Sama myśl o tym, że w kulturze Dalekiego Wschodu spożywanie mięsa psów jest czymś normalnym, jeży wielu Europejczykom włosy na głowie. Tymczasem nasi właśni przodkowie nierzadko zajadali się... kotami.
Oficjalnie kot – jako stworzenie domowe – już w średniowieczu był zaliczany do zwierząt, których się nie jada. Autor XIV-wiecznego Mannuel de conversation, swoistego poradnika życia społecznego i domowego powstałego w Brugii, umieścił koty na liście zakazanych pokarmów, obok małp, lisów, osłów, psów, wilków i… słoni. Wedle różnych źródeł zdarzały się tylko dwa wyjątki: koty zjadali zdesperowani, głodujący ludzie oraz barbarzyńcy.
Tym drugim trudno było zarzucić gorsze występki niż picie ludzkiej krwi i… no właśnie, zjadanie kotów. Biskup Otton z Fryzyngi przytoczył w XII wieku zarzuty, jakie kierowano pod adresem Węgrów , kiedy ci przybyli do Europy:
W tym okresie opowiadano, że ten lud był tak okrutny i tak dziki, że żywił się surowym mięsem i pił ludzką krew. Temu, komu wydaje się to nie do pomyślenia, przypomnę, że Pieczyngowie i Połowcy jeszcze dziś jedzą surowe mięso (…) koni i kotów.
Koty pojawiają się także w relacji z oblężenia Ankony w 1173 roku. Zbulwersowany kronikarz zanotował:
Ci, którzy pozostali w mieście, cierpieli niewysłowiony głód… Zabijali konie, zwierzęta pociągowe i osły i jedli łapczywie ich nieczyste mięso, głód bowiem czynił znośnym każdy pokarm… A niektórzy w tym czasie, o czym nie słyszał nikt od początku świata i nie usłyszy przed upływem wieków, jedli psy, koty i myszy…
Innymi słowy: nie było większego występku przeciw panującym obyczajom niż zjadanie kotów. Takie same wnioski wciągniemy z opisów oblężenia włoskiej cytadeli w Rantra czy otoczenia węgierskich wojsk przez Normandczyka Roberta Guiscarda.
Hildegarda z Bingen jeszcze głośniej biła na alarm, przekonując, że – jak powtórzyła za nią Laurence Bobis, autorka książki „Kot. Historia i legendy” – jedzenie mięsa kota sprawia, że ciało ogarnia szaleństwo i zaczyna ono cuchnąć.
Królik dachowy
No dobrze, tyle teorii i obyczajów. Zdaje się, że przynajmniej od schyłku średniowiecza rzeczywistość wyglądała zgoła inaczej, a koty w niektórych regionach Europy zyskały sobie status… wyszukanego smakołyku.
Lekarz Joachim Strupp w poradniku żywieniowym sporządzonym w 1582 roku na wypadek klęski głodu (pod tytułem: Ostatnia deska ratunku (…) czyli Nowa spiżarnia i piwnica – o jakiej wcześniej nie mówiono – na wypadek klęski głodu, słabych zbiorów i wojny) przypominał, że Hiszpanie i Włosi raczyli się tłustymi kotami, a nawet zachęcali niemieckich kolegów do podobnego postępowania.
Także Konrad Gesner około 1550 roku zauważył, że mięso kota uważano za bliskie smakiem króliczemu i używano go w kuchni w różnych częściach Europy, a szczególnie w Hiszpanii.
Oczywiście te dwie relacje mają ograniczoną wiarygodność, bo autorzy pisali w nich o obyczajach obcych sobie, zagranicznych kultur. Ale także włoski, XVI-wieczny przyrodnik Usilles Aldrovandi zapisał w książce De quadrupedibus, że mięso kota jest wysoko cenione, a jada się je po uprzednim upieczeniu lub ugotowaniu:
Wielu rzeczywiście uważa mięso z kota za bardzo wyszukane danie, chociaż jego mózgowi zarzuca się, że jest trucizną… Mięso kota jest bardzo zbliżone w smaku do króliczego.
Również hiszpański arcybiskup Toledo zapewniał, że mięso kota jest soczyste, lekkostrawne i wprawia człowieka w dobry nastrój. Nawet w ponoć nielubującej się w kotach Francji pewien XVI-wieczny lekarz przyznał, że nie brakuje ludzi zajadających się ze smakiem tymi zwierzętami.
Powszechność spożywania kotów potwierdziły badania na francuskich śmietniskach (od IX wieku trafiają się tam szkielety kotów z charakterystycznymi śladami nacięć), a długotrwałość tego obyczaju… XIX wieczny folklor! Jeszcze w tej jakże bliskiej nam epoce kotami mieli się zajadać po kryjomu wenecjanie, nazywając je… „królikami dachowymi”.
