Legendarny czarodziej Merlin, pomagający Arturowi, miał swój historyczny pierwowzór. Jednak świątobliwy kronikarz musiał ukryć prawdę, by nie zgorszyć czytelników!
Kto nie słyszał o królu Arturze? Ten bohater niezliczonych legend, władca Camelotu i przywódca Rycerzy Okrągłego Stołu doczekał się niezliczonych książek, filmów i gier. A doradzał królowi nie mniej zasłużony czarodziej Merlin. Według jednej ze średniowiecznych opowieści, to za jego sprawą powstał wspomniany słynny Okrągły Stół.
Kształtem miał przypominać cały świat, z jakiego chrześcijańscy rycerze przybywali do Artura i na który król ich posyłał (na przykład na poszukiwania Świętego Graala). Poza tym kształt stołu gwarantował, że każde miejsce przy nim było równe – żaden z rycerzy nie mógł wywyższać się nad innych, nikt nie znajdował się też na wylocie. Oto mądrość średniowiecznego Merlina!
Jeśli jednak ma ona robić wrażenie na naszym dumnym narodzie – „który miał struktury przedstawicielskie i demokratyczne już w XIII, XIV wieku” oraz „był źródłem demokracji dla całej Europy” (że zacytujemy klasyka) – warto byłoby, aby Merlin potwierdził jakoś swoją historyczność.
Rozmaici badacze od lat starają się powiązać króla Artura z jakąś konkretną postacią. Na przykład z tajemniczym wodzem sprzed tysiąca pięciuset lat, który – w czasach, gdy Brytania przestała już być rzymską prowincją – zjednoczył Brytów, aby powstrzymać najazd barbarzyńskich Anglów i Sasów. Może to jest trop? Co z Merlinem, czy on także wówczas żył? Okazuje się, że istotnie miał swój historyczny pierwowzór. Jednak ową prawdziwą tożsamość czarodzieja zakamuflowała… cenzura.
Ofiara dla smoków
Jak wskazywał wybitny mediewista Jacques Le Goff, od dawna zwracało uwagę badaczy podobieństwo Merlina do niejakiego Ambrosiusa, który w „Historii Brytów” (ok. 830 r.) mnicha Nenniusza wieszczył rodakom przyszłość. Ów Ambrosius niewątpliwie nawiązywał do postaci wodza Ambrosiusa Aurelianusa, znanego z kroniki Gildasa z V stulecia. Po upadku cesarstwa zachodniorzymskiego przywódca ów stawiał opór inwazjom barbarzyńskich ludów na Brytanię.
O tym bohaterze musiał słyszeć walijski kronikarz i biskup z XII wieku Geoffrey z Monmouth, który „stworzył” dla naszej kultury Merlina, pisząc „Proroctwa Merlina” (1134), „Historię królów Brytanii” (1138) oraz „Żywot Merlina” (1138). Umieścił swojego czarodzieja w epoce Ambrosiusa znanej z kroniki Gildasa, a jednocześnie zapożyczył elementy jego bajecznego życiorysu z dzieła Nenniusza.
Na przykład fakt, że w dzieciństwie prawie został złożony w ofierze. Jego krew miała uświęcić warownię, która bezustannie się zapadała. Obdarzony cudownymi mocami chłopiec uniknął jednak śmierci, wskazując, że za ciągłe katastrofy odpowiadają smoki, drzemiące w jeziorze pod wznoszoną twierdzą.
Dlaczego zatem Geoffrey z Monmouth nadał swemu bohaterowi inne imię? Ponieważ nawet bardziej od Ambrosiusa zainspirowała go jeszcze inna postać, o której rozprawiano na Wyspach Brytyjskich!
Leśny dziwak czy coś więcej?
W wiekach X, Xl i później, na rozległych ziemiach celtyckich (Szkocja, Irlandia, Walia, Kornwalia) krążyły opowieści o młodzieńczych czynach bohaterów, które po walijsku zwały się mabinogion – czytamy w „Opowieściach Okrągłego Stołu” francuskiego historyka literatury Jacquesa Boulengera. Właśnie w tych ustnie przekazywanych ludowych podaniach pierwszy raz pojawiło się wielu bohaterów legend arturiańskich.
W Walii wśród krążących mabinogion popularność zdobyła między innymi postać niejakiego Myrrdina Wyllta. Żył on w VI wieku (a więc nieco później niż Ambrosius Aurelianus). Był bardem króla Gwenddolau, czyli ówczesnym specjalistą od PR, dbającym o uwiecznienie i rozpowszechnienie jak najlepszego wizerunku władcy w pieśniach.
