Kiedy zaczynali, polski wywiad był gdzieś na szarym końcu stawki i nikt się z nim nie liczył. W końcu lat 70. wywiad cywilny PRL-u wyrósł na prawdziwą potęgę, plasując się tuż za służbami z USA i ZSRR. Wszystko dzięki szkole szpiegów, która wychowała całe pokolenia piekielnie skutecznych agentów. Jak wyglądała ich nauka?
Za czasów Władysława Gomułki sytuacja polskiego wywiadu nie była godna pozazdroszczenia. Przywódca państwa nie przejmował się rozwojem tej służby, lekceważył ją, a przede wszystkim nie miał do niej za grosz zaufania. Gdy do władzy doszedł Gierek, kurek z pieniędzmi został odkręcony, rolą szpiegów miało stać się pomaganie Polsce w cywilizacyjnym dościganiu Zachodu. Aby agenci mogli sprostać postawionym przed nimi zadaniom, należało ich jednak należycie wykształcić.
Właśnie dlatego na najwyższych szczeblach zapadła decyzja o stworzeniu ośrodka szkolącego profesjonalnych i wszechstronnych szpiegów.
Zaraz po wojnie struktury wywiadu tworzyli agenci wykształceni w ZSRR, a wszystkiego doglądał gen. Iwan Sierow, ten sam, który dowodził niesławną operacją schwytania 16 przywódców polskiego podziemia. Później „studenci” uczyli się w pałacyku w Ksawerowie. Jak pisze Piotr Pytlakowski w książce „Szkoła szpiegów”, panowały tam marne warunki – wykładowcy z łapanki, małe salki, brak nowoczesnych rozwiązań. Trzeba było zacząć od zera.
Pierwszym krokiem było znalezienie miejsca znajdującego się pośrodku niczego. W miejscu dyskretnym, odciętym od świata, zapewniającym swobodę działań. Tu doskonale sprawdziły się Stare Kiejkuty na Mazurach, w których stało zaledwie kilka harcerskich drewnianych szop. Władze dogadały się z harcerzami i wybudowano im stanicę gdzie indziej. Lokalizacja spełniała też wymagania Układu Warszawskiego (wszystkie ważne punkty mobilizacyjne miały być na wschód od linii Wisły).
Gdy pojawił się szczegółowy projekt, zatrudniono 4 inżynierów, 8 majstrów i… wojskowych saperów, którzy, jak opowiadał Piotrowi Pytlakowskiemu gen. Józef Osek, sformowawszy specjalistyczne grupy (elektryczną, murarską etc.) zajmowali się wszystkimi pracami, a po wojsku otrzymali dyplomy rzemieślnicze w zawodach związanych z „budowlanką”. 1972 roku, po 18 miesiącach wytężonej pracy, supertajny ośrodek był gotowy na przyjęcie pierwszego kursu.
Zachodni high life?
W czasach problemów mieszkaniowych, talonów i ogólnych niedoborów, przyszli agenci, którzy mieli kształcić się w Starych Kiejkutach mieli dostęp do prawdziwych luksusów. Do ich dyspozycji przygotowano dwuosobowe apartamenty z łazienkami w wysokim standardzie których nie powstydzono by się z drugiej strony żelaznej kurtyny. Skoro agenci mieli rozpracowywać kraje zachodnie, nie mogli czuć się w nich zagubieni, szczególnie w codziennych sytuacjach (co mogłoby ich zdradzić). Oprócz tego mogli też korzystać do woli z krytego basenu, sali gimnastycznej i stołówki-restauracji. Nie była to zwyczajna garkuchnia, a lokal na światowym poziomie. Jak piszą Sławomir Koper i Arek Biedrzycki w książce „Polscy szpiedzy”:
Zatrudniono nawet szefa kuchni warszawskiego Grand Hotelu, który zamieszkał na terenie ośrodka wraz z żoną. Przygotowywał dania z całego świata, tak aby słuchacze poznawali sposób jedzenia i smaki różnych potraw, co w przyszłości mogło okazać się dla nich potrzebne. Do ich dyspozycji był też dobrze zaopatrzony, bezpłatny bar czynny od godziny 17 do północy, co umożliwiło oswojenie się przyszłych oficerów wywiadu z różnymi rodzajami alkoholi.
Pierwszego dnia „studentów”, przede wszystkim zdolnych absolwentów prawa, handlu, czy politechnik, którzy przeszli skomplikowany proces selekcji, umundurowano. Ubrania cywilne potrzebne miały im być co najwyżej na przyjazd i wyjazd z ośrodka. Poza tym mundury mogły służyć jako przykrywka, przekonująca ciekawskich, że w Starych Kiejkutach nie dzieje się nic niepokojącego. Po prostu ćwiczy w nich wojsko.
