Traktat wersalski drastycznie ograniczył niemiecką armię. Wydawać by się zatem mogło, że dowództwo Reichswehry w pierwszej połowie lat 20. powinno żyć w ciągłym strachu przed potencjalnym polskim atakiem. Nic z tych rzeczy. Niemcy byli pewni, że w razie wojny, to oni odniosą ostateczne zwycięstwo.
Zaraz, zaraz, coś tutaj się nie zgadza. Jak niby trzykrotnie słabsze liczebnie i pozbawione ciężkiego sprzętu niemieckie siły zbrojne miały konkurować z Wojskiem Polskim, które dopiero co dało łupnia Armii Czerwonej? Czyżby niemieccy wojskowi po przegranej wojnie stracili kontakt z rzeczywistością? Bynajmniej.
Okazuje się, że doskonale wiedzieli o problemach trapiących naszą armię w tamtym okresie. Jakiego rodzaj były to kłopoty możemy się przekonać czytając pracę profesora Roberta Citino pt. „Niemcy bronią się przed Polską 1918-1933”.
Brak broni oraz słabe wyszkolenie
Podstawowym źródłem informacji dla wojskowych znad Sprewy o stanie polskiej armii była rzecz jasna działalność wywiadowcza. Jak podaje w swej książce amerykański historyk:
Doniesienia niemieckiego wywiadu wojskowego wykazywały jasno, że Warszawie brakowało wiary w możliwości ofensywne polskich sił zbrojnych. Te rezultaty manewrów i gier wojennych, które były znane Niemcom w wyniku działalności ich agentów, dowodziły, że siły zbrojne Polski niezmiennie okazywały się nieprzystosowane do prowadzenia działań ofensywnych.
Doskonałe uzupełnienie danych zdobytych przez wywiad stanowiły ponadto przesłuchania dezerterów, z których wyłaniał się bardzo negatywny obraz polskiej armii.
Przykładowo Stanisław Szlachta – dezerter z toruńskiego 63. pułku piechoty – stwierdzał, że w jego jednostce brak jest jednolitego uzbrojenia i wykorzystuje się karabiny rosyjskie, francuskie czeskie oraz niemieckie – prawdziwy koszmar każdego kwatermistrza. Ponadto podkreślał, że:
Amunicji jest bardzo niewiele i nie jest ona wydawana nawet pełniącym służbę wartowniczą. Odzież składa się w większości z mundurów angielskich. Konie są dobre, ale jest ich niewystarczająca ilość. 8. pułk ma tylko 50 koni na 600 żołnierzy.
Ogromna większość wozów tego pułku jest pozbawiona zaprzęgów, pozostałe zaś mają pojedyncze konie zamiast całych zaprzęgów. Mundury są nędzne; występuje poważny brak obuwia. Często żołnierze pełnią służbę na placu apelowym boso. Jedzenie jest niewystarczające. Żołnierze otrzymują dwa funty [kilogram – przypis autora art.] chleba dziennie, czasami z odrobioną dżemu.
Po takiej relacji nie można się chyba dziwić Niemcom, że nie obawiali się ataku ze wschodu. Bo niby jak tu się bać armii, która nawet nie ma wystarczającej liczby koni, o obuwiu i wyżywieniu dla żołnierzy nie wspominając?
Przesłuchujących Szlachtę jeszcze bardziej interesowało to, co miał do powiedzenia na temat morale żołnierzy Wojska Polskiego. A stwierdzał on ni mniej, ni więcej, że:
Relacje między żołnierzami są fatalne, ponieważ ci z Pomorza i Kongresówki w niczym się nie zgadzają. Jakieś trzy tygodnie temu oficerowie z Kongresówki zostali wypędzeni z miasta przez żołnierzy z Pomorza, pod przewodnictwem oficerów z Wielkopolski, ponieważ ci pierwsi chcieli wprowadzić kary cielesne.
Inny dezerter przesłuchiwany w 1921 r., służący wcześniej w 2. szwadronie 15. Pułku Ułanów Poznańskich, potwierdził słowa Szlachty. Jego zeznania zawierały również informacje rzucające światło na rolę francuskich oficerów przydzielonych do polskich jednostek. Z relacji wynikało, że:
Oficerów francuskich można znaleźć w każdej kompanii. Polski dowódca kompanii nie może sam przedsięwziąć środków dyscyplinarnych, ale musi poprosić o zgodę oficera francuskiego, który z reguły dwukrotnie zwiększa karę.
Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że taka sytuacja odbijała się negatywnie na morale żołnierzy, a co gorsza również kadry oficerskiej, której autorytet ustawicznie podważano.
Bolszewicy i mniejszości narodowe
Jakby tego wszystkiego było jeszcze mało, mimo zawarcia w marcu 1921 r. pokoju z bolszewikami, ciągle musiano utrzymywać silny kontyngent wojskowy na wschodniej granicy, co uniemożliwiało wysłanie większych sił na zachód. Innym palącym problemem wykluczającym ewentualną polską ofensywę przeciw Republice Weimarskiej w pierwszej połowie lat 20. była kwestia mniejszości narodowych.
Część z nich – na przykład Niemcy czy Ukraińcy – wręcz jawnie odnosiło się wrogo do państwa polskiego. Dodatkowo – jak pisze R. Citino – obecność licznej społeczności niemieckiej w zachodnich województwach Polski zwiększało prawdopodobieństwo utrudnienia na tych obszarach działań armii polskiej przez nieprzyjazną ludność.
W świetle danych dostarczonych przez wywiad oraz informacji przekazywanych przez dezerterów łatwo zrozumieć dlaczego Niemcy w pierwszej połowie lat 20. właściwie nie brali pod uwagę sytuacji, w której Polska wypowiedziałaby im wojnę. Byli przekonani, że nasza armia – mimo swej liczebności – jest źle wyszkolona oraz wyposażona i nie stanowi godnego przeciwnika dla Reichswehry. Czy była to prawda? Niestety w dużej mierze tak. Zresztą nie ma się czemu dziwić, wszak Polska dopiero co odrodziła się po ponad 120 latach niewoli.
Źródło:
- Robert Citino, Niemcy bronią się przed Polską 1918-1933, Instytut Wydawniczy Erica, 2012
KOMENTARZE (14)
Sytuacja wówczas była raczej odwrotna: to Polska się obawiała niemieckiej interwencji (w 1919 roku dowództwo polskie ściągnięło 2 dywizje ze wschodu dla zabezpieczenia zachodnich rubieży). Wszak Niemcy traktowali odrodzoną Polskę jako „państwo sezonowe” ( Saisonstaat)…
„Traktat wersalski drastycznie ograniczył niemiecką armię. ”
I tak powinno być do końca świata.A zachciało im się atomówek.
Znafco,
Niemcy nigdy nie posiadały ani nie posiadają broni atomowej. No chyba, że mówisz o zupełnie nierealistycznym planie konstrukcji takiej broni w Niemczech podczas IIWŚ?
Zaraz, zaraz. Plan Hitlera wyprodukowania broni atomowej nie byl tak znów zupełnie nierealistyczny. Wprost przeciwnie, miał wszelkie szanse powodzenia. Jeśli nie, to Anglicy nie przeprowadziliby akcji sabotażowej w Norwegii, w wyniku której zniszczono zasoby ciężkiej wody, zmuszając Niemców do rozpoczęcia pracy od nowa w innej lokacji. Ostatecznie, planowanie i wykonanie akcji sabotażowej w Norwegii pochłonelo wiele środkow, kosztowalo dużo trudu i pieniędzy – na które Anglia zawsze zwracała uwagę – i pociągnęła za soba śmierć niektórych „aktywow” wywiadu, albo ich dekonspirację i konieczność ucieczki.
Już po wojnie, Amerykanie oszacowali, że gdyby nie akcja Anglikow, Hitler miałby broń atomową w końcu 1945-początku 1946 roku (oczywiście nie, bo wojna się skończyła w międzyczasie). Dalsze analizy wskazywały, że nawet mimo akcji w Norwegii, gdyby wojna nie skończyła się w maju 1945 roku, to Hitler miałby broń atomową pod koniec 1946 roku.
