Wizerunek Małego Powstańca wzrusza Cię do łez? Czemu w takim razie, gdy widzisz czarnoskórego kilkulatka z bronią, mówisz: barbarzyństwo?
Nie da się policzyć, ile dzieci brało udział w Powstaniu Warszawskim, podobnie jak nie da się ustalić, ilu małych żołnierzy zginęło. Jedno jest jednak pewne – udział malców w walkach musiał być powszechny.
Dzieci z karabinami
Wojciech Bąk wspomina o Chłopcach kilkuletnich, w krótkich śmiesznych spodenkach – świetnych wywiadowcach, a nawet żołnierzach, a Kazimierz Brandys opowiadał historię niejakiego „Orła”- sześcioletniego łącznika,
(…) osobnika z zadartym noskiem, który jeszcze w lipcu bawił się w Indian na ulicy Solec, w sierpniu został ogłoszony oficjalnie uczestnikiem światowej wojny o pokój. Ale jego stosunki rodzinne nie uległy przez to zmianie: na oczach plutonu dostał w skórę od matki za samowolny udział w nocnym wypadzie szturmowym.
Kazimierz Leski „Bradl”, jeden z dowódców batalionu „Miłosz”, podziwiał z kolei po wojnie zgranie swojego oddziału, w którym walczyli ludzie od dwunastego (niejaki >Mirek<) do pięćdziesiątego roku życia. Można więc śmiało założyć, że w co drugim powstańczym plutonie znalazło się jakieś dziecko.
Jeszcze kilka lat przed wybuchem powstania naczelnik Szarych Szeregów Florian Marciniak „Nowak”, po długich rozmowach z Emilem Fieldorfem „Nilem”, przyjął następujący podział zadań: dzieci w wieku 14-16 lat tworzyć będą grupy tak zwanych „Zawiszaków” trudniących się kolportażem, łącznością i w mniejszym stopniu wywiadem.
Ich nieco starsi koledzy, którzy nie ukończyli 18 roku życia, zorganizowani w tak zwane Bojowe Szkoły mieli robić mniej więcej to samo, tyle że poszerzone o podstawowe szkolenie wojskowe. Harcerze zaś metrykalnie dorośli tworzyli Grupy Szturmowe – wybitne, warto dodać. To z nich właśnie ukształtował się słynny „Parasol”, znany choćby z akcji pod Arsenałem czy wykonaniu wyroku na na Kutscherze.
Dzieci chcą walczyć!
Tak czy inaczej, dla dowództwa dwie sprawy były jasne. Po pierwsze – udziału dzieci w konspiracji nie da się uniknąć. Po drugie – należy zrobić wszystko, by dzieci tak długo jak się da nie miały kontaktu z bronią. Jeśli chodzi o pierwsze założenie, było ono bardzo realistyczne.
Mimo zakazów, dzieci w działalność podziemną wkręcałyby się same. Irena Łukomska „Dziembowska”, komendantka Wojskowej Służby Społecznej Warszawa-Południe, wspominała później:
Powadziłam w czasie wojny internat dla dziewcząt od 13 roku wzwyż (…) Ja sama musiałam szukać dla tych dzieci kontaktów w konspiracji, od dywersji do kolportażu, bo inaczej na własną rękę starałyby się dostać do pracy podziemnej.
A Jolanta Mirosława Zawadzka-Kolczyńska „Klara”, łączniczka w zgrupowaniu „Chrobry II”, opowiadała o niejakim „Pestce” – chłopcu jedenastoletnim, który przekonał dowódcę, by go przyjął do oddziału słowami: No ale moi bracia walczą, to ja też chcę! Z kolei Kamila Merwatowa, sanitariuszka ze Starego Miasta, wspominała taki obrazek:
Czołgi niemieckie zbliżały się na plac Kilińskiego. Dzieciaki trzynasto-, czternastoletnie rzucały się z butelkami napełnionymi benzyną na czołgi. W większości przypadków udawało im się jakiś czołg spalić.
Około 18 sierpnia Niemcy puścili na plac Kilińskiego czołg naładowany materiałem wybuchowym. Nasi chłopcy nie wiedzieli, że był to z ich strony taki niecny podstęp. Po zbliżeniu się dzieci i młodzieży w wieku czternaście, osiemnaście lat z wielkim entuzjazmem do czołgu, nastąpił wybuch, który wyrządził sporo strat w ludziach, a zwłaszcza wśród młodzieży.
