„Nasza miłość jest tak silna, że żadna odległość jej nie osłabi” – zapewniał Zygmunt Stary swoją pierwszą żonę, Barbarę Zápolyę. Kochał ja na zabój. Chyba nawet dziesiątki lat po jej przedwczesnej śmierci.
Barbara Zápolya nie była królewną. Wielu mogłoby powiedzieć, że w ogóle nie była właściwą partią dla polskiego monarchy. Ale czy słusznie? Pochodziła z rodu, który pod względem wpływów politycznych i bogactwa plasował się w czołówce Europy Środkowej, z powodzeniem rywalizując z wielkimi dynastiami.
Była siostrą wojewody siedmiogrodzkiego Jan Zápolyi – potężnego węgierskiego magnata, który miał w swoim posiadaniu siedemdziesiąt dwa zamki i miasta, a do tego dysponował wprost bajecznym majątkiem. Co więcej: Jan uchodził za potencjalnego pretendenta do węgierskiego tronu w przypadku wygaśnięcia dynastii wraz ze śmiercią bezdzietnego (a przynajmniej nieposiadającego legalnych potomków) Ludwika II Jagiellończyka.
Ślub, budzący wielkie zainteresowanie na arenie międzynarodowej i opór rywalizujących z Jagiellonami Habsburgów odbył się 8 lutego 1512 roku. Barbara otrzymała od brata olbrzymi posag – nawet pięć razy wyższy od tych, jakie zapewniano polskim królewnom.
Zygmunt Jagiellończyk (bo przecież jeszcze nie „Stary” – miał wtedy dopiero 45 lat) mógł się cieszyć z dopływu gotówki, szczególnie, że aby zorganizować godne wesele był zmuszony się zapożyczyć. Nie tylko pieniądze przyniosły mu jednak radość. Przede wszystkim sama panna młoda natychmiast go urzekła.
Za łaską Bożą jak najśpieszniej przylecimy. Listy miłosne Zygmunta Starego
Mówiono o niej, że to najprawdziwszy anioł. Miała zaledwie siedemnaście lat, była piękna, cicha, delikatna jak polny kwiat i urzekająco naiwna. Kronikarz Marcin Kromer pisał o niej, że była „świętą i pobożną panią”, która nieustannym postem i modlitwami wypraszała u Boga sukcesy Polski w wojnach i w dyplomacji. Marcin Bielski dodawał, że dzięki jej „niewymownej dobroci” kochali ją wszyscy poddani. Zwłaszcza jednak – zakochał się w niej bez pamięci sam król.
Nie rozstawał się z żoną ani na krok, zabierając ją w każdą podróż, nawet gdy ta była już w zaawansowanej ciąży. Gdy wreszcie wojna z Moskwą i przygotowania do bitwy pod Orszą zmusiły go do rozłąki, zaczął słać do Barbary długie, wręcz płomienne listy.
Zachowało się ich wiele i mają zupełnie inny charakter niż rzeczowa, pełna podniosłych frazesów korespondencja Zygmunta i jego drugiej żony, Włoszki Bony Sforzy.
Do Barbary król pisał z czułością i tęsknotą. „Nasza miłość jest tak silna, że żadna odległość jej nie osłabi” – rzucił w jednym liście. Stale dbał o dobre samopoczucie żony. Zachowały się chociażby jego prośby, by królowa nie przesiadywała zbyt długo w kościele, a także by „dla odpoczynku umysłu i ruchu ciała przechadzała się po ogrodzie lub po innym przyjemnym miejscu”.
Monarcha, mimo że z nadzieją wyczekiwał syna, nie robił Barbarze najmniejszych wyrzutów, kiedy ta urodziła mu dwie córki. Przeciwnie: gorąco upraszał żonę, by ta nie myślała nawet przypuszczać, iż przestanie był dla niego „zawsze najmilszą”. Z drogi, gdy nie mógł towarzyszyć Barbarze przy drugim porodzie, zapewniał ją: „za łaską Bożą jak najśpieszniej przylecimy, aby nacieszyć się najmilszym dla nas obliczem Waszej Królewskiej Mości”.
Ogółem król nie był w stanie znieść choćby tygodnia bez pisania do ukochanej. Z krótkiego, pięciomiesięcznego wyjazdu poza Kraków zachowało się dwadzieścia jego epistoł do Barbary. „Już więcej nigdy nie dopuszczę, abyśmy choć na krótko i na niewielką odległość się z Waszą Królewską Mością rozłączyć mieli!” – zapewniał w jednej z nich. Rozłąka okazała się jednak bardzo szybka i nieodwołalna.
„Niewypowiedziana agonia”. Śmierć i żałoba po królowej Barbarze
Królowa zmarła 2 października 1515 roku – niedługo po narodzeniu drugiego dziecka, „wśród boleści i niewypowiedzianej agonii”. Przyczyny zgonu nie są znane. Sprzeczne relacje świadków i komentatorów sugerują, że śmierć nie nastąpiła z winy gorączki połogowej, ale raczej wylewu krwi do mózgu lub ataku serca. Barbara nie zdążyła chyba nawet ukończyć dwudziestego roku życia.
