułu z równą żarliwością pochyli się nad wartością historyczną Starego Testamentu i zawartych tam opisów bitew?

A...

„Mieszko musiał ruszać mu naprzeciw bez przygotowania…”
?
Jeśli przyjmiemy – do czego skłania się na dzień dzisiejszy coraz więcej historyków, że bitwa – zgoda najpewniej potyczka, miała miejsce na Połabiu, np. w Zehdenick, to Mieszko był tam obecny jako agresor, a więc dobrze przygotowany, tj. z drużyną nastawioną na ekspansję – podbój i rabunek.
Thietmar pisze, że Hodo „napadł” na Mieszka – ten – jego drużyna – musiał więc być w tym momencie „zorganizowany”, inaczej Thietmar najpewniej napisałby, że Hodon najzwyczajniej w świecie NAJECHAŁ (…) ziemie Mieszka.
To tłumaczyłoby też pośpieszne zbieranie własnych sił przez Hodona – jako reakcja na niespodziewany najazd Mieszka; i użycie ich właściwie jeszcze w fazie formowania, przygotowania – bez pełnego wsparcia przez ewentualnych sojuszników, którzy nie zdążyli przybyć na czas (celowo zwlekali? – a to już inna „para kaloszy”). To Hodon czuł się zagrożony i, lub chciał wykorzystać sytuację, że jego konkurent do zdominowania ziem słowiańskiego Połabia, jest właśnie na jego – Hodona terenie.
Na to wskazuje też prawdopodobna – bowiem wyciągamy wnioski o jej treści, jej „zawartość”, jedynie poprzez ocenę efektów wprowadzenia jej w życie; ostateczna decyzja cesarza: tzn. kto jest winnym starcia i kto za to poniesie – poniósł konsekwencje, a…
A te poniósł głównie lub nawet wyłącznie Mieszko – nie Hodo, na co wskazywać może np. oddanie syna Bolesława jako zakładnika.

„Przewaga uzbrojenia była bez wątpienia po stronie niemieckiej…”

Jednak chyba nie – w każdym razie nie jest to takie pewne. Wszystko wskazuje, że już – pod tym względem – w tym akurat czasie – momencie, drużyna Mieszka była równorzędna lub prawie równorzędna „Niemcom”. Była bowiem związkiem – wojskiem coraz bardziej bogacącym się na podbijaniu terenów słowiańskich, elitarnym i w coraz większym stopniu najemnym. Konkludując co najmniej równie dobrze uzbrojonym jak faktycznie jak na te czasy, wyjatkowo mocno opancerzeni niemieccy zbrojni.
Ilu było najemników? Trwa spór o wiek licznych pochówków drużynników wikińskich – wareskich (X czy XI w. – dopiero za Chrobrego liczni?) ale niedoceniani są tzw. „stepowcy” – wręcz nomen omen „zabójczo” doskonali, świetnie uzbrojeni wojownicy ze wschodu (świadczą o tym pochówki z X w. ze szkieletami o czaszkach silnie brachycefalicznych – skróconych, lub znalezione artefakty – część z nich praktykowała obrządek ciałopalenia stąd tylko one zostały).
Także to – czyli fakt, iż wojowie Mieszka byli w stanie zabić pod Cedynią tylu doskonale uzbrojonych niemieckich przedstawicieli „dobrze urodzonych” – starszyzny; o tym – porównywalnym uzbrojeniu obu stron – świadczyć może.

    drit

    „ale niedoceniani są tzw. „stepowcy” – wręcz nomen omen „zabójczo” doskonali, świetnie uzbrojeni wojownicy ze wschodu (świadczą o tym pochówki z X w. ze szkieletami o czaszkach silnie brachycefalicznych – skróconych, lub znalezione artefakty – część z nich praktykowała obrządek ciałopalenia stąd tylko one zostały).”

    – Na pieczęciach Henryka I Brodatego wojownicy (najemnicy? z czasów po chrzcie tutejszych) przypominają z wyglądu piechocińców sasanidzkich. Orły znajdujące się na tarczach zbrojnych posiadają na „piersi” na całej długości „półksiężyc” leżący w poziomie, nie ma tam żadnych dodatkowych watykańskich krzyżyków. Owy półksiężyc przypomina atrybut władzy boga Marduka (stelle z Mezopotamii) nad światem podziemnym. W tutejszej późniejszej szlacheckiej heraldyce to bardzo popularny element (oczywiście dodatkowo z +).
    To że niewiele w dzisiejszej RP szczątków owych najemników mogło być spowodowane końcem kontraktu i „pracą” dla innych satrapów.
    Moim zdaniem, trzeba całą historię przepisać praktycznie od nowa, w oparciu o badania genetyczne „pozostałości” ze szczególnym naciskiem na prawidłowe datowanie, najlepiej z daleka od watykańskiej grupy „historyków” i dziwnego kalendarza papieża Grzegorza.
    – Tylko komu zależy na zbliżeniu się do prawdy?

slowianskamitologia

Najciekawsze w bitwie pod Cedynią jest to, że wcale jej nie było :) „Cidini” to nie Cedynia, tylko Sitno, Sicina albo Szczytno

sceptyk

A kto powiedział, że „Cidini” jest na obecnym terenie Polski? Może bitwa była koło „Seddinsee” – jeziora na przedmieściach Berlina, albo innego miejsca (las, wąwóz) pomiedzy Berlinem a Chocieborzem? To przecież słowiańskie ziemie, które się ciągnęły do Rostoku i Lubeki na północy. Znakomita większość nazw starych miejscowości, jezior czy krain ma dziwnie znajome brzmienie, niektóre nawet nie są „zniemczone”

    bogdanxg

    Pana dywagacje są przekonujące, gdyz jeszcze w XII wieku nad Hawelą leżała słowiańska twierdza Brenna a Berlin leży na terenie dwóch słowiańskich wiosek Bralin i Kopanica. Zniemczona nazwa Bralina na Berlin dała nazwę stolicy Niemiec a Kopanica – Kepenick to dzisiejsza dzielnica Berlina.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.