Zdarzyło się nawet na Mokotowie, że matka przyprowadziła do oddziału dwóch swoich synów – jedenasto- i dwunastolatka – nie mogąc utrzymać ich w domu. Oni akurat przeżyli.
Śmierć to nie wszystko
Nie samo ryzyko śmierci było największym problemem udziału dzieci w walkach powstańczych. W tamtym czasie równie łatwo można było zginąć nie robiąc zupełnie nic, lub w roli łącznika czy wywiadowcy. Podstawowy problem leżał w psychice „małych powstańców”, którzy z pewnością doskonale sprawdzali się w boju, ale jednocześnie ów „bojowy” sposób rozwiązywania wszelkich problemów kierował ich na mocno niepokojące tory.
– Nie można traktować nieletnich jako monolitu – mówi psycholog Elżbieta Supryn. – Zakładamy, że mniej więcej od piętnastego roku życia młody człowiek przeżywa te same emocje, co osoba dorosła, i potrafi podobnie jak ona postrzegać fakty. Kłopot w tym, że zazwyczaj nie umie sobie jeszcze z nimi radzić. Nastolatek postawiony w sytuacji ekstremalnej, takiej jak wojna, tłumi swój strach przesadną brawurą i agresją.
To działa na zasadzie – nikt nie może zobaczyć, że się boi; nikt, nawet on sam. Taka postawa jest znana dobrze z kina, literatury czy po prostu z życia – najsłabsza jednostka w grupie jest jednocześnie najbardziej agresywna, często też zwyczajnie okrutna. Zdaniem dr Supryn, jeśli jeszcze w sytuacji ekstremalnej ekstremalne zachowania nie rażą, to po jej zakończeniu młody człowiek może mieć poważne problemy z powrotem do normalnych warunków.
– Wszystko zależy od jednostki, ale z reguły staje się osobą depresyjną, wycofaną – dodaje psycholog. – Ma też na pewno duże kłopoty z rozróżnieniem dobra i zła. Jak miałby nie mieć, skoro z jednej strony mówią mu, że zabijanie jest obiektywnym złem, z drugiej dają mu do ręki karabin i mówią, że czasem zabijanie jest jednak dobre? Takie doświadczenie może się odcisnąć na całym późniejszym życiu.
Dowództwo zdawało sobie z tego sprawę. To z tego właśnie powodu nawet harcerze dorośli, powyżej osiemnastego roku życia, zorganizowani w Grupy Szturmowe, skierowani zostali przede wszystkim do dywersji transportowej – zadania trudnego, bardzo ważnego, wymagającego sporej wiedzy fachowej i dostarczającej chłopakom niezbędnej adrenaliny, ale jednocześnie nie wymagającego przesadnego kontaktu z bronią, zabijania.
Była to jednak czysta teoria. Oddziały dyspozycyjne Kedywu, czyli mówiąc wprost – egzekutorzy – rekrutowali się głównie z szesnastolatków. I gdy czyta się dziś ich wspomnienia, niemal idealnie pokrywają się one z diagnozą dr Supryn. Mieli świadomość powagi sytuacji, doskonale wiedzieli o co walczą i jakie są reguły gry, ale jednocześnie pozostali chłopcami, którzy wciąż na swój sposób bawili się w wojnę – oddziały rywalizowały ze sobą, który zdobędzie więcej krzyży walecznych, a więc de facto ilu zabije ludzi.
Ponuro odnosił się do tego zjawiska obserwujący je na bieżąco Józef Roman Rybicki, ówczesny szef warszawskiego Kedywu:
Idea walki rozgrzeszała wszystko, lecz czy nasi żołnierze tylko w ideowych pracach widzieli cel Kedywu? Czy w przyszłości ta idea walki Kedywu utrzyma naszych żołnierzy? Czy na słabe, nieodporne jednostki mógł wpływać czas całej pracy w Kedywie, czy ta forma zewnętrzna: likwidacje, akcje nagłe – nie zasłaniała czasami istotnej treści walki z Niemcami? Czy żądza przygód, nieznany świat wrażeń nie pociągały za daleko żołnierzy, aż mogły zaciągnąć na dno występku?
