Plan Konrada Mazowieckiego wydawał się prosty. Wystarczy zaprosić bitnych Krzyżaków, by ci uporali się z krnąbrnymi poganami w Prusach. Książę nie przewidział jednak, że zakonnicy już wkrótce staną się jednym z największym zagrożeń - nie dla jego wrogów, ale dla samego istnienia Polski.
Bliski Wschód, schyłek XI wieku. Po pierwszej krucjacie do Ziemi Świętej (1096–1099) powstało Królestwo Jerozolimskie, które wraz z hrabstwami Edessy i Trypolisu oraz Księstwem Antiochii utworzyło państwo sporych rozmiarów. Zwycięscy chrześcijanie stanęli jednak przed nie lada wyzwaniem: jak bronić się przed atakami niewiernych i jak zapewnić bezpieczeństwo pielgrzymom? Na ratunek przyszły zakony rycerskie. Kolejno na arenę dziejów wkraczali joannici, templariusze i wreszcie Krzyżacy.
Pełna nazwa zgromadzenia tych ostatnich brzmi: Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie. Wzięła się stąd, że początkowo, od 1128 roku, w Jerozolimie działało jedynie niemieckie bractwo szpitalne. Dopiero w 1190 roku, dzięki księciu Fryderykowi Szwabskiemu, przybrało ono formę zakonu rycerskiego. Oficjalnym strojem braci został biały płaszcz z czarnym krzyżem.
W ślubowaniu Krzyżacy przyrzekali ubóstwo, ale tworzonej przez nich instytucji w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało to obrastać w bogactwo. Waleczni zakonnicy zostali ulubieńcami możnych ówczesnego świata, którzy nie skąpili im grosza. W efekcie na początku XIII wieku zgromadzenie dysponowało dobrami ziemskimi w Niemczech, Czechach, we Włoszech, Austrii, Lotaryngii i Alzacji. Jednak już na tym etapie widać było, że nadchodzą nowe czasy. Jak tłumaczy profesor Henryk Samsonowicz w książce „Władcy Polski. Historia na nowo opowiedziana”:
W XIII w. idea krucjat do Ziemi Świętej powoli się wyczerpywała, z czego władze najważniejszych zgromadzeń rycerskich zdawały sobie sprawę. Wypierani z Bliskiego Wschodu zakonnicy musieli znaleźć nową formułę i miejsce na swą podstawową działalność: obronę wiary i tępienie innowierców.
Węgierska przygoda zakonników
Pomocną dłoń do Krzyżaków wyciągnął król Węgier Andrzej II. W 1211 roku osadził zakonników w Siedmiogrodzie (okolice dzisiejszego Braszowa w Rumunii). Powierzył im zadanie odpierania ataków pogańskich Kumanów, plemienia tureckiego, które koczowało na stepach nad Morzem Czarnym. Zakon otrzymał szereg przywilejów: mógł budować zamki i miasta z drewna, posiadać targi i uczestniczyć w dochodach z kopalni i mennicy. W kolejnych latach władca pozwolił im także na budowę zamku Kreuzburg poza granicami ich włości.
Bracia nie zmarnowali szansy danej od losu. Skutecznie walczyli z nieprzyjacielem i niezwykle szybko zasiedlali i organizowali życie na przyznanych im terenach. Nie zamierzali poprzestawać na tym, co otrzymali od monarchy. Ten dał im palec – oni chcieli wziąć całą rękę.
Bez zgody Andrzeja II zaczęli powiększać kontrolowany przez siebie obszar. Próbowali wyłączyć go spod królewskiej jurysdykcji i podporządkować papieżowi. Tego dla władcy było już za dużo. W 1225 roku wkroczył z wojskiem na ziemie Krzyżaków, spustoszył je, opanował ich zamki, a samych zakonników wygnał z królestwa. Protesty papieża Honoriusza III zdały się na nic.
Pierwsza próba stworzenia państwa zakonnego na wschodzie Europy legła w gruzach. Ale wkrótce z ciekawą propozycją dla Krzyżaków wyszedł Konrad I mazowiecki.
