Ciekawostki Historyczne
XIX wiek

Liberia. Jedyne niepodległe państwo czarnoskórych w kolonialnej Afryce

Do stworzenia państwa byłych amerykańskich niewolników w rodzimej Afryce przyczyniły się nie tylko szczytne idee. Chodziło o... pozbycie się czarnoskórych z Nowego Świata. W zamian zaoferowano im własną ziemię. Jak ją wykorzystali?

Ruchy abolicjonistyczne, głoszące hasła zniesienia niewolnictwa, pojawiły się w Stanach Zjednoczonych w II połowie XVIII wieku. Pierwsze towarzystwo o takim profilu, Pennsylvania Abolition Society, powstało już w 1775 roku. Wkrótce potem niektóre stany zaczęły z własnej inicjatywy zakazywać tej formy poddaństwa. Vermont uczynił to już w 1777 roku. Sześć lat później, w 1783 roku Sąd Najwyższy Massachussets uznał niewolnictwo za sprzeczne z konstytucją.

Rdzenni mieszkańcy Liberii byli traktowani przez przybyszy z Ameryki jak niewolnicy.fot.domena publiczna

Rdzenni mieszkańcy Liberii byli traktowani przez przybyszy z Ameryki jak niewolnicy.

Do 1804 roku abolicjonizm zwyciężył w całej północnej części kraju. Zdobywał coraz więcej zwolenników. Ale nie był to jedyny ruch żywo zainteresowany losem czarnoskórych mieszkańców Ameryki. Równolegle pojawiły się bowiem hasła… odesłania wyzwoleńców do Afryki.

Rasy muszą zostać oddzielone

Zwolennicy koncepcji powrotu byłych niewolników na rodzimy kontynent spotkali się w Waszyngtonie w grudniu 1816 roku. Założyli wówczas Amerykańskie Towarzystwo Kolonizacyjne (American Colonization Society). Podjęli też uchwałę o niezwłocznym rozpoczęciu działania. W celu propagowania idei dobrowolnego wyjazdu do Afryki grupa założyła nawet własne czasopismo o nazwie „The African Repository”. Retoryka jego artykułów była dość specyficzna. Wprawdzie litowano się nad „biednymi Murzynami”, cierpiącymi pod rządami białej większości, ale uważano też, że w USA są oni skazani na pozostawanie w takiej sytuacji.

Zdaniem członków Towarzystwa obie rasy nigdy się bowiem nie zintegrują. W ich interesie leży więc, by zostały oddzielone. Jak zrobić to najlepiej? Oczywiście, „humanitarnie” usuwając słabszego spod upokarzającej dominacji silniejszego. Krótko mówiąc, ideolodzy ATK uważali niewolnictwo za barbarzyństwo, ale byli też głęboko przekonani, że czarni są niższą rasą, która nie może egzystować na równych prawach z białymi. A jeśli tak, to niechcianej społeczności należało się jakoś pozbyć.

Członkowie Amerykańskiego Towarzystwa Kolonizacyjnego uważali niewolnictwo za barbarzyństwo, ale jednocześnie byli przekonani, że czarni są niższą rasą, dlatego muszą wrócić do Afryki, aby nie zagrażała im dominacja białych.

Członkowie Amerykańskiego Towarzystwa Kolonizacyjnego uważali niewolnictwo za barbarzyństwo, ale jednocześnie byli przekonani, że czarni są niższą rasą, dlatego muszą wrócić do Afryki, aby nie zagrażała im dominacja białych.

Idee Towarzystwa zyskały duże poparcie. Doszło to tego, że na północy USA stało się ono znacznie bardziej popularne niż stowarzyszenia abolicyjne! Popierali je między innymi kwakrzy, twierdzący, że niewolnictwo jest sprzeczne z chrześcijańską zasadą równości. Wspierały je także legislatury 14 stanów. W 1829 roku zatwierdziło je także Zgromadzenie Pensylwanii. Deputowani zgodzili się, że usunięcie czarnoskórych mieszkańców będzie „wysoce pomyślne dla dobra interesów naszego kraju”. Podobnie myślał chyba Kongres USA, bo przyznał ATK aż 100 tysięcy dolarów na rozpoczęcie działalności. W szeregi organizacji wstąpił zaś sam prezydent James Monroe.

