Nękali, śledzili, dzwonili, nachodzili. Stalkerzy gotowi byli na wszystko, by osiągnąć swój cel. I choć motywy mieli różne, od chęci zaistnienia na salonach do zemsty za odrzucenie, cechowała ich ta sama brutalność i zawziętość.
Życie polskiej arystokratki Katarzyny Rzewuskiej było pełne przygód. Urodzona w Petersburgu, została żoną księcia Adama Radziwiłła, polskiego emigranta mieszkającego w Berlinie. Ślub wprowadził ją na berlińskie salony.
Polowanie na Rhodesa
Nie lubiła tego miejsca i przy każdej okazji okazywała swoja niechęć do cesarskiego dworu. Pod pseudonimem napisała książkę „La Nouvelle Revue”, w której przedstawiła dwór berliński jako siedlisko intryg, plotek i seksualnego rozpasania. Wywołany skandal bardzo ją bawił, jednak ona pragnęła czegoś więcej. Fascynowała ją polityka. A że jako kobieta nie miała do niej dostępu, postanowiła zostać dziennikarką.
Cięty język Katarzyny doprowadził do tego, że w roku 1885 została „poproszona” o opuszczenie Berlina. Wyjechała do Petersburga, ale nigdy nie pogodziła się z faktem wyrzucenia z berlińskiego dworu.
Jej małżeństwo się rozpadło, dzieci nie chciały mieć z nią nic wspólnego. Trzydziestoletnia Katarzyna wiedziała, że to już ostatni dzwonek, by odnieść sukces. Potrzebny do tego był jednak ktoś, kto pozwoli jej wypłynąć na szerokie wody. Szybko znalazła taką osobę.
W lutym 1896 roku, podczas przyjęcia w Londynie, poznała wpływowego polityka z Afryki Południowej – urodzonego w Wielkiej Brytanii Cecila Rhodesa. Od razu zrozumiała, że tylko on może zapewnić rozwój jej kariery politycznej, sławę i wysoką pozycję społeczną.
Zaczęła wysyłać do Rhodesa listy, w których pytała o różne rady. Potem przyszedł czas na drobne prezenty i komplementy. Z czasem stawała się coraz bardziej nachalna. Rezerwowała bilety na te same rejsy do Afryki, co Rhodes. To zmuszało polityka do ciągłego przekładania podróży.
W lipcu 1899 roku Cecil w tajemnicy pojawił się na statku płynącym do Kapsztadu. Gdy wydawało mu się już, że uwolnił się od swojej prześladowczyni, nagle w jadalni do jego stolika dosiadła się… Katarzyna!
Księżna zamętu
Po dotarciu do Afryki Rhodes popełnił największy błąd w swoim życiu – zaprosił kobietę do domu. Nie chciał słuchać współpracowników, którzy nazywali Radziwiłłową „Księżną zamętu”. A kobieta rozpowiadała plotki o ich związku, a nawet zaręczynach.
Cecil szybko zrozumiał w co się uwikłał i poprosił ją o opuszczenie Afryki. Było już jednak za późno. Zaczął ukrywać się przed Katarzyną, ona jednak osaczała go coraz bardziej. Wkrótce stali się największymi wrogami.
Księżna groziła, że ujawni kompromitujące telegramy Rhodesa. Skąd je miała? Nie wiadomo. Dodatkowo zaczęła podrabiać jego podpisy na własnych wekslach, chcąc wyłudzić 24 tysiące funtów. W porę oszustwo wyszło na jaw i Katarzynę aresztowano.
Przed procesem Radziwiłłowa postanowiła uprzykrzyć Cecilowi życie kolejny raz, tym razem ostatni. Gdy dowiedziała się, że polityk z powodu choroby serca jest umierający, zaczęła przychodzić pod jego dom. Całymi dniami spacerowała wokół jego posiadłości. Osiągnęła swój cel – zastraszony Rhodes nie wytrzymał napięcia i kilka dni później zmarł na zawał.
Sąd skazał Katarzynę Radziwiłł za oszustwa i fałszerstwa na dwa lata więzienia. Po wyjściu na wolność dalej kłamała, oszukiwała i ujawniała skandale rodzin panujących. Zmarła osamotniona w Nowym Jorku, w 1941 roku.
