Mieszkańcy Kresów opuszczali rodzinne strony. Warszawiacy wracali do zrujnowanych domów. Ale także w tych niepewnych czasach nie było mowy o Wielkanocy bez pisanek. I świątecznego śniadania, nawet, jeśli szynkę zastąpiły... radzieckie konserwy.
Niedziela wielkanocna w 1945 przypadła na 1 kwietnia, czyli prima aprilis. Obrazy, które wyłaniają się ze wspomnień świadków tamtych dni, wcale nie budzą jednak wesołości. W niektórych rejonach wciąż trwały walki. Na obszarach wyzwolonych brakowało niemal wszystkiego.
Choć starano się, mimo niedostatku, podtrzymać wielkanocne tradycje, świąteczne stoły prezentowały się skromnie. Czasem biały obrus zastępowało prześcieradło. Poczęstunek składał się z jajek, koniny lub radzieckiej tuszonki, czyli mięsnej konserwy. Na ciasto, szynkę lub kiełbasę mogli sobie pozwolić tylko nieliczni.
Nastroje wśród ludzi byli mieszane. Część cieszyła się z wyzwolenia, ale nie brakowało też Polaków, którzy już zdążyli zrozumieć, co tak naprawdę oznacza „oswobodzenie” przez Armię Czerwoną.
Wojciech Braun, który Wielkanoc w 1945 roku spędzał w Nowym Dworze Mazowieckim, szczególnie zapamiętał mszę rezurekcyjną. W jej trakcie, gdy zaintonowano „Boże coś Polskę”, część ludzi wyraziła swój sprzeciw, zmieniając słowa pieśni. Zamiast Ojczyznę wolną pobłogosław Panie śpiewano: Ojczyznę wolną racz nam zwrócić Panie. Ten drobny, lecz wymowny akcent sprawił, że katolicki obrzęd zamienił się w manifestację polityczną.
Mimo zbliżającego się końca wojny święta 1945 roku trudno nazwać spokojnymi. Pewną rodzinę z Trościańca Wielkiego na Podolu Wielkanoc zastała… na rampie kolejowej. Została wysiedlona już w styczniu 1945 roku, ale podróż z z Kresów do nowego miejsca przeznaczenia trwała wiele miesięcy. Mimo niesprzyjających okoliczności, grupce podróżnych udało się zorganizować przynajmniej namiastkę zwyczajowych obchodów. Pozwolono im uczestniczyć w mszy świętej w pobliskim miasteczku. Każdy z członków rodziny otrzymał od księdza święcone jajko. Zjedli nawet niewielkie wielkanocne śniadanie, składające się z żywności podarowanej przez przypadkowych ludzi.
Cukierek podzielony na kilka części
Wiosną 1945 roku niepokój czuło się wszędzie. W wielu miejscowościach uciekających Niemców natychmiast zastępowali Rosjanie. Doświadczenia nabyte podczas tych pierwszych kontaktów Polaków z radzieckimi żołnierzami były skrajnie różne. I na pewno nie zawsze pozytywne. Tak wkroczenie Armii Czerwonej opisuje Dariusz Kaliński w książce „Czerwona zaraza. Jak naprawdę wyglądało wyzwolenie Polski?”:
Wiosną 1945 roku doszło do licznych aktów przemocy wobec naszych rodaków ze strony żołnierzy sowieckich. Napadano na pociągi, domy prywatne, rabowano całe wsie. Na ziemiach wyzwolonych osadnicy porzucali przyznane im poniemieckie domostwa i uciekali w popłochu do centralnej Polski.
Źle wkroczenie Sowietów wspomina mieszkaniec Warmii, Edelgard Hanowski. Do jego miejscowości czerwonoarmiści dotarli tuż przed Wielkanocą. On sam wraz z rodziną na wieść o nadciągającym wojsku uciekł do lasu. Do domu wrócił dopiero na święta. Zastał jednak splądrowane gospodarstwo. Rosjanie zabili nawet jego psa.
Czy można w tak trudnych i niepewnych warunkach w ogóle myśleć o świętowaniu? Mimo biedy i strachu wielu Polaków urządzało tradycyjne atrakcje z myślą o swoich dzieciach. Dawano im nawet symboliczne prezenty! Najmłodsi dostawali po jajku i kawałku cukierka czy dropsa. Trudno dostępne łakocie dzielono na kilka części, by obdarować jak najwięcej osób. Dzieciom z najuboższych rodzin produkty na rodzinne świąteczne śniadanie wkładali do koszyków pomocni sąsiedzi.
Nowe porządki
Szczególnie nieciekawie zapowiadały się święta żołnierzy Armii Krajowej. Wraz z wkroczeniem Sowietów do Polski zaczęły się pierwsze aresztowania. Lwowskich akowców represje dotknęły już latem 1944 roku. Kilka miesięcy później, w listopadzie, NKWD stworzyło dla nich obóz w Skrobowie koło Lubartowa. Uwięzieni Polacy nie zamierzali jednak spędzać w nim Wielkanocy.