Dalsza część artykułu pod ramką
Zobacz również:

Transakcja z pistoletem przy skroni

Na efekty działalności Towarzystwa nie trzeba było długo czekać. W styczniu 1820 roku z Nowego Jorku wyruszył do Afryki statek „Elizabeth”. Płynęło na nim kilkudziesięciu byłych niewolników z plantacji bawełny na południu USA. Obdarzeni wolnością, wracali na kontynent, z którego niegdyś przywieziono ich przodków. Zostali wysadzeni na leżącej u wybrzeży Sierra Leone wyspie Sherbro, przekazanej na ten cel przez Wielką Brytanię. Niestety, okazało się, że warunki tam panujące – wilgoć, bagna, tysiące moskitów – są dla przybyszów zabójcze. Część z nich zachorowała i rychło zmarła.

Mimo, że pierwsza próba praktycznej realizacji idei ATK zakończyła się fiaskiem, kolejną podjęto jeszcze w tym samym roku. Tym razem na żaglowcu USS „Aligator” znajdowało się dwóch przedstawicieli ATK: lekarz Eli Ayres i porucznik marynarki Robert Stockton. Ich zadaniem było wyszukanie miejsca odpowiedniego do założenia kolonii. Wybrali niewielki przylądek Mesurado na wybrzeżu Afryki Zachodniej. Postanowili zasiedlić wąski, pięciokilometrowy pas ziemi biegnący wzdłuż oceanu. Miał długość 58 kilometrów.

Wytypowany obszar członkowie Towarzystwa odkupili od lokalnych wodzów, płacąc im bronią, alkoholem i błyskotkami o wartości… około 300 dolarów. Tak transakcję tę opisał Ryszard Kapuściński w książce „Heban”:

Stockton, przykładając miejscowemu wodzowi plemiennemu, królowi Peterowi, pistolet do skroni, wymusił na nim sprzedaż – za sześć muszkietów i skrzynkę paciorków – ziemi, na której owo towarzystwo amerykańskie zamierzało osiedlić tych niewolników z plantacji bawełny (głównie ze stanów Wirginia, Georgia, Maryland), którzy uzyskali status wolnych ludzi.

Raj dla byłych niewolników…

Nabyty teren nazwano Liberią od angielskiego słowa liberty, czyli wolność. Pierwsi osadnicy pojawili się tam 25 kwietnia 1822 roku. Za nimi przybywali kolejni. Sukces przedsięwzięcia zachęcił inne organizacje do pójścia w ślady ATK. Już wkrótce własne osady dla byłych niewolników założyli na afrykańskim wybrzeżu także kwakrzy oraz towarzystwa kolonizacyjne z Missisipi, Maryland i Virginii. W ciągu kilku lat połączyły się one we Wspólnotę Liberyjską. Leżący na przylądku Mesurado port Christopolis na cześć Jamesa Monroe’a przemianowano na Monrovię.

Pierwszym czarnoskórym gubernatorem kolonii z ramienia Towarzystwa został wyzwoleniec Joseph Jenkins Roberts. Stopniowo Wspólnota zyskiwała coraz więcej swobody, aż wreszcie w 1847 roku licząca 3 tysiące mieszkańców kolonia ogłosiła niepodległość i przyjęła nazwę Republika Liberii. Stała się drugim obok Abisynii niepodległym państwem w podzielonej kolonialnie Afryce. Jej konstytucja wzorowana była na amerykańskiej. Na pierwszego prezydenta wybrano Robertsa. Powszechnie myślano, że nowy kraj będzie dla dawnych niewolników prawdziwym rajem.

Mapa Afryki z 1851 roku z zaznaczoną czerwonym kolorem Liberią.fot.domena publiczna

Mapa Afryki z 1851 roku z zaznaczoną czerwonym kolorem Liberią.

…i piekło dla tubylców

Niestety, jak się okazało, nie wszyscy mieszkańcy nowego państwa mogli z „rajskich” warunków korzystać. Osadnicy, którzy w większości spędzili życie ciężko pracując na plantacjach bawełny, odtworzyli u siebie hierarchiczny świat białego Południa. Tylko, że tym razem to oni znaleźli się na miejscu panów, a do roli niewolników sprowadzili ludność miejscowych plemion.

Przybysze z Nowego Świata nazwali się Amerykano-Liberyjczykami (Americo-Liberians) i ogłosili, że tylko oni są obywatelami kraju. Pozostali mieszkańcy, czyli… 99 procent populacji Liberii, nie mieli praw obywatelskich. „Według przyjętych ustaw ta reszta to tylko tribesmen (członkowie plemion), ludzie bez kultury, dzikusi i poganie” – pisał Kapuściński.

