Ciekawostki Historyczne
Nowożytność

Kto sfinansował wyprawę Ferdynanda Magellana? Przekręty u podstaw słynnej ekspedycji

Uważasz się za ofiarę banksterów? Zaskoczyły Cię raty kredytu? Co oznacza skrót RRSO dowiedziałeś się dopiero PO zaciągnięciu chwilówki?  Sen z powiek spędza Ci kurs franka? Bankowcy robią to z nami od wieków. Nie inaczej było z wyprawą jednego z najsławniejszych żeglarzy wszech czasów.

Cała historia nie zdarzyłaby się, gdyby nie słowa „Rób, co ci się podoba”. Wypowiedział je jednak nie Jurek Owsiak, ale portugalski król Manuel I Szczęśliwy. Przydomek historycy odnoszą do potęgi Portugalii, która osiągnęła swój szczyt w czasach panowania tego właśnie władcy (1495-1521). To były szczęśliwe czasy dla małego państwa, wciśniętego między Atlantyk i Hiszpanię.

Portugalia panowała na morzach i oceanach, do kraju spływały gigantyczne bogactwa, a traktatem z Tordesillas (1494) papież przyznał iberyjskiemu królestwu prawo do panowania nad połową świata. Naprawdę szczęśliwy Manuel powinien być jednak z tego powodu, że zmarł zanim 6 września 1522, poprzez meandrujący nurt Gwadalkiwiru, do sewilskiego portu dotarł samotny, nabierający wody i pokiereszowany statek – Victoria. Śmierć uchroniła władcę, przed poznaniem konsekwencji swoich słów.

Skierował je do swojego wiernego, choć niesubordynowanego szlachcica imieniem Ferñao de Magalhães – dziś lepiej znanego jako Ferdynand Magellan – umożliwiając mu tym samym przejście na stronę Hiszpanii.

Manuel I Szczęśliwy. Tutaj z Vasco da Gamą - innym wielkim podróżnikiem tej epoki.fot.domena publiczna

Manuel I Szczęśliwy. Tutaj z Vasco da Gamą – innym wielkim podróżnikiem tej epoki.

W służbie młodego króla Karola I Habsburga Magellan zorganizował wyprawę na wyspy korzenne drogą na zachód. A więc: ekspedycję dającą szansę na stworzenie nowego szlaku handlowego, pozwalającego importować do Europy przyprawy z pominięciem portugalskiego konkurenta. I z bajońskim zyskiem. Docierając do Sewilli Victoria przypieczętowała zwycięstwo większego z iberyjskich rywali w renesansowym odpowiedniku kosmicznego wyścigu ZSRR i USA.

Zanim to się jednak stało, trzeba było tylko trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy. I tu na scenę wkracza rodzina Fuggerów. A dokładniej ich agent – Cristóbal de Haro.

Potrzeba pożyczkowa

Trzeba uczciwie przyznać, że banksterzy mogą odgrywać rolę w naszym życiu, bo są nam potrzebni. Nikt, kto nie potrzebuje pożyczać pieniędzy nie korzysta z ich usług. A że potrzeby są zazwyczaj odzwierciedleniem ambicji to na początku XVI wieku niewielu władców miało je większe, niż młody Karol Habsburg. Król mógł zwrócić się właściwie w jedno miejsce, by zdobyć środki na sfinansowanie swych projektów – do Fuggerów.

Jakub Fugger. Nie bez powodu nazywany Bogatym.

Jakub Fugger. Nie bez powodu nazywany Bogatym.

Ta niemiecka rodzina już od 200 lat rozwijała swoją finansową potęgę i nie zamierzała robić ani kroku w tył. Przedstawiciel Fuggerów w Hiszpanii zajmował się działalnością, którą dziś określilibyśmy mianem venture-capital. Wyszukiwał potencjalnie zyskowne przedsięwzięcia i w nie inwestował. Start-upami epoki, które obiecywały potencjalnie największą stopę zwrotu były odkrycia geograficzne. Portugalczycy rozwijali swoje faktorie handlowe w Afryce i Indiach, hiszpańska kolonizacja Ameryki Środkowej trwała w najlepsze, a Cortes przygotowywał właśnie swoją wyprawę do Meksyku. Pierwsi Europejczycy widzieli już ocean leżący po zachodniej stronie nowego świata.

