Przez stulecia moda damska miała niewiele wspólnego z użytecznością. Nic więc dziwnego, że walka o emancypację była również walką o prawo do... wygodnego stroju. Polkom bój o dwie nogawki zajął dobrych kilka dekad. Kiedy ostatecznie udało im się wygrać?
W kwestii noszenia spodni nawet Biblia wydawała się występować przeciwko kobietom. „Kobieta nie będzie nosiła ubioru mężczyzny ani mężczyzna ubioru kobiety; gdyż każdy, kto tak postępuje, obrzydły jest dla Pana, Boga swego” – głosiła Księga Powtórzonego Prawa.
Trudno się zatem dziwić, że w chrześcijańskiej Europie wprowadzanie elementów męskiego stroju do damskiej garderoby budziło zdecydowany opór. We Francji jeszcze w 1933 roku obowiązywał zakaz noszenia spodni przez kobiety. Przekonała się o tym ikona stylu i gorąca orędowniczka dwóch nogawek, Marlena Dietrich. Kiedy pojawiła się w Paryżu w swojej charakterystycznej kreacji, na którą składały się marynarka, spodnie z wysoką talią, biała koszula i krawat, otrzymała… policyjne ostrzeżenie, że może podlegać odpowiedzialności karnej!
Na przestrogach na szczęście się skończyło, jednak historia ta doskonale pokazuje, na co narażane były elegantki wykraczające poza społecznie tolerowane konwenanse. A przecież gdy Dietrich przebywała nad Sekwaną, walka o wygodny ubiór trwała już co najmniej od kilkudziesięciu lat. Także w Polsce.
„Nastał popłoch, gwałt i rwetes”
Panie nad Wisłą nie pozostawały bowiem daleko w tyle za światowymi trendami. Już pierwsza próba wprowadzenia na ulice miast damskich spodni znalazła grono zwolenniczek – choć, trzeba przyznać, dość nieliczne. Były to zaproponowane przez projektanta Paula Poireta przed I wojną światową szarawary, inspirowane modą orientalną. W tym samym czasie, w 1911 roku, dom mody Drécole i Béchoff prezentował na wyścigach w Paryżu tak zwane „suknie spodniowe”.
Jakie były reakcje publiczności na nowy ubiór dla płci pięknej? „Nieliczne kobiety, które pokazały się w tych sukniach na ulicach, zostały wyśmiane” – pisała historyczka polskiej mody, Alina Dziekońska-Kozłowska. Także Karolina Żebrowska, blogerka i autorka książki „Polskie piękno. Sto lat mody i stylu” podkreśla, że zaprojektowane przez Poireta kreacje wydawały się skandaliczne. „Pojawienie się w miejscu publicznym pani w spodniach odnotowywały lokalne gazety” – referuje.
„Odnotowywały” – to jednak mało powiedziane. Wystarczy przytoczyć fragment prześmiewczego wiersza, który ukazał się w 1911 roku na łamach satyrycznego czasopisma „A… psik”:
Pewna pani, nazbyt czuła
Na dziwacznej mody zwrot,
Chcąc zaimponować tłumom,
Wdziała na się jupe-culotte…(…)
Stał się tumult, krzyk i hałas
Wojska pięć wezwano rot,
By obronić od owacji
Nowatorkę w jupe-culotte.
Ostatecznie trend na spódnico-spodnie nie przyjął się ani na Zachodzie, ani w Polsce. Ich różne fasony pojawiały się co najwyżej na scenie. Aktorki bowiem – u nas między innymi Lucyna Messal – powitały je z radością. Podobnie tancerki, wykonujące na estradzie coraz popularniejsze tango. Nie bez powodu było ono nazywane w swoim czasie… „tańcem spodniowym”.
Elegantki II RP
Co ciekawe, niewiele w kwestii tolerancji dla dwóch nogawek zmieniło się w okresie międzywojennym. I to nawet mimo tego, że podczas I wojny światowej kobiety wdziewały czasem spodnie – choćby ze względów praktycznych.