***
Na koniec, z myślą o amatorach historycznych kulinariów, przepis na potrawkę z kota, według Ulissesa Aldrovandiego:
Wybrać tłustego kota, poderżnąć mu gardło, a następnie odciąć głowę i wyrzucić ją, ponieważ nie nadaje się do jedzenia (…). Starannie zdjąć skórę, rozciąć go i dokładnie oczyścić, a potem zawinąć go w czystą lnianą ścierkę i zakopać w ziemi, gdzie zostanie przez jeden dzień i jedną noc, później wyjąć go i zacząć piec na rożnie (…) a gdy zaczyna się piec, nasmarować go dobrym czosnkiem i olejem, a po skończeniu smarowania, wysmagać laseczką, a gdy jest dobrze upieczony, rozciąć, jakby to był królik lub koźlę, położyć go na dużym półmisku, wziąć czosnek i olej, które się oddzieliły, połączyć z dobrym, jasnym bulionem i polać kota; teraz można go zjeść, bo jest to bardzo dobra potrawa.
Źródło:
Ciekawostki to kwintesencja naszego portalu. Krótkie materiały poświęcone interesującym anegdotom, zaskakującym detalom z przeszłości, dziwnym wiadomościom z dawnej prasy. Lektura, która zajmie ci nie więcej niż 3 minuty, oparta na pojedynczych źródłach. Ten konkretny materiał powstał w oparciu o:
- Laurence Bobis, Kot. Historia i legendy, Avalon 2008.
KOMENTARZE (31)
„Kot. Historia i legendy” – genialna książka, ma tylko jedną wadę, ale niestety istotną. W książce jest mnóstwo odnośników do obrazów, rzeźb, manuskryptów, dokumentów i ANI JEDNEJ ilustracji czy fotografii. W czasie czytania zostaje straszny niedosyt…
Niestety to powszechny problem wśród małych wydawnictw w Polsce. Pozyskanie – a co dopiero legalnie pozyskanie – zdjęć do książki to spory nakład czasu i środków. Małych oficyn często na to po prostu nie stać, albo nie mają ludzi, którzy potrafiliby się tym zająć.
Oczywiście nie wiem czy tak było w przypadku tej konkretnej książki – mówię o ogólnym problemie.
Hmm, biorąc pod uwagę fakt, że większość (jeśli nie wszystkie) materiały historyczne znajdują się w domenie publicznej (czyli są dostępne nieodpłatnie), to raczej stawiam na oszczędności na grafikach.
Mylisz się. Pozyskanie dobrej jakości reprodukcji np. obrazu, czy ryciny ze średniowiecznego traktatu także kosztuje.
Brak ilustracji w książkach to częściowo musi być jednak efekt „lenistwa” wydawców… Pozyskanie praw autorskich do zdjęć obiektów oczywiście bywa utrudnione. Są jednak książki historyczne, w których zamiast zdjęć były przynajmniej wierne rysunkowe reprodukcje. Może to i rozwiązanie połowiczne, ale przecież lepsze niż pozostawienie tekstu pełnego odniesień do ikonografii bez żadnych ilustracji.
No i taki rysunek można zlecić, kupić, lub ukraść. Większości polskich wydawców na zlecenie i kupienie nie stać. Więc albo nie ma ilustracji, albo kradną ignorując fakt, że ktoś dany rysunek zrobił i należą mu się za to pieniądze .Ja już w takiej sytuacji wolę, żeby w książce rysunku nie było.
Ha! Ja ja właśnie niedawno kupiłam tę książkę i jestem w trakcie jej czytania. Potwierdzam, że jest bardzo ciekawa, ale mnie też smuci fakt, że nie ma ani jednego obrazka bo na pewno bardzo podniosłoby atrakcyjność tej pozycji. A artykuł ciekawy, jak wszystkie zresztą.
d
Mam zapytanie i proszę o pomoc. Czy w powyższej pozycji jest mowa o kotach zamurowanych w średniowiecznych zamkach jako ofiara wotywna? Gdybyście Państwo znali taką literaturę, to proszę o podanie. Z góry wielkie dzięki.
Niezle w sumie to ostatnio jadlem krolika i mi smakowal, wiec moze teraz czas na kota :)
No nie wiem, królik to jednak roślinożerca i ludzie w naszej kulturze jadają je od setek lat. Kota to ja bym jednak z własnej, nieprzymuszonej woli chyba nie zjadł ;)
No ja wszystko rozumiem, ale po cholerę truchło zakopywać w ziemi? Jeszcze jakby w jakiejś marynacie…
Żeby skruszał…
Ja tam się na gotowaniu nie znam, ale trochę chyba by się to truchło wybrudziło… Głupio takie z ziemią jeść. Pucować też trochę niewygodnie…
Przeciez jest wyrażnie napisana – zawiąć w ścierkę :)
Kiedyś nie było lodówek, więc na mój gust chodziło najzwyczajniej o pozostawienie w chłodnym miejscu, no chyba że miały się do tego dobrać robaczki aby służyć potem jako farsz. Smacznego ;-)
zamiast do lodowki i by inne koty ci go zjadly
Dusza kota. Musi być pochowany, bo jeszcze nawiedzi oprawcę. =0
Albo coś innego.
