Na wojnie zawsze znajdzie się okazja, by co nieco uszczknąć sobie z państowej kasy. Szczególnie z takiej, która nie żałuje grosza, jeśli tylko ma się odpowiedni papier. Doskonale wiedzieli o tym rosyjscy oficerowie, którzy w czasie wojny z Japonią w latach 1904-1905 znajdowali się głęboko za linią frontu, w szpitalach polowych. Na fałszerstwach zbili niemałą fortunkę!
Wikentij Weresajew był młodszym lekarzem w czasie zmagań rosyjsko-japońskich w Mandżurii. Rzucony w samo centrum wydarzeń, po paru latach postanowił opisać je we wspomnieniach na temat konfliktu wogóle tak obfitującego w sceny humorystyczne.
Jego dawno zapomniana książka („Na wojnie: wrażenia osobiste autora »Spowiedzi Lekarza« z wojny rosyjsko-japońskiej”) obnażała głupotę posunięć wyższego dowództwa i bezsens wojskowych przepisów. Pokazywała też w całej rozciągłości, jak bardzo skorumpowana była armia batiuszki cara. A trzeba przyznać, że wyobraźni i żyłki handlowej carskim oficerom nie brakowało! Jak pisał Weresajew:
Wszyscy w armii wiedzieli doskonale, że paszę, drzewo i wiele innych rzeczy oddziały wojskowe biorą darmo, że w Mukdenie sklepy chińskie zupełnie jawnie sprzedają fałszywe chińskie kwity na żądaną sumę…
Wystarczyło wystarać się tylko o odpowiednie kwity (czytaj: sfałszować je) i już można było składać podanie do intendentury o zupełnie darmowe
Układano sprawozdania rachunkowe, fabrykowano rachunki. Jeżeli do podpisu rachunku nie znaleziono Chińczyka, to nakazywano podpisywać starszemu pisarzowi; on kopiował kilka chińskich liter z długich czerwonych pasków, obficie zdobiących ściany…
Szczególnie ciekawe okazywały się rozmowy autora z pisarzem, który z racji pełnionej funkcji doskonale wiedział co się święci w dowództwie jednostki. W trakcie jednej z takich pogaduszek Weresajew poznał prawdziwe oblicze swojego bezpośredniego przełożonego:
(…) wieczorem wedle opowiadań pisarza, prosił gospodarza o podpisanie swem nazwiskiem jakiegoś papieru; papier ten głosił, że niżej podpisany sprzedał naszemu szpitalowi tyle, a tyle pudów ziarn gaolonowych i słomy ryżowej i taką to simę w całości otrzymał.
Chińczyk zląkł się i zaczął odmawiać – No, to nie podpisuj swego nazwiska tylko jakie inne to wszystko jedno – rzekł naczelny lekarz. Na to Chińczyk zgodził się, w nagrodę otrzymał 1 rs., a kancelarya nasza wzbogaciła się kwitem kontroli na 617 r. 35 k. (okrągłych liczb fałszywe dokumenty nie lubią)
A że z pisarza była straszna gaduła i musiał przed kimś wylewać swoje żale, że za udział w tym procederze dostaje mu się nazbyt mało, opowiadał dalej:
Sprzedaliśmy 22 najlepsze konie obozowe i podaliśmy w sprawozdaniu, że 5 zbiegło, a 17 zdechło z powodu paszy, do której nie przywykły.
I dalej:
Na cienkim chińskim papierze było napisane: „rs 85 za sprzedanego wołu w całości otrzymałem”. Tak tylko żadnego wołu nie kupili. To ten sam, który dawniej był już kupiony Naprzód zapisaliśmy go do sum awansowych (wyżywienie komendy), a teraz umieściliśmy go w etacie dziennym (pożywienie chorych).
Najlepszy jednak przykład bezpretensjonalnej głupoty carskich zaopatrzeniowców daje ten oto cytat:
Posłałem do intendentury po konserwy i jęczmień, nie wydali, należy mieć zapotrzebowanie. Napisałem, posłałem. Powracają ludzie z niczem, zapotrzebowanie powinno być napisane atramentem nie ołówkiem, Powiedzcie, gdzie tu dostać atrament? Dziękować Bogu i za to, że znalazł się odłamek ołówka… Odeszliśmy nic nie otrzymawszy. A nazajutrz spalono wszystkie składy.