Każdy dzień wyglądał tak samo
Jak opowiada Aleksander Makowski, doświadczony szpieg (działał m.in. w Afganistanie) i absolwent szkoły w Starych Kiejkutach, bardzo szybko rozpoczęły się tam zajęcia, a każdy kolejny dzień wyglądał tak samo. Pobudka o 6.00 i przebieżka 3,5 kilometra pod okiem bardzo surowego instruktora. Następnie prysznic, śniadanie i zajęcia od 8 do 14. Później obiad i tak zwana nauka własna, a po 17 czas wolny, który można było spędzić np. w barze. „Studenci”, co należy podkreślić, przez cały czas byli pod czujną obserwacją, szczególnie gdy pozwolili sobie na kilka głębszych. Kiedy rozluźniali się po alkoholu doświadczeni instruktorzy łatwo wyłuskiwali tych, którzy mówili za dużo mimo zakazu (nie wolno było zdradzać swojej prawdziwej tożsamości – posługiwano się zmyślonymi nazwiskami), lub robili się agresywni. Dla takich osób nie było miejsca w wywiadzie.
Sławomir Koper i Arek Biedrzycki wyliczają, jakie cechy przyszłego agenta były najbardziej pożądane. Przede wszystkim, co dla wielu może byś zaskakujące, kwestie ideologiczne nie znajdowały się w żadnym wypadku na szczycie listy priorytetów. Szukano szpiega, a nie oficera politbiura. Zdecydowanie ważniejsze były spostrzegawczość i pamięć. W pracy agenturalnej są to zdolności nieodzowne. Istotniejsze nawet od umiejętności kojarzenia faktów, czy analitycznego myślenia. Kandydatów sprawdzano także pod kątem odporności psychicznej i tego, jak zachowują się w stresie. Całej reszty można było człowieka nauczyć.
Aleksander Makowski w książce „Zawód: Szpieg” wspomina, że dla kursantów przygotowano specjalne, nowiutkie skrypty dotyczące technik wywiadowczych. „Studenci” bardzo dużo pracy poświęcali na naukę języków. Wkuwali angielski, niemiecki, francuski, czy hiszpański przy użyciu nowoczesnych metod. Pracownie językowe były multimedialne, co w ówczesnych realiach robiło wrażenie. Gdy zaczynały się lekcje, lektorzy płynnie zaczynali mówić w obcym języku, nie wymawiając słowa po polsku, co zmuszało przyszłych agentów do ekspresowego przyswajania sobie wiedzy.
Równie ważne, co umiejętności językowe były ćwiczenia na spostrzegawczość. Kursanci uczyli się wówczas na przykład, jak wychwycić „ogon”, jak go zgubić i jak sprawdzać, czy nadal jest się śledzonym, a także jak samemu obserwować. Niezwykle istotne z punktu widzenia przyszłej służby było również poznanie wszystkich ważnych metod i trików psychologicznych, jakie ułatwiały zwerbowanie współpracownika oraz technik łączności, potrzebnych by przejąć i przekazać dalej pozyskane informacje.
Na wszelki wypadek nauka obejmowała także umiejętność jazdy ekstremalnej, w razie gdyby trzeba było umknąć pościgowi. Nacisku nie kładziono za to na strzelanie i sztuki walki. Jak komentował jeden z absolwentów szkoły, wywiad jest od zbierania informacji, a nie od biegania ze spluwą po mieście i zabijania ludzi.
Szpiegowskie case study
Jak wiadomo dobrze uczyć się na błędach, a jeszcze lepiej na cudzych. Dlatego „studenci” w Starych Kiejkutach mieli coś na kształt prawdziwych seminariów studenckich. To na nich uczyli się o różnych wywiadowczych wpadkach, analizowali etapy misji i zastanawiali się, co poszło nie tak i co należy zrobić, by w przyszłości uniknąć podobnych sytuacji. Przykłady brano z historii, jednak nie tylko rodzimego wywiadu. Co więcej, dzięki temu, że wykładowcami w szkole dla szpiegów byli doświadczeni agenci, którzy zdążyli służyć na kilku placówkach, w kilku krajach, przyszłe asy wywiadu mogły dyskutować także o ich sukcesach i porażkach, dopytując o istotne szczegóły najlepiej poinformowane osoby.