Początkowo de Haro stawiał na Portugalczyków – to oni prowadzili w wyścigu. Prawdopodobnie po cichu sfinansował jedną z utajnionych wypraw do Brazylii. Jej celem było, jak się przypuszcza, odszukanie cieśniny prowadzącej na Zachód. Wyprawa zakończyła się klapą, a bankier popadł w konflikt z krnąbrnym królem, który nie chciał mu chyba zwrócić zainwestowanych (i zaprzepaszczonych) pieniędzy.

W ambicjach młodego Karola dostrzegł, podobnie jak Magellan, swoją szansę na niebotyczne zyski. Ich relacja to klasyczny przykład niejasnych układów na styku polityki i biznesu. Habsburg potrzebował pieniędzy Fuggerów, a oni potrzebowali jego opieki i przychylności, żeby móc zarabiać ich jeszcze więcej. Oczywiście i jednym i drugim potrzebny był ktoś od brudnej roboty. Ktoś, kto weźmie na siebie całe ryzyko.

Klient, a raczej dłużnik

Jak opisać Magellana? Zastanawia się czołowy historyk epoki odkryć geograficznych, a przy tym weteran drugiej wojny światowej i kontradmirał US Navy Samuel Elliot Morrison: „Ciemnej karnacji, niskiej postury, ale szeroki w barach, lecz przede wszystkim twardy, twardy, TWARDY”. Ci, którzy z powodu wzrostu nie poznali się na nim w porę zapłacili wysoką cenę.

Żołnierska twardość i osobista odwaga czyniły z niego człowieka żądnego wielkich czynów i skłonnego do nadmiernego ryzyka. Na szali położył rodzinną reputację i majątek, porzucając Manuela I i proponując swoje talenty dowódcze oraz nawigatorskie jego największemu wrogowi – królowi Hiszpanii. Magellan był nawet gotów poświęcić własne życie, byle zyskać nieśmiertelną sławę. Wierzył, że jest panem własnego losu. W rzeczywistości stał się jednak marionetką, na łasce i niełasce króla oraz jego sprytnego bankiera.

Jego pozycja negocjacyjna nie była wcale lepsza od pozycji współczesnego przedsiębiorcy negocjującego z bankiem umowę kredytową. Nie mógł też pójść do innego banku czy na Kickstartera.

W XVII wieku Fuggerowie będą nawet bić własne, złote monety.

W XVII wieku Fuggerowie będą nawet bić własne, złote monety.

Gdy Magellan uzyskał już królewską zgodę na swoje szalone przedsięwzięcie i przymierzono się do jego realizacji, stało się jasne, że nie będzie to wyprawa tania. Ustalono, że w skład Armady Molukańskiej (oficjalna nazwa ekspedycji – od archipelagu Moluków, celu wyprawy, czyli wysp korzennych) wejdzie pięć statków oraz niemal 250 załogantów.

Statki nie były pierwszej jakości, trzeba było właściwie zbudować je od nowa i zaopatrzyć na długi rejs. Marynarzom (nie wszyscy byli żądni sławy) zapłacić z góry – to jedyny sposób, by mogli zabezpieczyć rodziny na wypadek śmierci. Bo to, że nie wszyscy wrócą żywi było więcej, niż pewne.

Całość kosztów ocenia się w literaturze na zawrotną sumę 8 milionów 751 tysięcy i 125 marawedi, udział Króla na sześć i pół miliona marawedi, a Cristóbala de Haro na niemal dwa miliony. Skąd jednak Karol I – zadłużony po uszy, jak już powiedzieliśmy – miał taką olbrzymią kwotę? Nie mylicie się. Pożyczył ją… od tego samego Cristóbala de Haro.