Czy kiedy nauczył się robić bronią, kiedy nauczył się jak lekko spada spust pistoletu i zamyka usta na wieki przeciwnikowi, czy nie nauczył się on i nie przywykł zbyt lekkomyślnie sam, samowolnie, we własnym celu, we własnym interesie przykładać palec do spustu pistoletowego? Czy nie likwidował swoich wrogów osobistych, czy nie zdobywał za pomocą broni jakiegoś majątku dla siebie?
Ikona biała, ikona czarna
Powstanie warszawskie trwało zapewne zbyt krótko, by na dobre zdeformować psychikę uczestniczących w nim dzieci-żołnierzy. Poza dużymi miastami bywało z tym jednak różnie. Nastolatki obeznane przez kilka lat z bronią w oddziałach leśnych bardzo często już u schyłku wojny, bądź tuż po niej, zamieniały się w pospolitych bandytów.
Powszechnym problemem w prowincjonalnych szkołach powojennych było noszenie przez uczniów broni i rozwiązywanie konfliktów przy jej pomocy, a ci, którzy tego jakoś uniknęli, do końca życia borykali się psychicznymi zawirowaniami. Bywał to zresztą czasem koniec tragiczny, jak w przypadku Stefana Dąmbskiego, znanego z głośnych wspomnień wydanych pod tytułem „Egzekutor”, który po kilku dziesiątkach lat rozdrapywania ran strzelił sobie w głowę.
Jest to zresztą sytuacja doskonale znana ze współczesnych czasów, kiedy, według danych ONZ, 300 tysięcy dzieci uczestniczy konfliktach zbrojnych w 30 krajach świata. I jest to 300 tysięcy bardzo okrutnych dzieci.
Dzieci bardzo łatwo zmienić w żołnierzy. Łatwo je uprowadzić, są tanie w utrzymaniu, łatwiej się adaptują do nowych warunków, szybciej uczą się walczyć. Dziećmi łatwiej kierować niż dorosłymi i łatwiej ulegają wpływom. Są bardziej posłuszne i uległe niż dorośli, nie buntują się przeciw dowódcom, nie mają hamulców, dlatego też łatwiej przekonać je, sprowokować lub zmusić do popełniania zbrodni: zabijania, tortur, gwałtów, plądrowania i grabieży –pisze antropolog kultury Joanna Wojtarowicz.
Oczywiście trudno dokonywać prostych porównań nieletnich powstańców z ich rówieśnikami z Afryki Subsaharyjskiej czy Ameryki Południowej. Nikt ich do walki nie zmuszał – nawet przeciwnie, starano się ich od bezpośrednich działań odciągnąć.
Ich udział był całkowicie dobrowolny i z zasady wynikał ze szlachetnych przesłanek. Dziecko pozostaje jednak dzieckiem. Nawet jeśli nie były wykorzystywane z premedytacją, już samo dopuszczenie ich do udziału w walce miało w sobie coś z wykorzystywania dziecięcej nieświadomości i naiwności.
Wystarczy posłuchać wspomnień „Klary”:
Wtedy byliśmy młodzi i inaczej podchodziliśmy do śmierci. W ogóle nie zakładaliśmy, że powstanie upadnie, wierzyliśmy, że będzie trwało, dopóki nie zwyciężymy. Nikt nie wierzył, że może zginąć. Nawet jeśli wszyscy zginą, to mnie nie dotyczy – myślał każdy. Jakoś nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. A przecież śmierć była na każdym kroku.
Wypada więc przynajmniej zastanowić się, czy nasz jednoznaczny zachwyt nad ikoną „Małego Powstańca” przy jednoczesnym, równie jednoznacznym sprzeciwie wobec „Małych Powstańców” z Ugandy czy Sierra Leone nie ma w sobie dużej dozy hipokryzji. Takie właśnie pytanie zadali sobie Maria Piotrowska i Błażej Popławski:
Intuicyjnie większość Polaków wyczuwa sympatię, współczucie i podziw wobec Małego Powstańca (…). Są oni kreowani na bohaterów, a ich poświęcenie uznawane jest za dowód dojrzałości i patriotyzmu. Z drugiej jednak strony, zdjęcie czarnoskórego nastolatka z AK-47 w ręku, stanowiące jedną z ponurych ikon XX-wiecznej Afryki, napawa strachem, dowodzi barbarzyństwa mieszkańców dżungli na południe od Sahary. Te dwa stereotypowe wizerunki – powstańca warszawskiego z butelką benzyny i dziecka afrykańskiego z kałasznikowem – to dwa przedstawienia dzieci-żołnierzy, biorących udział (dobrowolnie lub pod przymusem) w wojnach toczonych przez dorosłych.