Wielbiciele gorszycielki
Z jednej strony skandalistka, intelektualistka i gorszycielka, z drugiej oddana kochanka i kochająca matka. Taka była Irena Krzywicka – feministka, pisarka i publicystka, propagatorka wolnych związków i edukacji seksualnej. Urodzona w roku 1899 w żydowskiej rodzinie, wychowana była przez matkę w tolerancyjnym i racjonalistycznym duchu. To ukształtowało jej sposób bycia.
Krzywicka uchodziła za kobietę niezwykle piękną. Nie stroniła od flirtów i nie robiła z tego faktu wielkiej tajemnicy. Opinię największej skandalistki w przedwojennej Polsce zyskała głównie dzięki temu, że jednocześnie żyła ze swoim mężem, adwokatem Jerzym Krzywickim, i Tadeuszem Boyem-Żeleńskim, który również był żonaty. Podkreślała wielokrotnie, że miała „dwóch mężów”, których bardzo kochała.
Obok niej zawsze kręciło się mnóstwo mężczyzn. Krzywicka bawiła się swoim powodzeniem, jednak czasami odrzuceni wielbiciele stawali się jej prześladowcami.
Zwykle byli to niegroźni amanci, tacy jak „Czupryniasty” (jak go nazywała), zakochany w niej student. Zbyt nieśmiały, by się przedstawić. Chodził za kobietą jak cień. Godzinami wystawał na podwórzu jej domu, patrząc w okna jej pokoju.
Śledził Krzywicką wszędzie – podczas zakupów, w drodze na uniwersytet i podczas spotkań z przyjaciółmi. Raz nawet poszedł za Ireną na pewien pogrzeb. Dozorca jej domu wiele razy przeganiał „Czupryniastego”. Wszystko na nic. Wielbiciel wracał każdego dnia… przez dwa lata!
Wreszcie, w roku 1920, zdecydował się podejść do Ireny. Patetycznym ruchem wręczył jej podręcznik historii filozofii, mówiąc szorstko, że idzie na wojnę. Po tym dniu już nigdy się nie pokazał.
Niedługo później obok niej pojawił się inny cień. Leonek Sołecki miał więcej odwagi niż jego poprzednik, co bardzo irytowało kobietę. Codziennie wyznawał jej swoją wielką miłość. Nie zrażał go fakt, że za każdym razem spotykał się z odmową i pełnym politowania śmiechem.
Raz pojechał nawet za Krzywicką do Zakopanego. Nie był bogaty, więc pieniędzy wystarczyło mu ledwie na podróż. Na jedzenie już nie miał. Pomiędzy kolejnymi miłosnymi wyznaniami żywił się wyłącznie surowymi jajkami. Przez kilka kolejnych lat nie zniechęcała go obojętność Ireny, potem zniknął na dobre.
Zdarzył się nawet jeden antysemita, poznany w Zakopanem. Krzywicka wiedziała o jego poglądach i gdy tylko się oświadczył, kobieta z uśmiechem na ustach odpowiedziała: Ale ja jestem Żydówką!
Wielbiciel zbladł, złapał się za głowę i uciekł. Wrócił jednak po trzech dniach stwierdzając: Mimo wszystko chcę się z panią ożenić. W odpowiedzi usłyszał: Mimo wszystko ja nie mam ochoty wyjść za pana za mąż. Osłupiały absztyfikant zniknął na zawsze.
Groźby pana W.
Jeśli do tych przypadków można podejść z przymrużeniem oka, to kolejny prześladowca zabawny już nie był. Zaczęło się od telefonów z pogróżkami. Mężczyzna podający się za „pana Jareckiego” twierdził, że z powodu Krzywickiej odeszła od niego żona. Groził, że zabije ją przy pierwszej okazji. Policja zbagatelizowała całą sprawę i odmówiła założenia podsłuchu w telefonie.
Jedna ze znajomych Ireny rozpoznała w dręczycielu swego męża, którego opuściła. Obiecała do niego wrócić i się z nim rozmówić. Był to szanowany działacz Związku Nauczycielstwa Polskiego, niejaki „pan W.” (prawdopodobnie Wojeński lub Wycech). Sprawa wkrótce ucichła, a telefon zamilkł na długo. Jednak nie na zawsze.
