Śmierdząca szynka, płatne wycieczki na Golgotę, zasady dzielenia się jajkiem i... wypełnione trotylem pisanki dla okupanta! Polscy żołnierze lepiej niż ktokolwiek inny potrafili spędzać Wielkanoc. I mieli na jej temat naprawdę dziwne rzeczy do powiedzenia.
Wiadomo, że życzenia świąteczne to podstawa. Takiego zdania musiał być felietonista „Skrzydeł” – gazety wydawanej przez polskich lotników w Wielkiej Brytanii. Żeby było ciekawiej nie był to lotnik, ale kawalerzysta chcący zdradzić kolegom czego zazdrości im w ich pracy. Swój tekst w numerze świątecznym z 1942 roku poświęcił… pisankom. Bardzo specyficznym pisankom.
Przecież to jest wspaniałe tak w nocy niepostrzeżenie […] zrzucić kilka bomb i w nogi o jakieś 300 mil. […].
Jednego wam zazdrościmy – tych pisanek. Dla Was codziennie są Święta Wielkanocne. Traktorami wam dowożą pisanki które możecie stale zrzucać. A na każdej pisance możecie napisać: To za Warszawę, to za Kutno, to za Zośkę.
Piszcie jak najwięcej tych pisanek – malujcie je a potem zrzucajcie.[…] Dawajcie im jaknajwięcej jaj!
Tradycję trza szanować, czyli szynka na lekkim gaziku
Zupełnie inaczej do tematu Wielkanocy podeszli żołnierze polscy internowani w Szwajcarii po przegranych walkach we Francji 1940 roku. Oni akurat nie mogli na nikogo zrzucać bomb, skupili się więc na… podtrzymywaniu narodowej tradycji
W swoim czasopiśmie „Goniec Obozowy” żartobliwie pouczali jedni drugich o dobrych obyczajach, jakie powinny obowiązywać w tym świątecznym czasie. A skorzystali przy tym z mądrości największego przedwojennego piewcy folkloru stolicy, Stefana Wiecha Wiecheckiego. Felieton Homera warszawskiego języka (jak nazywał go Tuwim) lata po publikacji, nawet bardzo daleko od Polski, nie tracił na aktualności:
Pośpiech współczesnego życia i powojenne rozwydrzenie sprawiły, że spożywamy potrawy „święcone” tak, jakby to były parówki z chrzanem czy sznycel a’la Górski.
Żadnego namaszczenia, źdźbła kultu dla wielowiekowej tradycji, cienia uznania dla pracy hodowcy i kucharki! Smutne!
Swoje uwagi zaczynali, a jakże, od kwestii dzielenia się jajkiem. W końcu to sam początek wielkanocnego śniadania:
Przede wszystkim jajeczko! Jest to danie religijne i do nażarcia się nie służy, znakiem tego nie należy z każdym jednym życzeniem całej sztuki opychać, ale, trzymając ćwiartkie na widelcu, najmarniej dwie osoby nią załatwić.
Jeżeli towarzystwo większe, to i trzy i cztery. […] Z pyskiem do kaźdego się nie leci, bo ten ów może nie mieć życzenia z byle łachudrą się całować.
Jeśli chodzi o dalszą część przyjęcia, nie należy się spieszyć ani opychać na początek. W dobrym tonie nie jest też przepychanie się do stołu. Żołnierze po żołniersku więc tłumaczą słowami Wiecha:
Po jajku do stołu się nie pchać, bo w przyzwoitym domu gospodarz swoje wyrachowanie ma i tak oblicza, żeby gazu i koryta dla wszystkich starczyło, a jeżeli nawet nie, to pies z nim tańcował i idziem wówczas gdzie indziej.
„Goniec Obozowy”, znając ówczesne realia aprowizacyjne, uprzejmie napominał czytających go internowanych:
Może się zdarzyć, że szynka letki gazik posiada, czyli zajeżdża, wtedy się rabanu nie podnosi, ale grubiej chrzanem smaruje a obleci.
