Franciszka Józefa do dzisiaj wspomina się z sentymentem. W porównaniu z innymi władcami państw zaborczych może rzeczywiście wypada lepiej. Ale czy naprawdę zasłużył na aż tak dobrą opinię? Może po prostu panował tak długo, że polscy poddani pokochali go... z przyzwyczajenia?
Wbrew pozorom władcy państw zaborczych cieszyli się wiernością ze strony wielu swoich polskich poddanych. Do dzisiaj przetrwał jednak sentyment tylko do jednego z nich – panującego od końca 1848 roku Franciszka Józefa.
Początki rządów austriackiego cesarza wcale nie rokowały dobrze dla sprawy polskiej. Na samym starcie krwawo rozprawił się z powstaniem węgierskim, w które zaangażowało się przecież także wielu Polaków na czele z generałem Józefem Bemem. Co więcej, represje też dotknęły polskich działaczy doby Wiosny Ludów. Przymusowo wcielano ich do wojska, obejmowano nadzorem policyjnym lub więziono.
Wkrótce pojawiły się jednak pierwsze promyki nadziei na to, że Franciszek Józef okaże się inny niż reszta władców państw zaborczych. Jego łagodniejszą stronę pokazała na przykład historia hrabiego Adama Potockiego, aresztowanego w następstwie Wiosny Ludów. Kiedy odczytywano mu wyrok 6 lat w twierdzy, stanął na baczność i zawołał: „Es lebe der Kaiser!” (Niech żyje cesarz!). Gest ten tak ujął monarchę, że skazaniec został ułaskawiony.
Czas na autonomię
Nadzieje na poprawę sytuacji Polaków rzeczywiście ziściły się pod rządami długowiecznego władcy. Stało się to częściowo za sprawą wydarzeń na arenie międzynarodowej. Paradoksalnie to klęski militarne poniesione przez Austrię wyszły na dobre mieszkańcom monarchii Habsburgów. Po nieudanej kampanii włoskiej w 1859 roku i przegranej wojnie z Prusami w 1866 roku władze w Wiedniu zorientowały się, że zmiany są konieczne. Uznano, że aby państwo mogło przetrwać, należy je przebudować w duchu federacyjnym.
Dzięki temu Galicja uzyskała autonomię już w 1861 roku. Region wprawdzie w austriackich relacjach prasowych określano jako „kraj malowniczy, lecz ubogi, a nawet dziki”, ale przyznano mu całkiem sporą swobodę. Jak pisze w książce „Imperium Habsburgów. Wspólnota narodów” Pieter M. Judson:
Nie doszło do formalnego układu, lecz rząd Austrii zezwolił na całkowitą polonizację administracji krajowej i przywrócenie języka polskiego w zgermanizowanym szkolnictwie wyższym. Powoływano także specjalnego „ministra Galicji” we wszystkich kolejnych gabinetach.
Dlatego zachowawczy politycy polscy, począwszy od lat siedemdziesiątych, generalnie popierali wszystkie rządy austriackie, a te w zamian pozostawiały im wolną rękę w wewnętrznych sprawach kraju koronnego. Tak było do przełomu stuleci, gdy rosnący ruch ludowy i ukraiński zagroziły supremacji wąskiego kręgu sprawującego władzę.
Galicja otrzymała znaczną autonomię także w sprawach polityki społecznej i oświaty na niższych szczeblach. Tym samym Polacy osiągnęli w kwestii niezależności więcej niż na przykład Czesi. Ze wszystkich narodów cesarstwa to my najbardziej zbliżyliśmy się do statusu niepodległych Węgier.
Misja monarchii
Zmiana sytuacji politycznej doprowadziła też do tego, że Habsburgowie zaczęli trochę inaczej postrzegać swoją rolę w Europie. Tak proces ten opisuje Judson w „Imperium Habsburgów”:
Utraciwszy w 1866 roku tradycyjną dominację w Niemczech, liberalna monarchia poszukiwała nowej misji w Europie. W latach siedemdziesiątych właśnie kulturalna różnorodność wydawała się dobrym polem cywilizacyjnego posłannictwa Habsburgów, nadzwyczaj odpowiednim dla wschodniej i południowo-wschodniej Europy (…). W pierwszej kolejności energię kierowano na leżące w granicach państwa Galicję i Bukowinę.