Obydwie społeczności żyły oddzielnie. Wyzwoleńcy mieszkali na wybrzeżu, a tubylcy zajmowali wnętrze kraju, pokryte gęstą, tropikalną dżunglą. „Panowie” rzadko się tam zapuszczali, bo szkodziły im tamtejsze warunki klimatyczne – często zapadali na malarię i żółtą febrę. Jak podaje Kapuściński, dopiero 100 lat (!) od powstania Liberii jej prezydent udał się po raz pierwszy w głąb kraju. Śmiałkiem był William Tubman, sprawujący urząd od 1944 roku.

Stolica Liberii Monrovi na pocztówce z połowy XIX wieku.fot.domena publiczna

Stolica Liberii Monrovia na pocztówce z połowy XIX wieku.

Polowanie na pracowników

Amerykano-Liberyjczycy zdominowali politykę, gospodarkę, kulturę, edukację i wszystkie inne sfery życia państwa. Swoją odmienność od miejscowej czarnoskórej ludności demonstrowali nawet ubiorem. Mężczyźni chodzili we frakach, cylindrach i białych rękawiczkach. Panie nosiły bufiaste suknie, peruki i ozdobione kwiatami kapelusze. Samozwańcza elita budowała też dla siebie rezydencje wzorowane na tych, w jakich zamieszkiwali biali właściciele ziemscy na południu USA. I bogaciła się, zakładając plantacje i przedsiębiorstwa. Gospodarka kraju opierała się bowiem na produkcji rolniczej.

W połowie XIX wieku w Liberii wprowadzono system ścisłej segregacji rasowej podobny do tego, który później zaistniał w Republice Południowej Afryki. Pełnoprawnych obywateli obowiązywał zakaz bliskich kontaktów z tubylcami, a zwłaszcza zawierania z nimi małżeństw. Co więcej, rząd wyznaczył poszczególnym plemionom obszar, na którym powinny przebywać i którego nie wolno im było opuszczać.

Wszelkie próby opierania się tym zarządzeniom były pacyfikowane przez policję i wojsko. A schwytanych przy okazji tubylców… sprzedawano jako niewolników! Elity Liberii potrzebowały bowiem rąk do pracy w swoich plantacjach i warsztatach. Ewentualne nadwyżki upłynniano zaś w innych krajach Afryki. Proceder ten uprawiano aż do lat 20. XX wieku, kiedy to ujawniła go światowa prasa. Interwencję podjęła wówczas Liga Narodów, a Monrovia oficjalnie wycofała się z dochodowego interesu. Nieformalnie handel nadal trwał.

Liberyjskie elity bogaciły się na handlu niewolnikami jeszcze w latach 20. XX wieku. Na zdjęciu Charles Dunbar Burgess King, który był prezydentem republiki w latach 1920-1930.fot.domena publiczna

Liberyjskie elity bogaciły się na handlu niewolnikami jeszcze w latach 20. XX wieku. Na zdjęciu Charles Dunbar Burgess King, który był prezydentem republiki w latach 1920-1930.

Na korzyść reform nie działał niestety liberyjski system polityczny. W XIX wieku ukształtowały się dwie partie: Liberian Party, wspierana przez uboższe warstwy ludności, i True Whig Party, będącą ostoją bogatego establishmentu. Początkowo wymieniały się one władzą, lecz w 1878 roku wigowie wygrali wybory i nie wypuścili jej z rąk przez 102 lata. Tak sytuację w kraju opisywał Kapuściński:

Kierownictwo tej partii, jej biuro polityczne – A National Executive – od początku decyduje o wszystkim: kto będzie prezydentem, kto zsiądzie w rządzie, jaką ten rząd będzie prowadzić politykę, jaka firma zagraniczna dostanie koncesję (…). Szefowie tej partii byli prezydentami republiki albo odwrotnie – bo te stanowiska traktowano wymiennie. Tylko będąc w tej partii, można było coś osiągnąć. Jej przeciwnicy przebywali albo w więzieniu, albo na emigracji.

Wolny kraj w Afryce? Niee…

Jak niepodległe państwo byłych niewolników utrzymało się w czasach kolonializmu? W II połowie XIX wieku zakusy na Liberię czyniły Francja, Niemcy i Wielka Brytania. Ta ostatnia zagarnęła nawet fragment jej terytorium. „Wolny kraj w tej części świata nie mieścił się w ramach kolonizacyjnej polityki Europy” – czytamy w beletryzowanej biografii XIX-wiecznego polskiego podróżnika Stefana Szolc-Rogozińskiego, autorstwa Macieja Klósaka i Dariusza Skonieczko. Sam Szolc-Rogoziński odwiedził zresztą kraj na wybrzeżu w latach 80. XIX stulecia.