Zawsze mogło się darzyć, że polskiemu żołnierzowi wypadło spędzać święta gdzieś daleko od Polski, nawet poza Europą. Także wtedy nie tracił ducha. Zamiast spuszczać nos na kwintę, starał się obrócić sprawy zawsze na swoją korzyść.
Polak potrafi! Nawet w Jerozolimie…
Żołnierze z Ośrodka Zapasowego Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich Wielkanoc 1941 roku spędzali w Palestynie. Polscy wojacy nie tracili czasu, pełniąc wówczas wartę honorową u Grobu Pańskiego w jednym z kościołów Jerozolimy. Nie obyło się również bez uroczystej Rezurekcji i oczywiście nie mniej podniosłej mszy polowej.
W ramach obchodów świąt zmartwychwstania zorganizowane zostały także wycieczki do Jerozolimy. Bo gdzie lepiej przeżywać Wielkanoc, jeśli nie w miejscu, gdzie wydarzenia opisane w Ewangelii zaistniały? Czy istnieją bardziej pasujące do odprawienia drogi krzyżowej „okoliczności przyrody” niż… ścieżka Jezusa na Golgotę?
Oczywiście wyprawy z koszar do Jerozolimy organizowane były za odpowiednią opłatą. 110 mildów (miejscowa waluta) dla oficera, 80 dla szeregowego, przy czym zniżka opłat dla szeregowych jest wynikiem starań poczynionych przez grono oficerów O. Z.
Dla znakomitej większości żołnierzy pobyt w Palestynie był jedyną okazją zobaczenia na żywo miejsc ciągle wspominanych w kościele. Wręcz grzechem byłoby jej nie wykorzystać, zwłaszcza, że te atrakcje pozwalały zapomnieć choć na moment, że gdzieś tam, w odległej okupowanej Polsce, najbliżsi cierpią.
Ogólną sytuację i rozterki żołnierzy doskonale rozumieli dowódcy, czemu dawali wyraz w rozkazach dziennych i różnego rodzaju odezwach. Nie inaczej postąpił Władysław Anders, który pisał na Wielkanoc 1942 roku:
Nasi najbliżsi dziś w kraju, nasze Matki, Żony, Dzieci, Siostry i Bracia śpiewać będą „Wesoły nam dziś dzień nastał” z uśmiechem, nie we łzach, bo wiedzą, że jesteśmy znów wojskiem, bo wierzą, że przyniesiemy im wolność.
A żołnierzom pozostawało tylko wierzyć i bić się dalej.
Źródła:
-
- „Gazetka Obozowa”, Pismo Żołnierzy Ośrodka Zapasowego S.B.S.K., Palestyna, nr 88 (1941).
- „Goniec Obozowy”, Pismo Żołnierzy Internowanych, Bern, nr 7 (1942).
- „Orzeł Biały”, Polska Walcząca na Wschodzie, Jangi-Jul, nr 11/12 (1942).
- „Skrzydła. Wiadomości ze Świata”, Pismo Żołnierzy Polskich Sił Powietrznych, Londyn, nr 7 (1942).
KOMENTARZE (2)
Przytoczony artykuł z „Gońca Obozowego” to przecież klasyczny felieton Wiecha z warszawskiej przedwojennej warszawskiej prasy czerwonej, zatytułowany „’Nie odsuwać baranka”. Ciekawe czy podpisany nazwiskiem autora, czy może redaktor gazetki obozowej bezwstydnie przywłaszczył sobie autorstwo. Jako ciekawostkę dodam, że w prasie wydawanej przez armię gen. Andersa na Bliskim Wschodzie, często ukazywały się, że tak to nazwę, podróbki Wiecha, pisane gwarą warszawską, tak, że ludzie myśleli, że Stefan Wiechecki faktycznie jest jej członkiem i dopiero po wojnie się okazało, że to jakiś żołnierz z talentem do pastiszu przeniósł kawałek przedwojennej Warszawy na front.
Panie Wojtku, felieton w „Gońcu” był podpisany „Wiech”. A informacja, o podrabianym „Wiechu” w armii Andersa bardzo ciekawa!