Z tego tytułu de Haro miał oczywiście otrzymać wysoki procent. Może nawet 14% w skali roku. Całkowity udział agenta Fuggerów w kosztach ekspedycji ocenia się nawet na trzy czwarte. Czy to duże pieniądze? Tak, bardzo duże. Laurence Bergreen w swojej książce poświęconej Magellanowi wartość jednego marawedi przelicza na 12 centów. To jednak na pewno nieprawidłowa wycena, wynikająca z prostego przeliczenia wartości kruszcu na dzisiejsze ceny. Nieco lepsze wyobrażenie daje przeliczenie tych kwot po cenach pracy.

Król Hiszpanii, Karol Habsburg.

Król Hiszpanii, Karol Habsburg.

Dysponując taką kwotą i przy założeniu, że chcielibyśmy zatrudnić kogoś na 250 dni pracy w roku moglibyśmy sobie pozwolić na 730 lat pracy wykwalifikowanego cieśli albo 1000 lat pracy niewykwalifikowanego robotnika. A to bardzo konserwatywne szacunki. Prości marynarze mustrowali się na okręty Magellana w zamian za 1000 marawedi.

Cristóbal de Haro, rzecz jasna, nie zamierzał ryzykować takich pieniędzy bez – choćby widoku – ogromnych zysków. Mogły one wynieść nawet 400 procent. Sam bankier był jednak ostrożniejszy w swoich szacunkach: liczył na co najmniej 250 procent zysku. Człowiekowi, który ryzykował życiem, by dla niego te pieniądze zarobić obiecał (za pośrednictwem króla) „hojne” warunki – 5% zysku z przedsięwzięcia.

Cross-selling, czyli wyciskanie cytrynki

Zastanawialiście się kiedyś dlaczego banki wciskają Wam kolejną kartę kredytową albo siódme konto oszczędnościowe? To proste – chcą na Was więcej zarobić. Choćbyście nie mieli, ani złotówki więcej, to same opłaty, ubezpieczenia i prowizje przyniosą banksterom dodatkową kasę. Współczesne zagrywki byłyby bardzo bliskie Fuggerom. Mistrzostwo w nich osiągnął Haro.

Każda flota handlowa – a taki przecież był biznesowy cel Magellana – musiała zabrać ze sobą towary na wymianę. A te towary ktoś musiał dostarczyć. Zgadniecie kto? Nie, nie był to znany nam już bankier, ale… jego brat. Mieszkający w Antwerpii Diego de Haro. A kwota? 1 616 781 marawedi. Nie wiemy, jaką marżę Fuggerowie z tego wyciągnęli, ale jest pewne jak słońce, że nie dostarczyli ich bezinteresownie. Korzyść z ekspedycji mieli więc jeszcze zanim ta w ogóle wyruszyła w drogę.

Ferdynand Magellan, a w tle flota ufundowana przez Fuggerów.

Ferdynand Magellan, a w tle flota ufundowana przez Fuggerów.

Jeśli myślicie, że de Haro na tym poprzestał, to zajrzyjcie do swojej umowy kredytowej. Jesteście zdziwieni? Zaskoczeni? Zdumieni? Gdy Magellan po raz pierwszy czytał królewską instrukcję w sprawie podróży w nieznane, też musiał rwać włosy z głowy. Tak on, jak i wy nie możecie nic poradzić na ten kamień młyński. Magellan, bo instrukcję wydał król. Wy, bo umowę już podpisaliście. Za to łatwo możecie sobie wyobrazić reakcję odkrywcy – przerażenie zmieszane ze zdziwieniem i myśl: Czy jego wysokość sądzi, że nigdy nie byłem na morzu?

