Nowe, komunistyczne władze powojennej Polski w zabudowaniach opuszczonych przez hitlerowców utworzyły własne więzienia. Do obozowych baraków zapędzono Niemców, Polaków i Ukraińców. W niektórych dochodziło do porażających ekscesów. Stalinowskim oprawcom udało się jednak uniknąć jakiejkolwiek sprawiedliwości.
Salomon Morel, kat ze Zgody
Niechlubne miano najbardziej bestialskiego (a przez to pewnie także najbardziej znanego) spośród komendantów ubeckich obozów przypada Salomonowi Morelowi. Ten młody partyzant trafił po wojnie do Służby Bezpieczeństwa… wprost z lasu. Wkrótce objął obóz Zgoda w Świętochłowicach. Jeszcze dziś miejsce to jest dla wielu Ślązaków symbolem stalinowskiej represji.
Niski, krępy, ze szpicrutą w dłoni, Morel witał swoich więźniów słowami: Auschwitz to było sanatorium w porównaniu z tym co wam tu urządzę. Umieralność na Zgodzie w najgorszym okresie przekraczała ilość zmarłych w sowieckim łagrze. Morel miał makabryczne upodobania: lubił na przykład kłaść ludzi na siebie, pokotem, tworząc gigantyczną piramidę. Była ona tak wysoka, że gdy komendant wchodził na jej wierzch pod sufitem, by tańczyć na ludziach kalinkę, ci, którzy znajdowali się na samym dole, nie mieli żadnych szans.
Salomon Morel był odpowiedzialny za krańcowe wyniszczenie, głodzenie i bicie obozowych więźniów. Także swoich podwładnych zachęcał zresztą do gwałtów i pobić. W obozie bito każdego dnia. Stan więźniów był tak zły, że dochodziło wręcz do aktów kanibalizmu! Pilnujący ich oficerowie KBW pozwalali członkom komanda, wrzucającym codziennie zwłoki do rowów pełnych wapna, na okaleczanie trupów.
Czy za te bestialstwa spotkała Morela zasłużona kara? Nic podobnego. Spędził w Polsce całe swoje życie zawodowe. Za Gomułki, w 1964 roku, obronił – i to z wyróżnieniem! – pracę magisterską na Wydziale Prawa Uniwersytetu Śląskiego. Była ona poświęcona… efektywnemu zarządzaniu osadzonymi w więzieniach!.
Sytuacja uległa zmianie dopiero po 1989 roku Katowicka prokuratura oraz Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu wytoczyły komendantowi proces o ludobójstwo. Odnalazło się bardzo wielu świadków pamiętających zbrodnie komendanta. Morel, by uniknąć sprawiedliwości, wyjechał z Polski. Zmarł w 2007 roku w Tel Awiwie.
„Krwawy Czesław” Gęborski
W późnych latach 40. rozgłos zyskał także Obóz Pracy w Łambinowicach na Śląsku Opolskim. Został on uruchomiony na infrastrukturze niemieckich Stalagów – obozów z okresu II wojny światowej. „Sławę” zapewnił mu zaś Czesław Gęborski, komendant, który pewnej nocy podpalił barak w obozie, a następnie stanął obok i strzelał do gaszących płomienie więźniów.
Zginęło 48 niemieckich cywilów. Próbę gaszenia obozu Gęborski nazwał próbą ucieczki, a swoje zachowanie – udaną próbą udaremnienia jej. Dla Gęborskiego mordowanie i znęcanie się nad ludźmi było na porządku dziennym. Wedle niektórych świadków zabijał, kiedy był wściekły na jakieś niepowodzenie zawodowe.
W przeciwieństwie do Morela Krwawego Czesława, jak nazywano Gęborskiego, udało się postawić przed wymiarem sprawiedliwości. W 1999 roku postawiono mu zarzut zamordowania 48 osób, ofiar strzelaniny z nocy pamiętnego pożaru. Proces trwał do roku 2005, kiedy sąd zadecydował o wizji lokalnej na terenie byłego obozu.