W latach 80. XIX wieku Liberię odwiedził również Stefan Szolca-Rogoziński.fot.domena publiczna

W latach 80. XIX wieku Liberię odwiedził również Stefan Szolc-Rogoziński.

Swoją niezależność Liberia zawdzięczała jednak Stanom Zjednoczonym, które sprawowały nad nią patronat polityczny i militarny. Gorzej wyglądała jej sytuacja ekonomiczna. Tak piszą o niej Klósak i Skonieczko:

(…) przez kolejne lata [kraj] zadłużał się u angielskich bankierów i belgijskich czy holenderskich przedsiębiorców. Wszyscy oni widzieli, że Liberyjczycy nie radzą sobie z zarządzaniem państwem, dlatego wykorzystywali każdą sytuację, by na nich zarobić.

Nie ma wątpliwości, że Monrovia zmagała się z szeregiem trudności politycznych, ekonomicznych i społecznych. Stworzone przez amerykańskich kolonizatorów państwo przetrwało jednak XIX stulecie jako jedyne niepodległe, zarządzane przez czarnoskórych państwo w kolonialnej Afryce.

Inspiracja:

Inspiracją do napisania tego artykułu stała się beletryzowana biografia Stefana Szolca-Rogozińskiego autorstwa Macieja Klósaka i Dariusza Skonieczeki pod tytułem Stefan Szolc-Rogoziński. Zapomniany odkrywca Czarnego Lądu, Szara godzina 2018.

Bibliografia:

  1. Alvin M. Josephy, Africa. A History, New World City 2016.
  2. American Colonization Society, Slavenorth.com.
  3. Philip Curtin i in., Historia Afryki, Marabut 2003.
  4. Maciej Klósak, Dariusz Skonieczko, Stefan Szolc-Rogoziński. Zapomniany odkrywca Czarnego Lądu, Wydawnictwo Szara Godzina 2018.
  5. Ryszard Kapuściński, Heban, Czytelnik 2008.
  6. Historia Afryki do początku XIX wieku, pod red. Michała Tymowskiego, Ossolineum 1996.

Zobacz również

Zimna wojna

Superman kontra Ku Klux Klan. Stetson Kennedy, podobnie jak komiksowy superbohater, ukrył swoją tożsamość żeby walczyć ze złem

To ptak! To samolot! Nie to… etnolog, dziennikarz, bohater bez peleryny. Jak jeden człowiek, działając incognito, wytoczył wojnę Ku Klux Klanowi i wygrał. Nie mogło...

29 maja 2020 | Autorzy: Mateusz Witczak

Krwawy dyktator, który uważał Hitlera za zbawcę Afryki

Rdzenna ludność Afryki po wielu latach kolonializmu miała prawo marzyć o lepszych dniach. Jednak okrucieństwa białego człowieka, których doznała Afryka, były niczym w porównaniu ze...

21 września 2019 | Autorzy: Agnieszka Jankowiak-Maik

Nowożytność

Najbardziej kuriozalne i makabryczne śmierci wielkich podróżników

Wyprawy w nieznane zawsze wiązały się z wielkim ryzykiem. Podczas ekspedycji badawczych śmierć czyhała na każdym kroku. Losy podróżników, którym nie udało się wrócić, często...

14 czerwca 2018 | Autorzy: Eugeniusz Wiśniewski

XIX wiek

Stefan Szolc-Rogoziński. Polak, który pokrzyżował imperialne plany Bismarcka

Pod koniec XIX wieku niemiecka ekspansja trwała w najlepsze. Kiedy jednak II Rzesza zaczęła ostrzyć sobie zęby na górzystą część Kamerunu, napotkała niespodziewaną przeszkodę. Wszystko...

7 czerwca 2018 | Autorzy: Michael Morys-Twarowski

Zimna wojna

Tyrania nie popłaca. Najbardziej makabryczne śmierci dyktatorów

Podobno bycie bezwzględnym tyranem jest najlepszą gwarancją spokojnej starości. Może i tak, ale nie każdy dyktator miał okazję się o tym przekonać. Dzisiaj opowiemy o...

21 lutego 2014 | Autorzy: Rafał Kuzak

Dwudziestolecie międzywojenne

Polski imperializm, Liberia i… emaliowane nocniki

Zapewne słyszeliście o polskich aspiracjach kolonialnych w dwudziestoleciu międzywojennym. Pierwsze skojarzenie to oczywiście Madagaskar, jednak wśród potencjalnych kierunków ekspansji wymieniano również Liberię. Wiąże się z...

4 czerwca 2011 | Autorzy: Rafał Kuzak

KOMENTARZE

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

W tym momencie nie ma komentrzy.

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.