Sierpień 1948 r. Sytuacja między nowopowstałym państwem Izrael i Syrią jest napięta niczym struna. Właśnie w tym czasie izraelski wywiad postanawia przechwycić na Morzu Śródziemnym syryjski transport broni. Towarzyszące operacji wydarzenia mogłyby stać się kanwą dla doskonałego filmu akcji. I aż trudno uwierzyć, że ten film jeszcze nie powstał.
W lutym 1948 r. do Czechosłowacji udał się przedstawiciel Syrii, kpt. Abdul-Aziz Kerine. Jego zadaniem był zakup znacznych ilości uzbrojenia w tamtejszych zakładach Česká zbrojovka. Syria chciała w ten sposób wzmocnić siłę ofensywną swojej armii przed spodziewanym konfliktem z przyszłym państwem żydowskim. Kapitan nabył m.in. 10 tys. karabinów i 8 mln sztuk amunicji.
Na zakupy? Tylko do Czechosłowacji!
Zbieg okoliczności sprawił, że w tym samym czasie i w tym samym celu do Czechosłowacji udał się Ehud Aviel, wysłannik Agencji Żydowskiej. Zakupił on także podobną ilość uzbrojenia.
Na miejscu dowiedział się również o misji syryjskiego kapitana. Bardzo go to zaniepokoiło. Gdyby zakupiona przez Kerine’a broń trafiła w ręce syryjskich żołnierzy, mogła w istotny sposób zmienić układ sił na Bliskim Wschodzie na niekorzyść żydowskiego państwa. O całej sprawie szybko poinformowano Davida Ben-Guriona. Przyszły premier Izraela nie wahał się ani przez chwilę. Nakazał zatrzymać przesyłkę za wszelką cenę. Tak rozpoczynała się pierwsza z serii niezwykłych akcji izraelskiego wywiadu.
Szukanie igły w stogu siana
Tymczasem niczego nieświadomi Arabowie wyczarterowali stary włoski parowiec „Lino”, którym miano przetransportować zakupioną broń z adriatyckiego portu Rijeka do Bejrutu. Ich poczynania były cały czas bacznie obserwowane przez Ehuda Aviela. Informował on na bieżąco o wszystkim kwaterę główną Hagany – ówczesnej żydowskiej organizacji zbrojnej. Szybko podjęto decyzję o zatopieniu SS „Lino” na pełnym morzu. Zadanie to miał wykonać weteran kanadyjskich sił powietrznych Freddy Fredkens, pilotując transportowy Avro „Anson”.
Przez trzy kolejne noce Fredkens startował z lotniska pod Rzymem i patrolował dalmatyńskie wybrzeże, próbując odnaleźć i zbombardować parowiec. Nic z tego jednak nie wyszło. „Lino” przepadł jak kamień w wodzie.
Wszystkiemu winni są komuniści
Tajemnica jego zaginięcia wyjaśniła się niebawem. Okazało się, że 1 kwietnia statek znalazł się w strefie silnego sztormu. W następstwie tego doszło do problemów z napędem i parowiec musiał zawinąć do małego włoskiego portu Molfetta. Izraelczycy zareagowali szybko. Powstał plan wysadzenia „Lino” w powietrze w samym porcie.
Pojawienie się statku wyładowanego syryjską bronią we włoskim porcie omal nie wywróciło tamtejszej sceny politycznej. W owym czasie na Półwyspie Apenińskim szykowano się do przeprowadzenia pierwszych po wojnie wolnych wyborów. Dużą popularność zyskiwali komuniści.
Bardzo sprytnie wykorzystali to Izraelczycy. Włoska współpracowniczka Hagany, Ada Sereni, poinformowała redakcję „Corriere della Sera”, iż komuniści gromadzą broń i przygotowują się do puczu. W ciągu dwunastu godzin wiadomość ta znalazła się na czołówkach wszystkich gazet w kraju. Komuniści oczywiście zaprzeczyli i oskarżyli o próbę przewrotu prawicę. Rozpoczęło się wzajemne przerzucanie oskarżeniami. W końcu zareagował włoski rząd i nakazał aresztować jednostkę. „Lino” został przeprowadzony do włoskiego portu wojennego w Bari. Izraelczykom wydawało się, że dzięki temu zyskali czas, tak potrzebny do zorganizowania akcji.
