Gorące lato 1944 roku. Tłumy Francuzów wychodzą na ulice, witać swoich wyzwolicieli. Świętowanie nie trwa jednak długo. Cywile czują palącą potrzebę zemsty na kolaborantach. Zaczyna się wielkie polowanie, a pierwszymi ofiarami dzikich czystek padają kobiety. Dla tych, które ułatwiały sobie życie pod okupacją seksem z Niemcami, nie mogło być litości.
Pewnego sierpniowego dnia osobisty sekretarz Winstona Churchilla Jock Colville był w północnej Francji świadkiem wydarzenia, które skrzętnie opisał w swoim dzienniku:
Patrzyłem, jak mijała nas otwarta ciężarówka, przy akompaniamencie gwizdów i okrzyków francuskiej ludności, wioząca tuzin nieszczęsnych kobiet, którym zgolono wszystkie włosy. Płakały i zawstydzone, zwieszały głowy. Byłem zniesmaczony tym okrucieństwem, ale po chwili uświadomiłem sobie, że my, Brytyjczycy, od jakichś dziewięciuset lat nie doświadczyliśmy najazdu ani okupacji. Nie byliśmy więc najlepszymi sędziami.
Swastyka na czole
Widok upokorzonych Francuzek wkrótce spowszedniał alianckim żołnierzom, jednak pierwsze wrażenie musiało być przerażające. Kobiety były siłą wyciągane z domów na widok publiczny. Ich głowy dokładnie golono – od tej pory miały być znane jako femmes tondues – „kobiety ostrzyżone”.
Na ich czołach lub plecach malowano smołą swastyki. Niektóre rozbierano, inne, jak pisze w swojej książce „Paryż wyzwolony” Anthony Beevor:
były zmuszane do nazistowskiego salutowania i chodzenia po ulicach miasta z nieślubnymi dziećmi na rękach. Donoszono, że w niektórych miejscowościach podczas tych barbarzyńskich praktyk kobiety były również torturowane, a nawet zabijane.
Karnawał nienawiści, którego ofiarą padły kobiety, miał być karą za najgorszą z możliwych form kontaktów z okupantem – tzw. collaboration horizontale, czyli kolaborację na leżąco.
Sypiając z wrogiem
W czasie wojny setki tysięcy francuskich mężczyzn zostało zabitych bądź osadzonych w więzieniach czy obozach jenieckich. Praktycznie każda rodzina była pozbawiona ojca, brata lub syna. Pomimo braku mężczyzn w 1942 r. nastąpił boom demograficzny – urodziło się ponad 200 tysięcy dzieci ze związków francusko-niemieckich, co pokazuje rozmiar zjawiska collaboration horizontale. Motywacje kobiet, które zdecydowały się na związek z wrogiem, były jednak różne.
Wśród ponad 20 tysięcy udokumentowanych przykładów kobiet, którym ogolono głowy, jawne zwolenniczki narodowego socjalizmu stanowiły mniejszość. Jednymi z najbardziej zaszczutych kobiet były prostytutki oraz młode dziewczęta, zwabione przez Niemców perspektywą lepszego życia. Ulicznice i kurtyzany w większości nie zwracały uwagi na narodowość swoich klientów, czego pożałowały w trakcie tzw. épuration sauvage (dzikich czystek).
W upokarzających marszach dominowały kobiety, często młode matki, które dopuściły się tzw. „podwójnej zdrady” – niewierności wobec kraju i męża. Niewielu oprawców obchodziło, dlaczego zdecydowały się na taki krok. Znane są przypadki kobiet, które zgodziły się przyjąć do domu Niemca w nadziei na uwolnienie przez marszałka Pétaina małżonków.
Kolaborantki czy ofiary?
Dla wielu Francuzek sypianie z okupantem było jedynym sposobem na uchronienie dzieci przed śmiercią głodową. Jak słusznie zauważył niemiecki pisarz Ernst Jünger, jedzenie było w tych czasach władzą. Dręczycielami kierowała głównie zazdrość o żywność, którą kobiety dostawały w zamian za swoje postępowanie.
Wśród femmes tondues znalazły się również kobiety, które najzwyczajniej w świecie zakochały się w okupancie. Jedne z najbardziej tragicznych przypadków dotyczą dziewcząt wysłanych w czasie wojny na roboty do Rzeszy, które poznały tam miłość życia i postanowiły powrócić z ukochanymi do Francji. Ich sąsiedzi, często członkowie ruchu oporu, wiedzieli o tym i nie przeszkadzało im to aż do momentu wyzwolenia.
