Nerwy ze stali, maniacki upór i niezachwiana wiara w większą sprawę. W 1922 roku Maria zostanie pierwszą damą. Ale już w młodości udowodniła, że potrafi wziąć na siebie znacznie więcej, niż tylko salonowe obowiązki.
Jest rok 1894. Maria Kiersnowska ma niespełna 24 lata – urodziła się 15 grudnia 1869 roku. Jest wysoką szatynką o wyraźnych, wręcz zadziornych rysach twarzy, intrygującym uśmiechu i głęboko osadzonych oczach. Może nie ogląda się za nią każdy napotkany mężczyzna, ale urody nie sposób jej odmówić. Tym bardziej nie brakuje jej obycia, wiedzy i inteligencji.
Dobrze wychowana panienka
Niedawno skończyła naukę w Maryjskim Instytucie w Wilnie. Jej synowa Izasława Wojciechowska z dumą wspominała po latach: „Wyższego szczebla wykształcenia kobiety w owych czasach już nie mogły osiągnąć. Dopiero nieliczne zaczynały studiować na Uniwersytecie”.
Równie pochlebnie o młodości swojej babci opowiada profesor Maciej Grabski: „była dobrze wykształconą, dobrze wychowaną panienką”. Jej ojciec Antoni Kiersnowski posiadał pewien majątek na Litwie (dwie wsie pod Giedrojciami), tak więc Maria była naprawdę dobrą partią. Wprost wymarzonym materiałem na żonę dla zastępów zbiedniałych szlachetków zamieszkujących okolicę. Z tym że Marysi ani mężczyźni, ani dom i rodzina nie byli na razie w głowie.
Szlachcianka z ambicjami
Dziewczyna nie chciała przewijać pieluch, ale walczyć o większą sprawę. Taki impuls nikogo chyba nie zdziwił. W jej rodzinie idee zawsze stawiano na poczesnym miejscu. Dziadek Marii Jan Kiersnowski został zesłany na Syberię za udział w powstaniu listopadowym. Jej wuja księdza Stanisława Iszorę rozstrzelano na jednym z głównych placów Wilna za nawoływanie parafian do udziału w powstaniu styczniowym.
Marysia przez całe dzieciństwo słuchała opowieści o bohaterskich przodkach i zrywach, w których nie miała okazji uczestniczyć z tego tylko powodu, że urodziła się o dwie czy trzy dekady za późno. Jedno wiedziała na pewno: kolejna insurekcja już nie przejdzie jej koło nosa!
Kiedy korepetytorka ze szkolnych czasów Maria Paszkowska, pseudonim „Gintra”, zaproponowała Marysi udział w organizacji niepodległościowej, ta nie potrzebowała czasu do namysłu. Nie znaczy to jednak, że jej decyzja spotkała się z aprobatą rodziców. Walka o niepodległość? Bez dwóch zdań, szczytny cel. Tyle tylko, że Marysia – ta dobrze ułożona panienka z drobnoziemiańskiej rodziny – postanowiła go realizować w… Polskiej Partii Socjalistycznej. Walcząc o prawa robotników i nowy, lepszy ustrój.
Zimna krew Kiersnowskiej
Trudno powiedzieć, kiedy dokładnie wileński PPS zwerbował młodą Kiersnowską. Ona sama wspominała rzecz krótko: „do pracy w partii przyjęła mnie Gintra (Paszkowska), która dawała nam korepetycje”. O Marii Paszkowskiej wiadomo, że do partii wstąpiła w 1893 roku. Dostała misję zbudowania grupy kurierek i kolporterek konspiracyjnego organu PPS-u: „Robotnika”. Pierwszy numer gazety ukazał się w 1894 roku, można więc przypuścić, że mniej więcej wtedy Marysia zasiliła szeregi partii.
Była energiczna, dyskretna, stanowcza i – co chyba najważniejsze w tym fachu – potrafiła zachować zimną krew. Kiedy inni wpadali w ręce szpiclów i lądowali w carskich więzieniach, ona umiejętnie umykała uwadze policji. Stopniowo wspinała się po szczeblach podziemnej kariery. Początkowo tylko rozprowadzała „bibułę”, czyli nielegalne gazety i odezwy socjalistyczne.
Na tym etapie kontaktowała się głównie z samą Paszkowską. Szybko zaczęła współpracować także z lokalną wierchuszką PPS-u. Przede wszystkim z nieco starszym od siebie korespondentem konspiracyjnego „Przedświtu”, który dopiero co dołączył do ścisłego kierownictwa partii. Chłopak miał na imię Józef, na nazwisko Piłsudski i właśnie zaczynał zapuszczać swoje słynne wąsy.