A więc bohaterstwo czy barbarzyństwo?
Bibliografia:
- Bartoszewski Władysław, Dni walczącej stolicy. Kronika powstania warszawskiego, Warszawa 1989.
- Bartoszewski Władysław, 1859 dni Warszawy, Kraków 2008.
- Davis Norman, Powstanie ’44, Kraków 2003.
- Fredro-Boniecka Maria, Krajewski Wiktor, Łączniczki, Warszawa 2016.
- Gawin Dariusz, Spór o powstanie, Warszawa 2004.
- Dzieci w konfliktach zbrojnych, red. R. Kubryński, Warszawa 2013.
- Leski Kazimierz, Życie niewłaściwie urozmaicone, Warszawa 1989.
- Rybicki Józef Roman., Notatki szefa warszawskiego Kedywu, Warszawa 2001.
- Stachiewicz Piotr, „Parasol”: dzieje oddziału do zadań specjalnych Kierownictwa Dywersji KG AK, Poznań 1991.
- Zawodny Janusz Kazimierz, Uczestnicy i świadkowie powstania warszawskiego. Wywiady, Warszawa 2004.
KOMENTARZE (37)
W tytule jest literówka- powstaniu, a nie postaniu.
Dziękujemy, poprawione.
Witam. Autor artykułu jest ignorantem. Zupełnie myli samoistne zaangażowanie dzieci w pomoc dorosłym rodakom w walce z okupantem, a sytuacją porwanych I zmuszanych do walki dzieci, które muszą walczyć bo jeśli nie po prostu zostaną zabite. Skandaliczne zestawienie i porównanie.
„Ignorant” to może przesada. Zwykła propaganda. Oni myślą jakimś niemieckim Onetem. Już sam tytuł jest skandaliczny, bowiem sugeruje, że „wykorzystywaliśmy” dzieci w Powstaniu, podczas gdy wyraźnie można przeczytać, że dzieci garnęły się do walki same i nie można było ich utrzymać. Doskonale pamiętam to z opowieści ojca, który wbrew swoim rodzicom uciekł do powstańców jako 11-latek. Porównanie do murzynków bezczelne i niepotrzebne. Sa inne przykłady udziału dzieci w różnych wojnach, znacznie bliższe naszemu.
Do Geografa Zawodowego, za czyny niepełnoletnich dzieci odpowiadają rodzice. Pomału zaczynają Polacy pojmować kulturę zachodnia. Przyjdzie i czas, ze pojmają iż odmowa eksterytorialnego korytarza i plebiscytu (96% Niemców) była przyczyna utraty Kresów i okupacji Sowieckiej. Artykuł jest dobry i trochę spóźniony w czasie.
Przyczyną utraty Kresów i okupacji sowieckiej? To jest jeszcze większy objaw ignorancji historycznej niż w artykule.
Chyba sobie zartujesz. Odmowa korytarza byla przyczyna kleski? A nie slyszales moze o tym, ze apetyt zwykle rosnie w miare jedzenia? Zwlaszcza o fanatykow pokroju Hitlera?
Jesli kierujesz sie niczym niepoparta wiara, ze na tranzycie przez Pomorze by sie skonczylo I ze dajac dostep na Prusy uchronilibysmy sie przed tym, co Rzesza miala w planach, to wykazujesz sie jeszcze wieksza ignorancja, niz autor artykulu.
Slyszales moze o czyms takim, jak 'pretekst’?
>sa inne przykłady udziału dzieci w różnych wojnach, znacznie bliższe naszemu.
dzieci z Hitlerjugend broniące Wrocławia?
W podpisie pod zdjęciem jest błąd ortograficzny, „młodzierz”. Pozdrawiam.
O jakiej „samoistności” mówisz w odniesieniu do kilkulatka? To może też noworodki.? A Jeśli tak to dlaczego nie mogą pić alkoholu albo kopulować, jak dorośli?
