Polityczny konformizm przekuł w swoje życiowe motto. Nawet małżeństwo zawarł tylko po to, by wkupić się w łaski wodza. Mimo to zginął właśnie na rozkaz Duce.
Gdy mija północ Galeazzo Ciano – były minister spraw zagranicznych faszystowskich Włoch, a ciągle jeszcze zięć wodza włoskiego faszyzmu, Benito Mussoliniego – w celi więzienia w Weronie wyciąga z ukrycia fiolkę z cyjankiem potasu. Zgryza szkło fiolki, połyka truciznę. Po pół godzinie Ciano rozczarowany pojawia się na więziennym korytarzu – cyjanek nie zadziałał.
Niedoszły samobójca nie zdaje sobie sprawy, że Hildegard Burkhardt Beetz, młoda, piękna Niemka, żona lotnika Luftwaffe, walczącego na froncie wschodnim, podmieniła przekazaną jej przez włoskiego lekarza truciznę i wręczyła mu nieszkodliwy roztwór chloranu potasu. Beetz, agentka Służby Bezpieczeństwa SS, została niedawno skierowana przez swych zwierzchników do inwigilowania Ciano.
Generałowie SS nie przewidzieli tylko jednego – że przystojny kobieciarz Ciano uwiedzie Beetz, która zacznie walczyć o jego życie, a także o życie żony Ciano – Eddy. Ale uczucia Beetz mają też nieoczekiwany skutek. Agentka podmieniła fiolki, by przedłużyć życie ukochanego choć o te parę godzin. Rankiem Ciano zostanie rozstrzelany.
Złoty młodzieniec
Droga Galeazzo Ciano, hrabiego di Cortellazzo, syna sławnego dowódcy włoskiej marynarki wojennej z lat wojny światowej admirała Constanzo Ciano, do celi śmierci zaczęła się na początku lat 20. Jeszcze jako nastolatek przystąpił do raczkującego ruchu faszystowskiego, w którym od razu zajął uprzywilejowaną pozycję – jednym z założycieli włoskiej partii faszystowskiej był bowiem jego ojciec.
W wieku lat 19 Galeazzo wziął udział w słynnym marszu na Rzym Mussoliniego, a jako 22-latek, po krótkiej przygodzie jako dziennikarz prasy faszystowskiej, dostał nominacje na konsula faszystowskich Włoch w Rio de Janeiro. Potem były placówki dyplomatyczne w Pekinie i Szanghaju.
Przepustką do wielkiej faszystowskiej polityki stało się małżeństwo hr. Ciano z Eddą Mussolini, córką duce. Zięć Mussoliniego w wieku 33 lat został ministrem spraw zagranicznych.
Zabawa w żołnierzyki
Inteligentny, cyniczny, żądny władzy Ciano zrazu optował za sojuszem teścia z Hitlerem i imperialną ekspansją Włoch – we włoskiej inwazji na Etiopię w latach 1935–36 Galeazzo wziął osobisty udział jako dowódca eskadry bombowców (ta wyprawa była zresztą w znacznej mierze propagandową hecą). Ciano ochoczo poparł zajęcie Albanii i atak na Grecję, ale już po podbiciu przez III Rzeszę Francji zaczął potajemnie dystansować się od polityki Hitlera.
I od wiernego führerowi swego teścia. W 1942 roku Ciano podjął próby tajnych rokowań pokojowych z aliantami, m.in. z pomocą polskich książąt Sapiehów. W lipcu następnego roku, podczas posiedzenia Wielkiej Rady Faszystowskiej, Ciano poparł wniosek Dino Grandiego, by odsunąć Mussoliniego od władzy.
Uwięzionego Mussoliniego uwolnili jednak niemieccy spadochroniarze, zaś Ciano, który nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo jest we Włoszech znienawidzony, zagrożony aresztowaniem przez nowy włoski rząd marszałka Badoglio, uciekł z rodziną do III Rzeszy. Hitler jednak zgodził się wydać Ciano włoskim faszystom rządzącym jeszcze z łaski Niemiec na północy Włoch.