I jak tu można było prowadzić wojnę? Nic dziwnego, że potężne Imperium Rosyjskie przegrało z malutką Japonią. Bo zdaniem wielu historyków to wcale nie Japończycy, ale korupcja we własnych szeregach pokonała carską machinę wojenną.
Źródło:
Ciekawostki to kwintesencja naszego portalu. Krótkie materiały poświęcone interesującym anegdotom, zaskakującym detalom z przeszłości, dziwnym wiadomościom z dawnej prasy. Lektura, która zajmie ci nie więcej niż 3 minuty, oparta na pojedynczych źródłach. Ten konkretny materiał powstał w oparciu o:
- W. Weresajew, Na wojnie: wrażenia osobiste autora „Spowiedzi Lekarza” z wojny rosyjsko-japońskiej, Warszawa, brak daty wydania [około 1908].
KOMENTARZE (10)
Literówki na pierwszy rzut oka. O ile Słownik PWN się nie myli to prawidłowa forma jest „uSZCZknąć” a nie „uCZknąć”. Drugi z kolei to „RzuCZony”. Trzeci: „zaoptrzeniowców”. Tyle wypatrzyłem w pierwszym czytaniu. Aha- i stylistycznie nie widzę tego: „A, że z pisarza była […]”- tam na moje oko całkowicie zbędny ten przecinek.
Dziękujemy za uwagę. No niestety (a może i stety) nie każdy z naszych autorów celuje akurat w języku i interpunkcji. W efekcie czasem jakaś literówka przejdzie przez nasze sito, szczególnie jeśli w danym tekście wprowadzamy wiele zmian. Na szczęście zawsze możemy liczyć na czujne oko i serdeczne uwagi naszych czytelników :)
Na marginesie – zwykle tekst czytamy przed publikacją i zaraz po niej, więc większość literówek powinna znikać w ciągu pierwszych parunastu minut. Prosimy o odrobinę cierpliwości :). Dawniej naszych tekstów nie czytały dziesiątki tysięcy osób i jeszcze chyba nie przyzwyczailiśmy się do tego, że w takim tłumie żaden błąd nie ujdzie bez reprymendy :)
Również ze swojej strony dziękuję za wypatrzenie tych literówek. Zawsze staram się oddawać teksty sprawdzone i poprawne stylistycznie, ale widać, że tym razem zaliczyłem wpadkę przy pracy. Tak to chyba jest czasami, że czyta się swój tekst parokrotnie, a pomyłek jak na złość się nie widzi. Pozdrawiam!
Ktoś tu był przede mną i wypatrzył literówki. Jestem niepocieszony.
Ale artykuł jest interesujący.
Nie martw się Jarku, specjalnie dla Ciebie mamy jeszcze prawie ćwierć tysiąca artykułów :) Na pewno w którymś znajdziesz jakieś literówki!
Artykuł o wojnie w Mandżurii i nawet słowem nie wspomniano o dziadku Jacku Poszepszyńskim i kapralu Jedziniaku?
Faktycznie jest to skandaliczne niedopatrzenie z naszej strony, będziemy musieli pogadać z autorem ;)
Dajcie go nam tu na Łubiankę. Już my z nim „pogawarim” :-P
cos podobnego opisywal Jarosław Haszek w „Szwejku”. Od zawsze wiadomo, ze wojna to handel, przekret, szwindel i oszustwo. Po prostu inna forma prowadzenia polityki
Stwierdzenie „potężne Imperium Rosyjskie przegrało z malutką Japonią” jest dyskusyjne, bo Rosja i Japonia miały porównywalną liczbę mieszkańców. Nawet dziś Rosja ma 144 mln mieszkańców a Japonia 127 mln. Do obszaru starć zbrojnych Japonia miała znacznie bliżej niż Rosja, nie musiała również wiązać znacznych sił do ochrony granic bo zajmowała malutki obszar wysp. Dlatego była tak mobilnym mocarstwem.