Pogańskie Prusy
Prusami zwyczajowo określano tereny nadbałtyckie między Wisłą a Niemnem. Miano „Prusów” otrzymały także zamieszkujące je ludy. Pomezanie, Pogezanie, Warmiacy, Skalowie, Jaćwingowie, Żmudzini i Litwini – choć grupy te były dość mocno zróżnicowane, to w pewnym momencie zaczęły się konsolidować i współdziałać. Przez to też stawały się coraz groźniejsze dla sąsiadów.
Szacuje się, iż w XIII wieku w Prusach mieszkało nie więcej niż 170 tysięcy ludzi. Zdecydowana większość terenu pokryta była puszczami. Głównymi zajęciami plemion było rolnictwo, hodowla i oczywiście wyprawy łupieżcze. Pogańscy wojownicy opracowali bardzo sprytną taktykę wojenną. Jeśli siły przeciwnika były przeważające, uciekali do lasu. A kiedy najeźdźca po spustoszeniu danego obszaru wracał z łupem, czekała go niemiła niespodzianka: zasadzka.
W puszczach, na bagnach dochodziło do decydującej bitwy. I nawet kiedy Prusowie ją przegrywali, niewiele się zmieniało. Oczywiście, płacili daninę, a nawet przyjmowali chrzest. Ale gdy tylko wróg opuszczał ich teren, wypierali się jakichkolwiek zobowiązań. W tej sytuacji podbicie ich ziem było zadaniem niemal niewykonalnym – dokonać tego mogły jedynie wojska stałe, gotowe do walki w każdej chwili. I takie się znalazły: Krzyżacy.
Warto dodać, że pogańskie plemiona stanowiły dla Polski realne zagrożenie. Prusowie nie stronili bowiem od najazdów na ziemie chrześcijańskich władców. Jak opowiada w książce „Władcy Polski. Historia na nowo opowiedziana” profesor Henryk Samsonowicz:
Rabowali zamki, kościoły i domy, na pograniczu [z Mazowszem – red.] palili grody, które zaczęły tam powstawać na początku XIII w. Dobrym przykładem jest Błonie nad Utratą nazywającą się wówczas Nrowa. Na linii tej rzeki wybudowano kilkanaście warowni mających chronić Mazowsze. Bałtowie stale je pustoszyli, a granica księstwa zaczęła się niebezpiecznie przesuwać na południe.
Prośba Konrada
Jak Konrad wpadł na pomysł zaproszenia Krzyżaków do Polski? Działał prawdopodobnie za namową Henryka Brodatego, mającego szersze niż on kontakty na Zachodzie. Podjąwszy decyzję, pod koniec 1225 lub na początku 1226 roku poprosił o pomoc wielkiego mistrza krzyżackiego Hermanna von Salzę. Jako uposażenie obiecał zakonowi nadanie znajdującej się na pograniczu Prus ziemi chełmińskiej.
Bracia kuli żelazo, póki gorące. Już w marcu 1226 roku cesarz Fryderyk II, przywódca chrześcijańskiego świata, zatwierdził darowiznę Konrada. Zarazem jednak… nadał zakonowi całe Prusy w bezpośrednie władanie! Choć początkowo akt ten nie miał wielkiego znaczenia praktycznego, szybko stało się jasne, że jest podstawą do stworzenia na zdobywanych terenach własnego państwa. Własnego, czyli niezależnego od księcia Konrada i jego następców, a związanego jedynie z Rzeszą.
Po załatwieniu formalności Krzyżakom nie pozostało już nic innego, jak przybyć na swoje nowe terytoria. Legenda głosi, że stało się to już w 1226 roku. Na dwór Konrada przyjechało wtedy podobno dwóch zakonników ze służbą. Zamieszkali na gałęziach dębu, wokół którego zbudowali później pierwszą warownię nad Wisłą. Nazywała się Vogelsang (Ptasi Śpiew) i znajdowała ponoć niedaleko Torunia.