Poprzedniego dnia, po pokazowym procesie, Ciano i czterej inni byli faszystowscy hierarchowie, sędziwy De Bono, Marinelli, Gottardi i Pareschi, oskarżeni przez swych dawnych kamratów o zdradę, zostali skazani na śmierć.
Chwila prawdy
Krótko po dziewiątej rano na korytarzu pojawia się kilku włoskich cywilów i funkcjonariuszy policji. Policjanci skuwają kajdankami ręce skazanych. Idą gęsiego, za spowiednikiem Wielkiej Rady Faszystowskiej Don Chiotem, w stronę bramy wyjazdowej.
Jest zimo, mglisto, na bruku leży gruba warstwa szronu. Ulice Werony są puste. Ciężarówka wyjeżdża przez starą miejską bramę Porta Catena i zatrzymuje się przy strzelnicy fortu Procolo. Spomiędzy resztek śniegu sterczą badyle zeschłych chwastów.
Pierwszy schodzi z paki marszałek De Bono. Jest tylko w garniturze i czarnym kapeluszu, lekko drży z chłodu. Jako drugi zeskakuje na trawę Ciano. W długim, jasnobeżowym płaszczu i jasnym kapeluszu wygląda bardzo elegancko. Po nim wysiada pozostała trójka skazańców. Marinelli nie jest w stanie opanować się, z nerwów dygoce, nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Policjanci wloką go za ręce na miejsce egzekucji.
W obniżeniu terenu, przed niewysokim ziemnym wałem pełniącym rolę kulochwytu, za którym stoi mur strzelnicy, ustawiono stare, chybocące się krzesła – oparciami w stronę muru.
Kilkanaście kroków przed krzesłami stoi trzydziestu włoskich policjantów w krótkich, zimowych, zielonych kurtkach i czarnych czapkach. Dowodzi nimi szef faszystowskiej policji w Weronie Nicola Furlotti. Tuż po I wojnie światowej był jednym z założycieli Czarnych Koszul, paramilitarnych bojówek Mussoliniego, ale potem, w latach 20., popadł w niełaskę i powrócił do gry dopiero teraz, w dniach rozpadu faszystowskiego reżymu.
Tuż obok stoi kilkunastu włoskich oficjeli oraz drugie tyle Niemców – większość to oficerowie SS, jest też paru hitlerowskich dyplomatów, wojskowy fotoreporter. Ten ostatni nerwowo kręci się wokół krzeseł, mierzy coś światłomierzem i wyraźnie jest niezadowolony. Niskie chmury i mgliste powietrze źle wróżą jakości zdjęć z egzekucji.
Egzekucja w niekorzystnym świetle
Ciano zachowuje zimną krew.
Zamienia parę słów z odmawiającym modlitwę marszałkiem De Bono. Obaj proszą dowodzącego egzekucją Furlottiego, by pozwolił im stanąć twarzą w twarz z plutonem egzekucyjnym. Furlotti odmawia.
– Wedle prawa to pańskie krzesło, marszałku – mówi Ciano do De Bono wskazując krzesło pierwsze z prawej.
De Bono całkiem serio odpowiada, że nie wierzy, by w podróży, w którą za chwilę skazańcy zostaną wyprawieni, prestiżowe pierwszeństwo miało jakiekolwiek znaczenie. Ale zajmuje miejsce na krześle na prawym skraju, plecami do plutonu egzekucyjnego i widzów.
Obok niego energicznie siada Ciano. Stare, koślawe krzesło skrzypi, przechyla się i Ciano ląduje w oszronionej trawie. Podnosi się sam, ustawia krzesło i siada, tym razem ostrożnie.
Chcę spojrzeć w oczy kata
Policjanci przywiązują ręce skazańców do oparć krzeseł. Ciano wykrzykuje:
– No i kto by to przypuszczał!
Nie chce, by założono mu opaskę na oczy. Don Chiot w długiej, czarnej pelerynie obchodzi unieruchomionych skazańców i szepce im słowa absolucji in articulo mortis. Ciano dziękuje mu i prosi, by duchowny zadbał o trójkę jego dzieci.