W 1947 r. moi dziadkowie mieszkali w Wałbrzychu, jako jedyni Polacy w dzielnicy zamieszkałej wtedy tylko przez Niemców. Gdy nadeszła Wielkanoc, zgodnie z tamtejszym zwyczajem sąsiedzi wymieniali się smakołykami. Babcia została poczęstowana czymś, co w pierwszym momencie wzięła za doskonale przyrządzone udko z królika. Jednak układ kości wydał jej się nietypowy, więc dopytała się co to było za zwierzę. Przysmakiem okazał się właśnie kot i podobno nie był to efekt powojennego kryzysu, tylko tradycyjne danie regionalne. Nie mam pewności, ale obiło mi się o uszy, że na terenie Dolnego Śląska koty i psy były na liście zwierząt rzeźnych do początku lat pięćdziesiątych.
Mięsożerstwo jest odrażające.
niestety człowiek nie może żywić się fotosyntezą, a jak udowodnili naukowcy z Uniwersytetu w Missouri rośliny czują, kiedy są zjadane. ani wegetarianizm, ani mięsożerstwo nie są idealne.
Komentarze z naszego profilu na Fb https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne:
Bartan P.: Fakt, że teraz nie jadamy jest uwarunkowany wyłącznie kulturowo. Jak bym miał okazję to dobrze przyrządzonego bym zjadł. A już w sytuacji przymusowej (wojna itd.) nie miałbym cienia oporu.
Ciekawostki historyczne: Z kotem jest ten problem, że to drapieżnik, a my drapieżników raczej nie jadamy (poza rybami).
Piotr W.: Zgadzam się z Bartanem, nie rozumiem co jest takiego tragicznego w jedzeniu kotów. Ludzie jadają najróżniejsze zwierzęta, a wśród moich znajomych mogę się spotkać z oburzeniem jak się włoży takie zwierzę do skarpety. Zwierzę jak inne, no, może także miauczy i wygląda słodko.
Mariusz H.: a w Chinach słodko-kwaśno…
Poszukiwacze: Po co tak daleko szukać. Kocie mięso jadano powszechnie w Europie jeszcze w latach 30 XX wieku :D
Tomek I.: W Europie jadano również ludzi. I pewnie najrzadziej robiły to koty.
Michał P.: Lubię koty :P
Ciekawostki historyczne: takie żywe czy w sosie własnym? ;)
Michał P.: Mam w szafie po babci stos psich i kocich skórek, z których jeszcze po wojnie robiło się pokątnie wyroby kuśnierskie. Podejrzewam więc, że mięsa też wtedy nie marnowano. Do dziś noszę czasem w domu futrzaną kamizelkę z nich. Najśmieszniej było, gdy przyjechała raz kuzynka ze swoim kotem. Zrobiłem mu posłanie z kocich skórek. Kuzynka nie wiedziała, czemu się śmieję. Kot też chyba nie wiedział.
Komentarze do art. z facebookowego profilu Tajne Stowarzyszenie Jawnych Przeciwników Barokizowania Budowli Gotyckich https://www.facebook.com/RytGotycki?fref=ts:
Michał S.: A żółwie przyjęto za ryby i w poście mięso jedli. Cwaniacy.
Kami La J.: Chyba nie odróżniali kotów od zajęcy albo myśleli, że to prawie to samo… myśliwi do dzisiaj nazywają zająca „kotem”
Pawel Kongo S: powinno sie dalej jeść wszarze… internet byłby w końcu wolny od pierdół
Maggie G.: Ja tam się nie dziwię. Jak jest kryzys…
Julia Karolina G.: Pono w Średniowieczu psy też lądowały na stołach.
Jeden z francuskich dworzan, przybyłych do Rzeczypospolitej z Ludwiką Marią (bądź Marysieńką, nie pamiętam) dziwował się że Polacy nie jedzą kotów.
Szukam literatury dotyczącej kotów w średniowieczu. W sztuce, w kulturze, znacie cos?
Kolejna porcja komentarzy z naszego profilu na Fb https://www.facebook.com/ciekawostkihistoryczne:
Waldi B.: Chętnie spróbuje .
Jan W.: Koty sa kwasne.
Jola P.: W niektórych kantonach Szwajcarii do tej pory ulubionymi przysmakami na świątecznym stole są dania z …kota .
Iwona Lisowska Fotografia: Mają wprowadzić zakaz.
Jak czytam te komentarze, to po prostu nie wierzę! I jeszcze ten tekst pod obrazkiem „ciekawe czy z tego kota wyszłaby dobra potrawka” . Widać wiele ludzie się nie zmienili od średniowiecza.
No tak, nic się nie zmienili. Nadal mają dwie ręce i dwie nogi :).
poproszę jakiś przepis na danie z kota w/w już znam może inne?
Do dziś pamiętam jak w latach 80-tych będąc na Kleparzu usłyszałem jak sprzedawca, po tym jak pani zapytała „Czy tek królik świeży?”, po jej oddaleniu dopowiedział do kolegi „Tak jeszcze wczoraj myszy łapał”
Szkoda że pominięto że pasztet/[ieczeń z kociąt jest do dzisiaj tradycyjną potrawą świąteczną w Szwajcarii. Aż 7 % społeczeństwa przyznaje się do spożywania.