Po krwawej bitwie podczas wojny w Brytanii i śmierci swego mecenasa, Myrrdin postanowił uciec do lasu. Zamieszkał wśród zwierząt, w koronach drzew. Sławę wróżbity zdobył na przykład przepowiadając własną, dosyć dziwaczną, śmierć. Wieszczył bowiem, że zginie potrójnie: upadnie, przebije się i utonie. Brzmiało to absurdalnie, a jednak się spełniło: pobity przez wrogów Wyllt spadł ze skarpy prosto na pal tkwiący przy rzece, a potem zatonął w jej odmętach.
Bliskość sił natury, profetyczne zdolności Myrrdina oraz kontakty z władcami podzielonej Brytanii – to wszystko uczyniło z niego znakomity pierwowzór dla postaci czarodzieja, wykreowanej w XII wieku przez Geoffreya z Monmouth. Dlaczego jednak autor zmienił mu imię?
I tu dochodzimy do sedna tajemnicy – jak się okazuje, brzydko pachnącej.
Gówno prawda
Geoffrey z Monmouth tworzył swoje dzieła dla ówczesnej arystokracji na Wyspach – normandzkiej, używającej języka francuskiego. Czytelnicy ci, wymawiając imię Myrddin w sposób brzmiący jak „merdin”, mimowolnie kojarzyliby je z francuskim słowem „merde”. Oznaczającym ekskrementy, a mówiąc bez ogródek – „gówno”!
Nie lepiej było z łacińską formą, skojarzenie rodziło się identyczne. Oczywiście Geoffrey z Monmouth, kronikarz i duchowny, nie mógł sobie pozwolić na coś takiego. Raz, że byłoby to niesmaczne, dwa – po prostu śmieszne. A on nie tworzył swoich dzieł dla żartów, chciał przez nie przekazać istotne fakty i wartości, wszystkiemu miała przyświecać chrześcijańska moralność.
Kiedy więc następnym razem zobaczymy Merlina granego w serialu CBS „Uczeń Merlina” przez Sama Neilla, pamiętajmy, że ma gdzieś pod skórą nieszczęsnego człowieka, którego imię było zbyt niepoprawne politycznie, by trafiło na średniowieczne dwory.
A sama jego historia – królewskiego propagandzisty, który zmienił się w leśnego dziwaka i przepowiedział własną brutalną śmierć – nie jest niestety tak piękna i pouczająca jak arturiańskie legendy. Bo, jak mawiał ks. Tischner, są trzy prawdy: święta prawda, też prawda i gówno prawda.
***
Czasy arturiańskie nieustannie pobudzają wyobraźnię miłośników opowieści o dzielnych rycerzach, nadobnych damach, honorze, miłości i zdradzie. W legendach postać mądrego króla Artura, odważnego Lancelota czy pięknej Ginewry przyćmiewa tylko jedna osoba – mityczny czarodziej Merlin. Pojawia się cyklicznie w książkach, filmach i serialach, mimo (a może właśnie dlatego) że jego istnienie trudno potwierdzić historycznie…
Bibliografia:
- Jacques Boulenger, Opowieści Okrągłego Stołu, PIW 1987.
- Jacques Le Goff, Niezwykli bohaterowie i cudowne budowle średniowiecza, Oficyna Naukowa 2011.
- Rodney Castleden, King Arthur: The Truth Behind the Legend, Routledge 2003.
KOMENTARZE (6)
Niemniej intrygujące jest pochodzenie innych postaci z cyklu arturiańskiego – Morgany, czy samego Artura. Warto poznać ich historię.
Bardzo dobry tekst. Chciałabym przeczytać też artykuł o Morganie, to moja ulubiona postać literacka, świetnie by było dowiedzieć się czegoś o jej ewentualnym historycznym pierwowzorze.
Jestem ciekaw czy kiedykolwiek dowiemy się czegoś pewnego o tych postaciach… Ostatnio sporo przeczytałem w „Focusie: Historia Extra” poświęconemu głównie wiekom średnim. Co oczywiście wiąże się z panem Węgłowskim – moim chyba ulubionym autorem tekstów tego portalu.
Będziemy zatem namawiać Pana Adama, by pisał dla nas jeszcze więcej :)
ciekawe tylko dlaczego pisma Merlina z Brytanii są na indeksie Kościoła a i Merlin to tytuł nie osoba
Gdzieś kiedyś czytałam, że niejaki „Ambrosius” miał być pierwowzorem ale Artura, nie Merlina. Ale nie jestem pewna, czy chodziło o tego samego Ambrosiusa, może to 2 postaci o tym samym imieniu?