Gdy wiążą Marinellego, Ciano krzyczy, by tego nie robili, bo to zbrodnia. Robi się nerwowy, bez przerwy obraca się do tyłu, kołysze na krześle.
– Uspokój się stary, zobaczysz, że to nic takiego – mówi do niego szyderczo jeden z policjantów z plutonu egzekucyjnego.
Na rozkaz Furlottiego policjanci z karabinkami carcano małego kalibru ustawiają się mniej więcej 10 metrów za placami siedzących skazańców, w dwóch rzędach. Ci z pierwszego rzędu klękają. Policjanci podzieleni są na pięć szóstek – każda ma strzelać do jednego skazanego. Jest 9.20. Gdy Furlotti daje komendę, by odbezpieczyć broń, z krzesła zrywa się Gottardi i krzyczy:
– Niech żyje Duce! Niech żyją Włochy!
– Niech żyją Włochy! – wołają też Pareschi i De Bono.
Pada komenda „ognia”
Ciano, gdy tylko słyszy komendę: „Ognia!”, przez prawe ramię odwraca twarz w stronę plutonu egzekucyjnego. Policjanci strzelają niecelnie, małokalibrowe pociski nawet trafiając nie zadają śmiertelnych ran. Czterech skazańców pada wraz z krzesłami na trawę, Pareschi siedzi na krześle nieporuszony. Część policjantów repetuje karabinki i chaotycznie strzela dalej do Pareschiego i leżących.
Ciano dostaje pięć postrzałów, ale żyje i jest przytomny.
– Pomocy! Pomocy! – chrypi.
Furlotti wyciąga z kabury pistolet. Na jego znak kilku policjantów także sięga po broń krótką. Furlotti podbiega do Ciano i z bardzo bliska strzela mu w skroń. Inni dobijają czwórkę pozostałych.
Dwaj niemieccy oficerowie podchodzą i z bliska przyglądają się twarzy martwego Ciano – chcą mieć pewność, że to on.
Don Chiot przykrywa jego ciało płaszczem. Więzienny lekarz bada ciała skazańców i woła, że niektórzy z nich żyją – można wyczuć puls. Furlotti wraca pod nasyp i każdemu strzela jeszcze raz w głowę.
Oficerowie SS patrzą na to wszystko z niesmakiem. To ma być egzekucja!? Cóż to za chaotyczna rzeźnia! Typowo włoska niekompetencja!
Źródło:
Artykuł stanowi nieznacznie skróconą wersję rozdziału „Rzeźnia w Weronie” z najnowszej książki Włodzimierza Kalickiego pt. „Zdarzyło się” (Znak 2014). Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji.
KOMENTARZE (4)
„W 1942 roku Ciano podjął próby tajnych rokowań pokojowych z aliantami, m.in. z pomocą polskich książąt Sapiehów. W lipcu zeszłego roku, podczas posiedzenia Wielkiej Rady Faszystowskiej, Ciano poparł wniosek Dino Grandiego, by odsunąć Mussoliniego od władzy. Uwięzionego Mussoliniego uwolnili jednak niemieccy spadochroniarze…”
Zeszłego roku, to raczej nie, nie przypominam sobie, a 2015 jeszcze dobrze pamiętam… A jeśli to miało oznaczać poprzedni rok, do wspomnianego – czyli 1941, to też raczej nie, bo Wielka Rada podjęła decyzję o uwięzieniu Duce w lipcu ale 1943, uffff….
Powinno byc: ” w lipcu,dokladnie 25 lipca nastepnego,1943 roku……….itd
Chwała bohaterowi do ostatnich dni ’39 przekonywał by Polska zmieniła front o 180* a nie wykrwawiiała się za anglosasów
Ciano zasluzyl w Polsce na…..pomnik. To on interweniowal, na prosbe wloskiej rodziny krolewskiej, w sprawie zwolnienia z obozow koncentracyjnych krakoeskich profesorow aresztowanych przez gestapo. Wielu zwolniono. Ciano byl w dobrej komitywie z polskim ambadadorem Wieniawa Pod jeho wplywem fadxystowskie Wlochy, sojusznik Hitlera, na swoj koszt przewiozly tysiace polskich zolnierzy do Francji…