Na efekty wzmożonego zainteresowania regionami dotychczas pomijanymi nie trzeba było długo czekać. Widać je choćby w rozwoju szkolnictwa. Na początku XX wieku stopień alfabetyzacji w Galicji zaczął zbliżać się do tego ze zurbanizowanych Czech. Dystans między częściami cesarstwa powoli się zmniejszał. W 1910 roku w Galicji czytać i pisać umiało już 58 procent osób powyżej jedenastego roku życia. Wciąż było to mniej niż w austriackiej połowie monarchii, gdzie odsetek ten wynosił aż 83,5 procent, ale dla regionu był to znaczący postęp. Trzydzieści lat wcześniej czytających i piśmiennych było jedynie 14 procent.
Na cesarskim dworze
Stopniowo aktywizowali się również polscy politycy. Z czasem zaczęli oni odgrywać coraz większą rolę na cesarskim dworze. W 1870 roku hrabia Alfred Potocki otrzymał wręcz tekę premiera. Dzięki niemu udało się wprowadzić na Uniwersytecie Krakowskim język polski jako wykładowy (wyjątkiem pozostała literatura niemiecka). Polskim premierem był też w latach 1895–1897 Kazimierz Badeni. Jak wylicza profesor Waldemar Łazuga:
Łącznie w gabinetach austriackich […] zasiadało szesnastu Polaków, w tym trzech premierów (piastujących jednocześnie ministerialne funkcje), siedmiu szefów skarbu, czterech ministrów wyznań i oświaty, jeden minister kolejnictwa, jeden wspólny minister skarbu i jeden wspólny minister spraw zagranicznych.
Powodziło się zatem Polakom całkiem nieźle. Trzeba jednak przyznać, że nie było to efektem jakieś szczególnej sympatii cesarza. Zaowocował stworzony przez niego system. To dzięki niemu Polacy mogli wpływać na losy kraju. Monarchia habsburska miała być przecież ojczyzną dla wszystkich narodów Austro-Węgier, niezależnie od języka czy wyznania.
Habsburski król Polski?
Można podejrzewać, że Franciszek Józef miał w stosunku do Polski nawet dalej idące plany. Gdyby nie zabrakło mu czasu, mógł jeszcze bardziej zasłużyć się dla sprawy polskiej, przywracając państwu – oczywiście ograniczoną – niepodległość w ramach cesarstwa. Rosja obawiała się tego już około 1880 roku. Carscy agenci, zbierający informacje na temat planowanej wizyty cesarza w Krakowie, podejrzewali, że miejscowi Polacy będą chcieli wznosić toasty na cześć Franciszka Józefa jako „króla Polski”. Realna szansa na zmiany w tej kwestii przyszła jednak dopiero u schyłku życia cesarza. Tak pisał o swoich planach w dokumencie datowanym na 4 listopada 1916 roku:
Jest […] moją wolą […] także krajowi Galicji nadać prawo samodzielnego urządzenia swoich spraw krajowych aż do pełnej miary tego, co z jego przynależnością do całości państwa i z jej pomyślnością się zgadza, a przez to dać Galicji rękojmię jej narodowego i gospodarczego rozwoju.
Niestety idea nadania Galicji pełnej samodzielności pozostała tylko w sferze planów. Cesarz nie zdążył jej zrealizować. Zmarł kilkanaście dni później.
Wytwór propagandy
Największą rolę w kształtowaniu wdzięcznej pamięci o cesarzu Franciszku Józefie odegrały jednak nie jego konkretne posunięcia, a… działania propagandowe. O tym, jak idealny jest panujący monarcha, można było przeczytać w pismach urzędowych, gazetach i czytankach. Taki fragment znalazł się na przykład w galicyjskim podręczniku szkolnym z 1888 roku:
Jeśli dzisiaj każdy obywatel państwa korzysta w równej mierze z dobrze obmyślanych praw, jeśli rolnictwo kwitnie, handel się rozwija i przemysł potężnieje: przypisać to należy mądremu i sprawiedliwemu działaniu monarchy, który dobro swoich narodów wziął sobie za główne zadanie życia.
Wizerunek cesarza ocieplał też fakt, że pozostawał on „blisko ludzi”. Często można było zobaczyć go na żywo. Odwiedzał różne krainy swojej rozległej monarchii. W 1880 roku witany był z wielkim entuzjazmem w Krakowie. Można też było starać się o audiencję w Wiedniu. Najjaśniejszy Pan niemal codziennie przyjmował petentów, więc były duże szanse, by stanąć z nim oko w oko.
***
Franciszek Józef panował od 1848 do 1916 roku. Wiele osób żyjących na przełomie XIX i XX wieku nie znało innego monarchy – ten jeden rządził przecież „od zawsze”. Jego śmierć zbiegła się z ogromnymi zmianami dla poddanych. To wtedy odczuli oni w pełni skutki trwającej wojny światowej. Do ich domów zapukał głód. Olbrzymie żniwo zbierała też hiszpanka.