Tymczasem dowódca parowca ujawnił władzom pochodzenie broni oraz powody, które zmusiły go do zawinięcia do portu. W tej sytuacji niemal pewne było, że gospodarze, chcąc pozbyć się kłopotu, zwolnią jednostkę. Pojawiły się również naciski na Włochów ze strony przychylnych Syrii Brytyjczyków. Wkrótce w pobliżu „Lino” zacumował nawet brytyjski niszczyciel. Sytuacja znacząco się skomplikowała.
Wybuchowe prezerwatywy
Mimo wszystko Izraelczycy nie zrezygnowali z przeprowadzenia dywersji. Dowódcą operacji został szef rzymskiej placówki Hagany, Munia Mardor. Wyznaczono też wykonawców. Byli to: wywodzący się z Palmach – czyli sił specjalnych Hagany – Yosef Dror oraz dwaj nurkowie – Benni Kravitz i Meir Falick.
Mardor zorganizował dla swojej grupy amerykańską wojskową półciężarówkę marki Dodge, komplet mundurów armii amerykańskiej oraz fałszywe dokumenty. Dzięki temu mogli przeniknąć na teren portu. Posiadali również ponton i prymitywną minę wykonaną z TNT, dętki samochodowej i prezerwatyw.Mokra robota
5 kwietnia 1948 r. Izraelczycy wyruszyli z Rzymu do Bari. Na miejscu przez kilka dni prowadzili obserwację portu i jego okolic, starając się rozpoznać możliwości ataku na „Lino”. Mimo to pierwsza próba wysadzenia statku pod osłoną ciemności nie powiodła się ze względu na nadzwyczajną aktywność załogi brytyjskiego niszczyciela, która reflektorami omiatała powierzchnię wody w pobliżu parowca. Grupa dywersyjna zmuszona była zawrócić.
Mimo pierwszego niepowodzenia żydowscy dywersanci nie zamierzali się poddać. Kolejną próbę podjęli już następnego dnia, w nocy z 9 na 10 kwietnia. Tym razem aktywność załogi na brytyjskim okręcie była jeszcze większa. Świeciło mnóstwo reflektorów, oficerowie wykrzykiwali rozkazy, w pewnym momencie oddano nawet salwę z broni maszynowej. Nie było jednak mowy o powrocie. Zadanie trzeba było wykonać. Nagle o godz. 1.30 wyjaśnił się powód owych działań na pokładzie niszczyciela. Okręt po prostu podniósł kotwicę i skierował się do wyjścia z portu! Droga do „Lino” była otwarta!
Parowiec… wyparował
Tym razem wszystko poszło zgodnie z planem. Nurkowie umocowali minę pod kadłubem parowca i bezpiecznie wycofali się. Punktualnie o 4.00 statkiem targnął nagły wybuch. „Lino” zatonął w ciągu 10 minut. Włoska prasa znów miała używanie, tym razem pisząc o tajemniczym wybuchu na transportowcu. Śledztwo przeprowadzone przez miejscową policję niczego nie wyjaśniło. Nikt nie miał pojęcia, że za wszystkim stoją Izraelczycy.
Na tym jednak nie zakończyła się sprawa syryjskiej broni. Rząd Syrii podjął decyzję o jej wydobyciu. Do tego zadania oddelegowano płk. Fuada Mardama. Ten wynajął włoską firmę specjalizującą się w ratownictwie morskim, dzięki czemu odzyskano znaczną część cennego ładunku. Należało jeszcze tylko przetransportować go do Bejrutu. Żydzi ponownie musieli wejść do akcji.
Włosi, nie chcąc, aby wydarzył się kolejny incydent, umieścili syryjskie karabiny w magazynach pod silną strażą. Wykluczało to przeprowadzenie dywersji na lądzie. W grę wchodziła tylko operacja na pełnym morzu.