Gdy nastał pokój, wszystko wróciło do (przedwojennej) normy – choć styl ówczesnych ikon mody mocno odbiegał od standardów sprzed 1914 roku, ich garderoby składały się przede wszystkim z rozmaitej maści spódnic i sukienek. Na spodnie zwyczajnie nie było miejsca. Jak komentuje Karolina Żebrowska, „raczej trudno było spotkać podobnie ubrane panie na polskich ulicach, a lasowany przez Marlenę damski frak pojawił się w Polsce wyłącznie w wydaniu artystycznym”. Na „skandaliczny” strój decydowały się tylko bardzo odważne elegantki. Także inna historyczka mody, Anna Sieradzka, tłumaczy:
Należy rozwiać powtarzaną przez żurnalistów legendę o przyjęciu przez kobiety spodni jako ubioru codziennego. Owszem, Marlena Dietrich paradowała w spodniach i męskich garniturach na ekranie i w życiu codziennym, ale jej przykład nie znalazł wielu naśladowczyń. Na miejskiej ulicy, w pracy, panie nigdy nie pojawiały się w spodniach.
Brak akceptacji dla zapożyczonego od mężczyzn elementu garderoby widać wyraźnie choćby w wydanym w 1937 roku poradniku Janiny Suchodolskiej „Sztuka ubierania się”. Znajduje się tam zestawienie ubiorów dla „młodej, pracującej, niezamożnej osoby”. Autorka wymienia cały szereg sukien – zimową, elegancką, wiosenną… ale na spodnie nie ma w nim miejsca.
Spodnie od kuchni
O ile jednak jeszcze w okresie międzywojennym wyjście w spodniach na ulicę było dla pań nie do pomyślenia, to „tylnymi drzwiami” wkraczały one do damskiej garderoby już od końca XIX wieku. „Spodnie funkcjonowały nieco na uboczu, rzadko pojawiając się w czasopismach, a jeśli już, to w kontekście plażowania czy wspinaczki górskiej” – opowiada Żebrowska w książce „Polskie piękno. Sto lat mody i stylu”.
Zmiana ta wiązała się z coraz większym zainteresowaniem płci pięknej aktywnością sportową. Ubiór wzorowany na męskim był po prostu znacznie wygodniejszy.
Kobiety w spodniach zaczęły pokazywać się między innymi na stokach narciarskich. I nic dziwnego. Wcześniej, jeżdżąc w długich spódnicach, z jednym kijem, nie dość, że przypominały – jak złośliwie zauważa Sieradzka – „czarownice na miotle”, to jeszcze ryzykowały zdrowiem. W efekcie nawet wyrocznia w sprawach mody, Janina Suchodolska, dopuszczała „długie do kostek spodnie, przeważnie koloru granatowego”.
Na rewolucję zdecydowały się też amazonki i automobilistki. Pierwsze założyły bryczesy, przesiadając się na męskie siodła. Drugie, prowadząc samochód, miały na sobie pumpy lub specjalne kombinezony z szerokimi nogawkami. Nowy strój przyjął się też w sytuacjach mniej formalnych, czyli w domu i na plaży. A to za sprawą… piżam. Jak pisze Cally Blackman w książce „100 lat mody”:
Piżamy były wygodne i uroczo się w nich wyglądało na plaży. Wchodzące w skład kompletu spodnie były pierwszymi, które powszechnie uznano za stosowny element damskiej garderoby (nie licząc tych, które kobiety nosiły w czasie wojny). Poza plażą piżamy pełniły funkcję wygodnego ubioru domowego; dopiero później stały się strojem do spania.
Emancypacja
Na prawdziwy przełom, który wyprowadził damskie spodnie z domu na ulicę, trzeba było poczekać jeszcze do końca lat 50. Oczywiście z przerwą na wojnę, gdy ten element ubioru zakładano do pracy – i do walki. Nosiły go polskie bojowniczki i uczestniczki powstania warszawskiego.
Ostateczna „emancypacja” spodni była dziełem Francuzek. To one uznały je za akceptowalną i elegancką część codziennego ubioru. Na tym etapie nogawki, wcześniej konsekwentnie szerokie, uległy znacznemu zwężeniu.
Ale z „ostentacyjnym” noszeniem spodni nadal wiązały się kłopoty. W Polsce dziewczynki nie mogły ich zakładać do szkoły jeszcze pod koniec lat 60. „Za pojawienie się w spodniach na lekcji można było dostać naganę; powtórne zignorowanie zakazu mogło skończyć się nawet wydaleniem ze szkoły” – opowiada Żebrowska.
Były to już jednak ostatnie bastiony oporu. Kiedy Saint Laurent w 1966 roku zaprojektował pierwszy damski garnitur, sprawa była już przesądzona. A kolejna dekada – lata 70. – to już czas absolutnej dominacji spodni.
Bibliografia:
- Anna Sieradzka, Moda w przedwojennej Polsce. Codzienna, sportowa, wieczorowa, ślubna, dziecięca, bielizna, PWN 2013.
- Cally Blackman, 100 lat mody, Arkady 2013.