Pod koniec marca 1945 roku aż 48 więźniom udało się uciec. Tak wspomina te wydarzenia jeden ze zbiegów, Tadeusz Czajkowski:
Wkrótce po naszym wyjściu z obozu ruszyła gigantyczna obława. Uczestniczyły w niej jednostki zaporowe Armii Czerwonej, funkcjonariusze NKWD, UB i MO. Jeden z jej członów stanowił szwadron sowieckiej kawalerii. Tropiły nas samoloty kukuruźniki, tam, którędy mimo wiosennych roztopów można było przejechać, goniły za nami samochody pancerne.
Uciekinierzy święta spędzili już na wolności. Kilku z nich znalazło gościnę u przypadkowych rodzin we wsi Blizocin. Przyjęto ich i ugoszczono jak bohaterów. Była to jednak tylko krótka chwila wytchnienia. Już w poniedziałek wielkanocny żołnierze podziękowali gospodarzom i skierowali się na partyzancki szlak.
Wyjątkowe były też pierwsze polskie święta na Ziemiach Odzyskanych. Wiosną 1945 roku dopiero wprowadzano tam administrację polską. I tak, Landsberg przemieniał się powoli w Gorzów Wielkopolski. Florian Kroenke, pierwszy powojenny starosta. wspomina, że pierwsi Polacy przyjechali do Gorzowa pod koniec marca 1945 roku. W mieście znajdowało się wówczas 30 tysięcy niemieckiej ludności. Rodziny, które wkrótce miały zostać wysiedlone, obchodziły Wielkanoc obok tych, które dopiero przybyły i miały zająć ich miejsca.
Święto Zmartwychwstania w powojennej Warszawie
A jak wyglądały pierwsze powojenne święta w mieście, które przeżyło zagładę? Warszawa leżała w gruzach. Zwały pokruszonych cegieł i betonu, resztek mebli i śmieci tymczasowo zgarnięto na boki ulic. Sięgają kilku metrów. Wywieźć ich nie sposób – opisuje powojenną stolicę reporterka Magdalena Grzebałkowska. Ale do ruin wracało życie. Handlarki sprzedawały palmy wielkanocne wokół pozostałości zburzonego kościoła.
W zniszczonej stolicy brakowało wszystkiego: miejsca do spania, chleba, jajek. Żywność przywożono z podwarszawskich miejscowości. Dobrze zaopatrzony był też bazar Różyckiego na Pradze. To właśnie tam Warszawiacy robili świąteczne zakupy.
Ceny były wysokie, dlatego świąteczne menu prezentowało się raczej skromnie. Posiłek składał się z kartofli i koniny. Prawdziwym rarytasem było parę plasterków szynki. Za pożyczone od kuzyna pieniądze kupiliśmy kilka jajek i pętko kiełbasy, żeby było na śniadanie wielkanocne – wspomina Janina Loth-Borkowska. Ona sama pierwszą powojenną Wielkanoc spędziła wraz z rodziną u ciotki na ulicy Złotej. W mieszkaniu, w którym się zebrali, nie było nawet szyb w oknach.
Byli jednak i tacy, którzy w święta znaleźli się w jeszcze gorszej sytuacji. Najubożsi mogli jednak skorzystać z pomocy agencji „Głodny Żołądek”. W niedzielę wielkanocną ruszyła też pomoc Wydziału Aprowizacji, o czym informowało „Życie Warszawy”. Odtąd codziennie wydawano tam każdemu, kto się zgłosił, jednego kotleta schabowego o wadze 157,5 grama. Osoby, które straciły uzębienie, otrzymywały słoninę.
Warszawiacy odwiedzali Grób Pański w kościele Św. Anny, który znajdował się po niezniszczonej przez Niemców stronie Krakowskiego Przedmieścia. Święcenie pokarmów odbywało się natomiast w ruinach. W końcu większość świątyń w lewobrzeżnej części miasta była zniszczona lub co najmniej mocno uszkodzona. Nietypowy charakter miały też rezurekcje. Tak zapamiętał wydarzenia z 1945 roku Andrzej Korgol:
Niezapomniane wrażenie pozostawiła mi w pamięci rezurekcja w owe święta. W nabożeństwie i procesji uczestniczyły tłumy wiernych, byli również przedstawiciele organizacji politycznych, administracji, ze sztandarami oraz oddział żołnierzy WP. Tradycyjnie również strzelano, ale była to istna kanonada, bowiem wszelkiego rodzaju amunicji było jeszcze dużo. W tym brał udział także znajdujący się na uroczystości oddział wojska – tylko oni strzelali na komendę swego zwierzchnika.
Wielkanoc 1945 roku przypadła na szczególny moment. Ludzie dopiero otrząsali się po latach wojny. Nie wiadomo było też, co dalej. Aż trudno uwierzyć, że znaleziono w tych warunkach czas na… pisanki. A jednak nawet w takim momencie dbano o specjalną oprawę świąt. Tak przygotowania referuje Zygmunt Kowalczykiewicz, który pierwszą powojenną Wielkanoc spędził w Koninie:
Na wielkanocnym powojennym śniadaniu koniecznie musiały być jajka. Te do szybkiego zjedzenia, i te dekorujące świąteczny stół. Gotowano je w łupinach cebuli, w wywarze z buraków lub listków oziminy. Uzdolnieni, igłami na barwnych skorupkach wyskrobywali różne wzorki. Inni zaś jajka malowali pędzelkami. Potem je woskowali, by nabrały połysku. Tę odpowiedzialną pracę chętnie wykonywały dzieci.