Kotlety Piłsudskiego
Ich pierwsze bliższe spotkanie, o którym cokolwiek wiadomo, nie okazało się szczególnie udane. Albo raczej Marysia, która w głowie miała książki i idee, a nie gotowanie, nie okazała się najlepszą gospodynią.
Na starość opowiadała: „Kiedyś w Wilnie spotkałam Piłsudskiego. Mówił, że ma kilka wieców, ale nie wie, gdzie przenocuje, bo mieszkanie znajomych śledzą”. Młoda konspiratorka natychmiast dostrzegła okazję, by wykazać się przed wyżej postawionym kolegą: „Zaprosiłam go do siebie. Przyjął zaproszenie z radością, ale uprzedził, że przyjdzie głodny i zmęczony”.
Głód wymagał zaspokojenia, a z tym energiczna socjalistka… ewidentnie nie była w stanie sobie poradzić: „Gdy Piłsudski przyszedł, zaczęłam mu gotować posiłek, ale nie umiałam. Kotlet się rozpadał. Piłsudski powiedział, że trzeba wbić do mięsa jajka”. Porady kulinarne udzielane przez przyszłego Naczelnika Państwa na niewiele się zdały. Zamiast kotleta wyszła rozwodniona breja, a wygłodniały gość był zmuszony zjeść „taką kaszę”.
Robota konspiracyjna wymaga poświęceń. Wiadomo. Pomimo przykrych doświadczeń Piłsudski jeszcze nieraz gościł u Marysi. Można przypuścić, że przy niejednej okazji kosztował jej kotletów, i nie tylko. Zresztą Kiersnowska z czasem stała się naprawdę niezłą gospodynią. Może była w tym jakaś zasługa Marszałka?
Kuzyn z wąsami
We wspomnieniach Marii spisanych przez jej zięcia pojawiają się także inne wizyty. Kiersnowska i Piłsudski spotykali się nie tylko w Wilnie, ale też w stolicy Kraju Nadwiślańskiego: „Kiedyś w Warszawie, gdzie mieszkałam na pensjonacie u pewnej rodziny, spotkałam Piłsudskiego. Zaprosił się do mnie, nie chcąc we dnie pokazywać się na ulicach. Chcąc uniknąć plotek, powiedziałam moim gospodarzom, że przyjechał do mnie z Wilna kuzyn, którego zaprosiłam na obiad”.
Wytłumaczenie najwyraźniej rozbawiło Piłsudskiego, bo odtąd stale nazywał Marysię swoją kuzynką. Powoli ich koleżeństwo przeradzało się w coś więcej. Różni autorzy twierdzili, że Maria Kiersnowska była przyjaciółką Piłsudskiego. I chyba trzeba przyznać im rację. Nigdy natomiast ich relacja nie nabrała odmiennego charakteru: Marię pociągali rewolucjoniści, ale miała już na oku kogoś innego. Poza tym ta młoda idealistka sporo wymagała od mężczyzn.
Tchórzliwy naczelnik
Piłsudski potrafił oczywiście być czarujący, a i słowem władał niczym mieczem, ale przyszła prezydentowa bardzo ceniła także odwagę. Na tym polu jej zdaniem Józef przegrywał walkowerem. Niestety szczegóły historii, do której Maria lubiła wracać pamięcią, się nie zachowały.
Wiedziała, czym jest dyskrecja, więc o niechlubnym epizodzie z życia przyszłego dowódcy Legionów opowiadała tylko najbliższej rodzinie. Jej wnuk Maciej Grabski zapamiętał:
Gdzieś przeprowadzała Piłsudskiego jako kurierka, nie przez granicę, ale gdzieś jako kurierka. Natknęli się na rosyjski patrol i on się potwornie przestraszył. Babcia zupełnie nie wiedziała, co z nim zrobić. Potem mówiła, że Ziuk to jest tchórz. Straszny tchórz!
Słowa Kiersnowskiej nabierają wagi, gdy uświadamiamy sobie, że ta kobieta doskonale rozumiała znaczenie odwagi. To nie było dla niej puste słowo. Wielokrotnie udowadniała, że potrafi sobie poradzić w najbardziej stresujących sytuacjach.
Szmuglowała ciężką maszynę drukarską przez granicę i wyprowadzała w pole carskich szpicli, którzy całymi godzinami deptali jej po piętach. Swoją postawą zawróciła w głowie jednemu z założycieli Polskiej Partii Socjalistycznej: przyszłemu prezydentowi Polski, Stanisławowi Wojciechowskiemu. To wszystko jednak tematy na osobny artykuł. A właściwie to na całą książkę.
Źródło:
Artykuł powstał w oparciu o materiały zebrane przez autora podczas prac nad publikacją „Pierwsze damy II Rzeczpospolitej” (Wydawnictwo Znak, 2012). Ilustracje rodzinne pochodzą ze zbiorów Macieja Grabskiego udostępnionych na potrzeby książki.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.