Towarzyszący konającej żonie Zygmunt „zanosił się od płaczu”. Na długie miesiące monarcha pogrążył się w głębokim żalu. Nie zważając na opinię otoczenia, spędzał dnie i noce, szlochając za ukochaną. Zupełnie przy tym zapomniał o sprawach państwowych, oddając je w ręce przekupnych urzędników.
Na dobrą sprawę to właśnie czarna rozpacz i umysłowe odrętwienie króla pomogły Bonie Sforzy, a przede wszystkim matce włoskiej księżniczki, Izabeli Aragońskiej, w wywalczeniu polskiej korony. Monarcha nie chciał myśleć o ożenku, roztrząsać, która kandydatka będzie najlepsza i zdoła godnie zastąpić zmarłą. Zostawił wszystko w gestii otoczenia, niemal nie wychylając nosa ze swojej komnaty.
Bona została królową, bo jej matka wiedziała kogo przekupić pieniędzmi lub obietnicami. Przyjazd nowej władczyni wiosną 1518 roku zakończył długi okres żałoby Zygmunta. Król nigdy jednak nie pokochał Bony tak, jak kochał Barbarę. I nigdy chyba nie zapomniał o kobiecie, która w ciągu niespełna trzech lat małżeństwa dała mu tak wiele radości.
Źródło:
Więcej na temat zagmatwanych dziejów rodu Jagiellonów dowiesz się z książki Kamila Janickiego pt. „Damy złotego wieku” (Znak Horyzont 2014). Artykuł powstał w oparciu o literaturę i materiały zebrane przez autora podczas prac nad książką.
KOMENTARZE (13)
jaki ojciec taki syn …
Czyli kolejni Zygmuntowie nie kochali odpowiednio August Barbary a Trzeci Anny? Sobieski nie kochał Marysieńki? Przepraszam, ale to sugeruje tytuł :-\
Daty urodzenia królowej nie są pewne, takoż i wiek 20 lat zgonu. Dziwne, że podajecie je jako coś znanego.
Brzydką Elżbietę Rakuszankę bardzo, bardzo mocno kochał jej małżonek, Kazimierz IV Jagiellończyk. I to jest fakt.
Pani Evo, ale co ma do tego brzydota? Nie wyklucza ona przecież miłości. Pozdrawiamy ;)
Spłodzenie 13 dzieci z jedną kobietą nie musi świadczyć o wielkiej miłości, Zygmunt Stary równie pilnie pracował z Boną nad potomstwem, a z artykułu wynikałoby, że uczucia za wiele tam nie było…artykuł powinien mieć tytuł „Byc może edyna polska królowa poślubiona z rozsądku, którą mąż kochał…”
Długosz (który przecież znał ich osobiście) napisał że Kazimierz Jagiellończyk „małżonkę swą nad wyraz miłował, a także ona jego”. No i nie zdradzał jej.
Podobno Kazimierz zażywał kapieli w łaźni w towarzystwie młodych pań, więc trochę mi tutaj jego małżenska wierność nie pasuje. A nawet jeśli uznać, że Kazimierz szczerze kochał żonę, to w sumie tytuł artykułu zaczyna się od słów „Być może jedyna…”, tak więc nie wyklucza, że mogły być inne królowe, równie mocno kochane przez swych małżonków.
Piękny artykuł o Kazimierzu i Elżbiecie:
http://kobietyihistoria.blogspot.com/2013/04/kopciuszek-dalsze-losy.html
A Helena Moskiewska i żony (szczegolnie Anna, bo Konstancję poślubił głównie ze względu na podobieństwo do jej siostry) Zygmunta III Wazy? Również były poślubione z rozsądku i kochane przez mężów
Oczywiście nie przeczymy, że również inni polscy władcy darzyli swoje małżonki ciepłymi uczuciami, lecz trzeba przyznać, że miłość Zygmunta do Barbary szczególnie się na tym tle wyróżniała (zwłaszcza wobec licznych przypadków jawnej niechęci monarchów do żon, np. Władysława Jagiełły wobec Jadwigi).
Marmurowe popiersie z Oleska na wstępie artykułu to Barbara Radziwiłłówna, nie Zapolya. W internecie (chyba nawet na Wiki) ktoś umieścił źle opisane zdjęcie i wszędzie się rozpowszechniło. Nawet w artykułach naukowych.
Nieprawda, bo właśnie to po pierwszej zostało źle opisane jako Radziwiłłówna, dopiero litewscy historycy sztuki całkiem niedawno zauważyli, że ani fizjonomia, ani strój modelki nijak się mają do kobiety żyjącej o wiele później, niż na to na przykład wskazuje ubranie. W pracach o ikonografii Barbary Radziwiłłów jest to bardzo dobrze wyjaśnione, tylko że po litewsku. Widać zresztą, że pewne elementy są dodane o wiele później i pewnie dopiero w XVIII albo wręcz XIX wieku ktoś uznał, że to Radziwiłłówna, a ona się tak nie mogła obierać bo ubiór jest ewidentnie węgierski z początkowych lat XVI w., gdy Barbary R. jeszcze na świecie nie było, zresztą jakim cudem Litwinka mogłaby się ubierać po węgiersku w bardzo starym stylu i mieć na głowie równie archaiczną koronę? To dzieło jest bardzo wysokiej klasy, o wiele wyższe, niż wszystkie portrety Radziwiłłówny razem wzięte.