Trzeba uczciwie przyznać, że za przygotowanie wielu z punktów instrukcji odpowiedzialni byli urzędnicy władcy, którzy chcieli zapobiec naruszeniu traktatu z Tordesillas. Spora część z nich zabezpieczała jednak interesy de Haro. A o tym, że był on pierwszej klasy szczególarzem niech świadczy dokumentacja księgowa wyprawy (niestety dotychczas nieopublikowana), licząca sobie bez mała 50 tomów.

Efektem był śmiertelny wróg każdego biznesu – micromenagement. Dla Magellena i jego przedsięwzięcia najbardziej dalekosiężne skutki przyniosły ciągłe interwencje w politykę kadrową. Ograniczono liczbę załogantów do 236 i zmuszono admirała do zwolnienia ludzi, których zamierzał zatrudnić „na lewo”. Głębszym problemem był wpływ króla i bankiera na kadrę oficerską. Magellan zamierzał wziąć na pokład jak najwięcej ludzi zaufanych. W owych czasach oznaczało to przede wszystkim krewnych. A w tym konkretnym przypadku oznaczało to jednocześnie Portugalczyków. Tego dumni Hiszpanie znieść nie mogli.

Statki Magellana przepływające przez cieśninę na południe od Patagonii.

Statki Magellana przepływające przez cieśninę na południe od Patagonii.

Magellanowi nie udało się zatrudnić wszystkich, których chciał. Udało się to natomiast Cristóbalowi de Haro. Bankier wiedział, że szczegółowa instrukcja to za mało. Wiedział, że potrzebuje ludzi na miejscu, którzy będą pilnować jego interesów.

Zabezpieczenia, czyli kiedy wszystko wypali Ci w twarz

Dzisiejsi banksterzy muszą być subtelniejsi od de Haro bo mniej im wolno. Przynajmniej oficjalnie. Teoretycznie nie są w stanie wetknąć swoich ludzi do firmy, której pożyczają pieniądze. W praktyce prawie zawsze znajdzie się ktoś „swój” – czy to w radzie nadzorczej czy w zarządzie. Człowiekiem de Haro był Geronimo Guerra. Oficjalnie pełnił funkcję pisarza okrętowego. Był jednak spokrewniony z bankierem i dostawał pensję mniejszą tylko od tych kapitańskich. Mówiąc wprost: był szpiegiem. Umieszczając go w załodze, de Haro miał zamiar zabezpieczyć swoje interesy.

Nie tylko nie osiągnął celu, ale poniekąd – właśnie za sprawą tej decyzji sprowadził śmierć na zdecydowaną większość uczestników wyprawy. A zarazem: pomniejszył kilkukrotnie zyski tak swoje, jak i króla. To już jednak temat na osobny artykuł.

Bibliografia:

  1. Samuel Eliot Morrison, The European Discovery of America. Southern Voyages, Oxford University Press, New York 1993.
  2. Laurence Bergreen, Poza krawędź świata, przeł. Jan Pyka, Rebis, Poznań 2014.
  3. Paul Hermann, Pokażcie mi testament Adama, PIW, Warszawa 1968.

KOMENTARZE (3)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Szymon

Trochę tendencyjne anty korporacyjne ale traktując z przymrużeniem oka czyta sie świetnie ?

62.mark kraus

Ale niestety tak działa ten świat

Starożytny

Przecież to było 500lat temu, nie od dziś wiadomo, że wtedy właśnie świat dzielili starożytni kosmici a ich nie interesowały banki. Mieli tunele czaso przestrzenne i dotarcie do Ameryki to kwestia kilku sekund!!
Są na to dowody!!!

Jeśli chcesz zgłosić literówkę lub błąd ortograficzny kliknij TUTAJ.

Najciekawsze historie wprost na Twoim mailu!

Zapisując się na newsletter zgadzasz się na otrzymywanie informacji z serwisu Lubimyczytac.pl w tym informacji handlowych, oraz informacji dopasowanych do twoich zainteresowań i preferencji. Twój adres email będziemy przetwarzać w celu kierowania do Ciebie treści marketingowych w formie newslettera. Więcej informacji w Polityce Prywatności.