Ale, jak wiele legend, i ta ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Pierwsi rycerze zakonni przybyli nad dolną Wisłę dopiero w 1228 roku. W 1229 i 1230 roku uzyskali od Konrada kolejne przywileje, zatwierdzone następnie bullą papieża Grzegorza IX.
Bitwa za bitwą
Zakon z animuszem przystąpił do opanowania ziemi chełmińskiej, będącej częściowo pod kontrolą Prusów. Dzięki dobrej i nowoczesnej organizacji zdobywał kolejne twierdze. Już w 1232 roku opanował Chełmno, a dwa lata później wybudował gród w Radzynie, dawnej siedzibie wojewody Krystiana. Ten spektakularny sukces zakończył pierwszy etap podbojów.
Krzyżacy w walce w Prusach stosowali taktykę z czasów wypraw krzyżowych. Po pokonaniu przeciwnika budowali zamek, obsadzali go załogą i wracali do domów. Poganie próbowali odbić gród, lecz zwykle bezskutecznie. Zwłaszcza, że oblężeni mogli liczyć na odsiecz ze strony nowej wyprawy, która zwykle rozbijała wroga w pył i maszerowała dalej, w głąb terytorium wroga.
Po opanowaniu terenów nadwiślańskich bracia wzięli na cel ziemie leżące wzdłuż granicy z Mazowszem, a następnie wzdłuż Bałtyku. I tak w 1237 roku dotarli już do wybrzeża. W 1255 roku, wraz z podbojem Sambii, zostało ono opanowane w całości. Nie zapominano także o terenach w głębi kraju. A gdy zakon zjednoczył się z kawalerami mieczowymi w latach 1237-1242, otrzymał dodatkowo zwierzchnictwo nad Inflantami.
Powstania w Prusach
Na zdobytych terytoriach Krzyżacy rządzili za pomocą terroru. Podbijane ludy traktowali jak niewolników, a nawracanie pogan mieczem na chrześcijaństwo było codziennością. Nic więc dziwnego, że dochodziło do buntów.
Pierwsze powstanie przeciw nowym gospodarzom wybuchło podczas podbijania Pomezanii w 1242 roku. Rękawicę rzucił zakonowi książę Pomorza Gdańskiego Świętopełk II. Chciał złamać jego rodzącą się potęgę. Poparcia udzielili mu Prusowie. Pomimo początkowych sukcesów, między innymi odcięcia zamków krzyżackich od zaopatrzenia z Zachodu, uległ przeważającej sile nieprzyjaciela. W 1248 roku pod Dzierzgoniem doszło do decydującej bitwy, z której z tarczą wyszli rycerze zakonni. Rok później podpisano pokój. Co ciekawe, w ciągu siedmioletnich walk po ich stronie stanął sam książę Konrad z synami.
Drugie powstanie wybuchło w 1260 roku po klęsce zakonników w bitwie ze Żmudzinami nad Durbą. W zbrojnym zrywie uczestniczyły wszystkie plemiona mieszkające między Niemnem a Wisłą. Przez pierwsze pięć lat walk pogańscy wojownicy stoczyli wiele zwycięskich bitew. Czas grał jednak na korzyść zakonników.
Pospolite ruszenie pruskie nie było w stanie zdobyć i utrzymać umocnionych grodów, które stanowiły bazę wypadową wojsk krzyżackich. Na ratunek swoim rycerzom ruszył ponadto papież Klemens IV, który ogłosił nową wyprawę krzyżową do Prus. Pomoc nadciągała też z wielu zachodnich księstw. Opór Prusów stopniowo słabł, aż wreszcie w 1274 roku – po 14 latach walki – ostatecznie się załamał.
W tym czasie Konrad mazowiecki od wielu lat już nie żył. Gdy umierał w 1247 roku, jego „goście” kontrolowali już całe obrzeża późniejszego państwa zakonnego. Wewnątrz znajdowały się jeszcze niezależne plemiona pruskie. W 1283 roku, a więc mniej więcej pół wieku po pojawieniu się na ziemiach polskich, Krzyżacy mieli już w garści całe Prusy.