Po dwóch latach prześladowca powrócił. Na początku ograniczał się do żartów, takich jak zamówienie trumny pod adres swej ofiary lub przysłanie pracownika ZOO po odbiór małpy. Któregoś dnia jednak znajomy głos prześladowcy zagroził, że porwie jej czteroletniego syna Piotrusia.
Podczas przyjęcia u Tadeusza Boya-Żeleńskiego poznała ministra spraw zagranicznych Józefa Becka i jego żonę. O wszystkim im opowiedziała, a oni obiecali pomóc. Na drugi dzień w domu Ireny zjawił się oficer. Sprawiał wrażenie, jakby wiedział, kto stoi za groźbami. Zostawił kwiaty od pani ministrowej i odszedł. Od tej chwili skończyły się telefony od prześladowcy.
Furia zrodzona z miłości
Na ataki stalkerów narażone są nie tylko osoby znane i popularne. Świadczy o tym przypadek z roku 2008. Osiemnastoletnia Agata Macuda z Sieradza rok wcześniej poznała Pawła Kuśnierza, który uczył ją jazdy konnej. Młodzi stali się parą. Sielanka szybko się skończyła, z czym odrzucony chłopak nie potrafił się pogodzić.
Dwudziestotrzylatek zaczął wysyłać SMS-y z pogróżkami. Straszył Agatę, że jeśli nie jest w stanie go pokochać, to sprawi, że zacznie go nienawidzić. Groził też, że zabije jej bliskich. Na jednym z portali społecznościowym stworzył fałszywy profil dziewczyny i umieszczał jej intymne zdjęcia. Rodzina zawiadomiła policję. Dwa dni później doszło do tragedii.
Rankiem 29 sierpnia Paweł udał się pod blok dziewczyny. Gdy o godzinie 8 ojciec wyszedł do pracy, stalker metalowym prętem wybił szybę w drzwiach balkonowych na parterze. Niezauważony wtargnął do środka. Jak dowiadujemy się z serialu „Morderczy stalking”, zamierzał zabić Agatę, jej siostrę Darię oraz matkę Wiesławę.
Najpierw zaatakował Darię, jednak Agata zasłoniła ja własnym ciałem i to na nią spadły pierwsze uderzenia. Matka zaczęła krzyczeć i uciekać. Bandyta ruszył w pościg, zadając kobiecie cios w plecy. Udało jej się jednak schronić u sąsiadów, podobnie jak Darii. Mężczyzna spokojnie wrócił do mieszkania, w którym ranna Agata została sama. Furia bandyty osiągnęła szczyt.
Zadał swej byłej dziewczynie kilkanaście ciosów nożem w twarz, szyję, brzuch i okolice lędźwiowe. Na koniec wbił Agacie bagnet w skroń i uciekł. Został zatrzymany kilka minut później na jednej z sieradzkich ulic. Był cały we krwi. Zanim policjanci go obezwładnili, zdążył poprzecinać sobie żyły.
Agata Macuda zmarła dwa dni później. Matka i siostra ofiary przeżyły. Zakochany bandyta ze szpitala trafił prosto na proces, gdzie usłyszał wyrok dożywotniego pozbawienia wolności.
***
Słowo „stalking” pierwotnie używane było głównie przez myśliwych i oznaczało uporczywe tropienie zwierzyny podczas polowań. Dopiero w latach 80. XX wieku amerykańskie media zaczęły używać tego terminu, by określić prześladowania celebrytów przez ich wielbicieli. Jednak stalking istniał już we wcześniejszych epokach i był tak samo groźny jak obecnie. Wszyscy mogli stać się ofiarami… i łowcami.
Bibliografia
- Irena Krzywicka, Wyznania gorszycielki, Wyd. Czytelnik 1992.
- Brian Roberts, Cecil Rhodes and the Princess, Hardcover 1969.
- Linda Rodriguez McRobbie, Niegrzeczne księżniczki, Znak Horyzont 2016.
- Agata Tuszyńska, Krzywicka. Długie życie gorszycielki, Wyd. Literackie 2009.
- „Dziennik Łódzki” – wydanie z dn. 29.10.2009.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.