Gęborski miał pojechać po wielu latach na miejsce w którym dokonywał swoich zbrodni. Nie dożył jednak tego momentu, ponieważ na kilka nocy poprzedzających wyjazd na wizję lokalna zmarł na zawał serca. Co ciekawe, do dziś znajdują się obrońcy dobrego imienia komendanta. Powołują się na klauzulę domniemania niewinności, obowiązującą do momentu ogłoszenia prawomocnego wyroku.
Proces z 1999 r. nie był pierwszym wytoczonym w sprawie 48 zamordowanych Niemców. Czyn Gęborskiego był tak głośny że nawet w stalinowskiej Polsce nie udało się go zatuszować! Wcześniej odbyły się już dwa! Pierwszy proces, który miał miejsce w latach 50., zakończył się uniewinnieniem. Licząc na efekty październikowej odwilży, do sprawy wrócono po 1956 roku.
Do kolejnego procesu znienawidzonego w całym regionie komendanta doprowadziła część komunistycznych aparatczyków związanych z Dolnym Śląskiem. Ale również wtedy, w latach 60., Sąd dał wiarę Gęborskiemu. Zaakceptowano jego tłumaczenia o próbie ucieczki, odpowiedzialności przełożonych i walce o dobro kraju. Mimo tych dwóch „sukcesów”, trzeci proces mógł skończyć się mniej pomyślnie dla oskarżonego. Być może tym razem Czesław Gęborski miał poczucie, że kara jest nieuchronna…
Tadeusz Krawczyk, komendant z kamieniołomów
Krzesimów to maleńka wieś nieopodal Lublina. W znajdującym się w niej obozie pracy przymusowej pracowało od kwietnia 1945 roku kilkuset uznanych za wrogów systemu byłych żołnierzy Armii Krajowej. Ich plan dnia ustalał komendant Tadeusz Krawczyk. Obejmował on codzienną kilkunastokilometrową wędrówkę więźniów do kamieniołomu w Dominowie. Więźniowie wracali z niej dopiero późno w nocy, taszcząc wielkie, ciężkie, wapienne kamienie.
Krawczyk wybierał więźniów, którzy nie nadawali się do pracy i zlecał ich mordowanie w pobliskim lesie. Ich groby odkryto dopiero w 1996 roku, kiedy w Krzesimowie postanowiono zbudować porządną drogę. Kości wydobyte przez koparkę znajdowały się tuż pod powierzchnią ziemi. Miało to miejsce już po śmierci komendanta obozu. I jego zatem nigdy nie dosięgła sprawiedliwość. Żył do późnych lat 80., ciesząc się zdrowiem i szacunkiem współpracowników w socjalistycznej ojczyźnie…
Sprawa Krzesimowa była całkowicie nieznana m.in. z powodu bliskości Lubelskiego Zamku, czyli katowni SB, w której życie straciło wielu ludzi. Stworzenie obozu w Krzesimowie było odpowiedzią na przepełnienie cel na Zamku. I choć komendantura, w której urzędował Krawczyk, mieściła się w ładnym, klasycystycznym pałacu, zdaniem nielicznych świadków i mieszkańców wsi, zaangażowanych dzisiaj w proces odkrywania prawdy o obozie, komendant czuł się odsunięty.
Zarządzanie COP (Centralnym Obozem Pracy) Krzesimów uważał za peryferyjnie, nic nie znaczące zajęcie na froncie walki o nową ojczyznę. Swoją frustrację wyładowywał na umęczonych do granic przytomności więźniach, którzy wracali z kamieniołomu taszcząc gigantyczne kamienie. Każdy z nich drżał zapewne na dźwięk dobiegającego z dala odgłosu samochodu komendanta. Krawczyk stawał przed kolumną więźniów i sięgał po broń…
Bibliografia:
- Bogusław Kopka, Obozy pracy w Polsce 1944-1950, przewodnik encyklopedyczny, Karta 2002.
- Edmund Nowak , Cień Łambinowic, Centralne Muzeum Jeńców Wojennych W Łambinowicach-Opolu 1991.
- Gerdhard Grushka, Zgoda-miejsce grozy, Wokół Nas, Gliwice 1998.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.