Bibliografia:
- Mirosław Maciorowski, Beata Maciejewska, Władcy Polski. Historia na nowo opowiedziana, Agora 2018.
- Marian Biskup, Gerard Labuda, Dzieje zakonu krzyżackiego w Prusach, Wydawnictwo Morskie 1986.
- Henryk Samsonowicz, Konrad Mazowiecki, Avalon 2008.
- Jan Tyszkiewicz, Karol Mórawski, Krzyżacy, Książka i Wiedza 1980.
- Hartmut Boockmann, Zakon Krzyżacki, Oficyna Wydawnicza VOLUMEN 1998.
- Karol Górski, Zakon Krzyżacki a powstanie państwa pruskiego, Ossolineum 1977.
- Karol Górski, Państwo krzyżackie w Prusach, Instytut Bałtycki 1946.
KOMENTARZE (26)
„W puszczach, na bagnach dochodziło do decydującej bitwy. I nawet kiedy Prusacy ją przegrywali, niewiele się zmieniało.”
Powinno chyba być: Prusowie.
Prusacy też dobrze gdyż nowi osadnicy się z Prusaczyli bo już w 1466 roku dodano człon w Prusach- Prusy Państwo Zakonu Krzyżackiego.
„Dlaczego Konrad Mazowiecki podjął jedną z najgorszych decyzji w dziejach kraju?”
Jedną z najgorszych? Chyba najgorszą. Podajcie coś, co było jeszcze gorsze od tego.
Hmm przyklady zlych decyzji? Źle poprowadzona wyprawa na Moskwę i nie obsadzenie tronu królewiczem Wladyslawem.
Niewykorzystana okazja do przejęcia władzy w Szwecji- oddanie władzy szwedzkiej linii Wazów.
A potem głupio wszczęte Powstanie Warszawskie i pogrzebanie miasta w gruzach razem z mieszkańcami i stracenia młodego pokolenia.
Może jeszcze niezlikwidowanie państwa pruskiego podczas hołdu lennego, niewkroczenie na Śląsk podczas wojen husyckich.
Decyzja o sprowadzeniu Krzyżaków przez Konrada Mazowieckiego uchodzi, słusznie zresztą, za wyraz krótkowzroczności tegoż księcia. Gdyby stworzyć ranking najgorszych decyzji politycznych w historii naszego kraju, zajęłaby z pewnością czołowe miejsce. Może by nawet zwyciężyła. O jej wielowiekowych negatywnych skutkach wiemy aż za dobrze. Ale czy faktycznie wpłynęła jedynie niekorzystnie na historię naszego kraju? Śmiem wątpić. Gdyby nie rosnące w siłę państwo krzyżackie być może nigdy nie doszłoby do zbliżenia Polski z Litwą, gdyż zabrakłoby głównego celu, jakim był wspólny wróg. Dzięki temu zbliżeniu, a następnie utworzeniu Rzeczpospolitej Obojga Narodów, powstało wielkie mocarstwo, do historii którego wciąż wracamy z rozrzewnieniem. Znamy historię, wiemy jakie państwo brało udział w zaborach i wywołało II wojnę światową. Czasem zapominamy, że przy wszystkich strasznych skutkach II wojny światowej, Polska zyskała… znaczną część Prus. Czy stałoby się tak, gdyby Konrad Mazowiecki nie sprowadził Krzyżaków? Wątpię. Większym prawdopodobieństwem jest to, że mielibyśmy nie trzy a cztery kraje nadbałtyckie: do Litwy, Łotwy i Estonii dołączyłyby Prusy. Jaka mogłaby być Polska, gdyby nie Krzyżacy? Nie byłoby Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a zatem nie mielibyśmy Kresów. A co za tym idzie, po II wojnie światowej nie uzyskalibyśmy tzw. ziem odzyskanych, bo ZSRR nie czułby się zobowiązany do rekompensaty za utracone kresy. Jak zatem mogłaby wyglądać w takiej sytuacji mapa Polski? Byłby to „banan” od Pomorza Gdańskiego poprzez część Wielkopolski, Kujawy, Mazowsze do Małopolski (być może aż po Ruś Halicką, ale wątpię – wydaje mi się, znając dobroć ZSRR, że południowo-wschodnia granica byłaby znacznie bardziej na zachód niż obecnie). A zatem – bez Pomorza Zachodniego, części Wielkopolski, bez Śląska, bez Mazur. Do tego wszystkiego bez pięknej historii o potędze kraju Jagiellonów.