Jednocześnie aby poszerzać wiedzę, słuchacze mieli dostęp do bogato wyposażonej biblioteki z książkami o najważniejszych wywiadach zagranicznych (CIA, Mosadzie i innych), oczywiście w oryginalnych językach, oraz do prasy z Zachodu. Ponadto osobne skrypty poświęcono wywiadom głównych państw NATO. Jak pokazuje historia, cały ten wysiłek wyraźnie się opłacił, a ośrodek w Kiejkutach – już nie tak tajny, choć wciąż owiany niejedną tajemnicą – istnieje po dziś dzień.
Źródła informacji:
- Koper S., Polscy szpiedzy, Bellona 2018.
- Kublik A., Czuchnowski W., Kret w Watykanie, Warszawa 2013.
- Pytlakowski P., Szkoła szpiegów, Warszawa 2014.
KOMENTARZE (30)
Mało! Chciałoby się wkleić mema z profesorem Bartoszewski.
Aż się chce zapytać, jakie były efekty takiego nakładu kosztów. Tylko że dostanę odpowiedź, że
„gigantyczne”, ale nie wolno o nich mówić, bo „świat się zatrzęsie”.Toteż nie pytam,ale pośmiać się mogę.
Ps.Witia Suworow liczył skrzynki pocztowe na ulicy. Oddzielnie prawą i oddzielnie lewą stronę.
Stare Kiejkuty szkolily pracownikow wywiadu wojskowego , jak i cywilnego Sluzby Bezpieczenstwa. Niewatpliwie wywiad cywliny SB gorowal na wojskowym wyszkoleniem, i znakomitymi agentami
Na potrzeby wywiadu wojskowego nigdy nie szkolono w JW 2669.
Wywiad wojskowy szkolony jest w Janówku Pierwszym (między Nowym Dworem Mazowieckim a Legionowem) JW 4088, na przeciwko jest też JW 3441, chyba ośrodek nasłuchowy, jakiś może radiokontrwywiad wojskowych służb bo widać wielkie anteny.
Zgadza się w czasie służby zasadniczej prowadziłem budowę tego ośrodka był to najnowocześniejszy ośrodek Układu Warszawskiego często wizytował budowę gen. Siwicki i kom. Komorowski ośrodek składał się z 3części, części szkoleniowej z bunkrami na wypadek zagrożenia wojny neutronowej oraz części mieszkalnej i części relaksu z prawdziwym kinem i super kantyną można było w 1984r. Napić się Żywca i nabyć prawdziwą czekoladę
Tak to prawda wykorzystywano obecność szkoły lacznodci
Nastepna bzdura do obalenia. Najlepszymi wywiadami zagranicznymi tajnej policji politycznej dysponowala Rumunia- Securitate, i NRD- Stassi . Wiec przestanmy juz gloryfikowac polskie sluzby PRL , ktore wypuscily Kulkinskiego. Dos zaklamywania polskiej historii. Blagam przestancie sie osmieszac
Ta a kto zajumał plany rakiety plot co ją dziś kupujemy, kto zajymał wczesnego Abramsa-zapodział go przy wyładunku. Mało wiem to bzdury piszę nie tow. viking
Dziękuję bardzo Pani za kolejny bardzo dobry artykuł na ten temat.
Spośród służb specjalnych krajów „demokracji ludowej” chyba najlepsze służby miała NRD.Służby specjalne PRL-u były jednak moim zdaniem w czołówce światowej, pomimo tradycyjnego w naszym przypadku braku pieniędzy i zapóźnienia technologicznego. Pomimo tego sukcesy były i to dosyć spore. Nie zawsze jednak zdobywane informacje potrafiono odpowiednio wykorzystać, bądź po prostu nie było jeszcze u nas takich technologii, więc dane zdobywane przez polskich agentów trafiały do „radzieckich”.
Nie jestem wprawdzie fachowcem w dziedzinie służb ale po przeczytaniu sporej ilości książek wydanych zarówno w latach 90 jak i obecnie wydaje mi się że wywiad PRL-owski (i bardziej mi tu chodzi o MSW) zachował swego rodzaju niezależność od „towarzyszy radzieckich” i często działał bardzo elastycznie i niekoniecznie ze wszystkim zgłaszał się do Moskwy. Swoją ocenę opieram na tym co dało się wywnioskować z kilku książek Henryka Bosaka, Henryka Piecucha, reportaży Krzysztofa Kaszyńskiego i Jacka Podgórskiego, sporo mówił też na ten temat sam gen. Kiszczak i paru innych. Ostatnio zresztą od kilku lat nastąpił renesans zainteresowania wywiadem PRL-owskim. Jest trochę prac Sławomira Cenckiewicza, ostatnio pojawiła się praca Witolda Bagieńskiego o wywiadzie cywilnym PRL, jest ciekawa praca Przemysława Gasztołda-Sienia o związkach wywiadu PRL z terrorystami. Warto polecić na początek też pozycje podane przez Panią w bibliografii, . Śmielej też wypowiadają się byli oficerowie wywiadu, publikują wspomnienia wywiady. I tu polecam na początek po zapoznanie się z książkami Henryka Bosaka „Polana”. Płk Bosak służył w wywiadzie MSW i był „nielegałem” w kilku placówkach na Zachodzie i bodajże w Jugosławii. Muszę przyznać, że zaczynając przygodę z jego książkami myślałem że to naprawdę będą nudy..a to okazała się bardzo ciekawa lektura
Pozdrawiam całą redakcję i wszystkich czytelników!