Także pozdrawiamy i dziękujemy. Dziś chyba chochlik w redakcji grasował…
Barbarzyństwo, bez dwóch zdań.
Z porównaniem do walk etnicznych toczonych w Afryce i insynuowaniu barbarzyństwa to autor już nieźle przeszarżował.
Sam fakt ze dzieci ealcza to jest barbarzynstwo nie ważne jakiego koloru skory ma Dziecko
Dąmbski, którego wspomnienia są zresztą ponoć niezbyt wiarygodne, według Wikipedii popełnił samobójstwo będąc chorym na raka. Wplatanie jego śmierci w tezę artykułu jest, delikatnie mówiąc, nadużyciem.
Zacznijmy może od tego, że samo powstanie było zbędnym wyrokiem na 200 tysięcy warszawiaków. Ktoś niepotrzebnie do tego dopuścił. Wygląda ładnie, dumnie. Wzrusza, ciśnie łzy do oczu, ale nie oszukujmy sie. Powstanie Warszawskie nie miało najmniejszych szans powodzenia, i ludzie wydający rozkaz do walki bardzo dobrze o tym wiedzieli. No bo jak dzieci, młodzież, chłopcy i dziewczęta, często z zepsutym karabinem, mieliby stawić jakikolwiek opór dobrze uzbrojonej i licznej armii niemieckiej?
Stalin ich podpuścił, a młodzi myśleli, że i co tam życie, ważne, że BÓG HONOR OJCZYZNA. Motyką na księżyc .Byle do przodu jakoś to będzie przecież ktoś nam w końcu pomoże. Młodzi i naiwni.
Tylko powstańcy i tylko oni mogą oceniać czy powstanie było potrzebne tylko oni bo wtedy tam żyli w tamtych czasach.
A jak myślicie że dzieci nie rwały sie do powstania to posłuchajcie wywiadów z powstańcami my jesteśmy ostatnim pokoleniem które może sie uczyć od „barbarzyńsko wykorzystywanych dzieci które u kresu życia sa dumne z tego za brali udział i oddawali życie za wolną Polskę.
Ludzie z dzisiejszych czasów nie mogą ich oceniać taraz sa inne czasy w piwnicach nie ma szpitali a niemcy was nie bombardują.
A tak na koniec sam mam 13 lat wrazie potrzeby (oby taka nigdy nie zaszła) wziął bym udział w powstaniu bo wole zginąć w lesie lub na barykadzie z karabinem w reku niż zastrzelony pod murem lub zmiażdżony w piwnicy. Wojne wywołali Niemcy oni do nas strzelali oni zabijali powstańców wtym dzieci to niemcy maja ich na sumieniu.
Nie oceniajcie nie macie prawa teraz są inne czasy tylko te dzieci ci młodzi ludzie z powstania mogą ocenić czy zostały wykorzystanie wykorzystane a warszawiacy i powstańcy z tamtych lat mogą oceniać czy powstanie było potrzebne
Drogi anonimie dzięki za twoją patriotyczna wypowiedz
. Jak na 13-latka przystało bardzo mądrom. Kiedy miałem tyle lat co ty teraz tez
tak myślałem zapisałem się nawet bez zgody rodziców do harcerstwa, a jak przyniosłem do domu mundurek i sprawa się wydala to ojciec wybił mi dosłownie patriotyzm z głowy. Było to już prawie pól wieku temu i dopiero po wielu latach zrozumiałem, że dobrze zrobił.
Dzieci to tez ludzie a nie ktos kogo powinno sie pouczac , czesto od dzieci mozna sie wiele rzeczy nauczyc , ktore my jako doratajac zapomnielismy. Ale ludzie popelniaja blad , bo milosc nie jest posiadaniem . Maz nei jest wlascicielem zony a zona nie jest wlascicielem meza.Tak samo dzieci nie sa nasza wlasnoscia . I do niczego nie powinno sie je zmuszac bo uwaza sie ze trzeba je na cos wychowac .
No a-przepraszam-prowodyrów tej rzezi nikt jakoś nie ukarał a to przecież wojskowi byli-przysięgali ojczyzny bronić a nie wysyłać na pewną śmierć cywilów… No, ale co ja tam wiem o Powstaniu Warszawski, skoro jestem z Górnego Śląska ??