Mszczono się także na osobach zupełnie niewinnych – w miejscowości Villedieu ukarana została młoda dziewczyna, która po prostu sprzątała w niemieckiej komendanturze. „Ostrzyżonymi” bywały również kobiety, które dokonały aborcji, co miało oznaczać pozbycie się „dowodu kolaboracji”, oraz mężczyźni, którym udowodniono uprawianie „nieprzyzwoitości” z niemieckimi żołnierzami.
Kolaborantki z elity
Podobny los spotykał kobiety należące do śmietanki towarzyskiej Paryża. Wśród nich były m.in. córki Daisy Fellowes, redaktorki naczelnej słynnego magazynu modowego „Harper’s Bazaar”. Pierwsza z nich, Emmeline, spędziła kilka miesięcy w więzieniu, drugiej – Jaqueline – obcięto włosy ze względu na działalność jej męża, który został oskarżony o zdradę członków ruchu oporu.
Najbardziej znanym przypadkiem kolaboracji był związek Coco Chanel z Hansem Güntherem von Dincklagem. Znaną z kontrowersyjnych poglądów projektantkę aresztowano na początku września 1944 r. pomimo hojnego rozdawania amerykańskim żołnierzom flakonów Chanel No. 5. Wkrótce Coco została jednak uwolniona i w przeciwieństwie do drugiej słynnej kolaborantki, aktorki Arletty, nie spotkała ją kara ostrzyżenia głowy.
„Moje serce należy do Francji, ale moja dupa jest międzynarodowa!”
Arletty – uwielbiana i szanowana gwiazda przedwojennego kina – w czasie wojny związała się z niemieckim oficerem Luftwaffe Hansem Jürgenem Soehringem, którego zwykła nazywać beau Fridolin – przystojnym Szwabem.
Podobno już w momencie wkroczenia francuskiej dywizji Leclerca do Paryża Arletty dzwoniła do generała w obawie o swoje życie. Rzeczywiście, wkrótce została osadzona w słynnym więzieniu we Fresnes. W momencie aresztowania miała ponoć wykrzyczeć, że jej serce należy do Francji, ale dupa jest międzynarodowa.
Wkrótce po mieście rozniosła się plotka, że odcięto jej piersi. W rzeczywistości najprawdopodobniej ogolono jej głowę – prywatna fryzjerka aktorki wyznała później, że Arletty przyszła do niej w turbanie prosząc o wykonanie peruki.
Aktorka spędziła w areszcie osiem miesięcy, a w międzyczasie została wypuszczona na przepustkę w celu zagrania jednej z ról życia w filmie „Komedianci”. Do historii przeszła jej słynna filmowa kwestia: „Jestem ofiarą niesprawiedliwości!”.
Historyk Anthony Beevor twierdzi w swojej książce, że Francuzi nie potępiali tak naprawdę romansu z niemieckim oficerem. Głównym grzechem aktorki miał być fakt, że wojnę spędziła w Ritzu, racząc się najlepszym jedzeniem, podczas gdy oni ledwie wiązali koniec z końcem. Sam Soehring został po wojnie zachodnioniemieckim dyplomatą i zginął pożarty przez krokodyla podczas kąpieli w rzece Kongo.
Cień collaboration horizontale ciągnął się za aktorką długie lata. Nawet po jej śmierci w 1992 r., prawie 50 lat po zakończeniu wojny, redakcje dzienników, które opublikowały nekrologi pomijające jej wojenne występki, były zalewane setkami listów od oburzonych Francuzów.
Źródła:
- Anthony Beevor i A. Cooper, Paryż wyzwolony, Kraków 2015.
- Anthony Beevor, D-Day. Bitwa o Normandię, Kraków 2010.
- Claire Duchen, Women’s Rights and Women’s Lives in France, 1944-1968, Psychology Press, Londyn–Nowy Jork 1994.
- Megan Koreman, The Collaborator’s Penance: The Local Purge, 1944-5, „Contemporary European History”, Vol. 6, No. 2, pp. 177–192.
KOMENTARZE
W tym momencie nie ma komentrzy.