Szanowny Panie Adamie, dziękujemy za wpis oraz miłe słowa – tak w imieniu Redakcji i Autorki. Również pozdrawiamy :)
Witam,
Mój św. pamięci Ojciec pracował za PRL w MSZ. Jeździł min. z pocztą dyplomatyczną po świecie.
Ośrodek w Starych Kiejkutach dzielił się na strefę A (jadąc od strony Szczytna po lewej stronie, wjazd był na skrzyżowaniu w lewo, w prawo jechało się na Mikołajki), która stanowiła ośrodek wypoczynkowy dla PRL’owskich bonzów. Moje najlepsze wakacje dzieciństwa w wieku może 8 lat odbyły się właśnie tam. Był tam kryty basen z sauną (pierwszy raz dowiedziałem się co to sauna), dwie stołówki żołnierska (dla stacjonujących tam, żołnierzy oraz oficerska). Ponad stołówką oficerską znajdowała się kawiarnia zwana z racji wysokiego położenia „jaskółką” (zawsze dostępną była tam coca-cola co stanowiło nie lada atrakcję dla dzieciarni). Nad jeziorem (ponad 70m głębokości, wojsko odławiało tam sielawę sieciami, ponadto ośrodek dysponował własną oczyszczalnią wody, więc jezioro było rewelacyjnie czyste) była stanica wodna z rowerami wodnymi (w tym jednym specjalnym platformą dla wędkarzy, kajaki, łodzie, żaglówki, na lądzie jeden z bonzów budował jacht pełnomorski, kilówkę, pamiętam, że dla dzieciaka był ogromy). Z jeziora mogli korzystać jedynie goście ośrodka i mieszkańcy Starych Kiejkut, jezioro było zarybiane, pamiętam złowiłem szczupaka na czerwonego robaka co jest raczej niespotykane. Jeżeli, ktoś pamięta filmy z Wałęsą, kiedy był już prezydentem to swoich połowów dokonywał właśnie tam. Dodam, że za PRL płot był pojedyńczy tak jak na obrazie nr 5, płot podwójny (ten z obrazka nr 1) pojawił się tam po roku 1989. Strefa B była strefą niedostępną dla gości ośrodka, mimo braku ogrodzenia pomiędzy strefą A a strefą B. Jeżeli, ktoś z gości przekroczył granice strefy B, był z automatu wywalany z ośrodka i były spore nieprzyjemności. Po jeziorze można było pływać całym i wychodzić na liczne pomosty, również te zbudowane na strefie B, lecz postawienie stopy na lądzie oznaczało kłopoty jak wyżej.
Jeżeli, Ktoś ma ochotę to mogę jeszcze trochę opisać ciekawostek, dodam również, że znałem osobiście nauczyciela języków obcych, który tam wykładał (znał bagatela 6, a jego ulubionym był włoski), przyjaźniłem się z jego synem, mieszkaliśmy drzwi w drzwi w Warszawie.
To bardzo ciekawe to co Pan opisał. Czy mógłbym prosić o trochę więcej ciekawostek związanych z ośrodkiem w Kiejkutach?
Witam, pisze Pan o głębokości 70 metrów. Jezioro Starokiejkuckie to maksymalna głębokość 30,2 m. Pozdrawiam
Przypomniał mi się taki jeden zabawny szczegół, opowiadany przez językoznawcę. Grupy kursantów mogły raz na jakiś czas wraz z prowadzącym (w tym przypadku wspomnianym nauczycielem), pojechać razem pobawić się. Warunek był jeden mówimy tylko języku w którego się uczymy – w tym przypadku był to wspomniany włoski. Więc Panowie otrzymali zachodnie ciuchy , samochód i wybrali się do knajpki, która mieściła się niedaleko szkółki milicyjnej w Szczytnie. Dobrze się bawili coś tam wypili, ale kelnerka widząc „zachodnich” klientów lekko podchmielonych zamierzała oszukać ich na rachunku. Jakież było jej ździwienie, kiedy po otrzymaniu rachunku dostała naganę od szefa grupy (tylko on miał prawo odezwać się po Polsku), „Co Ty sobie wyobrażasz ty stara k…:)”.