Ślązak, Polak nigdy nie zrozumie Ślązaka, to całkiem inna mentalność i kultura.
Opaski powstańcze zakładali dopiero jak szli do niewoli albo jak się fotografowali. Banderowiec to bandyta, polski cywilny zamachowiec to partyzant, Talib to nie bojownik o wolność tylko terrorysta, szabrownik to stróż porządku na ziemiach wycyckanych, Ślązak to nie człowiek tylko wół roboczy, Pstrowski to nie polski kapo niemieckich górników tylko bohater pracy socjalistycznej, złodziejstwo polskie w Niemczech to wyrównywanie krzywdy historycznej nawet do dzisiaj (operacja żelazo albo szajka oszustów telefonicznych z pod Wa-wy).
Przestanę już wyliczać, bo to niema sensu. Bohaterów narodowych nikt w Polsce nie pociągnie do odpowiedzialności tylko wyświni tak jak Kościuszkę. Pomimo wszystkiego zaczynają kapować, że tabliczka mnożenia jest taka sama w Polsce jak i w Niemczech a za dwa pokolenia, że prawo międzynarodowe ich też obowiązuje.
Nieprzyzwoity i totalny bełkot. Po pierwsze Powstańcy regularnie nosili biało-czerowne opaski, aby mogli się łatwo rozpoznać. A po drugie Polacy swym bohaterom narodowym oddają hołd, a ich pamięć jest kultywowana z pokolenia na pokolenie.
Oddają hołd tak jak obecnie Lechowi Wałęsie.Za dzieci w powstaniu kula w łeb.
Barbarzyństwem nazywam formowanie band z nieletnich Afrykańczyków przez różnych skurwysynów „antyfaszystów” spod czerwonej szmaty!
Dzieci w szeregach powstańczych miały więcej szans na przeżycie niż ich rówieśnicy w piwnicach. Ale oczywiście wstyd pozostaje, bo one powinny się bawić i poznawać świat, a nie walczyć.
To jakiś absurd, nie ma mowy o żadnym wstydzie. Niemcy wywołali II wojnę światową i to przez nich dzieci nie mogły „się bawić i poznawać świat”. Polacy mogą być dumni ze swej postawy w czasie II wojny światowej.
I właśnie dlatego pomysłodawca powstania powinien być sądzony za zbrodnie wojenne. Po pierwsze za to, że zrównano harcerzy z żołnierzami. Harcerze – dzieci musieli brać udział w powstaniu. Odmowa=dezercja czyli kula w łeb.
Barbarzyństwo.
Jezeli chodzi o ten artykul to autor powmieszal kilka spraw . Oczywiscie , ze gdyby temat nie byl o PW to odpowiedz odnosnie dzieci bioracych udzail w walkach jest jedna , nigdy ! Tutaj mamy PW , jest to wielkie miasto , w ktorym zyje caly przekroj spoleczenstwa . Mamy kobiety , kobiety w ciazy , kobiety chore , mamy dzieci w roznym wieku , mamy wszystkie warstwy spoleczne i ludzi w roznym wieku . Nie bylo mozliwosci ewakuacji dzieci i kobiet z miasta . Jak wiemy powstancy opanowali tylko czesc miasta . Oficerowie i wladze cywilne wydajac rozkaz o powstaniu wiedzieli dokladnie w jakiej sytuacji jest miasto . Sytuacja powstancow byla tragiczna . Nie bylo zbyt wielkich mozliowsci zajac sie wszystkimi . Walki toczyly sie o przetrwanie . Jak wiemy powstancy nie mieli mozliwosci chronic ludnosc cywilnej , na Woli i w innych miejscach doszlo to obrzydliwych zbrodni ze strony Niemcow . Teraz , gdyby moj syn ktory ma lat 14 mialby zostac zastrzelony gdzies pod murem , wolalbym aby polegl gdzies na barykadach z bronia w reku . Znow zaloze , ze gdybym byl oficerem staralbym sie wyslac dzieci i kobiety na Mokotow gdzie byl w miare spokoj . Powierzyl bym im zadania logistyczne . Tylko jak juz wspomnialem sytuacja militarna i logistyczna powstancow byla bez wyjscia . Niemcy nie brali jencow , mordowali kobiety i dzieci . W tym konflikcie walki toczyly sie o byc albo nie byc . Niestety nie bylo zadnych szans aby zadbac o dzieci i kobiety . Porownywanie malych powstancow do czarnych dzieci gdzies w Afryce to duza pomylka albo po prostu brak podstawowej wiedzy w jakich warunkach i z kim przyszlo im walczyc . Jest to smutny okres w historii Polski i osobiscie uwazam ze nie mozna bylo nic zrobic z masa kobiet i dzieci . Pomnik stoi w Warszawie ale nim ocenimy trzeba solidnie przeanalizowac sytuacje jaka panowala przez te 63 dni PW .