Bibliografia:
- Dariusz Kaliński, Czerwona zaraza. Jak naprawdę wyglądało wyzwolenie Polski?, Ciekawostki Historyczne.pl 2017.
- Magdalena Grzebałkowska, 1945. Wojna i pokój, Agora 2015
- Magda Szymańska, Powroty. Warszawa 1945-46, Dom Spotkań z Historią 2015.
- Zygmunt Kowalczykiewicz, Pierwsza powojenna Wielkanoc, „Koniniana. Miesięcznik Towarzystwa Przyjaciół Konina” nr 3 (2013).
- Kazimierz Olender, Moje Święta Wielkanocne w latach 1944-45, „Tygodnik Katolicki Niedziela” 23.04.2000.
- Ks. Piotr Sroga, Warmińska Wielkanoc, „Gość Niedzielny” nr 14 (8.04.2012).
- Tadeusz Czajkowski, Pamiętna Wielkanoc, Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa.
- Zbigniew Bodnar, Polskie początki Gorzowa w 1945 roku we wspomnieniach pionierów, Gorzów.com 28.03.2017.
- Jerzy S. Majewski, Tomasz Urzykowski, 70 lat temu obchodzone pierwsze wolne święta, „Gazeta Wyborcza” 05.04.2015.
- Relacja Janiny Loth-Borkowskiej, Banwar1944.eu.
- Bohaterowie żyją obok nas – Tadeusz Czajkowski – ucieczka ze Skrobowa, fragment wspomnień opublikowanych w „Historii Lokalnej” Bolesława Bezegi, NGOpole.pl 28.09.2011.
- „Życie Warszawy. Pismo codzienne” nr 90 (1945).
KOMENTARZE (8)
Zdjecie wyglada bardziej na zlobek niz grob panski
Jednak na pewno jest t grób pański. Proszę zwrócić uwagę na napis.
Tak napis jest jak najbardziej wielkanocny. Chodzilo mi o wystroj grobu.
Jakaś literówka się wkradła
Nietypowy charakter miały też rezurekcje. Tak zapamiętał wydarzenia z 1934 roku Andrzej Korgol:
Dziękujemy, literówka (czy też może cyfrówka?) została poprawiona.
Z całym szacunkiem, ale to nie były to radieckie konserwy, a amerykanskie. Prawdziwe są natomiast bazie, tych po wojnie było zatrzęsienie.
Ciekawy artykul. Pozwole sobie uzupelnic drobne niescislosci. Wielkanoc 1945 wypadala na 27 marca – Wielki Wtorek. Tego dnia w obozie NKWD w Skrobowie dla oficerow i podoficerow AK panowala rozluzniona dyscyplina – tak jak we wszystkie niedziele. Wiezieni tam byli przewaznie Akowcy z „wyluskanych” zolnierzy Ludowego Wojska Polskiego, lecz tez wielu z Powstania, a nawet z BCh. Ubrano ich w mundury niemieckie.
27 Wolynska Dywizje AK rozbrojono tam wczesniej. Jeszcze wczesniej znajdowal sie tam oboz dla jencow sowieckich.
Podoficerowie AK (bo oficerowie nir przylaczyli sie do ucieczki) rozbroili kilku wartownikow i opanowali magazyn broni. Nastepnie pod nieustannym ogniem karabinow maszynowych z wierzyczek strazniczych, bez wiekszych strat opuscili oboz. Osobiscie przypisuje to cudowne zdarzenie faktem istniena wsrod rosyjskich straznikow grupy Polakow wcielonych do Czerwonej Armii. Frontowi rosyjscy zolnierze mogli bez trudu wykosic wszystkich czterdziestu osmiu uciekinerow przesuwajacych sie na otwartym polu.W oblawie poleglo szesciu. Do „Orlika dotarlo tylko czterdziestu dwoch. Walczyli w oddziale najwaleczniejszego partyzanta lubelszczyzny. Sam Marian Biernaciak „Orlik”, dwukrotnir ranny w czerwcu 1946, zastrzelil sie.
Co do Wielkanocnych dan.
W Warszawie na poczatku 1945 roku urzednicy Biura Odbudowy Stolicy nie otrzymywali regularnych poborow, a i te byly glodowe. Za to byly rozne przydzialy przedmiotow, ktore mozna bylo sprzedac, lub wymienic na jedzenie.
Pamietam relacje jednego z dzieci urzednika BOS-u, ktory wspominal zupe skladajaca sie z wody z dodatkiem octu i drobno posiekanej cebuli.
Wowczas ta zupa mu bardzo smakowala, tyle ze do teraz unika smaku octu.