Nadmienię, że praktyk wysyłania grup na imprezy w okolicę szybko zaprzestano, po tym jak zorientowano się, że zachodnie wywiady obserwują okolicę i każdy kto się wybrał na taką zabawę, mógł liczyć na
Powitanie po prawdziwym imieniu i nazwisku (a nie widniejącym w paszporcie), w Hamburgu czy Rzymie.
Spotykam się w przyszłym tygodniu z moją Matką, podpytam o temat, coś więcej będę mógł napisać nie tylko z perspektywy dziecka. Więc jak są chętni to zbiorę parę następnych ciekawostek dotyczących tego miejsca.
Szanowny RC może nie historyczna, ale na pewno ciekawostka. Pozdrawiamy :)
A orientujesz się co to za ludzie którzy chronią jednostkę i ciągle jeżdżą tym czarnym nissanem patrolem z kamerką po Kiejkutach do okoła. Czasem wpadną do sklepu spożywczego po coś i znają się z miejscową ludnością. Chyba własciciele sklepu czy ekspedientka „strzela im z ucha” jak ktoś sie zatrzyma na dłużej z inną rejestracją niż Kiejkuty. Kiedyś podobno była kompania wartownicza ok 300 żołnierzy z Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych MSW, później jak technika i elektronika poszła na przód, nie było już potrzeba tylu żołnierzy ale nadal to byli NJW MSW, później Biuro Ochrony Rządu w polowych wojskowych mundurach, a teraz nie wiadomo czy to jakiś mały pluton wartowniczy ludzi z Agencji Wywiadu, bo na mundurach nie mają żadnych dystynkcji, nie okazują legitymacji żadnych, nie mają nawet pagonów, albo żadnych stopni na pagonach, tylko plakietki z flagą biało-czerwoną na rękawach, latem zazwyczaj noszą okulary taktyczne aby jak najwiecej twarzy zasłaniały, albo żeby inni nie widzieli gdzie sie patrzą i co obserwują, a zimą potrafią jeździć w kominiarkach.
mówi się, że dwa najstarsze zawody na Świecie to prostytucja i szpiegostwo :)
Tak jak w każdej dziedzinie ,taki w wywiadzie PRL bił na głowę obecną bananowa rzepe nr 3 a może 6 parodie państwa całkowicie zależną od USRAELA i Watykanu.
Czy byli jacyś znani szpiedzy jeszcze żyjący szpiegujący dla Polski poza Zacharskim?
najlepszy na świecie wywiad to ma Watykan oraz najbogatsi na świecie masz kase to masz i możliwości chociaż w dzisiejszym świecie wszyscy wiedzą o wszystkich prawie wszystko
To w takim razie Kuweit i Arabia Saudyjska maja najlepsze wywiady na swiecie bo najbogatsze kraje? hahaha
Dzień dobry służyłem w Kiejkutach Starych w latach 93/94 i pracowałem w Kasynie przyjeżdżali wtedy Kuroń, Milczanowski, Suchocka i szkolono jeszcze wówczas szpiegów którym na poligon dostarczałem posilki
Trzeba było ich wytruć wszystkich i był by święty spokój.
Wypada uzupełnić tę relację o ciekawy szczegół odnośnie wyposażenia Ośrodka w Starych Kiejkutach. Chodzi o znajdujący się na jej terenie w czasie PRL /nie wiem czy jest teraz,czy nadgoliwy proboszcz wywiadu nie kazał usunąć/ drewniany ,czwokokatny posąg Światowida. To prasłowiańskie bóstwo posiada na każdej ścianie wyrzezbioną ludzką twarz o innym wyrazie.Cztery ludzkie twarze skierowane na cztery strony świata są znakomitym symbolem dla polskiego wywiadu. Ktoś miał doskonały pomysł i warto tę tradycję kontynuować.
Czy światowit jest Bogiem prawdziwym, przed partią Chrystusa?
Polecam wydaną w 2022 książkę John’a Pomfret’a pt. Pozdrowienia z Warszawy.
Jest to studium międzynarodowego , zwłaszcza amerykańskiego wywiadu i o tym jak współpracowały polskie tajne służby i CIA. Znajdą tam czytelnicy dużo znanych dzisiaj nazwisk, trochę też o Starych Kiejkutach
Służby specjalne RP czy mafia?
Lech Szewczyk
Polecam przeczytać wyżej wspomnianą książkę autorem książki jest Lech Szewczyk w YouTube jest ta książka w postaci audio book