- Historia mody, red. Marnie Fogg, Arkady 2016.
- Krzysztof Łoszewski, Od spódnicy do spodni. Historia mody męskiej, Bosz 2014.
- Kate Mulvey, Melissa Richards, Kanony piękna. Zmieniający się wizerunek kobiety 1890-1990, Arkady 1998.
- Alina Dziekońska-Kozłowska, Moda kobieca XX wieku, Arkady 2007.
- Karolina Żebrowska, Polskie piękno. Sto lat mody i stylu, Znak Horyzont 2018.
KOMENTARZE (10)
Kobietom w wieku 16-45 lat każdy ubiór i fryzura pasuje – tudzież mężczyznom – ale na miłość boską niech nie robią z siebie cudaków starsze kobiety i mężczyźni. Wtedy jest groteskowo i obrzydliwie, szczególnie gdy z racji wieku mają nieco zdeformowane kształty.
A może niech każdy zakłada co chce? Najwyżej „zaryzykuje”, że Tobie się to nie spodoba.
Pamietajmy, ze przez wieki ubior mezczyzn tez nie zawsze byl wygodny. Te obicisle fraki, kryzy ukladane szpilkami, codpiece i inne cudenka. Luzna suknia przed kolana nie jest strojem niewygodnym, a tak sie glownie ubieraly kobiety pracujace w polu.
Cóż, historia mody jest pełna ślepych uliczek i co najmniej dziwacznych zakamarków. Racją jest, że również ubiory męskie w niektórych epokach i miejscach (lokalne mody również miały bowiem ogromne znaczenie) do wygodnych nie należały, lecz mimo to niektóre wynalazki dla kobiet biły je na głowę.
Ogólnie osoby tzw. niskiego stanu pod względem ubioru przez stulecia były w zdecydowanie bardziej komfortowej pozycji, gdyż w stosunku do nich konwenanse były zdecydowanie luźniejsze i pozwalały na większą swobodę.
Pozdrawiamy serdecznie!
Do lat 60. ubiegłego wieku typową Polką była chłopka. W II RP ok. 70 % Polaków żyło po prostu na wsi.
Dopiero gierkowska Wielka Emigracja do Miast zmieniła ten stan.
” W Polsce dziewczynki nie mogły ich zakładać do szkoły jeszcze pod koniec lat 60. „Za pojawienie się w spodniach na lekcji można było dostać naganę; powtórne zignorowanie zakazu mogło skończyć się nawet wydaleniem ze szkoły” – opowiada Żebrowska.”
Żebrowska opowiada jakieś bzdury. Szkołe podstawową kończyłam w 1968 roku (ósma klasę), mniej więcej od piątej klasy chodziłam do szkoły w spodniach, zwłaszcza zimą, gdy do szkoły jeżdziło się na łyżwach. Nie zdarzyło mi się z tego powodu jakiekolwiek zwrócenie uwagi (no, z powodu łyżew -tak – żeby je odpinac od butów przed wekściem do szatni) Mieszkałam w niedużym mieście, więc poglądy spodniowe powinny być bardziej „zaściankowe” niby.
Jeszcze za w latach 70 i 80 w pewnym szanowanym liceum w Bydgoszczy spodnie dziewczyny mogły nosić tylko za zgodą dyrekcji, a ta wydawana była tylko z powodów zdrowotnych.
W latach 60-tych uczęszczałam do szkoły średniej i tylko za zgodą dyrektora szkoły dziewczyny dojeżdżające autobusami z daleka, mogły chodzić w spodniach, ale tylko w zimie. W innych szkołach nie było takiego „reżimu” :) Autorka ma rację pisząc o noszeniu spodni w szkołach przez dziewczyny. Wszystko zależało od dyrekcji :)
Maria Komornicka (pseudonim Piotr Włast), już w 1907r. zrezygnowała z bufiastych sukien – na rzecz spodni… i abstrahując od powodów dla których to uczyniła: wprawiła w osłupienie dosłownie wszystkich. ..w spodniach, wylądowała w psychiatryku i zdaje się, że do śmierci się. ich nie wyrzekła… niestety: opiekujące się nią zakonnice, w dniu śmierci przyodziały poetkę w suknię – bo nawet damski trup w spodniach był im nie do przyjęcia. Taka ciekawostka mi się nasunęła w związku z tym ciekawym tesktem. :)
Ja uważam, że we współczesnym świecie powinno się i mężczyznom i kobietom zabronić noszenia sukienek, spódnic, itp. Obecnie dla wszystkich obowiązkowe powinny być spodnie. To dopiero równość!