Panie Januszu, artykuł nie mówi o udziale dzieci w Powstaniu jako sposobie na ich samoobronę poprzez posiadanie broni, ale o 'fenomenie’ – jeśli można to tak określić, chociaż tutaj to mało fortunne słowo – dobrowolnego udziału dzieci w Powstaniu oraz ich wykorzystywaniu nie tylko, jak Pan to ujął, w zadaniach logistycznych (np. bycie łącznikiem), ale wcielanie ich także do oddziałów Kedywu, egzekutorów. Zjawisko poruszone w artykule nie jest więc nieadekwatne do tematu. Autor poza tym nie ocenia – pozostawia na końcu pytanie bez odpowiedzi, tak aby każdy mógł sam – jeśli zechce – ocenić to, co zostało opisane w tekście. Dziękujemy za komentarz i włączenie się w dyskusję.
Każdy doskonale wie (przynajmniej ten co potomstwo posiada), że dziecko jest głupsze od małpy. O ile nastoletnie szczyle z własnej głupoty nie zdawały sobie sprawy o tyle dorosłe barany z własnej chociaż po części. A ich zadaniem było chronić te niedojrzałe, bezmyślne bachory. Jakim trzeba być popapranym, patologicznym rodzicem, żeby własne dziecko skazywać na pewną śmierć pozwalając mu uczestniczyć w tym powstańczym idiotyźmie?! Normalny, odpowiedzialny rodzic piznął by gówniarza w pysk i od razu przeszła by mu ochota na zabawę w powstanie.
Szanowny Panie, Pana zdanie jak widać jest bezkompromisowe, ale trudno nie wyrazić zrozumienia wobec Pana złości. Wykorzystanie dzieci w Powstaniu do dziś budzi kontrowersje…
Nie były wykorzystywane jak pisze w artykule dzieci same garneły sie do walki
Powiem tyle gdyby nie powstańcy idiotyzm mówię o wszystkim polskich powstania i wolą walki to teraz mówił byś po niemiecku lub rosyjsku nie wiedział co to polska i że coś takiego było albo byś wcale nieistniał
Sam mam 13 lat i wolę zginąć z bronią w ręku na barykady niż pod murem zastrzelony przez Niemca
Szanowny Anonimie, każdy z dyskutantów ma prawo do własnego zdania. Dla wielu udział dzieci w powstaniu jest nie do przyjęcia. Teraz twierdzi Pan, że wolałby zginąć, ale nie da Pan gwarancji jak zachowałby się w takiej sytuacji naprawdę. Bardzo łatwo oceniać, jeśli się czegoś nie doświadczyło i nie żyło w tamtych czasach.
Dlaczego wykorzystywaliśmy dzieci… ?
Autor mowi o sobie w pierwszej osobie i zaznacza, ze mial wspolnikow.
W Powstaniu nie bral udzialu, wiec musial z kolegami wykorzystywac te dzieci w innym czasie.
Dobrze byloby wiedziec w jaki sposob je wykorzystywal.
Przypominam, ze wykorzystywanie dzieci jest karalne.
Jestem gleboko przekonany, ze ten czlowiek nie jest Polakiem, poniewaz nic nie rozumie z polskiej tradycji i kultury, ani klimatu czasow o ktorych opowiada odrazajace historyjki.
Oczywiscie, ze moze grac glupa, ale to nie zmienia istoty sprawy.
Porownuje Polakow walczacych z okrutnym i bezwglednym najezdzca z jakimis murzynami.
Dziekuje.
To mi wystarcza.
Czy słyszał ktoś o szkołach Abwehry rekrutujących i szkolących dzieci na potrzeby wywiadowcze i dywersyjne? Podobnie robili rosjanie – polecam film „Swołocz” w tym zakresie.