Chrzest Polski rok 966, bitwa pod Grunwaldem 1410, powstanie listopadowe 1830, a pierwsza wojna światowa? Do głowy przychodzą lata 1914 – 1918. To nasz punkt widzenia. Gdyby zapytać Ukraińca mieszkającego w Galicji mógłby odpowiedzieć zupełnie inaczej. I nie chodzi o żadne luki w pamięci, bo pytać będziemy Ukraińca żyjącego w latach 20. XX wieku.
Chrzest Polski rok 966, bitwa pod Grunwaldem 1410, powstanie listopadowe 1830, a pierwsza wojna światowa? Do głowy przychodzą lata 1914 – 1918. To nasz punkt widzenia. Gdyby zapytać Ukraińca mieszkającego w Galicji mógłby odpowiedzieć zupełnie inaczej. I nie chodzi o żadne luki w pamięci, bo pytać będziemy Ukraińca żyjącego w latach 20. XX wieku.
Z jego perspektywy wojna owszem była światowa, ale trwała nie tylko w innych latach, była też o dwa lata dłuższa. Według Zvitu Direkcii Derzavnoi Gimnazii z ruskoju vikladovoju movoju v Stanislavovi za skilnyj rik 1920/21 (Raportu dyrekcji gimnazjum z ruskim językiem wykładowym w Stanisławowie, za rok szkolny 1920/1921) wojna światowa rozpoczęła się w 1914, a zakończyła w… 1920. Z tego powodu dyrekcja musiała zamknąć bibliotekę. W tym okresie stracono także wiele woluminów.
Źródło: Podkarpacka Biblioteka Cyfrowa
KOMENTARZE (10)
Tytuł trochę mylący, człowiek spodziewałby się trochę większej rewelacji ;-). Pewnie i w Polsce na początku lat 20. trafiłyby się publikacje według których wojna skończyła się w 1920/21 – kiedy bolszewicy już sobie poszli.
Czyżby autorka nie słyszała nic o wojnie polsko-ukraińskiej? Czy autorka wyobraża sobie, że w Stanisławowie wojna skończyła się w 1918 roku?
Nieuki do książek!
Z całym szacunkiem, radzę dokładniej wczytać się w tekst. Dla przeciętnego mieszkańca wspomnianego Stanisławowa było w zasadzie bez różnicy, czy konflikt był światowy, czy regionalny. Wojna to wojna, ze wszystkimi tego konsekwencjami i nigdy nie twierdziłam czegoś innego.
No cóż, jeśli intencje były inne, jak odebrałem w takim razie przepraszam. Tekst można czytać na wiele sposobów, szczególnie ten pierwszy akapit wprowadza zamieszanie, sugeruje coś w rodzaju: „jak to głupie ukraińce sobie historią żonglują”
Zapraszam do rzucenia okiem na nazwisko autorki ;-). Jak łatwo poznać to nazwisko… ukraińskie. A byłoby dziwne, gdyby autorka (częściowo) ukraińskiego pochodzenia pisała „jak to głupie ukraińce sobie historią żonglują” ;-).
Kamil ma rację, jest to bodaj ostatnia rzecz, o jaką można mnie podejrzewać ;)
Ejże, moja sąsiadka ma czysto ukraińskie nazwisko a Ukraińcami to by najchętniej w piecu paliła i smoły dolewała. Ruskie nazwisko mówi co najwyżej o tym, że dana osoba wywodzi się z tamtych terenów. Jeżeli przy tym jest Polakiem, to na 95% ma do Ukraińców stosunek – delikatnie mówiąc – mocno negatywny. Toteż nic w tym nie byłoby dziwnego, ze osoba o ukraińskim nazwisku Ukraińców nie kocha.
Przykro czytać takie bzdury. Środowisko, w którym się obracam inaczej podchodzi do kwestii polsko-ukraińskich i bardzo mi się nie podoba, że prosty i lekki tekst o charakterze informacyjnym staje się przyczynkiem do dyskusji na tym poziomie. Retorykę „palenia Ukraińcami w piecu” radzę schować do kieszeni i prezentować ją gdzie indziej. Dziękuję.
(żeby rozwiać wszelkie wątpliwości – przez większość swojego życia mieszkałam parę kilometrów od granicy polsko-ukraińskiej, gdzie i Ukraińców i rodzin mieszanych jest mnóstwo więc wiem, o czym piszę)
Aleksandro, jeśli wolisz stwierdzenie: „sąsiadka moja mimo czysto ukraińskiego nazwiska ma do Ukraińców stosunek nienawistny, jej poglądy wobec nich są nacechowane niechęcią, pogardą i żądzą odwetu a jej ulubionym tematem rozmów są rzezie Polaków na Ukrainie podczas II WS” – to proszę bardzo. Tym niemniej – w takim albo innym ujęciu – nie są to bzdury! Jako osoba o wykształceniu historycznym powinnaś umieć odróżniać „bzdurę”, czyli fałsz od faktu. A z tymi ostatnimi, jak wiadomo, się nie dyskutuje.
A fakty poza tym są takie, że poglądy mojej sąsiadki w kwestii ukraińskiej nie są, w miejscu gdzie mieszkam, żadnym ewenementem. Są na pewno normą w pokoleniu wypędzonych z ukrainy i ich dzieci a często i wnuków wychowanych w tym duchu. Dopiero ostatnio młodzi zapominają o tych sprawach.
Ty mieszkałaś na kresach, gdzie ludzie żyjąc obok siebie musieli wypracować jakiś kompromis i współpracować ze sobą, zniwelować uprzedzenia i zatrzeć konflikty. Ja żyję w miejscu gdzie Ukraińca od ponad 60 lat nikt na oczy nie widział (oprócz tych o których za plecami się tak określa „byłam w mieście i widziałam jak ona szła do cerkwi, nie wiedziałam, że ona taka!”) a jedyne wspomnienie o nich wiąże się z obrazem krwawych pogromów UPA i przymusowej wędrówki na Ziemie Odzyskane.
Ty wiesz o czym piszesz i ja wiem o czym pisze, więc może spuść nieco z tonu i pogódź się z faktami. I bez urazy.
Jarek, możesz przedstawić link do badań i materiałów źródłowych, na których opierasz swoje twierdzenie: „A fakty poza tym są takie, że poglądy mojej sąsiadki w kwestii ukraińskiej nie są, w miejscu gdzie mieszkam, żadnym ewenementem. Są na pewno normą w pokoleniu wypędzonych z ukrainy i ich dzieci a często i wnuków wychowanych w tym duchu. Dopiero ostatnio młodzi zapominają o tych sprawach.”?
Szczególnie interesowałyby mnie metodologia oraz dobór próby.