Pomimo ww. argumentów nie ulega wątpliwości, odnosząc się jedynie do Konrada Mazowieckiego, że jego samego należy ocenić negatywnie. Jego decyzja miała cechy doraźności. Książę winien był przewidzieć negatywne skutki, lecz nie był w stanie przewidzieć pozytywnych.
Drogi księże Rafale. Gdyby babcia miała wąsy to by była dziadkiem. Gdyby nie Krzyżacy to dla unii Polski z Litwą „zabrakłoby wspólnego wroga” prawisz. Doprawdy? Dziwna to taktyka sprowadzania sobie wroga na kark tylko dla unii z jakimś innym państwem. A poza tym czy ten wróg już nie istniał w postaci Prusaków? Nigdy nie należy narzekać na niedobór wrogów, oni zawsze się kiedyś pojawią.
Co to za wybielanie tej głupiej decyzji Konrada? A może to był szpieg papieża, albo Krzyżaków? Kto o zdrowych zmysłach sprowadza sobie na głowę ludzi, których głównym sposobem na życie jest walka i łupiestwo i którzy świetnie są w tym wyćwiczeni? Poza tym Konrad, o ile był w tej decyzji szczery, przeceniał tu autorytet papieża oraz za bardzo wierzył w przestrzeganie przez zakon swego statutu i to znając jego 'węgierską przygodę”.
To była decyzja tragiczna. A przewidywania, że Polska bez Krzyżaków byłaby… „bananem”… ? Radzę się zastanowić nad takimi bezpodstawnymi wnioskami.
Krzyżacy , którzy w czasie wcześniejszych działań posiedli ogromną wiedzę i szereg umiejętności , byli dla nas skarbnicą !
Najgorszą decyzją w naszej historii była Odsiecz Wiedeńska. Koszmarny błąd ukryty pod pychą Sobieskiego i Polaków, którzy wolą się przechwalać zwycięstwem, które nic dobrego nam nie dało, niż zastanowić nad jego opłakanymi konsekwencjami.
świetna historia!
Taki drobiazg: do budowania służy zazwyczaj DREWNO, a nie DRZEWO. Drzewo to to co rośnie, np w lesie, a drewno to budulec/materiał pozyskany ze ściętych drzew.
Bardzo ciekawy artykuł!
Wszystko wskazuje na to, że to Henryk Brodaty być może jeszcze nawet przed 1222 rokiem – to prawdopodobna data jednej z krucjat przeciwko Prusom w której u jego boku – Henryka – jako wodza, brali udział już dość liczni pierwsi Krzyżacy; sprowadził jako pierwszy tych rycerzy zakonnych do Polski – rozbitego na dzielnice Królestwa Polskiego. On nie Konrad. Henryk miał bowiem koneksje rodzinne z wielkim mistrzem. Ponadto jako silniejszy partner, a później przeciwnik, bardzo prawdopodobne, że to on Henryk podjął decyzję o nadaniu ziem Krzyżakom, a Konrad jako ten wówczas słabszy i zależny od potęgi Henryka, chcąc nie chcąc tą decyzję zaakceptował…
Oczywiście historycy już od Długosza chętniej obwiniają za powyższe Konrada, no bo to ten książę był władcą rzeczywiście stosunkowo marnym: wyjątkowo okrutnym do tego nieudolnym, nieskutecznym (5 razy próbował opanować Kraków i nic), wiarołomnym zdrajcą, a Henryk?