Życzliwi znajdą się zawsze
Płk Mardam miał tymczasem nie lada kłopot, ponieważ nie mógł znaleźć transportowca, którym mógłby przewieźć broń do kraju. Nieoczekiwanie z pomocą przyszedł mu kierownik hotelu, w którym mieszkał. Człowiek ten polecił mu agencję żeglugową Menara Shipping Agency. Dzięki temu udało mu się wyczarterować statek SS „Argiro”.
Mardam nie wiedział tylko jednego. Izraelczycy czujnie śledzili każdy jego ruch. Kierownik hotelu był współpracownikiem wywiadu Hagany, natomiast rzeczona agencja była powiązana z żydowskim podziemiem i w okresie drugiej wojny światowej zajmowała się szmuglowaniem Żydów do Palestyny!
Tuż przed wyjściem w morze kapitan SS „Argiro” poinformował Mardama, że dwóch jego ludzi rozchorowało się i musi zamustrować nowych marynarzy. Tymi „nowymi” okazali się członkowie Palmach. Transportowiec załadował broń w Bari i 19 sierpnia wyszedł w morze. Płk Mardam, zadowolony z siebie, odleciał do Syrii.
Bezkrwawe zwycięstwo
W czasie rejsu nowi członkowie załogi przeprowadzili sabotaż w maszynowni i unieruchomili jednostkę. Szczęśliwie w pobliżu znajdował się kuter rybacki, którego szyper zaproponował kapitanowi „Argiro” pomoc. Następnie na jego pokład przybyło dwóch rybaków, aby omówić szczegóły. Oczywiście byli to Izraelczycy. Teraz na pokładzie parowca było już czterech agentów. Szybko obezwładnili resztę załogi i przejęli kontrolę nad statkiem.
W jego pobliże podeszły dwie małe izraelskie jednostki, na które przeładowano broń i przeniesiono jeńców. „Argiro” został zatopiony. Żydzi, niezwykle sprawnie i bez rozlewu krwi, przechwycili cenną dla nich zdobycz.
Włoską załogę „Argiro” szczodrze obdarowano i pozwolono im wrócić do kraju. Najmniej przyjemnie cała ta sprawa skończyła się dla pułkownika Fuada Mardama. Został postawiony przed sądem i oskarżony o współpracę z Izraelem. Wydano wyrok śmierci. Wówczas Izraelczycy zdecydowali się na dość niecodzienny krok i kanałami dyplomatycznymi poinformowali Syryjczyków, że cała akcja była tylko i wyłącznie ich dziełem. Od wykonania wyroku na pułkowniku Mardamie odstąpiono.
Źródła:
- Krzysztof Kubiak, Morskie działania specjalne po roku 1945, Lampart 2001.
- Amnon Yona, Missions with No Traces, Devora Pub 2006.
- Early Operations of Israeli Intelligence.
KOMENTARZE (7)
Fragment gdzie Izrael wstawia się za tym Syryjczykiem najlepszy.
Niesamowicie honorowe zachowanie. W życiu nie spodziewałbym się tego po żadnym państwie.
Świetny artykuł, cieszę się że znalazłem tą stronę, szkoda tylko że tak rzadko są wrzucane nowe artykuły, niestety wszystkie artykuły które mnie interesowały już przeczytałem;/ czekam na nowe
Cieszymy się, że nasze artykuły przypadły Ci do gustu. Będziemy się również starać publikować jak najwięcej nowych, tak byś miał co czytać ;).
Robimy, co możemy :) a częstotliwość wrzucania artykułów rośnie, rośnie, rośnie. Pozdrawiam!
Komentarze do art. z naszego profilu na Fb https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne:
Dariusz W.: A co Polakom do tego.Miejmy Swoj dobry wywiad !!!.
Rafał Kuzak: Może to, że warto uczyć się od najlepszych?
Akurat syjoniści uczyli się sztuki i terrorystycznych tajników od polskich instruktorów. Warto o tym pamiętać.