No cóż sytuacja w polskiej armi w latach 20-stych była odbiciem sytuacji Polski we wszystkich dziedzinach administracji,gospodarki,prawodastwa.II RP to zlepek z trzech zaborów trzeba to było ujednolicić,pozszywać,połatać a to nie była (jest) praca na rok czy dwa ale na dziesięciolecia.
dokładnie! jednocześnie trzeba docenić to, jak wiele udało się zrobić w te dwie dekady. moglo być znacznie gorzej
Całkowicie się zgadzam. Trzy różne waluty, w zaborze austriackim ruch lewostronny, w rosyjskim szerokie tory, brak portu bo Gdańsk został Wolnym Miastem więc trzeba było wybudować nowy. Rożne systemy miar. Powstańcze walki o granice. W armii broń i amunicja oraz mundury wszelkiego rodzaju i pochodzenia. Różny podział administracyjny w każdym z zaborów i wiele innych spraw. Te tereny były przecież przez 123 lata rozwijane przez każdego z zaborców w innym kierunku. To jak się udało to wszystko ogarnąć w tak krótkim czasie to naprawdę szacunek.
Komentarze z naszego profilu na Fb https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne:
Dominika Sz.: Przecież przrz te wszystkie lata był ktoś kto skutecznie przekonywał Niemców o tym, że nikt nie może się z nimi równać, więc nie dziwota w sumie. Oczywiście o Hitlera chodzi…
Marcin L.: 15 lat pozniej bylo juz inaczej …
Nie wiem czy to błąd czy przybliżenie, ale zamiast 120 powinno być 123 latach niewoli
Panie Januszu, dziękujemy za zwrócenie uwagi, ale nie ma w końcowym zdaniu błędu. „Polska (…) odrodziła się po ponad 120 latach niewoli” – gdyby 120 zamienić na 123, byłoby to niezgodne z prawdą. Zostało tu rzeczywiście wykorzystane przybliżenie do pełnej liczby w dół. Oczywiście zdanie mogłoby również brzmieć „Polska (…) odrodziła się po 123 latach niewoli”, pomijając wtedy „ponad”, ale to już dowolność autora.
właściwie rozumiem dlaczego przyjęło się te 123 lata ale trzeba zwrócić uwagę, że jest to wielkie uproszczenie. Rzeczpospolita nie popadła w niewolę w 1795. Suwerennym państwem przestała być z chwilą przystąpienia króla do Targowicy trzy lata wcześniej (a przed sejmem wielkim przez lata była de facto rosyjskim protektoratem). Jeśli epizod powstania kościuszkowskiego traktujemy jako jej odrodzenie to dlaczego nie traktować tak chociażby okresu powstania listopadowego, kiedy po formalnej detronizacji cara przez sejm ówczesne Królestwo Polskie przez krótki okres miało wszystkie atrybuty suwerennego państwa.
zacofanie Polski olbrzymie w stosunku do Zachodu było też po czerwcu `89 r. .
Po 28 latach jest już całkiem nieźle i mam nadzieję, że nikr i nic nie przerwie nam znowu rozwoju Państwa.
Drogi komentatorze, nic dziwnego – po tylu latach próby odcięcia nas od Zachodu m.in. poprzez traktowanie wszystkiego co stamtąd pochodziło jako wykwitu imperializmu. Pod pewnymi względami jest rzeczywiście „całkiem nieźle”, jak Pan to ujął, ale pod innymi wciąż nam sporo brakuje. Co nie znaczy, że nie mamy i elementów, którymi możemy się chwalić :) Pozdrawiamy.
Niestety, po 28 latach sytuacja nie wydaje się być o wiele lepsza. Raczej przypomina to rok 1939 i buńczuczne zapewnienia o „nie oddaniu ani guzika”, ale rzeczywistość wydaje się potwierdzać obawy.
Pośród samolotów bojowych tylko część nadaje się do lotu, a jeszcze mniejsza część do działań zbrojnych. Podobnie z „królowa pola walki”, czyli bronią pancerną. A w Marynarce Wojennej pływa (?) jeden okręt podwodny. Dzisiejsze media donoszą, że załoga tego właśnie okrętu wystosowała list do prasy, w którym opisują bardzo zły stan techniczny okrętu, nieudolność dowodzenia i krótkowzroczne planowanie.
Jedyna nadzieja, że na chwilę obecną potencjalni agresorzy mają swoje własne problemy, powstrzymujące ich od dążenia do zbrojnej konfrontacji z Polska…