Ten był często wzorem władcy dla nie tylko dawnych polskich dziejopisarzy, więc…
A zatem „świętości” się nie kala…
Tak naprawdę to chyba Henryk jednak – głównie – odpowiada za sprowadzenie do Polski (i osiedlenie) teutońskiego zakonu, ale…
Ale ta prawda chyba nigdy nie „wygra” z tą powszechnie przyjętą nie tylko przez historyków, mianowicie taką wykładnią: kto podpisał – zapisał, ten winien i już…
A ponadto skoro Konrad był winien tak wiele „innego” złego („…ocena Konrada nigdy nie była wysoka…” – prof. H. Samsonowicz), to ta jeszcze jedna jego rzekoma przewina, nie robi, nie zrobiłaby przecież tutaj specjalnie wielkiej różnicy.
„…niezlikwidowanie państwa pruskiego podczas hołdu lennego…”
– to kolejny mit z którym warto ciągle walczyć i… walczyć.
Potęgę Brandenburgii oparto nie na śmiesznym tytule króla w Prusach, Prusach które formalnie żeby było jeszcze śmiesznej, były zawsze księstwem nie królestwem; ale na geniuszu Wielkiego Elektora i (niestety tylko) niektórych jego następców.
Następcy z kolei bufona Fryderyka I goniącego zresztą za jakąkolwiek koroną, nigdy już nie powtórzyli przepychu jego koronacji, którym, którą naraził się on jedynie na śmieszność na dworach europejskich. Koronowali się oni – następcy Fryderyka wręcz „ukradkiem” i „cichaczem”, zdając sobie sprawę z niewielkiego znaczenia równie niewielkiego, choć fakt dość bogatego, pruskiego księstwa.
Nasi obecni historycy często powtarzają za swymi XIX wiecznymi „uczonymi” poprzednikami, że lenno pruskie dało możliwość – poprzez tytuł królewski, „usamodzielnienia się” Hohenzollernom od cesarstwa – cesarza – Habsburgów. Nic bardziej błędnego – tytuł był nadany bowiem przez – z łaski cesarza (!) i zmuszał – jego zachowanie w rodzie, króla „na Prusiech” do ścisłego współdziałania z cesarzem!
Dopiero zdobycie bogatego Śląska w 1740 roku, a później licznych księstw niemieckich – zwłaszcza z super bogatej Nadrenii, dało asumpt do pruskiej potęgi.
A zachowanie lenna pruskiego – Prus Książęcych, umożliwiło nam np. definitywne uporanie się z, tak, tak, potopem szwedzkim!
Owszem Wielki Elektor zadał nam klęskę w bitwie warszawskiej (jego siły były porównywalne liczebnie ze szwedzkimi) ale następnie zmienił całkowicie „front” i jako rzeczywiście wybitny wódz – wyśmienity strateg, doskonale dowodząc siłami polsko-austriacko-pruskimi, praktycznie całkowicie rozbił dotąd w Europie niezwyciężone siły szwedzkie – najprawdopodobniej to on książę pruski uratował nasz niepodległy byt na blisko półtorej wieku!
Gdyby nie to, że miał on w „swych rękach” właśnie Książęce Prusy to ta „nasza” szwedzko-polska wojna niewiele by go obeszła!
I być może Szwedzi dopięli by swego: Bałtyk byłby ich do dzisiaj wewnętrznym morzem – jeziorem a Polska uległa już wówczas rozbiorom.
Zakon krzyżacki był dla Polski – Korony, i Litwy wielkim zagrożeniem – bo stał za nim i papież i cesarz – Rzesza. Prusy książęce w rękach Hohenzollernów takim realnym zagrożeniem NIGDY nie były.
Ale bełkot, Prusy nigdy zagrożeniem dla Polski nie były. Co bierzesz podziel się.