Dla tych, którzy byli świadkami rozpadu monarchii Habsburgów i zaciętych walk na jej gruzach, zmarły cesarz stał się symbolem „dobrych austriackich czasów”. Wspominano z rozrzewnieniem spokojne, bezkrwawe lata jego rządów. Na pewno przyczyniło się to do budowania legendy Franciszka Józefa, może nawet bardziej niż konkretne działania polityczne. Dlatego też, pisząc o Najjaśniejszym Panu, historyk często ma mniej do powiedzenia niż antropolog kultury czy etnograf. Bo duża część sentymentu do „naszego Cysorza” na swój sposób bardziej przynależy do sfery mitu niż historycznych faktów.
Bibliografia:
- Antoni Czubiński, Rewolucja lat 1848–1849 w krajach niemieckich, [w:] Rok 1848. Wiosna Ludów w Galicji. Zbiór studiów, red. Władysław Wic, Wydawnictwo Naukowe Akademii Pedagogicznej 1999.
- Stanisław Grodziski, Franciszek Józef I, Zakład Narodowy im. Ossolińskich 1990.
- Renata Hołda, „Dobry władca”. Studium antropologiczne o Franciszku Józefie I, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego 2008.
- Irena Homola-Skąpska, Z dziejów Krakowa, Galicji i Śląska Cieszyńskiego. Wybór pism historycznych, Instytut Historii PAN 2007.
- Pieter M. Judson , Imperium Habsburgów, Bellona 2017.
- Waldemar Łazuga, Kalkulować… Polacy na szczytach c.k. monarchii, Zysk i S-ka 2013.
- Waldemar Łazuga, „Rządy polskie” w Austrii. Gabinet Kazimierza hr. Badeniego 1895-1897, Wydawnictwo Naukowe UAM 1991.
- Leszek Mazan, Zdarzenia z życia naszego monarchy, czyli 142 c.k. historie opatrzone 72 ilustracjami, Anabasis 1996.
- Damian Szymczak, Zmierzch galicyjskiego austrofilizmu i idei austro-polskiej. Michał Bobrzyński jako minister dla Galicji i kwestia wyodrębnienia Galicji (1916–1917), „Galicja. Studia i materiały” nr 1/2015.
- Stanisław Wiech, Administracja rosyjska Królestwa Polskiego wobec wizyty cesarza Franciszka Józefa w Krakowie w 1880 r., „Kwartalnik Historyczny” nr 4/2005 (112).
KOMENTARZE (8)
„Jego łagodniejszą stronę pokazała na przykład historia hrabiego Adama Potockiego, aresztowanego w następstwie Wiosny Ludów. Kiedy odczytywano mu wyrok 6 lat w twierdzy, stanął na baczność i zawołał: „Es lebe er Kaiser!”
To Potocki mówił po niemiecku tak niegramatycznie czy też autor artykułu nie potrafi przepisać?
Pani Jarku, literówki niestety się zdarzają. Zawołanie zostało poprawione. Dziękujemy za zauważenie tej usterki.
„wcale rokowały dobrze” tu też chyba „nie” brakuje :-) pozdrawiam
Drogi komentatorze, dziękujemy za wskazanie tego braku, został uzupełniony. Pozdrawiamy.
Coś w tym jest, że monarcha zaborczego imperium był sympatyczniejszy, niż „nasi” władcy. Zwłaszcza współcześni.
Zapominamy tylko że ziemie zaboru austriackiego były w I poł. XIX w. najbardziej uciemiężone i paradoksalnie to Rosja i Prusy dawały wtedy więcej swobody. W kwestii ,,naszego cysorza” to nie zapominajmy że spośród wszystkich zaborców to Austriacy byli tymi zaborcami którzy byli nam bardziej bliscy chociażby ze względu na dawne bliskie stosunki obu państw i dlatego że Austriacy byli katolikami. Swoje też mogło zrobić uwłaszczenie chłopów które przypadło na panowanie Franciszka Józefa. A ponadto Polacy są narodem raczej emocjonalnym i nie powinien dziwić sentyment do władcy za którego żyli w pokoju ciesząc się swobodami nie spotykanymi nigdzie indziej na ziemiach polskich znajdujących się pod zaborami
…i król Polski, w czasie pokoju nie było to możliwe, bo królem Polski był cesarz (car) rosyjski. No i cysorz przejrzał na oczy w czasie wojny. Nie on jeden, mięso armatnie było potrzebne każdemu zaborcy.
Podobno do dzisiaj można wejść i zwiedzać pałac w Wiedniu bez biletu mówiąc perzy wejściu ,: Ich komme aus Krakau, Galizien.