A…….nieprawdopodobne co za kłamstwa można pisać. Prusy były zagrożeniem to fakt podważanie oczywistych faktó słabo o tobie świadczy.
Muszę stwierdzić, że dość komplementarno-paralelną wersję historii Pan prezentuje. Forumowiczowi, który napisał, że jednym z największych błędów politycznych władców Polski było: „„…niezlikwidowanie państwa pruskiego podczas hołdu lennego…” chodziło zapewne w skróconej perspektywie o to, że Jagiellonowie, wtedy kiedy mieli ku temu okazję i możliwości nie wykorzystali ich do ostatecznego pozbycia się Krzyżaków z Prus. Było ku temu kilka okazji a przyczyn dla których tak się nie stało jest oczywiście kilka. Wśród nich często wymienia się czynnik psychologiczno-socjologiczny, który miałby być między innymi odpowiedzialny za zadziwiająco łagodne i pobłażliwe bo charakterystyczne dla neofitów zachowania Jagiełły, a później inne podobne czynniki odpowiedzialne za fatalne decyzje Kazimierza Jagiellończyka. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że nędza i uzależnienie władcy od możnych i gminu szlacheckiego w zakresie dochodów skarbu jeszcze dobitniej wpływała na brak możliwości szybkiego rozprawienia się z Krzyżakami. Do tego dochodził jeszcze czynnik papieskiego poparcia dla Zakonu i niezrozumiały w kontekście dążeń tegoż papiestwa do powstrzymania nawały tureckiej opór przed relokacją Krzyżaków na Podole. I wiele innych czynników. Niemniej jednak nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Polska zaprzepaściła szansę całkowitego pozbycia się kolonialnego tworu Krzyżackiego ze swoich północnych kresów w okresie 1410-1525.
I historia sie powtarza … znów na siłe sprowadzamy obce wojska do Polski . nic nas nie nauczyła historia !
co to ma być ????????????????????????????????????????????????????????????????????????/
jak ci sie nie podoba to po co to czytasz i wchodzisz na tą strone.
A co z fałszerstwem przywilejòw i nadania ziem zakonowi? Pomijamy milczeniem
Henryk Brodaty sprowadził jako pierwszy krzyżaków do Polski na Śląsk a nie Konrad Mazowiecki. Krzyżacy byli trzecim zakonem na polskich ziemiach przed nimi przybyli Templariusze i Joannici.
Słowianie pojawili się na przełomie VI-VII wieku A.D. i od tej pory stali się uciążliwym sąsiadem Prusów. Od chwili powstania państwa polskiego przez następne 200 lat 14 królów polskich próbowało podbić ziemię Prusów lecz im to się nie udało. Polacy przez następne 50 lat przeprowadzili Blitzkrieg wspólnie z krzyżowcami z całej Europy i przyczynili się do wymordowania 60% Prusów. Podbój Prus odbił się na całej historii Europy. Bursztynowe pozdrowienia z prastarej historycznej krainy Prusów.
Pojawili się skąd? Wyrośli na drzewach, czy z błota? Ja tobie tylko przypomnę, że i Słowianie i Bałtowie mają wspólny korzeń lingwistyczny. Obie rodziny języków wywodzą się od bałto-słowiańskiego i zawsze były to ludy sąsiednie.
Wiedząc to można uczciwie założyć, że i genetycznie są sobie bliżej niż którykolwiek z nich do takich Hiszpanów;
więc jeśli Słowianie „pojawili się” w VI wieku, to tak samo „pojawili się” Bałtowie.
Błędem było osadzenie na tronie Wazów. Trzeba było wybrać dynastię Hohenzollernów. Ci rozpłynęliby się w polskim żywiole, a nasz kraj zamiast wojen szwedzkich zyskałby duże połacie ziem nad Bałtykiem.
Sprowadzenie elitarnych Krzyzakow do Polski stanowilo ogramna szanse, ktora nie zostala wykorzystana.
Zobaczcie: Sprowadzeni do Prus hugenoci stworzyli pruskie mocarstwo.
Hugenoci?